38% może być?:)Oczywiście, jak najbardziej. Bardzo dziękuję :)
Przy okazji znalezione dzisiaj na fejsie (z książki Orlińskiego):Podobno całe sterty...tych papierków...kojarzę taką anegdotę, że po przeprowadzce Lema na Narwik - za meblami - nowy lokator (Michaś z Dyktand? :-\) znalazł pokaźny zestaw;)
https://scontent.fwaw3-1.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/fr/cp0/e15/q65/20526254_10212406715395612_6077411121647364624_n.jpg?efg=eyJpIjoiYiJ9&oh=431156f986c4c0567c4961650fe4ac33&oe=59FDA286 (https://scontent.fwaw3-1.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/fr/cp0/e15/q65/20526254_10212406715395612_6077411121647364624_n.jpg?efg=eyJpIjoiYiJ9&oh=431156f986c4c0567c4961650fe4ac33&oe=59FDA286)
Ale żeby papierki za szafę...
na pewno będzie to przyjemna lektura - czy wnosząca coś nowego? Się okaże:):)
Może i niszowa - chciałam kupić - nie ma. Można tylko wypożyczyć ebooka.Cytujna pewno będzie to przyjemna lektura - czy wnosząca coś nowego? Się okaże:):)
Dobrze, że ktoś popularyzuje pana Lema, bo książka pani Gajewskiej, której autor sądząc po linkowanym tekście sporo zawdzięcza, jednak niszowa.
Tym niemniej dobrze by było, gdyby też zadbać o stare i unikać takich (baboli chciałem napisać ale nie wiem czy złe konotacje nie...będzie bezpieczniej tak - ) byków;Czujny jesteś:)
Trzeba pamiętać, że jeden z dalszych krewnych Lema zginął w lipcu 1945 roku w pogromie kieleckim. Lemowie ukrywali się we Lwowie na ulicy Bernsteina ze stryjem Lema, Fryderykiem, i jego dalekim krewnym - Sewerynem Kahane, który jest najbardziej znaną ofiarą pogromu kieleckiego.
Czy to dziennik.pl z lichą korektą, czy w samej książce taki się zaczaił nie wiem, ale prostuję.
Rzeczony pogrom był rok później w 1946. Lipiec się zgadza (tuż po sławetnym referendum 3x tak, ale jeszcze przed ogłoszeniem wyników).
Dobrze, że ktoś popularyzuje pana Lema, bo książka pani Gajewskiej, której autor sądząc po linkowanym tekście sporo zawdzięcza, jednak niszowa.A jednak nie podziękował.
A, no to jestem uspokojony...częściowo. Bo jednak linkowany art, jak sądzę, przeczyta więcej ludzi niż książkę.To prawda.
Przeczytałam trzy rozdziały z "Życia nie z tej ziemi".Ja chyba jakoś podobnie. Wstępnie, pozytywne zaskoczenie - mimo przyjętej poetyki i sporej ilości Wojciecha w Staszku, fanem jest więc wybaczam :)
Z drugiej strony - te gdybania, opinie itp. - zwróciły moją uwagę na nielubianego Człowieka z Marsa - chyba przeczytam ponownie - nie myślałam o tej książce pod kątem uwarunkowań zewnętrznych, w których powstawał.Czytałem "Wśród umarłych", marsjańskiego też, ale bez takiego nastawienia...biograficznego. Powtórzyć by? Kuszące.
I wypada - może nawet w Akademii? - przyjrzeć się baczniej pozycji "Wśród umarłych" - to też trop: opinie:)
W sumie - chyba bardziej jestem ciekawa tego:I co, zaskoczona? Bo ja trochę tak.
Obaj też mieli zaproponować utwory muzyczne, których przy tej okazji chcieliby wraz z nami posłuchać.
;)
Muzycznie odnotowałam Modest M. - z trzecią planetą - zaproponowaną przez P. Kloskę ( całą audycję miałam skojarzenia do Kouski;)) - chyba kiedyś dawałam ich do muzycznego?CytujW sumie - chyba bardziej jestem ciekawa tego:I co, zaskoczona? Bo ja trochę tak.
Obaj też mieli zaproponować utwory muzyczne, których przy tej okazji chcieliby wraz z nami posłuchać.
;)
Poza tym jestem pod wrażeniem akcji promocyjnej, gdyż obaj goście niemal na świeżo zjechali stąd;No. O tym OFFie dawałam info w Wokół Lema...;)
https://czarne.com.pl/wydarzenia/1645
A może zrobić oddzielny wątek dla tej książki?
Pss2...A może zrobić oddzielny wątek dla tej książki?Dawaj, jakieś uwagi mam.
ew. dumania nad nim na parę dobrych postów starczy.E, więcej niż parę i przynajmniej będą o czymś innym niż ostatnie biczowanka, na to liczę. :)
Oczywiście, jak najbardziej. Bardzo dziękuję :)O, wybaczył na samiutkim przodku - skąd wiedział?
Linki medialne - płatne - nie mogę przeczytać - zostaje wyobraźnia:)
No ale ktoś czytał i warto?Blogi zachęcają :)
No ale ktoś czytał i warto? Bo tak ze słuchowiska to mam wrażenie, że Orliński coś sobie ponawyobrażał... Nie ma jednak pewności, że ma to jakikolwiek związek z Lemem, poza członem "fiction" z gatunku, który (zdaniem świata, a jego wręcz przeciwnie) uprawiał.https://forum.lem.pl/index.php?topic=1587.msg69965#msg69965 (https://forum.lem.pl/index.php?topic=1587.msg69965#msg69965)
Natomiast wracając do trójkowej audycji - bo zaskoczyło mnie to już przy czytaniu - skoro miesiącami Lemowie się ukrywali w Lwowie, to przecież ktoś ich ukrywał, papiery lewe wyrabiał...i tego ktosia/ktosiów nie ma w książce.Udział rodziny Kołodziejów?
Mnie zaskoczyło, że Lehm ojciec spolszczył wg Orlińskiego nazwisko grubo przed DWŚ a nie w związku z nią i jej następstwami- nie pomne, bo na umyśle słabuję, ale czy nie w 1919?Orliński podaje, że: Samuel Lem co najmniej od roku 1904 posługiwał się spolszczoną wersją nazwiska, ale jego krewni aż do samej wojny podpisywali się "Lehm".
Orliński podaje, że: Samuel Lem co najmniej od roku 1904 posługiwał się spolszczoną wersją nazwiska, ale jego krewni aż do samej wojny podpisywali się "Lehm".Ciekawe. I mało prawdopodobne.
str. 18
Do tego jest przypis:
Świadczy o tym dokument przechowywany w rodzinnym archiwum - notarialnie poświadczony wyciąg sporządzony w 1953 roku zaświadczenia wystawionego przez austro-węgierski Urząd Metrykalny Izraelicki we Lwowie; wyciąg ów zaświadcza, że "nazwisko opiewa LEM, a nie LEHM".
Natomiast wracając do trójkowej audycji - bo zaskoczyło mnie to już przy czytaniu - skoro miesiącami Lemowie się ukrywali w Lwowie, to przecież ktoś ich ukrywał, papiery lewe wyrabiał...i tego ktosia/ktosiów nie ma w książce.No nie wiem.
Udział rodziny Kołodziejów?
Jakoś się kurde nie umiem przełamać.Chyba tu wszyscy, mniej lub bardziej, mieli podobnie. Dlatego napisałem, że jestem pozytywnie zaskoczony, rzecz w ustawieniu poprzeczki, też bez przesady w drugą stronę - zaliczone, ale szoku nie ma.
