A u mnie w zasadzie bez zmian. To mi uświadomiło, jak moje życie uległo już wcześniej wyosobnieniu i zelektronizowaniu. W przeciwieństwie do małż, która ma przymusowe wolne-niewolne jako belfer. Ja natomiast żadnych zmian w swoim własnym dniu nie obserwuję. Daleko mi oczywiście do programisty żywiącego się zimną pizzą na telefon i tak zatopionego w kodzie, że i tak na dwór nie wychodzącego. Owszem, bez problemu dojeżdżam przed ósmą do pracowni, bo nie działa szkoła, która jest zlokalizowana obok i w godzinach 7.30-8.10 mamusie i tatusiowie skutecznie blokują ulicę w obu kierunkach i wszystkie wjazdy na posesję w okolicy. W pracowni nikt mnie nie odwiedza bo ludzie jednak unikają spotkań - poza listonoszem, któremu od czasu do czasu robię kawę, teraz też mnie odwiedził chyba w czwartek ostatnio, widocznie listonosze mają zapewnienie od dyrekcji, że nie zarażają ani czynnie, ani biernie. Współpraca ze wszystkimi i tak od dawna była mailowo-elektronicznie. Teraz zaś okazało się, że urzędy także potrafią otwierać maile i wykorzystywać załączone w nich zeskanowane dokumenty. To wielki postęp - dotąd najbzdurniejsze rzeczy musiały być na papierze z oryginalną pieczątką i podpisem. Dajmy na to kilka osób z całej Polski robi temat - wszyscy muszą się podpisać żywą ręką na stronie tytułowej. Nie było innego wyjścia, jak takie, że gość ze Szczecina drukował tę stronę, podpisywał - wysyłał papierową pocztą do gościa z Katowic, itd. aż spłynęło to do ostatniego autora, który niósł to z dokumentacją do urzędu. W urzędach okopy na wejściu z biurek ze 3-4 m od drzwi, a w strefie neutralnej przezroczyste urny z ostatnich wyborów z ponaklejanymi kartkami wydziałów. Wrzucasz i temat załatwiony, a jak nie to ktoś uprzejmie zadzwoni i poprosi, żeby jakiś dodatkowy kwit doskanować i dosłać mailem. W rozmaitych innych jednostkach jak różniaści tzw. gestorzy sieci czyli elektrownia, woda, ścieki itd. wszystko można załatwić na maila i mapę w pdf - bosko po prostu. Nie tak jak zwykle dotąd, że trzeba było tę mapę wydrukować, wysłać lub pojechać - a potem na końcu już z pieczątką skanować. Zobaczymy, jak będzie z płatnościami za robotę, bo jak wszystko siądzie to może być krucho. Zakupy jakiekolwiek i tak robiliśmy zwykle raz w tygodniu - zasadniczo częściej trzeba chleb tylko kupować, ale my już od dawna pieczemy własny, więc luzik. Teraz z powodu wiadomej górki może będę robić zakupy raz na 2 tygodnie - a może i to nie...