Jeśli chodzi o filmy SF warte obejrzenia to oczywiście zacznę od (wspominanej już wiele razy) "
2001 Odysei Kosmicznej", którą sam Mistrz uważał za wzorcowy film SF. I miał jak zwykle
rację - tak się powinno kręcić filmy SF. Co tu gadać: realistyczny Kosmos, filozoficzna zagadka, człowiek jako drapieżna małpa, niedocieczeni Obcy, nadludzko rozumny komputer, który jednak człowiek zdołał pokonać... (A wszystko po kolei i z Lemem się kojarzy...)
Następnie idą "
Alien" i "
Aliens" i to nie dla horrorowo-sensacyjnej akcji, nie dla owych słynnych ganianin po korytarzach (bo takie rzeczy zwykle zostawiają mnie chłodnym), a dla walorów zupełnie innych. "Alien" dla swej wstępnej partii przedstawiającej codzienną pracę w Kosmosie (na kilometry to "Pirxem" pachnie), "Aliens" dla pochwały niezłomnego ludzkiego ducha (tu znów przypomina się "Niezwyciężony"). Oczywiście w obu tych filmach wspaniałe jest realistyczne tło, paradoksalnie sam tytułowy potworek (gwałcący większość reguł znanych biologii - acz niektórzy "gwałcenie" to maja za celowe i wywodzą od lovecraftowskich monstrów) był dla mnie najmniej istotny. (Smakowite też były, b. lemowskie w stylu androidy, zwłaszcza nieludzki Ash.)
Wspomnieć też należy "
Gattakę" - znakomity film o potędze marzeń i determinacji, utrzymany w kameralnym klimacie, a swą myślą przewodnią zbliżony do "Pirxa" (choć bohater jest mniej poczciwy)...
Dalej
oba "
Terminatory" Camerona (przy czym wszelkie wybuchy i inne "fajerwerki" tradycyjnie zostawiły mnie chłodnym) - dla mnie to przede wszystkim (wiem paradoksalnie zabrzmi) opowieść psychologiczna o ludziach i o maszynach. O podobieństawch i różnicach między nimi. O trudnych wyborach określających przyszłość. (Najlepiej chyba scharakteryzował pierwszego "Terminatora" Oramus, lata temu w "Przeglądzie Technicznym".)
No i oczywiście dwie ekranizacje Dicka - "
Blade Runner" nakręcony przez Scotta i "
Raport mniejszosći" Spielberga. Filmy mroczne, lecz zostawiające nadzieję. Stawiające wiecej pytań niż odpowiedzi. Miejscami niekonsekwentne fabularnie. Bogate dziwacznymi uszczegółowieniami - po prostu "dickowskie"...
Oraz "
Park jurajski" według Crichtona - mamy tam klonowanie, b. lemowską z ducha postać Malcolma (Saussure z "Kataru" mi się przypomniał), dużo dobrej hard SF i ładne obrazki
...
Czas teraz na filmy które wiekompomnymi arcydziełami z pewnoscia nie są, ale obejrzenie ich zawsze coś wniesie widzowi są to:
- "
Matrix" - pewnie dostanie mi sie za umieszczenie go tutaj, ale przecie odkrywczy nie był - kopiował wątki z Dicka, cyberpunku, japońskiej mangi; może umieściłbym go wyżej na liście ale dobrą "jedynkę" pociągnęły w dół dwie następne słabe części;
- "
Runaway" M. Crichtona - ładny obrazek niedalekiej zrobotyzowanej przyszłosci (i nie chodzi tu o nijakie androidy, a o roboty zdecydowanie niehumanoidalne i nie-samoświadome); niestety trochę za dużo tam taniej sensacji;
- "
2010..." - druga część "Odyseji kosmicznej"; może nie arcydzieło ale rzadki przykład poprawnej naukowo "kosmicznej" SF w kinie;
- "
Virtuosity" - ciekawa opowiaska o nanotechnologii i AI, zepsuta przez zbyt sensacyjną akcję (pomyśleć jednak, że tak przyzwoity film umiał zrobić chałturnik od "Kosiarza umysłów");
- "
Epidemia" - bardzo do gustu przypadła mi ta cała naukowa oprawa (ba, Mistrz też kiedyś wspominał, że obejrzał to bez obrzydzenia), acz tempo znalezienia antidotum jest najoczywisciej nierealne;
- "
Mucha" - poruszający choć momentami dość obrzydliwy film o szalonym naukowcu i teleportacji, drugoligowe ale niezłe;
- "
Kafka" - nakręcona przez S. Soderbergha wariacja na temat twórczości tytułowego pisarza, film kończy się znacznie słabiej niż sie zapowiadał, ale broni go kilmat (trochę podobny do "Pamietnika znalezionego w wannie");
- "
Diuna" - film zły, nudny (przypuszczalne dlatego, że tak bezlitośnie pocięty przez producenta), a jednak fascynujący wizualnie, niepokojący i stanowiący doskonała (autoryzowaną przez Herberta) ilustracje do znanej powieści SF;
- "
Dziwne dni" - sensacyjna opowiastka stylizowana na
noir, której całym atutem jest świetnie oddany (mimo ubóstwa technicznych gadgetów) cyberpunkowy klimat;
- "
eXistenZ" - w sumie "ubogi brat" "Matrixa", ale spodobać sie może jego iście dickowskie szaleństwo i... pomysłowa wizja futurystycznych biotechnlogii;
- "
RoboCop" - poruszająca opowieść o cyborgu walczącym desperacko o swoje człowieczeństwo;
- "
Outland" - swoisty "western", którego akcja toczy się w górniczym osiedlu w pasie asteroid (mimo kilku błedów naukowych znośne);
- "
Cube" - nieco zbyt wieloznaczne, dobite kiepskimi sequelami, ale pomyłowe;
- "
Predator" - niby "jatka" i sensacja, ale ten film coś w sobie ma;
- "
Misja na Marsa" i "
Czerwona planeta" (wrzucę je razem, bo podobne
) pierwszy dla pięknych kosmicznych obrazków a'la "Odyseja..." (bo poza nimi nie ma w tym filmie nic); drugi dla klasycznego klimatu fantastyki ekspoloracyjnej (bo o samej fabule miłosiernie zamilczę);
- no i oczywiście oba "
Solarisy" - ten Tarkowskiego poraża nudą, ten Camerona z Soderbergh'iem nie wiedzieć czemu odchodzi od fabuły powieści, ale moze udałoby się z nich obu sklecić przyzwoitą ekranizację Lema
.
Miłośnik SF powinien też, oczywiście, obejrzeć takie paradokumentalne filmy jak "
Apollo 13" i "
Pierwszy krok w Kosmos" (o programie Mercury)