Otóż, Orliński stawia tezę, delikatnie bardzo, że we Lwowie pod koniec okupacji niemieckiej - ten najgorszy, Stanisław będący chwilowo Janem zachodził do biblioteki co sam opowiadał - i tam mógł zapoznać się z raczkującą amerykańską s-f pod której wpływem zaczął pisać "Człowieka z Marsa". To już domniemanie autora.
Zacytuję;
Nie podał listy swoich lektur z tego okresu ale być może było tam jakieś amerykańskie opowiadanie
czy powieść s-f (technicznie było to możliwe, przecież do roku 1941Trzecia Rzesza miała normalną wymianę kulturalną z USA)... Przypuszczam, choć nie mam na to cienia dowodu - że bezpośrednią inspiracją dla Lema był niemiecki przekład jakiegoś amerykańskiego autora ze stajni Grensbacka. To by tłumaczyło, czemu akcja "Człowieka z Marsa" zaczyna się akurat w Nowym Yorku.
A teraz cytat z Lema;
"Nie tylko nie przeczytałem do roku 1956 żadnej książki z gatunku s-f (poza Verne`em i Wellesem; tych poznałem przed wojną, we Lwowie), ale nie miałem też dostępu do dzieł naukowych - z jednym wyjątkiem." (Choynowski)
- 1994 pisane dla Szwajcarów czyli sylwa XXIII
I komu tu wierzyć? :D
brakuje podrozdziałów? Żeby łatwiej prześledzić pewne wątki oraz tok hipotez Orlińskiego?
Autorowi pasuje to ładnie do szeregu dat z historii Polski i powszechnej, które znaczą historię Lema.
Literaci mają tę cudną swobodę stawiania niefalsyfikowalnych hipotez, z czego Orliński uroczo skorzystałNie tylko literaci. :)
wspólna podróż z Lemami w Bieszczady
czytam zapis z dziennika Szczepańskiego z 7 sierpnia 1961r...wspólna podróż z Lemami w Bieszczady:To ja jeszcze nie doczytałem do tej b-rejzy.
Zdaje Ci się. W tym fragmencie kompletnie nie miałam na myśli żadnej licencji - jeno proste stwierdzenie, że książka zawiera kilka wątków/ hipotez, do których autor wraca i można było uporządkować je podrozdziałami, by czytelnik mógł łatwo je prześledzić.brakuje podrozdziałów? Żeby łatwiej prześledzić pewne wątki oraz tok hipotez Orlińskiego?Zdaje mi się, że traktujesz jednak książkę Orlińskiego nieco zbyt serio pisząc o hipotezach. To jest biografia, pozycja popularna (nie: doktorat z historii), w dodatku pisana przez dziennikarza. W takim wypadku zawsze trochę wiadomej licentii będzie.
Ale wysnuta z nich teza (z '56) i mnie zdaje się dyskusyjna. Znasz moją opinię o "Szpitalu..." więc chyba nie muszę rozwijać ;). Zresztą... "Obłok..." to też nie była - per se - zła powieść, choć heglowsko ukąszona.Tylko o tę datę i utwór wybrany na przełom mi chodzi. Jak na przełomowy - coś mało ludzi go kojarzy - chociaż same sepulki: więcej;)
Ano.Cytujczytam zapis z dziennika Szczepańskiego z 7 sierpnia 1961r...wspólna podróż z Lemami w Bieszczady:To ja jeszcze nie doczytałem do tej b-rejzy.
Aprop Baligrodu, kilka ciekawostek.
Z tą śmiercią tam, Świerczewskiego, sporo mgły - o, jeden z jej-tumanów
Co do kąszenia - wg Orlińskiego:
Nigdy nie doznał "ukąszenia heglowskiego", nie porwał go socrealistyczny "romantyzm wielkich budów", nie uwierzył w ten system na tyle, żeby doznać szoku na wieść o referacie Chruszczowa.
Wracając do książki - w sumie bardzo dużo informacji pochodzi z dziennika Szczepańskiego - czytał ktoś?Hi, bagatelka - 5 tomów, każdy po 700-800 stron. Powodzenia.
Tylko o tę datę i utwór wybrany na przełom mi chodzi. Jak na przełomowy - coś mało ludzi go kojarzyPodejście "pstryk i geniusz" jest co najmniej dziwne. To nie tak, że w 56 narodził się geniusz, a w 55 to jeszcze nie. To slaby punkt książki - autor, podejście do literatury ma bardzo wybiorcze z elementami niechlujstwa - pisałem kilka listów wcześniej. Umieszczenie Stachury wśród literatów `56 to grube nieporozumienie (debiut 62). Pomijając cieńsze.
że książka zawiera kilka wątków/ hipotez, do których autor wracaZróbmy to za niego. :)
Że Lem nie był, to oczywista oczywistość ;) (czyli: zgadzam się z Orlińskim, i chyba z Tobą), "Korzenie..." jasno to pokazuje (bezkrytyczny stalinista czy nawet komunista nigdy by tego nie napisał). Powiedziałem to o samym "Obłoku...", który został - b. częściowo (bo z brakiem Partii i wyborem narodowości Martina to był genialny myk) - podstawiony do ukąszenia (że tak powiem), z braku innych możliwości.W sumie to tak:)
Hi, bagatelka - 5 tomów, każdy po 700-800 stron. Powodzenia.Dzięki:))
A Astronauci? Mniej? Dla mnie chyba to jest najbardziej grzytliwa książka Lema - pod względem kąszenia.
Lubię czytać wywiady z panem Orlińskim, bo zawsze czymś rozbawi.
Tak jak poprzednio, kolejne zwroty w historii Polski silnie odciskały się na życiu Lema. Był w euforii, gdy kraj był w solidarnościowej euforii, był w depresji, gdy kraj był w jaruzelskiej depresji.
Uproszczenie?
A wojtkowa interpretacja pachnie mi przy tym cokolwiek - z całą świadomością proporcji - tezami, że kto się ustrojem ZSRR nie zachwyca, ten musi być umysłowo niezdrów i do psychuszki się kwalifikuje.Nie bardzo rozumiem - z cytowanych przez Orlińskiego listów wynika tylko tyle, że Lem uważał iż Rosjanie (jako społeczeństwo) ponieśli karę za zbrodnie Stalina, ale stąd daleko do zachwytów nad ustrojem.
Nie bardzo rozumiem jak Twoja wypowiedź o rozczarowaniu Zachodem ma się do tezy o przełomach w życiu Lema znaczonych ważnymi datami z historii Polski, ale;)...
ten "zachodni" pogląd wyraził poniekąd w rozdziale Pokój na Ziemi - pisząc o Wizji lokalnej:
Lem włożył w tę powieść swoje rozczarowanie Zachodem. "Zachód nie jest już rajem", pisał w 1982 roku w liście do Thadewalda. Pisarza drażniło, że Niemcy i Austriacy nie ponieśli żadnej kary za II wojnę światową i pławią się w dobrobycie niewyobrażalnym dla Polaków czy Rosjan, którzy teoretyczne byli w obozie zwycięzców.
Stąd myślę, że Lem do początku lat 80 mógłby się jeszcze zachwycać Zachodem (w kontraście do Polski z jej podstawowymi utrudnieniami życiowymi), gdyby nie ta drzazga niesprawiedliwości dziejowej, ale z biegiem czasu i wyrównywania warunków - zdawał sobie sprawę, że to tylko pozory, a realia odbiegają od edenowych. Rozczarowanie.
Nie bardzo rozumiem - z cytowanych przez Orlińskiego listów wynika tylko tyle, że Lem uważał iż Rosjanie (jako społeczeństwo) ponieśli karę za zbrodnie Stalina, ale stąd daleko do zachwytów nad ustrojem.
