Dla mnie wniosek jest taki, że dla tego gościa wystarczy napisać na autobusie, że Boga nie ma, i już Go nie ma. Przypomina mi to jak Wańkowicz opisywał wizytę w okresie postu u pewnego księdza na kKresach, który zaprosił go na wieczerzę. Wańkowicz patrzy, a na stole mięsa, wędliny, gorzałka... Wybałuszył oczy. Zaś ksiądz poprosił go o chwilę modliwy, w czasie której poświęcił stół: prosię, prosię, stań się rybą, wódko, wódko, stań się woda... I gitara.