Polski > Akademia Lemologiczna

Akademia Lemologiczna [Summa Technologiae], czyli wszystkoizm stosowany

<< < (2/57) > >>

miazo:
Przeczytałem rozdział I - "Dylematy". Jak dla mnie, za bardzo ten wstępny fragment jest skażony ówczesnym klimatem politycznym - antagonizmem pomiędzy USA i ZSRR, a w szczególności wizją nuklearnej konfrontacji i zagłady planety. Wystarczyłoby w zupełności jedno odniesienie jako dobitna przestroga przed obosiecznością technologii (tej i innych), tym bardziej, że pozostałe uwagi i zastrzeżenia względem zamierzonego tekstu Summy..., jakie Lem czyni wydają sie jak najbardziej na miejscu: przyspieszenie tempa zmian technologicznych sprawiające trudność poznawczą obecnemu pokoleniu, rola przypadku w rozwoju technologii, trudności w przewidywaniu pośrednich skutków technologii, etc. Warta odnotowania jest też końcówka tego krótkiego fragmentu, w której wyrażona jest nadzieja, że coś takiego jak "koniec historii" nie istnieje. Z drugiej strony gdzieś tam przywołana jest cybernetyka jako potężny game changer anulujący wcześniejsze przewidywania, co z perspektywy czasu nie wydaje się trafne (poza kilkoma terminami, które weszły do szerszego obiegu jak chociażby "sprzężenie zwrotne" trudno wskazać jakiś istotny jej wpływ).

No i trochę brakuje dobrej odpowiedzi na pytanie, skąd bierze się postęp technologiczny, bo sam Przypadek to jednak mało...

Q:
@Cetarian

Postulowana przez Ciebie dwuwarstwowość dyskusji i mnie jawi się optymalną.

@miazo

Wiesz, nie czepiałbym się tu Lema tak bardzo...
Jeśli chodzi o cybernetykę, to wszystko zależy od tego jak ją rozumiemy - jeśli wąsko, jako określoną dyscyplinę naukową, to - zgoda, jej gwiazda dawno wyraźnie przyblakła. Jeśli jednak postrzegać ją jako symbol wszelkich dziedzin, które z ówczesnych badań nad systemami wyrosły (i ich osiągnięć), to - patrząc chociażby na to jakimi metodami niniejszym się ze sobą komunikujemy - w istocie był to game changer, i wciąż jest.
Z kolei gdy mowa o ówczesnym dwubiegunowym klinczu to, owszem, mam wrażenie, że odbił się on na myśleniu - więc i na prognozach - S.L. bardziej niż powinien (bo i na Encji jego odpowiednik się pojawił, i - prawdopodobnie - na Kwincie, a w "GOLEMie" i "Pokoju..." wystąpił wprost, choć ZSRR już się chwiał w posadach, i nawet maszyny z Regis III na dwie konkurencyjne frakcje się podzieliły; znaczy: nie wiedzieć czemu robił za jakiś kosmiczny constans), ale w "Dylematach" to o nim aż tak wiele nie ma, inne kwestie dominują (no i mowa przecie o tymczasowości wiadomego stanu, jego epizodyczności w ludzkości dziejach).

Natomiast co do Przypadku w roli odpowiedzi, to - zgoda - jest to trochę wyjaśnienie w stylu znanej dykteryjki o balonie, ale przecież prawdziwe (w świetle tego, co wiemy o genezie Wszechświata i gatunku, który za postęp technologiczny odpowiada). Z tym, że tu już wybiegamy w kierunku tematyki rozdziału następnego - "Dwie ewolucje".