"był w depresji, gdy kraj był w jaruzelskiej depresji", wskazując, że - owszem - zaistnienie tej (typowo reaktywnej) depresji miało - wedle znanych mi źródeł - ścisły związek z sytuacją polityczną w Polsce, ale jej dalsze trwanie - już niekoniecznie.He, to miał tak jak większości społeczeństwa, pomijając te 2-3 miliony które służyły systemowi i wyciągały z tego frukta. Zresztą lemowa depresja (z tych objawów co czytam u O.) ma tyle wspólnego z prawdziwą depresją co stan wojenny Jaruzelskiego z prawdziwą wojną.
Jest to jeden z tych przewijających się w książce motywów: ważne daty historyczne, które mają odpowiadać przełomom w życiu Lema.Czyli to jedna z tych tez-wegorzy.
Zresztą lemowa depresja (z tych objawów co czytam u O.) ma tyle wspólnego z prawdziwą depresją co stan wojenny Jaruzelskiego z prawdziwą wojną.
ciekawa opinia Błońskiego o patronie - "Dziwny umysł: w trzech dziedzinach naukowej, literackiej, filozoficznej zupełnie równo uzdolniony. Gdyby zsumować byłoby genialne. Ale właśnie taki to rozum, że zsumować się nie daje." - czy rzeczywiście nie daje?
Otóż odniosłem wówczas wrażenie, że Wojtek całą lemową mizantropię i poznawczy sceptycyzm jest?/był? skłonny kłaść na karb depresji (minimum: depresyjnych predyspozycji),Chodziło mi o to, że depresja, ale ta prawdziwa, nie jest efektem sytuacji zewnętrznej. Ona jest ze środka. I z wadliwego działania neuroprzekaźników.
Chodziło mi o to, że depresja, ale ta prawdziwa, nie jest efektem sytuacji zewnętrznej. Ona jest ze środka. I z wadliwego działania neuroprzekaźników.
He, ze mną chyba coś nie tak,Ciąg dalszy...
Nie przejmuj się.Dzięki, jakoś sobie radzę, czasem tylko włożę ciemne okulary (ale to może być pospolity pinoczecizm) 8)
Pokoleniowe doświadczenie. Trudno żeby w człowieku nie siedziało...:)Oj, siedzi siedzi, czasem tylko przesunę sobie to i owo z pomocą pana Wojciecha...na przykład zimę stulecia dam rok później niż była (352), a co... i od raz humor lepszy, a jak jeszcze dorzucić mądrość rosyjską że; bez wódki nie rozbieraj się (346), o właśniem po kompieli z pomocą baterii dwu-otworowej (czyli bez rozpusty), stąd takim wesół (zazwyczaj do niej się rozbieram)...to może już skończę.
przed każdym wejściem do wanny (i nie tylko) mus napić się wódki...i o co mu może chodzić pani Barykowa? :) ;)Ot, zagadka.
Oj, siedzi siedzi, czasem tylko przesunę sobie to i owo z pomocą pana Wojciecha...na przykład zimę stulecia dam rok później niż była (352)Wtedy to były zimy...dwa razy do roku - zwłaszcza w roku 1979?;)
a co... i od raz humor lepszy, a jak jeszcze dorzucić mądrość rosyjską że; bez wódki nie rozbieraj się (346),Na ten błąd też zwróciłam uwagę - sia...w kontekście Dicka - może i sia, ale korekta podsypiała;)
A- jeszcze coś merytoryczno-strukturalnie.Ja mam tutaj wrażenie pewnej chaotyczności.
Z delikatnym zaokrągleniem:pierwsze 25 lat - 100 stronCzyli okres lwowski.
drugie (45-70) - 200 stronCzyli przyjazd do Krakowa i dalsze losy - kolejne 35 lat. Raczej do 80 roku
ostatnie 35 lat -100 stronI podejście do emigracji, powrót - 25 lat - 100 stron.
Mam niedosyt końcówki i poczucie dyskryminacji starości :)O tym już wyżej pisałam - podobnie.
oki, ale można to było uporządkować - chociażby podrozdziałami (o czym już pisałam), bo tym tropem nieuważny czytelnik przegapi nawet datę urodzenia głównego bohatera (nie ma jej na okładce) pojawia się na 37 stronie, a wcześniej mamy już wspomnienia dorastającego Lema o Lwowie i rodzinie...Ech, urodziny, kto by tam pamiętał - pikuś. Rodzisz się chcąc-niechcąc.
Abstrahując od "nawet Paryża":) na tej podstawie - braku wyjazdów ze Lwowa - autor podważa wiarygodność Lemowych opisów lwowskich zakątków - ich wyjątkowości.Skoro cukiernia Zalewskiego w okresie międzywojennym była "naj-naj" - to jak opisać te zwykłe?
W tym wystawy cukierni pana Zalewskiego opisanej w Wysokim Zamku - stosowny fragment:
http://lwow.info/kresy-pamieci-0013-cukiernia-zalewskiego/
Przeczytałem książkę Wojciecha Orlińskiego.Gdybyś mógł - to podaj je także tutaj - muszę powiedzieć, że tym Golemem mnie zastrzeliłeś - przeoczyłam.
W tekście jest kilkanaście niedokładności, głównie o charakterze bibliograficznym - napiszę o nich autorowi.
W tekście jest kilkanaście niedokładności, głównie o charakterze bibliograficznym - napiszę o nich autorowi.Też jestem ciekawy, o ile to nie problem.
Orliński podaje, że: Samuel Lem co najmniej od roku 1904 posługiwał się spolszczoną wersją nazwiska, ale jego krewni aż do samej wojny podpisywali się "Lehm".Gadaliśmy o tym z Olą i maźkiem tu;
str. 18
Do tego jest przypis:
Świadczy o tym dokument przechowywany w rodzinnym archiwum - notarialnie poświadczony wyciąg sporządzony w 1953 roku zaświadczenia wystawionego przez austro-węgierski Urząd Metrykalny Izraelicki we Lwowie; wyciąg ów zaświadcza, że "nazwisko opiew LEM, a nie LEHM".
A co sadzisz o tym - ... jakoś sprzeczne z tym co wklejałeś w anegdotach:
Orliński podaje, że: Samuel Lem co najmniej od roku 1904 posługiwał się spolszczoną wersją nazwiska, ale jego krewni aż do samej wojny podpisywali się "Lehm".
Jakie jest do tego źródło?A co sadzisz o tym - ... jakoś sprzeczne z tym co wklejałeś w anegdotach:
Orliński podaje, że: Samuel Lem co najmniej od roku 1904 posługiwał się spolszczoną wersją nazwiska, ale jego krewni aż do samej wojny podpisywali się "Lehm".
Samuel Lehm napewno od roku 1904 mial prawo i mozliwosc nazywac sie Samuel Lem, moze gdzies to i wykorzystywal. Ale z tych Anegdotow widac, ze w swiecie medycznym pozostawal byc jako Samuel Lehm.
Przeczytałem książkę Wojciecha Orlińskiego.
...
Bardzo dobrze, ale za mało ...
O Zalewskim - także w Przekroju z 1991r - nr specjalny o Lwów i jego mieszkańcy:CytujAbstrahując od "nawet Paryża":) na tej podstawie - braku wyjazdów ze Lwowa - autor podważa wiarygodność Lemowych opisów lwowskich zakątków - ich wyjątkowości.Skoro cukiernia Zalewskiego w okresie międzywojennym była "naj-naj" - to jak opisać te zwykłe?
W tym wystawy cukierni pana Zalewskiego opisanej w Wysokim Zamku - stosowny fragment:
http://lwow.info/kresy-pamieci-0013-cukiernia-zalewskiego/
Też może Zalewskiego, bo od lat 90-tych XIX wieku miał ich we Lwowie więcej, widać pasjonat.
Chyba jednak był pojedynczy;)Zalewski?
