W sumie tylko ST nie widziałam
W sumie... Sięgnij kiedy, jak będziesz cierpieć na nadmiar czasu, jako po ciekawostkę (skoro
"Awędżersom" dałaś radę
). Z perspektywy czasu mam wrażenie, że jest to jeden z lepszych filmów "ST" jakie powstały. Nie, że jest dobry (zresztą, jak kiedyś szczerze tu napisałem, żaden kinowy "Trek" - poza pierwszym - nie jest kawałkiem porządnej SF), ale ma w sobie awanturniczego ducha oryginalnych "Gwiezdnych wojen" i młodzieżowych powieści Heinleina, i jak stosować maksymę Kwarcowego, to może nawet się okazać sympatycznym, pełnym życia, optymistycznym, oglądadłem. Choć scenariusz - bzdura na bzdurze (jak u tych panów, co apokalipsami się żywią), począwszy od pierwszej, i tak najlepszej, sceny, w której Kirk senior nie wpada na to, że i przy padłym autopilocie da się ustawić korab na kurs kolizyjny z wrażą jednostką, tylko do końca trwa za sterem, i ginie (ani chybi na złość młodej żonie i nowonarodzonemu potomkowi
).
Pozostałe są całkiem oglądliwe - w większości.
Znaczy: poza "Kawi..." yyy... "Grawi...tacją".
Właściwie nie ma w tym przesady, że to powieść graficzna.
Gdzieś nasz "Niezwyciężony" - dobija do tego.
Ano. I nie tylko w sensie treści, ale i objętości
.
Edit:
Idąc za ciosem powtórzyłem sobie również oryginalnych "The Avengers" z roku 2012. Trochę urośli w moich oczach, bo akcja jest tam jednak nieco wolniejsza, a przepakowanie CGI ciut mniejsze, niż w nowszych odsłonach cyklu, ale ogólnie są tam tylko cztery dobre, zasłużenie kultowe, sceny - narada z Galagą i
"He's adopted...", psychologiczny pojedynek Natashy z przybranym braciszkiem Thora (jedyne dwa momenty w/w filmu, który można posądzać o inteligencję), spotkanie w ramach którego Tony grozi Hulkiem Lokiemu, i wreszcie ujęcie, w którym
Sałata tę groźbę realizuje (podsumowując przy okazji swojego "adwersarza"). Do czego można ew. dorzucić efektowną introdukcję Black Widow z gościnnym występem Skolimowskiego. Cała reszta to nudna - choć zachowująca nieco wdzięku z cameronowej szkoły - rozwałka, której część ma przy tym charakter przydługiej introdukcji, kontrapunktowana skrótowym ukazywaniem, że oto - choć Loki mąci - zespół się rodzi (tu można jeszcze, od biedy, zauważyć b. hollywoodzkie i prowadzące do przewidywalnych konsekwencji, ale mające trochę emocjonalnej mocy, zagranie Fury'ego z kartami). No i płytkie to zasadniczo jak kałuża.