Znalazłem początkowy fragment N. w wersji e.
http://cyfroteka.pl/ebooki/Niezwyciezony-ebook/p85344i119127„– Normalna procedura?
Astrogator wyprostował się znad książki pokładowej, gdzie w połowie karty wpisał umowny znak lądowania, godzinę i dodał obok w rubryce nazwę planety: „Regis III”.
– Nie, Rohan. Zaczniemy od trzeciego stopnia.
Rohan starał się nie okazać zdziwienia.
– Tak jest. Chociaż... – dodał z poufałością, na którą Horpach mu nieraz pozwalał – wolałbym nie być tym, który powie to ludziom.”
(…)
„Stu prawie ludzi, którzy
od miesięcy nie słyszeli odgłosu, jaki wydaje wiatr, i nauczyli się nienawidzić próżni, jak nienawidzi jej tylko ten, kto ją zna.”
Eeeeh, czyżby
nikt im nie powiedział, że na tej planecie zaginął bliźniaczy statek z też ponad osiemdziesięcioosobową załogą?() Więc spodziewali się grilla i rumu?
*
„Obaj patrzyli na wielką mapę planety, w projekcji Merkatora, niedokładną, bo rysowaną w oparciu o dane automatycznych sond z zeszłego wieku.
Ukazywała jedynie zarysy głównych kontynentów i mórz, linie zasięgu czap polarnych i kilka największych kraterów. W siatce przecinających się południków i równoleżników widniał obwiedziony czerwonym kółkiem punkt, pod ósmym stopniem północnej szerokości – miejsce, w którym wylądowali.”
(…)
„Horpach popatrzył po kolei na swoich specjalistów. Można było sądzić, że wybuchnie, ale nagle się uśmiechnął.
– Panowie, jesteście przecież ludźmi doświadczonymi. Latamy razem nie od wczoraj. Proszę o wasze zdanie. Co mamy teraz zrobić? Od czego zacząć?
Ponieważ nikt nie kwapił się z zabraniem głosu, biolog Joppe, jeden z nielicznych, którzy nie lękali się gniewliwości Horpacha, powiedział, patrząc spokojnie w oczy dowódcy:
– To nie jest zwykła planeta klasy sub-Delta 92. Gdyby była taka, „Kondor” nie zginąłby. Ponieważ miał na pokładzie fachowców, ani gorszych, ani lepszych od nas, jedyną rzeczą, jaką wiemy na pewno, jest to, że ich wiedza okazała się niewystarczająca, aby zapobiec katastrofie. Z tego wniosek, że musimy utrzymać trzeci stopień procedury i zbadać ląd i ocean. Myślę, że trzeba rozpocząć wiercenia geologiczne, a równocześnie zająć się tutejszą wodą. Wszystko inne byłoby hipotezami; nie możemy sobie w tej sytuacji pozwolić na taki luksus.
– Dobrze – Horpach zacisnął szczęki. – Wiercenia w perymetrze pola siłowego nie są problemem. Zajmie się tym doktor Nowik.
Główny Geolog skinął głową.
– Co do oceanu... jak daleko jest linia brzegowa, Rohan?
– Około dwustu kilometrów... – powiedział nawigator, wcale nie zdziwiony tym, że dowódca wie o jego obecności, chociaż go nie widzi: Rohan stał kilka kroków za jego plecami, u drzwi.
– Trochę daleko. Ale nie będziemy już ruszać „Niezwyciężonego”. Weźmie pan tylu ludzi, ilu pan uzna za wskazane, Rohan, Fitzpatrika, czy jeszcze jakiegoś oceanologa, i sześć energobotów rezerwy. Pojedzie pan z tym na brzeg. Działać będziecie tylko pod siłową osłoną; żadnych wycieczek po morzu, żadnych nurkowań. Automatami też proszę nie szafować – nie mamy ich zbyt wiele. Jasne? Więc może pan zacząć.”
Czyli: lecą „miesiącami” na planetę, lądują BYLE GDZIE, po czym kilka godzin po lądowaniu dr(mgr) Joppe rzuca błyskotliwy pomysł, żeby zbadać ocean. Och, jaka szkoda, że nie zaproponował tego choćby dzień wcześniej.
Mogliby zaparkować trzy kilometry od brzegu.
Ale Joppe nie mógł wcześniej, bo leżał nieprzytomny w hibernatorze.
Aaaarrrgghh!
**
Ja mam z Lemem chyba taki problem, że nawet jeśli można się zasadnie przyczepić do fabuły – co zresztą lubię robić – to i tak z każdej jego najmarniejszej książki wyciągam więcej tematów do myślenia, więcej zwykłej przyjemności z czytania, niż z większości innych SF-ów.
A ja nie mam z Lemem żadnego problemu.
[;-)]
Cieszę się, żeby był ktoś taki.