Uhm...taaa...on może nie jest...ale ja na pewno...wystarczy zajrzeć na stronę pierwszą i porównać z linką tamtej olki:CytujChyba jednak był pojedynczy;)Zalewski?
Czy może Przekrój, Lwów? Bo jeśli chodzi o cukiernie Zalewskiego, to;
Jak podaje Jurij Wynnyczuk („Knajpy Lwowa”), pierwsza cukiernia Zalewskiego mieściła się na ul. Hetmańskiej 10 (ob. Prospekt Swobody), kolejna w hotelu francuskim (pl. Mariacki 5 – ob. pl. Mickiewicza) i na ul. Akademickiej 14 (lokal dawnej cukierni Grossa). Dopiero następnym adresem była Akademicka 22, i ten zyskał sławę.
http://kuriergalicyjski.com/salon-lwowski/134-pamiatki/3971-cukiernia-zalewskiego-2 (http://kuriergalicyjski.com/salon-lwowski/134-pamiatki/3971-cukiernia-zalewskiego-2)
Fajne nowe źródełko, Przekrojowe - ale to na rok następny. :)
A to znaczy, że link mogę wkleić? Nie przyszło mi to do głowy, bo zazwyczaj jak ktoś jest na jakimś forum nowy to nie może wklejać w ramach ochrony przed spamem.
W innym miejscu Orliński najzupełniej serio powtarza ludowe legendy o tym, jakoby Żydów pod Lwowem rozstrzeliwanoMoże nie spływały, ale autor bloga deprecjonując opis Orlińskiego nie mówi jak było...nic nie było?
na tak dużą skalę, że okoliczni mieszkańcy widzieli, jak z góry wypływały strumienie krwi, łączące się potem w rzeczkę, która płynęła przez wieś Kleparów i wpadała do rzeki Pełtwi (Orliński, s. 76).
Może nie spływały, ale autor bloga deprecjonując opis Orlińskiego nie mówi jak było...nic nie było?
Ok. Pewnie taka była intencja, ale mnie to razi. Zatrzymałam się na początku:Może nie spływały, ale autor bloga deprecjonując opis Orlińskiego nie mówi jak było...nic nie było?Ja to zrozumiałam tak, że nie było "rzeki krwi", która sobie płynie przez wieś, a nie że nic nie było.
Ok. Pewnie taka była intencja, ale mnie to razi.
Niczego się nie doszukuję. Powtarzam: razi mnie to czepialstwo bez przypisu. W innych sprawach autor linkuje, uzasadnia - tutaj nie.Ok. Pewnie taka była intencja, ale mnie to razi.
No to po co doszukiwać się nie wiadomo czego? Mnie bardziej rażą takie fantastyczne zmyślenia przy okazji poważnych spraw. Jeszcze sprawdziłam u Orlińskiego i tam nie ma żadnego zaczepienia, że to tylko taka metaforyczna rzeka. Przenośnia oddająca wstrząs jaki ludzi przeżyli czy coś. On to podaje jako fakt. A właśnie na takich "faktach" żerują potem różni negacjoniści.
gdzie indziej przykładam akcent - na skalę, nie rzekę:)
Poza tym jaki przypis by Ciebie tutaj zadowolił. Jakaś taka makabreska w rodzaju wyliczenia ilu ludzi trzeba by na raz zarżnąć w jednej chwili i w jednym miejscu, żeby uzyskać wystarczającą ilość krwi na rzeczkę?
W innym miejscu Orliński najzupełniej serio powtarza ludowe legendy o tym, jakoby Żydów pod Lwowem rozstrzeliwano...i ja je zadałam wcześniej - jak duża ta rzeczka musiałaby być by go zadowolić.
na tak dużą skalę, że okoliczni mieszkańcy widzieli, jak z góry wypływały strumienie krwi, łączące się potem w rzeczkę, która płynęła przez wieś Kleparów i wpadała do rzeki Pełtwi (Orliński, s. 76).
Nie zgadzam się z Twoim porównaniem do urban legend i wikipedycznej czarnej wołgi. Kto - wg Ciebie - robi za wołgę w tej lwowskiej historii?:)
Jeśli już to licentia poetica - Orliński zastrzegał, że jego biografia nie jest pracą naukową.
Stąd przyzwolenie na taką metaforę - nie historyczne kłamstwo - podkreślającą ogrom morderstw.
Nawiasem - jaki sens ma metafora, którą należy objaśnić...coś jak tłumaczenie żartu.
Nie wiedziałam, co było w Trypolisie w 1943, ale w mniej niż minutę już trochę wiem.Myślę, że nie sprawdzasz wszystkich rzeczy z wszystkich tekstów, które czytasz, bo doba musiałaby mieć 48.5 godziny.
Nie wiem dlaczego tak bronisz tego jednego braku...
Zadzwoniłem zaraz (przed chwilą) do pani doktor Agnieszki Gajewskiej i ona powiedziała, że miała w rękach tę sensacyjnie wyglądającą (internetowo) teczkę i w niej nie ma nic. Ten "funcjonariusz UB" to był zwykły szpitalny lekarz,a jedyna zawartość teczki, to są rozmaite listy obecności/urlopów pana doktora. W latach pięćdziesiątych - mówiła - wszystkich takich lekarzy zapisywano pod "funkcjonariusz UB".
Myślałam, że to jednak było coś bardziej elitarnego. Co innego jacyś tam donosiciele, współpracownicy czy inni tacy. Ale funkcjonariusz to wydawało mi się, że musiał być nie byle pierwszy lepszy.
Wydaje mi się, że znacznie lepszą hitlerowską analogią dla struktur MBP byłoby nie Gestapo, a RSHA
Nie wypowiadam się nt. ojca Lema, natomiast fingowanie zawartości teczek żeby wykazać się działaniem było dość typowe dla późniejszej SB.
Mógłbym, ale jestem zbyt leniwy na aż 3. https://wiadomosci.wp.pl/malgorzata-niezabitowska-nie-wspolpracowala-z-sb-6036904142980225a
Praktycznie każdy oczyszczający wyrok sądu lustracyjnego to wyrok, w którym uznano akta SB za sfingowane.
Czy Stanisław Lem mógł nie wiedzieć, że jego ojciec jest formalnie "funkcjonariuszem UB"?
Przy czym jednak podchodziłbym do tego b. sceptycznie, choćby z tej przyczyny, że znane mi lemowskie bibliografie nijakiego "Kotła" nie zawierają (a zacytowane? fragmenty tegoż w ogóle stylem literackim S.L. nie pachną, przeciwnie, swoją topornością wyraźnie od niego odstają).
Nie rozśmieszaj mnie.Gdzież bym śmiał?
"Sąd przyjął w wyroku, że nie da się wykluczyć, iż raporty oficera SB ze spotkań z Niezabitowską były fałszowane".Kluczowe jest, że sama SB uznała, że jej oficer fabrykował "po kilku latach SB doszła do wniosku, że Grzelak rozbudowywał informacje uzyskane od Niezabitowskiej o dane pochodzące z innych źródeł". Na to chciałaś dowodów. Zwróć uwagę, że to wniosek samej SB a nie "rozgrzanego" sądu.
Tym bardziej nie znam żadnego przypadku, kiedy udowodniono, że cała teczka TW została sfingowana.Bo żadna nie była "cała sfingowana". Te osoby przecież faktycznie były przesłuchiwane przez SB, faktycznie musiały coś tam powiedzieć. Niewielu odważnych było, żeby pryncypialnie wypiąć gołą pupę na oficera SB i powiedzieć "tu was mam i nic nie powiem". Te osoby miały faktycznie założone teczki, znajdowały się tam faktyczne dokumenty i ewentualnie jakieś "skromne" dodatki od gorliwego oficera. Więc jak tak stawiasz sprawę to wszyscy mają prawdziwe teczki. Może później, po likwidacji SB, ktoś tam fabrykował "całe teczki", ale przedtem, to były zwyczajne, "etatowe" teczki wypełniane dokumentami a "rozbudowywanie informacji" nie szło z poziomu szefostwa (żeby skompromitować), tylko oddolnie, żeby się troszkę szefostwu wykazać. Ta sama tektura, te same formularze, nr seryjne druków się zgadzają, atrament się zgadza, pieczątki oryginalne, tylko odrobina twórczej redakcji.
