Zawsze jak słyszę o wiązaniu komuś butów, względnie ich pastowaniu czy lizaniu to mam nieodparte wrażenie, że ktoś ma podwórkowy kompleks niższości, który maskuje pogardą. Drugie to jest skojarzenie z dziećmi, które stroją do siebie groźne miny i jak kogoś przestrasza, to myślą, że mają rację. Mniejsza o to - i o to gdzie się przetoczył Łoziński. Pisze z wdziękiem (czym mnie, przyznaję, uwiódł) ale to jak się mylił (czy manipulował) nie zmienia jednej podstawowej rzeczy - Binienda niczego nie opublikował (w sprawie). Przedstawił swą hipotezę jak na razie werbalnie, to jest o niej opowiedział słowno-muzycznie. Na razie to jest dokładnie tyle - DOKŁADNIE - co "filmik rysunkowy makowej panienki i Klicha". Binienda nie przedstawił dotąd w sformalizowanej postaci żadnych wniosków (a robi to Artymowicz) - nie można więc w żaden sposób się do czegokolwiek odnieść (ani w Warszawie, ani w Pasadenie), poza wykazaniem oczywistych niefizyczności, rzucających się w oczy na pierwszy rzut oka.