O tzw. fandomie, co do którego ni mam złudzeń:
https://youtu.be/h501d977PCE?t=423Oświadczenie w sprawie konwentu Konline organizowanego przez Stowarzyszenia Awangarda z Warszawy.
Poczynając od zamierzchłej przeszłości lat 70-tych XX wieku konwenty miłośników fantastyki zawsze były apolitycznymi świętami naszego ruchu. Miłość do fantastyki łączyła uczestników i to ona przerzucała mosty nad podziałami. W latach osiemdziesiątych na wspólnych imprezach spotykali się red. Adam Hollanek i opozycjonista Lech Jęczmyk. W wolnej Polsce przy jednym stole zasiadali katolik, feministka, ateista i zwolennik rodzimowierstwa. Nie było problemu w co kto wierzy, ani jakiej orientacji seksualnej jest zwolennikiem. Panowała żelazna zasada – jadąc na konwent czerwone sztandary i brunatne koszule zostawia się w domu. Konwenty zawsze były imprezami ludzi wolnych i równych. Między uczestnikami panowała mądra tolerancja – nie narzucona przepisami czy terrorem medialnym, ale naturalna – wynikająca z potrzeby serc i wzajemnego poszanowania. Gdy zaczynałem jeździć na konwenty w II poł. Lat 90-tych taki etos naszego ruchu przekazywał tzw. stary fandom, takie standardy my przekazywaliśmy kolejnym pokoleniom.
Nigdy nie ukrywałem ukraińskiego pochodzenia, nigdy nie ukrywałem wyznawanej religii, nigdy nie ukrywałem poglądów politycznych. Jako uczestnik przeszło 150 konwentów miłośników fantastyki z lat 1997-2019 nigdy nie potkałem się z żadnymi przejawami agresji, hejtu czy tzw. nietolerancji. Nigdy też nie okazywałem nikomu niechęci motywowanej podobnymi przesłankami.
Starałem się nikomu nie odmawiać – jeździłem wszędzie tam gdzie zostałem zaproszony. Z wszystkimi organizatorami imprez zawsze łączyły mnie stosunki koleżeńskie, a z wieloma – przyjacielskie. Różnie potoczyły się ludzkie losy – ale wiele z tych przyjaźni przetrwało do dziś.
Czasem uczestnictwo wymagało poświęceń. Zdarzyło mi się przerwać włóczęgę po Skandynawii – bo obiecałem odwiedzić konwent, a terminy kolidowały. Zdarzyło mi się zerwać przed końcem z rejsu po Grecji – bo przyjaciele prosili żebym „uświetnił” obecnością ich imprezę. Traktowałem to wszystko po trosze jako mój wkład w budowę naszego ruchu. W wielu mniejszych ośrodkach kluby miłośników fantastyki stanowiły najprężniejszą grupę zapewniającą młodym ludziom życie kulturalne. Czasem to właśnie konwent był najważniejszą imprezą w roku... Doskonale też wiem że fakt zaproszenia gościa mojej rangi niejednokrotnie pozwalał organizatorom pozyskać środki od lokalnych urzędników. Ze swojej strony nigdy nie brałem pieniędzy za pojawienie się na imprezie. Wyznawałem zasadę „fantaści nie płacą fantastom”. Parę razy gdy próbowano mi płacić z pozyskanych pieniędzy kwitowałem jedynie odbiór i nakazywałem kupić za to coś dla klubu.
Przez te 24 lata wdziałem jak nasz ruch krzepnie, jak z małych spotkań w wynajętych szkołach czy salkach domów kultury wyrastają imprezy masowe o pięciocyfrowej liczbie uczestników. I cieszę się że dołożyłem do tego wszystkiego swoją cegiełkę.
Literatura fantastyczno-naukowa i szerzej pojmowana fantastyka zawsze była literaturą ludzi wolnych i poszukujących. Podejmowała różne tematy zarówno będące odbiciem aktualnych sporów społecznych jak i przewidywała problemy nadchodzące czy mogące nadejść w przyszłości. Polacy tacy jak Janusz A. Zjadel zapisali piękną kartę intelektualnego i artystycznego sprzeciwu wobec totalitaryzmów - tworząc nurt fantastyki socjologicznej.