Tajna policja tak nie działa. Finguje materiały do szantażu [...] ale nie swoje wewnętrzne materiały, których z założenia nigdy nie miało oglądać żadne pozaresortowe oko [...] nie ma nawet najmniejszych poszlak, że fingowano całe teczki i to tak masowo, że aż to było "typowe". To bzdura.Masz rację. To bzdura. Całych jak widzisz nie.
(Ba, prawdę mówiąc, wspominam o tym w ogóle tylko dlatego, że liczę, iż ktoś - lemolog np. - owe nowakowe, czy też lubachowe, rewelacje solidnie sfalsyfikuje.)
A czy to nie jest przypadkiem kawałek albo wstępna wersja kawałka z któregoś z tych dwóch tomów dopisanych do "Szpitala przemienienia"? Nie czytałam z premedytacją, żeby Lem mi się lepiej kojarzył :)Podobnie. Też nie czytałam - skoro sam Lem nie chciał wznowień. Ale dojrzewam:)
Przymusu drukowania jednak wtedy nie było....nie było, ale osoba żyjąca z tego co mu wydrukują - ma jednak pewien mus. Jeśli akurat nie ma alternatywnych źródeł zasilania...
Lemologu a ten Marcinów - to ten sam: Marcinow?
Kluczowe jest, że sama SB uznała, że jej oficer fabrykował
Ta sama tektura, te same formularze, nr seryjne druków się zgadzają, atrament się zgadza, pieczątki oryginalne, tylko odrobina twórczej redakcji.
to nie "tajna policja" jako monolit fałszuje swoje wewnętrzne dokumenty, tylko iXiński w tej policji, co chce talon na balon z rolką papieru toaletowego od szefa dostać.
(który zrehabilitował się za tamto w zasadzie już in statu nascendi pisząc równolegle - i ekspiacyjnie czytając znajomym, choć w razie donosu śmiercią to groziło - drrama "Korzenie"*).
zresztą po co - skoro IPN nie jest dla Ciebie wystarczającym gwarantem, że fałszowanie było?
Nie za bardzo się zrehabilitował. "Twórczość" miała pewnie z 1000 razy większą siłę rażenia niż domowe przedstawienia dla garstki zaufanych.
Nie czytałam z premedytacją, żeby Lem mi się lepiej kojarzył :)Podobnie. Też nie czytałam - skoro sam Lem nie chciał wznowień. Ale dojrzewam:)
Skoro więc dobrowolne, regularne, kładzenie (potencjalnie) głowy pod topór to dla Ciebie niedostateczna pokuta za napisanie paru głupich zdań, to co by w Twoich oczach na miano dostatecznej pokuty zasługiwało?
Przy czym sądzę, że potępiać "Kocioł" z czystym sumieniem ma prawo ten,Czy ktoś tu na głowę upadł? Potępiać utwór literacki? A ca co?
Ale jednak chciałoby się, żeby ulubiony pisarz nie miał takich plam w życiorysie.Taa, chciałoby się, i jeszcze parę innych rzeczy ;D
Stawiam tezę, że to "regularne kładzenie głowy pod topór" to w dużej mierze kolejna mistyfikacja biograficzna samego Lema, który chciał się lepiej poczuć.
/.../
W ten sposób bronię Lema. Lem nie był cynikiem, który w "Twórczości" chwalił ubeków, a w domu czytał przyjaciołom antyustrojowe satyry. On wtedy rzeczywiście wierzył w ustrój i w marksizm, i tu już mamy otwarte świadectwo Szczepańskiego, jak to go Lem w 1952 roku w prywatnych rozmowach nawracał na aprobatę marksizmu.
Czy ktoś tu na głowę upadł? Potępiać utwór literacki? A ca co?
Że nie pasuje do aktualnej linii?
Wszystkim potencjalnym dziewicom i kawalerom tak palącym się do wystawiania świadectwa moralności przypominam na wszelki wypadek, że utwór literacki to rodzaj fikcji; bohater/bohaterowie takiego utworu to nie to samo co pisarz, bohaterowie bywają czarni i biali (to dalej niekoniecznie postaci tożsame z autorem).
Żal do Lema, ze w latach 50-tych nie pisał książek nawołujących do obalenia komuny podpada pod formułkę "nie rozśmieszaj mnie". Można mieć żal, że w ogóle pisał. Bo jeśli czepiać się Lema, że w jego utworach pojawiają się dobrzy ubecy (a wiecie na pewno, że takich nie było?), to Pasikowskiego na ten pierwszy z brzegu przykład, należałoby ukrzyżować.
Bo jeśli czepiać się Lema, że w jego utworach pojawiają się dobrzy ubecy (a wiecie na pewno, że takich nie było?), to Pasikowskiego na ten pierwszy z brzegu przykład, należałoby ukrzyżować.
Ale gdzie IPN?, jaki IPN?
Chciałbym jednak zwrócić Twoją uwagę na pewien techniczny drobiazg - wiara w marksizm =/= wiara w słuszność tego co za Stalina wyprawiano (przynajmniej biorąc rzecz na poziomie definicji).
Bo jeśli czepiać się Lema, że w jego utworach pojawiają się dobrzy ubecy (a wiecie na pewno, że takich nie było?), to Pasikowskiego na ten pierwszy z brzegu przykład, należałoby ukrzyżować.
To jest napisane serio, czy to groteska?
Zgodnie z najnowszymi tryndami hermeneutycznymi (które Lem akurat zwalczał) odpowiedź na postawione pytanie zależy od poziomu odbiorcy.Bo jeśli czepiać się Lema, że w jego utworach pojawiają się dobrzy ubecy (a wiecie na pewno, że takich nie było?), to Pasikowskiego na ten pierwszy z brzegu przykład, należałoby ukrzyżować.
To jest napisane serio, czy to groteska?
IPN w IPN ma się rozumieć.
Postanowieniem z dnia 23 czerwca 2017 roku prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku umorzył śledztwo w sprawie podrobienia przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa na szkodę Lecha Wałęsy, w okresie od dnia 21 grudnia 1970 roku do dnia 29 czerwca 1974 roku w Gdańsku, dokumentów umieszczonych w teczce personalnej i teczce pracy tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”.
Przyczyną umorzenia śledztwa było stwierdzenie, że wskazanego wyżej czynu nie popełniono.
W toku śledztwa ustalono bowiem, że 53 dokumenty, w tym zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, pokwitowania odbioru pieniędzy i doniesienia agenturalne, znajdujące się w teczce personalnej i teczce pracy tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”, są autentyczne.
Stwierdzono ponadto, iż 6 innych dokumentów załączonych do teczki pracy tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek” zostało przerobionych przez ustalonych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w ten sposób, że doniesienia sporządzone własnoręcznie przez tegoż tajnego współpracownika były następnie opatrzone pseudonimem ,,Bolek” przez przyjmujących je funkcjonariuszy SB.
W oparciu o zgromadzony w sprawie materiał dowodowy ustalono, że w latach 1982–1983 w ramach Biura Studiów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych podjęto próbę podrobienia dokumentów dotyczących współpracy Lecha Wałęsy z organami bezpieczeństwa państwa. Wytworzone materiały miały być przedłożone w Komitecie Nagrody Nobla, w celu uniemożliwienia otrzymania przez Lecha Wałęsę Pokojowej Nagrody Nobla.
