Oczywiście, że to były specyficzne warunki. Tylko pytanie czy w większości krajów – u zarania tworzenia gigantów – to nie były: specyficzne (dla danego regionu) warunki.
Nie wiem, możliwe, że ogólnie jest wszędzie tak samo a tylko okoliczności zwracają naszą uwagę na pewien segment rzeczywistości jako pasujący domyślnie do realiów (na przełomie 80/90 powstały przecież dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy firm - ilu się trwale udało a jaki odsetek poległ po wstępnej prospericie sam z siebie albo w starciu z US (bo przeważnie wówczas jeszcze nie konkurencją)? Znam jeden taki przypadek bardzo dobrze, ciężka praca, pierwsza kasa, więcej kasy, jeszcze więcej kasy, kupujemy samolot, żeby sobie polatać, kontrola US - długi do końca życia, mieszkanie nie u siebie, bo własne by zabrali - no to sobie polatałam. Korporacje to zmieniły, oczywiście, one są oparte na minimalizowaniu ryzyka nawet kosztem zmniejszenia zysku - zysk ma być pewny i przeważnie jest jeszcze ubezpieczony stosowną polisą.
Ci ludzie w Polsce poszli robić politykę?
Tzn?
A p.n.e. - Indie, Chiny? Sumerowie? Egipt?
Owszem - palma w Europie, ale ja traktuję w tej rozmowie Ziemię w całości. Wtedy każdy ośrodek ma swój wkład i znaczenie - nie ma mowy, że to było zerwanie na skalę globu.
Że świat się skończył. Jak po kosmicznej zagładzie.
Jako całość możesz traktować to retrospektywnie z punktu widzenia zsumowanej wiedzy końca XX w., kiedy wielu aspektów tej wiedzy zostało połączonych dawno po historycznym czasie, kiedy taka transmisja mogła nastąpić, bo w czasie historycznym to te ośrodki niekoniecznie się wszystkie komunikowały (zwłaszcza, że co to znaczy "komunikacja" - czy jeden wędrowiec to też komunikacja, jakie było natężenie tej komunikacji). Weźmy taki niezwykle żywotny dla cywilizacji (cóż za przewrotność
) wynalazek prochu - transmisja z Chin poprzez Arabów do Europy trwała ponad 3 wieki. Oczywiście przez wieki sytuacja była poniekąd odwrotna - starano się wiedzy nie rozprzestrzeniać, a my tu mówimy o bezinteresownej (z naszego punktu widzenia) propagacji naszej wiedzy w przyszłość. Zerwania całkowitego nie było (no, było, 60-parę mln. lat temu nazad), bo nie było kataklizmu na miarę globu. Tym niemniej były takie cywilizacje, bardzo rozwinięte, może bardziej niż średniowieczna Europa, które sczezły i nic nie wniosły do wiedzy ogólnej, póki ich przypadkiem nie odkryto w dżungli (czasem z samolotu) i tylko po pozostawionych budowlach wiadomo, że poziom ich wiedzy naukowej musiał być wysoki - ale jaka ona była, ta wiedza - nie wiemy nic. Inna rzecz, że z powodu ogólnego ówczesnego poziomu tej wiedzy zmieściło to by się pewnie w jednej broszurce i dowodu na Wielkie Twierdzenie Fermata pewnie tam nie było, nie to co teraz.
No i weź to zamów bez netu;)
O właśnie, o tym to w ogóle nie pomyślałem
Nie jest aż tak śmiercionośne, jak to powszechnie się uważa. Podobno organizm potrafi się przystosować, adaptować do bardzo dużych dawek radiacji, zarówno jak do stałego kontaktu z promieniotwórczymi materiałami. Nawet takimi jak pluton, cez-137, stront-90 i podobne pierwiastki, które wcześniej uważano za absolutne ksenobiotyki. Dowodem - likwidatorzy Czarnobyla, wielu z których, mimo że znaleźli się w 1986-87 w samym piekle, wciąż są przy życiu. Oraz tzw. samosioły, ludzie którzy spędzili blisko 30 lat w 30-km strefie wokół reaktora, uprawiali ziemniaki i inne warzywa, pili zakażoną wodę. I nic. Dziwnie, ale poziom zachorowań, zwłaszcza onkologicznych, wśród tych mieszkańców, jest nie większy niż przeciętny po Ukrainie.
O ile wiem, to, przynajmniej jeśli chodzi o organizmy wyższe, nie zaobserwowano adaptacji do promieniowania w sensie ewolucyjnym. Były takie prace (właśnie "na Czarnobylu"), ale po analizie zdecydowaną większość odrzucono z powodów metodologicznych a ostała się chyba jedna z dużym znakiem zapytania "do dalszych badań" (przy czym dotyczyła roślin).
Efekty promieniowania, jeśli chodzi o następstwa szybkie, są zgodne z dobrze przebadanym (przez wojskowych) obrazem choroby popromiennej. Zależnie od dawki występuje fizyczne zniszczenie organelli, komórek i tkanek. Jeśli organizm sobie z tym poradzi, to przeżyje. Istnieje taki próg promieniowania, który zabija natychmiast i taki, który co prawda nie zabija natychmiast, ale spowoduje wkrótce śmierć z choroby popromiennej.
Natomiast efekty długofalowe wciąż są teoretycznie rozpatrywane wg modelu liniowego bezprogowego, tzn. że każda, nawet najmniejsza dawka promieniowania ma takie same konsekwencje, jak większa, tylko że statystycznie rzadziej występujące a narastają liniowo wraz z natężeniem promieniowania. Głównie chodzi o nowotwory - i to się własnie nie zgadza. Modelem przeciwstawnym jest model progowy (że istnieje taki próg radiacji, powyżej którego dopiero manifestuje się jej szkodliwość). Rozwinięciem tego modelu jest hipoteza hormezy, tzn. że poniżej tego progu promieniowanie ma skutki dobroczynne. Z modelem liniowym nie zgadza się ani całkowita liczba zajść śmiertelnych powiązanych z Czernobylem w okresie 20 lat (personel i okoliczna ludność), którą szacuje się na 50-kilka osób, z których bodaj na pamięć 38 to strażacy tak napromieniowani, że zmarli niemal natychmiast, ani skutki długofalowe z Hiroszimy czy Nagasaki.
Całkowicie nie zgadza się też z tym modelem to, że ludzie na Ziemi mieszkają w regionach różniących się poziomem promieniowania tła o czynnik 100 a nie ma to wpływu na poziom zachorowalności na raka. Na to, że personel RTG oraz piloci samolotów pasażerskich mają mniejszą podatność na niektóre nowotwory (nawet o ponad 50%) też są dobre dowody. To by potwierdzało hipotezę hormezy.
PS - ponieważ te rozmaite dawki promieniowania nic nam nie mówią to tu jest dobra grafika, o czym mowa, jaka jest różnica pomiędzy dawkami naturalnie wystepującymi, dawkami nieszkodliwymi a dawkami zabijającymi:
https://xkcd.com/radiation/