Ostatecznego GOLEMA chyba mieli umieścić w bunkrze pod ziemią, więc proszę, jest i takie miejsce:
Wspomnieli dekoracje z "Bondów" wczesnych. Nie tylko im się skojarzyły, bo zdjęcia oglądając siedzibę Doktora No miałem przed oczami.
a to może przyszłość?
To jeszcze nie limit, eSeF nie takie zna cuda
:
"- To jest karta komputacyjna - powiedział Scott. - Odpowiedź na problem dany do rozwiązania kalkulatorowi.
- Ale nie możemy nic odczytać - zauważył Taylor. - I nie mamy sposobu, by coś odczytać.
- Wcale nam to nie jest potrzebne odparł Scott. - Mamy odpowiedź na nasze pytanie: ta maszyna jest mechanicznym mózgiem.
- Absurd! - wykrzyknął Buckley. - Matematycznym...!
Scott potrząsnął głową. Nie matematycznym.
A w każdym razie nie czysto matematycznym. To coś więcej. Prawdopodobnie mamy do czynienia z mózgiem logicznym albo nawet i etycznym.
Rozejrzał się po twarzach stojących dokoła mężczyzn, widział malującą się na ich twarzach wątpliwość.
- Przed oczami macie dowód tego, co mówię! Nieskończenie powtarzające się identyczne elementy maszyny. Tak właśnie wygląda kalkulator: setki albo tysiące, albo miliony, albo nawet miliardy integratorów. Tyle, ile ich potrzeba, aby wykonać skomplikowane obliczenie.
- No dobrze, ale współczynnik ograniczający! prychnął Buckley.
- Rasa ludzka nigdy nie zwracała wiele uwagi na współczynniki ograniczające - odparł Scott. - Ludzie parli przed siebie i usuwali wszystkie przeszkody. Ta rasa również nie zwracała uwagi na współczynniki ograniczające.
- Niektóre z nich nie dadzą się pokonać - twierdził Buckley.
Mózg ma swoje ograniczenia.
Sam się nie zapłodni.
Zapomina zbyt łatwo, zapomina zbyt wiele, i to rzeczy, których nie powinien zapominać.
Jest skłonny do zmartwień, a dla mózgu to częściowe samobójstwo.
Jeśli eksploatuje się go zbyt intensywnie, znajduje ucieczkę w szaleństwie.
I wreszcie umiera. Właśnie wtedy, kiedy bliski jest doskonałości.
Dlaczego więc nie zbudować mechanicznego mózgu, tak wielkiego, że pokrywać będzie całą ziemię na wysokość dwudziestu mil, mózgu, który zajmować się będzie tym, czym powinien, który nigdy nic nie zapomni i nie będzie miał skłonności do szaleństw, gdyż nie zna rozczarowań?
Zbudować taki mózg i porzucić go! Przecież to już jest szaleństwem!
- Twoja teoria jest całkowicie bezpodstawna - powiedział Griffith - bo absolutnie nie wiemy, do czego oni używali tej maszyny. Upierasz się, żeby stosować do istot tego układu gwiezdnego kryteria ludzkie. One na pewno im nie podlegały.
- Nie mogły tak bardzo różnić się od nas - powiedział Lawrence. - Miasto na Planecie Czwartej mogłoby równie dobrze być miastem ludzi z naszej planety. A na tej planecie spotkaliśmy się z tymi samymi problemami technicznymi, jakie miałaby ludzka rasa, gdyby próbowała skonstruować coś podobnego. Oni zbudowali tę maszynę według tych samych zasad, które my znamy.
- Zapominasz o tym, co sam tak często podkreślasz - powiedział Griffith. - O fanatyzmie, który im kazał poświęcić wszystko dla jednego celu. Rasa ludzka nie potrafiłaby współpracować z takim samozaparciem. Ktoś popełniłby jakiś błąd, ktoś inny poderżnąłby komuś gardło, a jeszcze ktoś inny zaproponowałby komisje dla zbadania sprawy, i wszyscy zaczęliby urywać sobie łby i porzuciliby robotę. A tu nie. Ci byli systematyczni. Przerażająco systematyczni. Nie pozostawili śladów życia. W każdym razie na żaden taki ślad nie natrafiliśmy. Nie natrafiliśmy nawet na insekty. Jak wam się zdaje, dlaczego? Może właśnie dlatego, że insekty mogłyby dostać się do maszyny i uszkodzić ją. Dlatego je zlikwidowali.
Griffith potrząsnął głową. - Prawdę mówiąc, kiedy myślę o tych istotach, przypominają mi się insekty. Na przykład organizacje u mrówek. Bezduszna społeczność doskonałego współdziałania, która idzie na ślepo przed siebie w inteligentnym posłuszeństwie wobec obranego celu. I jeśli tak było, mój przyjacielu, to twoja teoria, że oni potrzebowali kalkulatora do wysnuwania społecznych i ekonomicznych prawd, jest jedną wielką bzdurą.