Przepraszam... Jeśli nawet wśród personelu KL Auschwitz zdarzali się ludzie, których moralności trudno wiele zarzucić:
Chodzi o to, że ktoś w środku najciemniejszego stalinizmu pisze o dobrym ubeku jako o pewnej oczywistości - i nic o tym, że na tego jednego dobrego przypada 50 albo 100 sadystów.Rajt. Żeby to stwierdzić z całą pewnością należałoby przeczytać cały tekst z "Twórczości" - nie wycinki pod tezę. A najlepiej pozostałe części "Czasu nieutraconego" - uzupełnione dostepnymi komentarzami Lema.
Ten kontekst dotyczy też Lema z roku 1950 i Pasikowskiego z roku 1992, więc to zestawienie jest poronione.Ale to twoja prawda - moja jest taka, że gdy czytałem CzN, miałem świadomość umowności dekoracji w której dzieje się powojenna akcja. Innej wtedy być nie mogło. I mimo że występowali tam dobrzy ubecy to doskonale wiedziałem że całość była zła. Rzecz w tej umowności i konieczności wymuszonej epoką.
Wyobrażasz sobie, co by zrobiono z kimś kto by w gadzinowej prasie niemieckiej opublikował opowiadanie o dobrym esesmanie, a potem się głupio tłumaczył, że przecież nawet wśród personelu KL Auschwitz zdarzają się dobrzy ludzie, więc o co ten szum.
Ale to twoja prawda - moja jest taka, że gdy czytałem CzN, miałem świadomość umowności dekoracji w której dzieje się powojenna akcja. Innej wtedy być nie mogło. I mimo że występowali tam dobrzy ubecy to doskonale wiedziałem że całość była zła. Rzecz w tej umowności i konieczności wymuszonej epoką.
W zasadzie już wiedziałem, że tak będzie, ale jak zwykle postanowiłem jeszcze spróbować ;) .
Masz jakąś tezę dotyczącą Lema? Do czego zmierzasz drążąc temat ubecji itp.?Ale to twoja prawda - moja jest taka, że gdy czytałem CzN, miałem świadomość umowności dekoracji w której dzieje się powojenna akcja. Innej wtedy być nie mogło. I mimo że występowali tam dobrzy ubecy to doskonale wiedziałem że całość była zła. Rzecz w tej umowności i konieczności wymuszonej epoką.
Mam rozumieć, że opowiadanie o dobrym esesmanie w gadzinowej niemieckiej gazecie też by Cię specjalnie nie raziło, bo to tylko umowność dekoracji i konieczność wymuszona epoką. No i poza tym każde dziecko doskonale wtedy wiedziało, że Niemcy generalnie są źli.
Hmm... A co zrobiono ze Szklarskim, który do gadzinówek pisał dość namiętnie?
Masz jakąś tezę dotyczącą Lema? Do czego zmierzasz drążąc temat ubecji itp.?
Niczego takiego nie napisałam. Powstrzymaj tę ekspresję (nad)interpretacyjną.Masz jakąś tezę dotyczącą Lema? Do czego zmierzasz drążąc temat ubecji itp.?A muszę mieć zaraz "tezę" i zmierzać? Czy może od razu powinnam mieć jedynie słuszną tezę? Jeśli tak, to proszę mi podpowiedzieć, jaka ona jest ta słuszna teza i czy wolno drążyć, czy lepiej ślizgać się po wierzchu.
Mam rozumieć, że opowiadanie o dobrym esesmanie w gadzinowej niemieckiej gazecie też by Cię specjalnie nie raziło, bo to tylko umowność dekoracji i konieczność wymuszona epoką. No i poza tym każde dziecko doskonale wtedy wiedziało, że Niemcy generalnie są źli.
Mam rozumieć, że opowiadanie o dobrym esesmanie w gadzinowej niemieckiej gazecie też by Cię specjalnie nie raziło, bo to tylko umowność dekoracji i konieczność wymuszona epoką. No i poza tym każde dziecko doskonale wtedy wiedziało, że Niemcy generalnie są źli.Nie widzisz różnicy miedzy esesmanem, a ubekiem?
Bo jeśli nie widzisz to raczej zakończę rozmowę, ewentualnie poczekam aż się dokształcisz.
Lub tylko dorośniesz.
Próbuję zrozumieć o co Ci chodzi - na ponad 50 postów, które tutaj napisałaś (strzelam, ale mogę przeliczyć dokładnie) 80% dotyczy UB/SB (także ich związków z Lemem) - stąd pomyślałam, że to ważny dla Ciebie temat i masz jakiś wniosek z którym chciałabyś się tutaj uzewnętrznić.
W końcu prawie każda wymiana myśli kończy się jakimś wnioskiem - jaki jest Twój?
Inkwizycję. Bynajmniej nie świętą.Próbuję zrozumieć o co Ci chodzi - na ponad 50 postów, które tutaj napisałaś (strzelam, ale mogę przeliczyć dokładnie) 80% dotyczy UB/SB (także ich związków z Lemem) - stąd pomyślałam, że to ważny dla Ciebie temat i masz jakiś wniosek z którym chciałabyś się tutaj uzewnętrznić.
W końcu prawie każda wymiana myśli kończy się jakimś wnioskiem - jaki jest Twój?
Czy to już oficjalne przesłuchanie przez Administrację? Bo trochę na to wygląda.
Czy to pan Remuszko pisze z drugiego konta pod pseudonimem?
W tym potoku zadowolonej z siebie retoryki nie ma ani grama argumentacji.
Miast Twojego stanowiska - widzę same teksty ad personam. Miło.
Miast Twojego stanowiska - widzę same teksty ad personam. Miło.
Nie, widzisz wyjaśnienia. Nie moja wina, że maziek wkleja bezsensowne linki. Nie moja wina, że poruszono tu kwestię tego "Kotła", o którego istnieniu wcześniej nawet nie wiedziałam.
Ale to do mnie masz pretensję, że z moich postów "80% dotyczy UB/SB".
Czy już mam się pożegnać? Bo nie lubię sprawiać kłopotu zapracowanym nadludzko dobrym Administracjom
Czy już mam się pożegnać? Bo nie lubię sprawiać kłopotu zapracowanym nadludzko dobrym Administracjom
Przykro to rzec, ale jeśli ktokolwiek miałby mi się w tej dyskusji z typowym modus operandi S.R. kojarzyć, to Ty, w tym momencie :(.
Bo do "dokształcenia" i "dorośnięcia" to z definicji odnieść się nie mogę, bo jak niedokształcona i niedorośnięta kobiecina miałaby to zrobić?:)
Bo jeśli nie widzisz to raczej zakończę rozmowę,To były ważne pytania.
Nie widzisz różnicy miedzy esesmanem, a ubekiem?Nie otrzymałem na nie odpowiedzi, zatem trudno coś orzec.
Np. ubekiem Samuelem Lemem?
Nie widzisz różnicy miedzy okupacją niemiecką, a PRLem, niechby i stalinowskim?
Nie chce mi się wierzyć, że nie odróżniasz pochwały stalinowskiej ubecji jako takiej w roku 1950 i filmu z 1992, w którym nie wszyscy esbecy są pokazani niesympatycznie.Odróżniam.
Tam był użyty tryb warunkowy z pytaniami
To były ważne pytania.
Nie widzisz różnicy miedzy esesmanem, a ubekiem?
Np. ubekiem Samuelem Lemem?
Nie widzisz różnicy miedzy okupacją niemiecką, a PRLem, niechby i stalinowskim?
Bo mam wrażenie, że w twoich oczach sam Lem winien całemu powojennemu złu. Tyle w to pakujesz energii.
