Właśnie przeczytałem artykuł "Czy istnieją inne ścieżki życia?" zamieszczony w bieżącym (maj 2005) wydaniu Świata Nauki. Artykuł napisany jest przez Marka Orasmusa. Tekst dotyczy książki Stevena J. Dicka "Życie w innych światach. Dwudziestowieczna debata nad życiem pozaziemskim". Poza naukowymi teoriami, które zawarte są w książce, autor porusza także temat teologii. Oto cytat:
"Zauważmy, że tylko w jednym przypadku teologia zgadza się z hipotezą naukową - wtedy mianowicie, gdy Ziemia jest jedyną planetą w całym Wszechświecie obdarzoną życiem rozumnym. Gdyby tak było, otrzymujemy przerażającą wizję kosmosu, w którym miliardy galaktyk i eony czasu są niezbędne do tego, by w jednym punkcie tej olbrzymiej maszynerii doszło do wytworzenia cywilizacji rozumnej - a jaka ona rozumna, każdy widzi."
Nie jeden raz pisaliśmy już o tym, jak duży jest rozziew między nauką a wiarą. Artykuł ten jednak natchnął mnie by poruszyć ten temat jeszcze raz. Tym razem w zakresie naszego ulubionego science-fiction. Nasz Mistrz nieraz dotykał tego tematu, chociażby w naszym tytułowym Solaris. Jedno z moich ulubionych opowiadań Arthura C. Clarke'a zaczyna się od słów "Do Watykanu pozostało trzy tysiące lat świetlnych. Niegdyś uważałem, że kosmos nie może mieć żadnego wpływu na wiarę, tak samo jak sądziłem, że nieboskłon głosi chwałę dzieła bożego. Teraz wiem, jak wygląda to dzieło, i mam poważne kłopoty z moją wiarą". (Uwaga! interpunkcja w cytacie może nie być zgodna z oryginałem - podaję go z pamięci).
Otóż, pisarze SF, zwłaszcza ci, którzy mają dużo wspólnego z S (science), często dotykają w swoich utworach wątku zderzenia teologii oraz nauki i jej hipotez (czasem również pozostających tylko hipotezami, bez możliwości rychłego rozwiązania). Dlaczego tak się dzieje? (pytanie z jednej strony bardzo płytkie a z drugiej bardzo głębokie... wiem, ale liczę na was). Opiszcie też, w skrócie, inne utwory, które traktują na ten temat.