- To wcale nie moja teoria - odparł Lawrence - tylko jedna z wielu hipotez. Równie prawdziwe może być na przykład to, że oni szukali rozwiązania problemów wszechświata. Dlaczego istnieje, czym jest i gdzie zdąża.
- I jak - dodał Griffith.
- Masz zupełną racje. I jak. A jeśli tym się zajmowali, to jestem pewien, że nie kierowała nimi zwykła ciekawość. Musieli być do tego w pewien sposób zmuszeni. Była jakaś ważna przyczyna, dla której uważali, że to trzeba robić.
- Mów dalej - powiedział Taylor. - Nie mogę się doczekać zakończenia. Opowiadaj swoją bajeczkę do gorzkiego końca. Dowiedzieli się wszystkiego o wszechświecie i...
- Nie sądzą, by się dowiedzieli - mówił spokojnie Buckley. - Bez względu na to, jaka zaistniała przeszkoda, faktem jest, że nie mieli wielkich szans rozwiązania problemu, który ich interesował.
- Faktem? Jeśli o mnie idzie - odezwał się Griffith - to raczej skłonny jestem przypuszczać, że znaleźli odpowiedź. W przeciwnym wypadku po co by porzucali swoja planetę i całą maszynę? Znaleźli odpowiedź, więc nie potrzebowali więcej instrumentu, który sami do tego celu budowali.
- W pewnym sensie masz rację - przerwał mu
Buckley. - Nie potrzebowali już więcej maszyny, ale wcale nie dlatego, że dała im ona wszystko, czego chcieli. Porzucili ją, gdyż była za mała, by dostatecznie rozwiązać zadanie, jakie jej postawili.
- Za mała! - wykrzyknął Scott. - Mogli przecież dodać jeszcze jedną warstwę na wierzch, wokół całej planety.
Buckley potrząsnął głową. - Pamiętacie, co mówiłem o współczynnikach ograniczających? Jest jeden współczynnik, którego nie można ignorować. Włóż kawałek stali pod prasę o ciśnieniu pięćdziesięciu tysięcy funtów na cal kwadratowy i stal spłynie. Metal zastosowany do konstrukcji tej maszyny musiał być zdolny do wytrzymania o wiele większych ciśnień, ale była granica, poza którą nie należało wykraczać. Na dwadzieścia mil ponad powierzchnią planety natknęli się na tę granicę. Weszli w ślepy zaułek.
Griffith syknął: - Maszyna zrobiła się przestarzała.
- Maszyna analityczna to tylko sprawa wielkości - powiedział Buckley. - Każdy jej integrator odpowiada jednej celi mózgu ludzkiego. Ma ograniczone funkcje i pojemność. I praca każdej celi musi być kontrolowana przez dwie inne cele. Zasada potrójnej kontroli, dzięki której nie popełniamy błędu.
- Mogli wszystko zmyć i zacząć od początku - powiedział Scott.
- Prawdopodobnie robili to wiele razy. - Bardzo wiele razy. Chociaż zawsze istniała obawa, że po każdym skasowaniu, po każdym jej rozładowaniu mogły nastąpić komplikacje racjonalne albo moralne. Skasowanie maszyny tej wielkości musiało być połączone ze wstrząsem, jak na przykład korektywna operacja chirurgiczna mózgu ludzkiego.
- Mogły się zdarzyć dwie rzeczy. Albo osiągnęli granicę zmywalności. Zbyt wiele osadowej pamięci przylgnęło do lamp...
- Podświadomość! - dopowiedział Griffith. - Interesujący problem: czy maszyna może posiadać podświadomość.
- Albo - ciągnął Buckley - napotkali problem, Który był tak skomplikowany, posiadał tyle niewiadomych, że mimo swojej wielkości maszyna okazała się zbyt mała, aby to rozwiązać.
- Wynieśli się więc na poszukiwanie większej planety - mruknął Taylor nie bardzo w to wierząc. - Innej planety, dość małej, aby można na niej żyć i pracować, ale dość wielkiej, by można było zbudować na niej większy kalkulator.
- W tym jest jakiś sens - zgodził się niechętnie Scott. - I na nowym miejscu zaczęliby od początku, ale z odpowiedziami, które otrzymali poprzednio tutaj, z ulepszonymi rysunkami technicznymi i udoskonaloną techniką.
- A obecnie - powiedział King - obejmuje to w posiadanie rasa ludzka. Ciekaw jestem, co potrafimy z tym osiągnąć? W każdym razie nie to, co zamierzali konstruktorzy.
- Rasa ludzka - stwierdził Buckley - nie osiągnie z tą maszyną nic co najmniej przez sto lat. Najmniej sto lat, założę się, Żaden inżynier nie dotknie jednego kółka tej maszyny, póki dokładnie nie pozna, do czego ono służy, jak zostało zrobione i dlaczego. Trzeba zbadać miliony obwodów, miliony lamp sprawdzić, zrobić rysunki techniczne, wyszkolić personel.
Wziął z ziemi plecak i zarzucił go przez ramią."Clifford D. Simak "Wspólczynnik racjonalności"
(1949!)