Nie ze mną takie numery. To był tryb warunkowy typu "nie jesteś idiotką tylko pod warunkiem, że się ze mną zgodzisz" :)Nie dokładaj sobie, bo i tak będzie na mnie.
tylko zaraz się okaże, że już 90% moich postow jest o UB/SB i co wtedy?Nic - to fakt statystyczny, circa, rzecz jasna.
Nie. A dlaczego powinnam?Przecież nie musisz.
Funkcją obu była obrona totalitarnego ustroju polegająca na bezwzględnym niszczeniu jego wrogów a także rozmaitego elementu podejrzanego i niepewnego. Przy użyciu wszelkich metod typu tortury aż do unicestwienia włącznie.Pełna zgoda, czy ktoś na tym forum głosi coś innego?
Oczywiście konkretny esesman mógł się o całe niebo różnic od konkretnego ubeka.Czyli widzisz różnicę - a piszesz, że nie widzisz. :)
Ale w "Kotle" Lema jest wypowiedziana pochwała Bezpieczeństwa jako takiegoSorry znów bym zapytał - to czytałaś cały kocioł, czy nie?
I co ma do tego Samuel Lem?Samuel był ubekiem wedle spisu IPN.
Istnienie Samuela Lema nie bardziej usprawiedliwia ubecję niż istnienie tego lekarza z AuschwitzTak? A dlaczego?
W roku 1950. A nie na przykład w 1970, kiedy pochwała SB też byłaby obrzydliwa, ale to już jednak nie była ta bezpieka, co 20 lat wcześniej.Ja rozumiem, że jesteś tym oburzona. Tu na forum też nikt się z tego nie cieszy, nie chwali tym bardziej. To sprawa wstydliwa - ale rzecz w skali. I w ustawieniu hierarchii - Lem nie był świętym, nie był bohaterem i nigdy nie twierdził że był. Popełniał błędy, możesz to nazwać świństwa - był człowiekiem ze słabościami - i co?
W obu wypadkach można było zostać zamordowanym przez esesmana lub ubeka tylko dlatego, że należało się do niewłaściwej kategorii ludzi. Jasne, stalinizm w 1950 roku był w Polsce mniej krwiożerczy, bo to już było 5 lat po wojnie, teren zdobyty i trzeba było tylko trzymać ludzi za twarz. Niemcy pięć lat po wygranej wojnie też pewnie mordowaliby znacznie mniej, bo i po co.Ja mam wrażenie jednak, że większość ludzi w Polsce powojennej poczuła różnicę - acz nie taką na jaką liczyła i zasługiwała.
Natomiast porównywanie okupacji do całego okresu PRL-u z jego prawie półwieczną historią jest kompletnie bez sensu. Mówimy wyłącznie o stalinowskiej ubecji, bo tego dotyczy "Kocioł".Oczywistość.
A ja mam wrażenie, że w twoich oczach pochwała ewidentnie zbrodniczej instytucji i napisanie zakłamanej powieści to w ogóle rzecz nieważna, drobiazg i nie ma o co robić halo. Tyle w to pakujesz energii.Nie drobiazg - ale też nie sztandar.
Tylko w takim razie zastanawiam się po co robić tutaj halo z tego, że biedny pan Stanisław Remuszko lubi Putina? Przecież Putin to jednak nie jest nawet ćwierć stalinizmu, a pan Remuszko nie napisał zakłamanej powieści na jego cześć, tylko w najgorszym razie czasem trochę się minie z faktami.Ja się z Remuszką nie zgadzam, i tyle.
Jeśli Lem jest usprawiedliwiony, to pana Remuszkę właściwie z góry można ze wszystkiego rozgrzeszyć i mianować tutejszym świętym.Dla jasności - nie usprawiedliwiałbym Lema, gdybym czuł się upoważniony do takiego sądu. Nie nam, siedzącym w ciepełku, przy kawce, strzępiącym klawiaturę z braku ciekawszych zajęć zamyślonych jaki rodzaj herbaty wybrać w biedronce, oceniać ludzi zmuszonych żyć w realiach stalinizmu. Dla których ten krakowski stalinizm i tak pewnie wydawał się o niebo lepszy niż życie w okupowanym przez Niemców a potem Sowietów Lwowie.
CytujOczywiście konkretny esesman mógł się o całe niebo różnic od konkretnego ubeka.Czyli widzisz różnicę - a piszesz, że nie widzisz. :)
Komu wierzyć?
CytujAle w "Kotle" Lema jest wypowiedziana pochwała Bezpieczeństwa jako takiegoSorry znów bym zapytał - to czytałaś cały kocioł, czy nie?
CytujI co ma do tego Samuel Lem?Samuel był esbekiem wedle spisu IPN.
Czy mógł być esesmanem? Np w Krakowie?
CytujIstnienie Samuela Lema nie bardziej usprawiedliwia ubecję niż istnienie tego lekarza z AuschwitzTak? A dlaczego?
Czyżby byli dobrzy ubecy?
A Ty wpadasz tu jak na rynek z okrzykami (acz zawoalowanymi) łobuz zdrajca, potwór - nie ideał, drzesz szaty i rabanisz jakby to było to jedno co zrobił przez całe życie. I dziwisz się, że patrzymy na ciebie...dziwnie.
Cztery lata w stalinowskim więzieniu to mało (a wyrok to było osiem)? Poza tym o ile wiem to on nie pisał o dobrych esesmanach, których uczciwy posłuszny Polak nie ma co się bać.
/..../
Z uczciwości wypadałoby przykładać do obu pisarzy podobną miarę.
A jaką miarę przyłożyłabyś do Güntera Grassa
Jest chyba różnica między siedemnastoletnim szczeniakiem, który całe świadome życie przeżył za Hitlera, a człowiekiem prawie trzydziestoletnim, który miał zarówno doświadczenie życia w kraju w miarę normalnym, jak i doświadczenie obu totalitaryzmów.
Szkoda, że potrafisz zauważać niuanse tylko po to, by uderzać tym w Lema/Lemów
Nie wiem, czy zauważyłeś dopisek w poprzednim poście, więc tu ponowię prośbę o zacytowanie zdania, w którym sugerowałam, że rzeczywistość jest czarno-biała.
niewybrednych określeń ("wpadasz jak na rynek", "rabanisz").Uważam, że są bardzo wybredne, zwłaszcza "rabanisz".
Twoja obrona Lema zamienia się w pyskówkę.A to paradne
Ręce opadają.... Skoro nie odróżniasz (nie chcesz odróżniać, udajesz, że nie odróżniasz) INSTYTUCJI od KONKRETNYCH LUDZIAleż odróżniam, tylko że ja pytałem czy odróżniasz nie instytucje od siebie - a ubeka od esesmana.
Twierdzisz, że nie ma tam zdania "Bezpieczeństwa nie macie się co bać". A może w innym miejscu zostało ono zrównoważone zdaniem "Jednak większość Bezpieczeństwa to straszne zbiry"?Ja gdzieś tak twierdzę?
Hans Münch był esesmanem w AuchwitzNie mógł być, czyli odróżniasz, jeśli już zapomniałaś dlaczego o to pytałem, to dlatego;
Czy mógł być esbekiem w Krakowie?
Wyobrażasz sobie, co by zrobiono z kimś kto by w gadzinowej prasie niemieckiej opublikował opowiadanie o dobrym esesmanie, a potem się głupio tłumaczył, że przecież nawet wśród personelu KL Auschwitz zdarzają się dobrzy ludzie, więc o co ten szum.W bonusie odpowiem na część pierwszą - nie wyobrażam sobie, by w gadzinowej prasie, w okupowanej Warszawie ktoś opublikował opowiadanie o złym esesmanie.