Mam 47 lat. Publikuję od 26 lat. Mój wkład w rozwój polskiej prozy fantastycznej to 46 książek wydanych na przestrzeni 21 lat. Gdy zaczynałem pisać fantastykę - w latach 90-tych nakłady polskich książek fantastycznych rzadko przekraczały 3 tyś szt. Tu też przeszliśmy długą drogę. Dziś szereg autorów spokojnie żyje z pisania fantastyki. Gdy zaczynałem – bywały lata gdy do nagrody im. Janusza A. Zajdla byłway nominowan wszystkie wydane w danym roku powieści. Czasem wszystkie cztery. Czasem wszystkie sześć. Dziś rocznie ukazuje się kilkadziesiąt tytułów polskich autorów. Gdy zaczynałem wznowienia wydanych dawniej pozycji były ewenementem. „za duże ryzyko” – dziś dodruki wyczerpujących się książek to norma. Żyjemy w świecie znacznie bogatszym niż 20-25 lat temu. Cieszę się że i do tego przyłożyłem rękę. Wielokrotnie przy różnych okazjach otrzymywałem sygnały, że to moja proza przekonała młodych ludzi do polskiej fantastyki.
Ostatnie dwa lata to katastrofa. Epidemia zmiotła nasze imprezy – czym poważnie zubożyła nasze życie... Da każdego fantasty było i jest jasne – gdy tylko sytuacja wróci do normy należy natychmiast włączyć się w trud wielkiej odbudowy. Dla każdego było też jasne że działać trzeba także i teraz – na miarę bardzo ograniczonych możliwości... W tym smutnym okresie część życia konwentowego przeniosła się do sieci. Rozumiejąc powagę sytuacji i wagę takich wydarzeń – nigdy nie odmawiałem pomocy w przedsięwzięciach prowadzonych on-line.
Otrzymawszy zaproszenie na wirtualny konwent Konline niezwłocznie wyraziłem gotowość uczestnictwa. Niestety nieoczekiwanie przyszła informacja że zaproszenie dla mnie zostało anulowane, gdyż członkom i zarządowi stowarzyszenia Awangarda nie spodobała się obecność na liście gości pisarzy o prawicowych poglądach. (poza mną ofiarą padł Andrzej Ziemiański!).
Informację o przyczynach wykluczenia potwierdzili dziś meilowo członkowie zarządu - Paweł Domownik i Maciej Starzycki. Potrzymali stanowisko swojego klubu.
Ostatnie lata przynoszą coraz bardziej niepokojące wieści. Terror politycznej poprawności sprawia że na zachodzie kolejne dziedziny nauki, sztuki i popkultuy stają się trybikami w machnie neomarksistowskiej inżynierii społecznej, a wobec niepokornych uczonych lub twórców stosowane są metody, świetnie znane nam z czasów gdy nasz kraj padł ofiarą reżimów totalitarnych.
Dowiadujemy się o rugowaniu z list lektur klasyków literatury takich jak Mark Twain. W Szwecji z bibliotek usuwane są (i niszczone) starsze wydana książek Astrid Lindgren. Newsem ostatnich tygodni było nie zaproszenie J.K.Rowling na galę z okazji okrągłej rocznicy ekranizacji jej własnej książki.
Aż do dziś żyłem w przekonaniu że nasz naród jest mądrzejszy i dojrzalszy, że te aberracje nie dotyczą i nigdy nie będą dotyczyły Polski. Nie sądziłem że jako pierwszy padnę ofiarą cenzury prewencyjnej, ani że cios ten przyjdzie ze strony mojego własnego środowiska.
Dziś „nowoczesność” załomotała w nasze drzwi podkutymi buciorami. To od naszej reakcji zależy czy to co się stało pozostanie jedynie haniebnym incydentem, wstydliwym wspomnieniem, wybrykiem garstki nieodpowiedzialnych ludzi nie rozumiejących etosu naszego ruchu, czy też podobne zachowania staną się w nadchodzących latach zmorą naszej codzienności.
Łączę wyrazy poważania
Andrzej Pilipiuk