Sądzę, że bez "Johna" "GOLEM..." by się nie urodził...
Uuulala...po takim entree nie było wyjścia - klik i przyznaję pierwsze zdania - uderzające:)
Od zdania do zdania - przeczytałam 5 rozdziałów
Mówiłem?
(ten ostatni nieco jednak mnie zdegustował...What must be, must be.)
Pomyślałam, że to mógłby być punkt, w którym Lem postanowił odczłowieczyć Johna i zrobić z niego Golema.
Pamiętam, że miałem - lata temu - identyczne wrażenie. Że decyzja o takiej, a nie innej, naturze GOLEMa wynikała właśnie z końcówki "Johna", w której się z tego jacyś "X-Men" robią (skojarzenie również uprawnione, ponoć byli nim i
"Doom Patrolem" inspirowani; motyw
walki o wyspę zresztą na żywca rżnięty
*).
* Nawiasem: jasno widać co potrafił wycisnąć ze Stapledona Lem, a co Amerykanie...
Jednak inaczej czyta się o pozbawionym emocji komputrze, a inaczej o człowieku - nawet superior - któren uzasadnia swoje występki.
Powinno mu rozumu starczyć, żeby nie dopuścić do takiej sytuacji?
Z tym Johnem to jest ogólnie ten kłopot, co z pewnymi ideologami. Póki stoi z boku i ocenia, to by człowiek w zachwycie przyklaskiwał (prawie) każdemu zdaniu. A jak się do praktyki bierze, to by człek - jak
NEX - pistoletu szukał.
Hm...chyba faktycznie ważna pozycja - chociaż jeszcze trochę do końca mam - wstępnie jestem za:)
W sumie koniec nie jest ważny (tzn. - jeśli będziemy omawiać, sądzę, że się nad nim prześlizgniemy). Lem w "Fif'ie" wprost pisze, że istotna jest część pierwsza i fragmenty drugiej.
Tylko ten sam problem co z Hofstadterem - po angielsku? Chociaż niby ten John jest Jaśkiem...
"John" ma polski przekład, tylko nędzny. I z kuriozalnym wstępem (czy posłowiem?).
Żuławski " Na srebrnym globie"
/.../
Nigdy nie ważyłem się na stylistyczne rozpasanie. Jeśli weźmie pan do ręki Na srebrnym globie Żuławskiego - książkę, którą kocham i której wiele zawdzięczam - to łatwo znajdzie pan emfatyczne wykrzykniki: "O Ziemio! Ziemio utracona!" Wstydziłbym się tak pisać. "O atomie! Atomie mój kochany!" Dla mnie jest to niemożliwe.
"Tako rzecze Lem. Stanisław Bereś rozmawia ze Stanisławem Lemem", rozdział "W pajęczej sieci", str.111
To chyba wchodzi na listę?
Czyli "Na Srebrnym..." mamy potwierdzone z kolejnego źródła. A i "Zwycięzcę" bym dorzucił, choćby za ideę Obcości nieprzezwyciężonej. Sądzę, że dostatecznie uzasadni to "Fif'a" - tom 2, "IX. Utopia i futurologia", podrozdział "Modele socjoinwolucji". Porównywanie z Wellsem, chwalenie kreacji Szernów, wychwalanie obrazu upadku pozaziemskiej kolonii przeciwstawionego modnym wydumiskom Aldissa (demaskowanym jako naiwne)...
ps.
"Lalkę", sądzę, dorzucamy. Za to
mięso. Swifta też wypada ("Dzienniki..." się nim żywiły). Hofstadtera takoż bym dał. Spora część z nas potrafi po angielsku choć trochę, a projekt akademicki - młódź teraz w językach kształcona.
To może ułożymy listę tych kandydatur do dodania (edytować
skrzatowego posta nie śmiem, choć niby nam dozwolono)?
Trochę nadprogramowo:
Ale ona jest też o zmianie. Fundamentalnej.
Fotograficznie niemal chwyta moment przechodzenia społeczeństwa feudalnego w kapitalistyczne. Starcie się dwóch, mentalnie różnych, stanów społecznych - dumnej ba, pyszałkowatej ale ubożejącej i w sumie zagubionej bo ze uczuciem schyłkowości arystokracji i nowej, prężnej, jeszcze z kompleksami (a już z pieniędzmi) grupy mieszczańskiej. Może jeszcze prymitywnej, lecz witalnej, bez przeszkadzających ogonów "ewolucyjnych" i lepiej odnajdującej się w nowych realiach (lepniaki v/s roboty?).
Ze świadomością, że do niej należy przyszłość, bo to wyrok losu, konieczność dziejowa etc.
Dużo później i znacznie krócej to samo zawarł Lampedusa w Lamparcie.
Smutek nieuchronności i konieczność wpasowania się (z pogardą) w nowe.
Fakt, Lampedusa świetnym pisarzem był, z tych socjologizujących. Tylko bym się ucieszył, gdyby Mistrz go gdzie chwalił. Ale chyba nie? Choć jak się cytat znajdzie, to i jego bym dodał.
Edyta
:
Jeszcze jedno - Lem ze Stapledonem omawiał Borgesa, strukturę Apokryfów też mu podebrał... Wypadałoby chyba i Jorgego z Burgos
do listy dodać... Tylko z czym konkretnie? Na 100% "Tlön..." i "Biblioteka Babel" (którą Mistrz w "Fif'ie" omyłkowo zwie "Labiryntem"). "Pierre Menard..." chyba też. Ale co jeszcze?