To już lekka przesada! Ile razy mam powtarzać, że to nie ja tutaj wkleiłam cytaty z tego "Kotła"!!!!Wkleił Q , Ty rabanisz. :D
Tym bardziej, że podobno wszystko przeczytałeś, wszystko od dawna wiesz,To też napisałem ja? Oj, coraz bardziej mi się odjeżdża ja patrze com napisał.
Jeśli jest tam coś złego na temat ubeków to proszę, cytuj...Złego na temat ubeków, wtedy? Pisałem już, że nie czytałem, ale wiedza ogólna mówi mi, że cenzura by raczej nie puściła, nawet jeśli by było. Pani słyszała o takiej INSTYTUCJI?
Przyjęłam do wiadomości, że według Ciebie nie ma co robić halo z pochwały ubecji jako instytucji, a kto uważa inaczej ten jest rabaniącą babą na rynku.Oj.
Twierdzisz, że nie ma tam zdania "Bezpieczeństwa nie macie się co bać".Poważnie, nie czytałaś i te filipiki z tego jednego zdania?
Koniec.To rozsądna opcja.
Zamiast stosować takie piruety
Prośba o zacytowanie zdania, na podstawie którego formułujesz generalne zarzuty wobec mnie (według mnie kompletnie wyssane z palca) to "piruet"?
Skoro zarówno Administracja,My name is olka, olkapolka.
wrzuciłaś odbezpieczony granatI tu się mylisz kochany architekcie ;) Znaczy ja nie bylem pierwszy, jeno na pm. liniki wysłałem w końcu zdaje się Liv cuś umieścił w temacie ( przy mojej rezygnacji) i poszło, czyli w wyszukiwarkach "nosy wywietrzyły" co trza. Taka jest wielkość i słabość internetu. Dobrze, że wirtualnie nie można sie pozabijać. W miarę spokojnych miejscach, jak te forum, cyklicznie pojawia się ten sam schemat. Wykluczanie odbywa się na własne życzenie. Czyli, jak inaczej , czy w ogóle można, powstaje pytanie? Kuzynka Pirxowa i tak miała dużo cierpliwości . A może lepiej byłoby gdyby została, zastanówcie się przez chwilę .
Ja też ni w ząb nie wiem, o co wiesiolowi chodziło, poza tym, że miało mi to dać po krzyżu, co na wszelki wypadek pokornie przyjmuję.No nie wiem, nie wiem...bo z liczby pojedynczej - przeszedł płynnie w mnogą - więc też zrobiłam rachunek sumienia...chyba, że chodzi o zwrot "Wy, kochany architekcie"? :-\
Muszę powiedzieć wiesioł, że rozbieram Twojego posta od paru godzin...i ni hu hu...kompletnie nie rzecz w tym kto pierwszy zauważył wpis w IPN - rzecz w tym jak ten wpis jest odczytywany.
Ja też ni w ząb nie wiem, o co wiesiolowi chodziłoWy nie rozumiecie o co mi chodziło, ja nie rozumiem, co wy nie rozumiecie, tak więc to chyba najszybsza konkluzja na forum sie narodziła 8). Oglądałem niedawno powtórnie z przypadku "Przypadek" Kieślowskiego, to może naprowadzić na "zrozumienie". A jak to się skończy personalnie na forum w sensie bytności Kuzynki Pirxowej, to sie jeszcze zobaczy.
A to ciekawa interpretacja (i wy, i hu) :) . Rzekłbym twórcza. Co prawda muszę przyznać, że to drugie nie przemawia do mnie, ale to pewnie dlatego, że jestem do cna zdeprawowany.Może po prostu nie wychowywałeś się na Konopnickiej...;)
Linki medialne - płatne - nie mogę przeczytać - zostaje wyobraźnia:)
/.../
A np. recenzję Vargi chętnie bym przeczytała - zwłaszcza, że on z tych świeżo nawróconych - na Lema:)
Z tego co na ten temat napisał Orliński wynika, że nie ma żadnych dowodów, że Lem to "Korzenie" czytał komukolwiek we wczesnych latach 50. Nikt, ale to kompletnie nikt tego potem po latach nie wspominał ani słowem, chociaż musiałoby to być niesamowite przeżycie właśnie z uwagi na ten grożący topór. Orliński wprawdzie marudzi w przypisie, że może zapis w dzienniku Szczepańskiego o sztuce kukiełkowej dotyczy właśnie "Korzenia", ale to mocno naciągane.
Myślę, że gdyby u Lema było obecne takie rozróżnienie "wierzę w ideę, ale obecna realizacja mi się nie podoba", to u Szczepańskiego by o tym były jakieś aluzje, a Orliński już by się postarał, żeby te aluzje przerobić na dowód, że Lem był antystalinowsko nastawiony.
Hm.Coś 2 lata temu, w tym wątku, obyła się dyskusja o tym tekście (pod koniec strony)
krytyka Orlińskiego została jednak (trochę wbrew tytułowi wątku) wyparta przez dyskusję rzeźnię o uwikłaniu Mistrza w komunizm. .Chmura myśli, że wszelkie oceny tego uwikłania zależą - silnie - od oceny fenomenu Peerelu.Ani to ani tamto.
Czy Peerel był nadwiślańskim odpowiednikiem III Rzeszy, czy może Peerel był nie do końca nieudaną próbą realizacji pięknej bajki.
Dyskusja na ten temat wymagałaby pewnie osobnego wątku na innym forum.
Odwikłanie od komunizmu dopiero chyba we Wiedniu się autorowi wydarzyło
wszyscy (lub prawie wszyscy) jesteśmy marksistami
nikt nie zaprzeczy, że stosunki społeczne ulegają przekształceniom, i z czasem jest jednak (...) raczej lepiej, niż gorzej (...).
Na przykład wielu argumentuje, że decydujące są przemiany szeroko pojętych IDEI, a nie przemiany TECHNOLOGII i że to one napędzają ewolucję społeczną.
Tu nie ma żadnych "praw rozwoju społęcznego", żadnej nieuchronności...
...to wszyscy (lub prawie wszyscy) jesteśmy marksistami, bo nikt nie zaprzeczy, że stosunki społeczne ulegają przekształceniom, i z czasem jest jednak (mimo zbrodni i innych parkosyzmów po drodze) raczej lepiej, niż gorzej, przynajmniej w sensie statystycznym, a mierzalnym (dostępność różnych dóbr, długość życia itp.), a rozwój bazy (czyli technologii) ma kluczowy wpływ na tę nadbudowę.Sanitariatów, sławojek bym nie pomijał przy deewolucji biologicznej. Ludzkość tu i ówdzie się starzeje.
Skoro ludzkość (a przynajmniej ci szamani władający białasami) ma wyobraźnię ograniczaną jakąś atrofią, drętwotą (pesymizmem, depresją)
to niestety - deewolucja
bo maszyny ... nie wyręczą ludzi
wojny w Kongo i milionów ofiar.
Obawiam się, że nawet Rosjanie drwią z obsesji właściwych władcom starej Europy i anglosaskiej "cywilizacji białego człowieka".Skoro ludzkość (a przynajmniej ci szamani władający białasami) ma wyobraźnię ograniczaną jakąś atrofią, drętwotą (pesymizmem, depresją)
Na jakiej podstawie mamy założyć, że nie jest to czasowe, lokalne? Po optymistycznym renesansie przyszedł wszak pesymistyczny barok (który jednak pchał nauki ścisłe i technologię do przodu, tylko jakby podskórnie).
Co do Kongo - to nie maczety tak jak w Rwandzie spowodowały masowe ofiary, ale głód, choroby, itd.
W myśleniu maszyny nie radzą sobie (w architekturze, w muzyce,...)
Chodzi i o szczegóły i o pomysł całościowy.
Dla mnie każdy człowiek jest jakoś niepowtarzalny i nieprzewidywalny.