Po przeczytaniu tego, co wstawił Hoko (tzn. "Raju, którego nie było" Pazińskiego), z wrażenia przeczytałem całą książkę, tak to było rozbieżne z moją pamięcią. A czytałem dawno. I niespecjalnie ją lubię i obecnie podtrzymuje to. Moim zdaniem to jest książka, w której Lem zaczął się dopiero zastanawiać, jak sensownie opisać obcą, rozumną cywilizację, i po przeczytaniu której sam doszedł do wniosku, że prowadzi to do śmieszności i infantylizmu. Dlatego później poszedł w kierunku niedopowiedzeń (niemal zupełnych) albo zrezygnował z rozumności - vide Niezwyciężony, Solaris, Głos Pana, Fiasko właśnie itd. Względnie w kierunku bajek, w których obce cywilizacje są naszą cywilizacją.
Z tej książki można oczywiście wyekstrahować to wszystko, co znalazł Paziński, jak ponoć z Biblii można niezły scenariusz filmu porno skompilować, ale (osobiście oczywiście) - mam wrażenie, że autor robi to mocno na siłę, jakby pisał pracę maturalną pod z góry postawioną tezę typu "zwiastuny Rewolucji Październikowej w >>Kubusiu Puchatku<<". Niestety na pierwszy plan wybija się zupełne bezhołowie rozbitków, i nie chodzi mi o to, że się rozbili, tylko o to, że jeżdżą sobie z armatą protonową i strzelają do czego popadnie, cierpiąc jednakże potem w środku. Albo kładą trupem gościa co im się napatoczył i jeszcze go spopielają, aby zatrzeć ślady - a równocześnie górnolotnie kombinują, jak naprawić tamtejsze stosunki, o których, jak wielokrotnie przyznają, nie mają bladego pojęcia. Samobójstwo dubletów na końcu jest psychologicznie niezrozumiałe, choć oczywiście wg ludzkiej psychologii, ale dubleci są tak ludzcy, że według ich psychologii też nie.
Czytelne jest dla mnie (choć nie wiem, czy prawdziwe), że są tam elementy groteski antysystemowej (tzn. antysocjalistycznej) plus jakieś odniesienia do II wojny światowej (obozy koncentracyjne). Podziwiam Lema za to, że w roku 1958 dość sensownie i całkiem nieszablonowo ale i nieśmiesznie z dzisiejszego punktu widzenia opisał technikalia, jak te rakiety wyglądały, automaty i tak dalej. Ale ogólnie jak wyżej. Można rzucać kamieniami, tylko proszę nie w głowę.