Zrobiłem sobie
rewatch filmu
"Logan", i sam nie umiem powiedzieć, czy w efekcie zmieniłem
zdanie na jego temat, czy też nie.
Zacznę jednak od wspomnienia o dwoistościach w jakich lubuje się Mangold - Charles uśmierca swoje marzenie zabijając w ataku demencji (prawie wszystkich) X-Men, ale zarazem pozwala mu trwać, zarażając Laurę, X-33, swoimi ideałami i empatią
*, komiksy zostają zdemaskowane jako bzdura (nawet
in universe), jednak ekranową obecnością zostaje im równocześnie złożony hołd, okazują się też mitem, który dał wyklonowanym dzieciakom siłę by ocaleć, Eden okazuje się zmyślony, ale górska chatka staje się dla bohaterów ich Edenem, wreszcie - Logan nie zarabia obiecanych pieniędzy (bo ich nie było), nie ratuje Xaviera i traci życie, ale zyskuje przed zgonem córkę i poczucie sensu, sensu dla którego warto zginąć, zaś kula którą planował przeznaczyć dla siebie
** zabija jego wroga-klona.
Są tam i niedoróbki, łatwe do uniknięcia - Wolvie raz przedstawiony jest jako niedołężny
dziadek, kiedy indziej jak dawna maszyna do zabijania (da się to jakoś wytłumaczyć, że adrenalina, że moce mutantów to - jak w "Heroes" - forma telekinezy, która jak się boh. tytułowemu włącza to go uskrzydla, ale prościej było to lepiej wypośrodkować), Pierce niepotrzebnie pozbawiony został garnituru i dalej posuniętych cyborgizacji - podobniejszy do oryginału, a z tymi samymi manierami, byłby bardziej groźny i bardziej - co przecież stanowi dominujący rys jego osobowości -
d*pkowaty (poza tym jego dehumanizacja byłaby bardziej czytelna i ironiczna w świetle tego, że mienił się przedstawicielem ludzkości; nadto...czy trzeba było tego nieznośnego elitystę o ludobójczych zapędach redukować do roli chłopca na posyłki szalonego naukowca?), w finalnej walce dzieciaki za późno korzystają z mocy przez co mamy b. nierealistyczną scenę z ledwo łażącym Wolverine'm i sporą armią antagonistów, którzy nagle zapominają, że mają broń i potrafią strzelać, bo najwyraźniej postanowili dać mu szansę; no i to, co w przypisach. Można też było dorzucić jakiś dialog przypisujący - jak sugerował kiedyś
MarcinK na forum startrekowym - owocujący wiadomą tragedią stan umysłu Chucka machinacjom tych złych, no i Jackman mógł mieć mniej kiczowatą minę, gdy sam przez siebie
po ziemi był - na szponach - wleczony. Foliarski przekaz anty-GMO też chyba nie był konieczny.
Ogólnie jednak ogląda się dość przyjemnie, zwłaszcza jeśli traktować rzecz jako
Elseworld... What if? opowiadajcy o panu, którego ma w tytule, nie - jego byłym mentorze (który w takim wypadku ma większe prawo być ukazany kontrowersyjnie). Ale arcydzieła jednak tam nie widzę, góra - sympatycznie nieblockbusterowy, kameralny film ze scenariuszowymi problemami
blockbustera.
* Gorzej, bo bez śladowych elementów odkupiennych, wypada wątek sympatycznej rodzinki, która ginie, bo uparł się u niej zatrzymać. Owszem, Munsonowie i tak mieli
przekichane u tego lokalnego (pół)panka
, a Logan na chwilę uratował Willa (jak się zdaje), ale ostatecznie wszyscy zginęli przez profesorski upór.
** Czemu z miejsca zamierzał się dobić, zamiast szukać dla siebie leku? Bo tak. Widz ma sobie sam dośpiewać, a można to było prosto uzasadnić, rozpaczą po śmierci Jean, kolegów... (Choć nie da się zarazem zaprzeczyć, że mimo pewnych fabularnych mielizn psychologia postaci, w tym jego, jest zazwyczaj prawdopodobna. No, może poza Laurą, która zamyka się w sobie i otwiera gdy jest to twórcom potrzebne.)
ps. Ktoś inny całkiem niedawno też nazwał ten film przeraklamowanym:
https://www.agonybooth.com/toms-unpopular-opinion-logan-is-overrated-77661
Edit innobeczny:
Nowy zwiastun nowego
"Matrixa":
[Sam nie wiem... Więcej CGI, więcej elementów znanych z pierwszego filmu, w zasadzie nic do czego można się przyczepić (choćby już z tej przyczyny, że o fabule nadal nic, a fantomatyka wszystko zniesie
). Nie jestem już tak
na nie, ale przekonany nadal się nie czuję...]