miazo:
No, ja tu nie chcę wsiadać na cybernetykę jako taką, tylko raczej zaznaczyć to, że nie tyle stała się ona - wbrew pierwotnie pokładanym nadziejom, że oto jest dziedzina, która połączy bardzo odległe nauki (no, może i łączy w rozważaniach na poziomie systemów, ale jest to siłą rzeczy tak ogólne, że niestosowalne w praktyce) - dziedziną akademicką (w sensie: nie widać jakoś powszechnie katedr Cybernetyki na uniwersytetach), ale pozostała z nami w formie zupełnie innej tj. weszła po prostu do obiegu kulturowego, jako część wiedzy ogólnej (jak śpiewa poeta: Dzieciaki [...] niszczą system, a który z nich potrafi podać jego definicję?). I niekiedy zresztą potrafi wyskoczyć w dość nieoczekiwanych sytuacjach - ja np. natknąłem się na nią pod płaszczykiem myślenia systemowego w książce pt. The Fifth Discipline: The Art & Practice of The Learning Organisation, która w gruncie rzeczy jest rozprawą z dziedziny zarządzania firmą, w której autor z upodobaniem rysuje obrazki sprzężeń zwrotnych, aby unaocznić bodźce i reakcje na nie w zespołach ludzkich. Ale dość o tym, tym bardziej, że akurat cybernetyka to bardziej był chyba temat Dialogów, niż Summy...

Q:
A ja znów z niekłamaną przyjemnością chciałbym zwrócić Waszą uwagę na zakończenie owych "Dylematów":

"Przedstawię za to fragment powieści Stapledona, obejmującej “akcją” dwa miliardy lat ludzkiej cywilizacji.
Marsjanie, rodzaj wirusów, zdolnych do łączenia się w na poły galaretkowate “chmury rozumne” —zaatakowali Ziemię. Ludzie walczyli z inwazją długo, nie wiedząc, że mają do czynienia z inteligentną formą życia, a nie z kosmicznym kataklizmem. Alternatywa “zwycięstwo lub klęska” nie spełnia się. Po wiekach walk wirusy uległy zmianom tak dogłębnym, że weszły w skład plazmy dziedzicznej człowieka, i tak wytworzyła się nowa odmiana Homo Sapiens.
Myślę że jest to piękny model zjawiska historycznego o skali nam dotąd nie znanej’. Prawdopodobieństwo samego zjawiska nie jest istotne, chodzi mi o jego strukturę. Historii obce są trójczłonowe schematy zamknięte typu początek, środek i koniec”. Tylko w powieści przed słowem “koniec losy bohaterów nieruchomieją w figurze, napawającej autora estetycznym zadowoleniem Tylko powieść musi mieć koniec, dobry czy zły, ale w każdym razie zamykający rzecz kompozycyjnie. Otóż takich zamknięć definitywnych, takich “ostatecznych końców” historia ludzkości nie znała i mam nadzieję, nie zazna."

Nie dość, że widać wyraźnie jak istotny był dorobek starego Olafa S. dla Lema (fakt, że stanowi on bodaj jedynego autora SF, którego Mistrz uznał za godnego wspomnienia w "Summie...", i to w dość kluczowym miejscu, zdaje się znaczący; i przy okazji mimochodem wyjaśnia czemu się tak przy obecności tego Stapledona w"Bibliotece..." upierałem ;)), to jeszcze da się stwierdzić skąd idea rozwinięta w "Niezwyciężonym" pochodzi.

maziek:
Ad stwierdzeń Nemo - również czytałem bardzo dawno i pewnie mało co pamiętam, ale wydaje mi się że podział eutopia-dystopia okazał się fałszywy w tym sensie, że nie istnieje jakaś jedna cywilizacja ludzka, która meandruje w takim czy innym kierunku a raczej wychodzi na to, że mamy przekładaniec, w którym wciąż jest tak, że ścierają się cywilizacje o każdym możliwym schemacie organizacji, łącznie z plemiennym. Ponadto wg mnie upadł mit, że ludzie stopniowo, w obrębie którejkolwiek z tych cywilizacji, będą raczej czytali "Postępy fizyki" a nie lajkowali Kardhashianki na fejsie. Człowiek okazał się wybitnie odporny na ewolucję swej psychicznej strony i wciąż kierują nim dokładnie te same instynkty, które kierowały nim na sawannie jak zszedł z drzewa.

Nie bardzo pamiętam Summę i być może dyskutuję ze swoim wyobrażeniem a nie książką.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej