Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Cetarian

Strony: [1] 2 3 ... 18
1
Hyde Park / Odp: „Wysyłamy twojego syna na front!”
« dnia: Lipca 27, 2024, 07:43:20 pm »
Nie chcę tu robić Cetowi offtopu, bo na to czuły, (...)

Tak, zdecydowanie jestem za tym, żeby nie rozwadniać wątku.
Może, xetras, załóż nowy wątek pt. np. „Popieram Bralczyka


**
tylko żeby zaprezentować stanowisko etyczne.

Wiem, że prezentacja stanowisk etycznych to piękna inteligencka tradycja, od "J’Accuse…!" Zoli, przez - by rodzimego poletka się trzymać - "Niemców" (ktokolwiek ich napisał, Kruczkowski czy Zegadłowicz), oraz młodzieńczy - heroiczny - etap życia red. Michnika, po różne listy otwarte, rzucanie tego czy owego, i odmowy przyjęcia rozmaitych zaszczytów, ale zastanawiam się, czy w sytuacji zbrojnie napadniętych nie jest to aby luksus, na który ich - jako zbiorowości - nie stać (bo biologiczne przetrwanie okazuje się jednak istotniejsze od etycznych rozważań, a czasem i samej etyki) - o ile nie mówimy już o sprawach tak ekstremalnych jak kwestia uczestnictwa w zbrodniach okupanta, czy granice odwetu.
W każdym razie ja tam byłbym powściągliwy w dawaniu dziś Ukraińcom dobrych rad (w kwestiach innych, niż czysto techniczne).

Q, a kiedy, twoim zdaniem, był albo będzie właściwy/dobry czas na dyskusję o poborze, skoro teraz nie jest właściwy?

„czy w sytuacji zbrojnie napadniętych nie jest to aby luksus, na który ich - jako zbiorowości - nie stać”

Po pierwsze należałoby wykazać, że nałożenie wysokich podatków wojennych nie wystarczy żeby opłacić ochotników.

Na razie nikt tego nie zrobił.

Ale pobór jest nieetyczny w każdej sytuacji.

„Luksus” polega na tym, że „wy” (zwolennicy poboru) wysyłacie „naszych” (przeciwników poboru) synów na front.
A sami imprezujecie.

Poniżej fragment artykułu z ostatniej Polityki:

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/2264373,1,nastroje-siadly-nad-ukraina-ciemne-chmury-trzeba-pilnie-podtrzymac-ducha-tylko-jak.read

PAWEŁ RESZKA

Nastroje siadły, nad Ukrainą ciemne chmury. Trzeba pilnie podtrzymać ducha. Tylko jak?

23 LIPCA 2024
 
W Ukrainie nastroje mocno siadły – zaufanie do władzy i wiara w to, że sprawy idą w dobrym kierunku. Do tego zza oceanu przychodzą przygnębiające wieści.

Zacznijmy od wesela. Warto, bo naprawdę było huczne. 31-letni Rościsław Ilnicki, do niedawna gwiazda prokuratury, żenił się z Roskolaną Moskwą, szeregową pracownicą Państwowego Biura Śledczego (w skrócie DBR). Ilnicki miał widoki nawet na szefa prokuratury obwodowej, ale odszedł z organów. 27-letnia Roskolana pracowała w kadrach DBR we Lwowie. Uwagę przykuwało tylko to, że do urzędu przyjeżdża nowiutkim Audi Q8, ale w końcu pochodziła z ustosunkowanej rodziny. Mama to znana adwokatka i przedsiębiorczyni. Inni krewni też na stanowiskach.
Media szeroko rozpisywały się o pełnej przepychu imprezie. Roskolana miała na sobie kosztowne dodatki: bransoletkę i kolczyki warte w sumie 60 tys. dol. Zabawa w położonym pod Lwowem kompleksie hotelowym Emily Resort trwała dwa dni. Pokoje w Emily zaczynają się od 2 tys. zł za noc, ale bywalcy mówią, że warto: spa, trzy baseny, sauny, prywatna plaża na jeziorem. Tysiącu gościom do tańca przygrywali artyści z najwyższej półki. W takt muzyki pląsała elita – biznesmeni, radni miasta Lwowa, byli pracownicy prokuratur i izb skarbowych. Bawiąc się, łatwo mogli zapomnieć, że trwa rosyjska inwazja, a żołnierze resztkami sił walczą o utrzymanie linii frontu.

Być może sprawa przeszłaby niezauważona. Jednak panna młoda sama sprowokowała kłopoty, zamieszczając w mediach społecznościowych zdjęcia i filmy z imprezy. Skandal był przeogromny i władze nie mogły pozostać obojętne. Pan młody natychmiast dostał powołanie do wojska. Nie miał jednak ochoty iść na front, więc profilaktycznie zniknął. Byli koledzy prokuratorzy wysłali za nim list gończy, ale poszukiwania były niemrawe. Tymczasem pod zdjęciami z wesela, które krążyły po sieci, pojawiało się coraz więcej ironicznych komentarzy w stylu: „Ale przecież weselnicy ubrani w tradycyjne haftowane koszule. To znaczy, że są ukraińskimi patriotami”.

Być może to spowodowało, że organy ścigania wzięły się żwawiej do pracy. Ilnicki został pojmany na początku lipca. Był niedaleko, bo u swojej teściowej we Lwowie. Wpadł podczas przeszukania posesji – teściowa, jak się okazuje, jest podejrzewana, że za sute prowizje (ponad 10 tys. dol. od sprawy) pomaga poborowym nielegalnie wymigać się od pójścia na front. Zięciowi jednak pomóc nie zdołała.
Ilnicki zaraz po zatrzymaniu został wcielony do armii. Media z satysfakcją odnotowały, że służy w piechocie jako dowódca plutonu. Wcześniej podobne sprawy bardzo często przysychały, rozchodziły się po kościach. Powodowało to narastające poczucie, że elita żyje w innej rzeczywistości – bawi się, zarabia, wyjeżdża drogimi autami na zagraniczne wakacje. Jednym słowem wojna omija ją bokiem, a ciężar ponoszą szarzy obywatele. [bold mój - C.]

– To prawda, że czym dalej od linii frontu, tym nastroje są bardziej bojowe – mówi POLITYCE Dmitrij, ukraiński oficer, który służy od początku inwazji. – Politycy i biznesmeni mówią, że nie oddamy ani kawałka ukraińskiej ziemi. Tymczasem to „nie oddamy” sprowadza się do tego, że ja z moim oddziałem siedzę w okopie. A oni? Raz na jakiś czas zrzucają się na armię i kombinują, jak wyreklamować od służby swoich synów.
Podobne głosy można usłyszeć od żołnierzy i ich rodzin dość często: bogaci i wpływowi od frontu potrafią się wykręcić. Wojują ochotnicy i zwykli zmobilizowani rekruci.
(…)

2
DyLEMaty / Odp: AI - przerażająca (?) wizja
« dnia: Lipca 27, 2024, 07:02:01 pm »

@Cetarian - apropos DARPy - czyli za wcześnie zjadłem krawat, karząc się za stwierdzenie, że autonomiczny samochód szybko nie powstanie ;) ?

Po pierwsze: zjedzenie krawata było twoim własnym pomysłem – nie było żadnego zakładu o to, ani podobnej umowy (to info dla czytelników, którzy nie znają treści Forum na pamięć).

Po drugie: przypomniał mi się stary dowcip:
„ - Jako pierwszy na metę wbiegł zawodnik w czerwonym krawacie.
 - … to nie krawat, to język.


Nie wykluczam, że swego czasu zrobiłeś sobie krawat z jednego lub kilku ozor[k]ów (wołowych), po czym spożyłeś go w sosie chrzanowym, bez uszczerbku dla organizmu.
Byłoby to poniekąd w klimacie Forum, bo przecież Tichy opowiadał kiedyś o próbach produkcji jadalnego wyposażenia rakiet.

*
Jeśli to był krawat z tkaniny zasadniczo niejadalnej (bo można sobie wyobrazić krawat utkany np. z makaronu ryżowego), to tak, samoukarałeś się za wcześnie.     

Samochód autonomiczny nie powstał szybko, skoro od ostatniego czelendżu Darpy minęło siedemnaście lat, a   jest w fazie nieśmiałych, ostrożnych prób na zmapowanych przedmieściach kilku amerykańskich miast. (No i w Chinach).

Link podany przez Hoko

https://abcnews.go.com/Technology/wireStory/driverless-car-hits-person-crossing-light-china-highlighting-111767132

mi się nie otwiera, ale wyguglowałem frazę „ driverless car hits a person crossing light china”

https://www.euronews.com/next/2024/07/09/chinese-driverless-car-hits-a-person-crossing-against-the-light

“A driverless ride-hailing car in China hit a pedestrian in Wuhan who was reportedly crossing against the light over the weekend.
The vehicle's operator, Chinese tech giant Baidu, told Chinese media that the car began moving when the light turned green and had minor contact with the pedestrian.
Baidu said the person had no obvious external injuries and was taken to a hospital.
Comments on social media largely supported Baidu, pointing out that the pedestrian had broken the law, the English-language Shanghai Daily newspaper said in a post on X.
Chinese financial news outlet Yicai, meanwhile, quoted an expert saying the technology may have limitations when dealing with unconventional behaviour such as other vehicles or pedestrians that violate traffic laws.
Beijing-based search engine and artificial intelligence (AI) company Baidu is a leader in developing autonomous driving in China.”


“against the light”
, czyli pieszy wtargnął na czerwonym świetle.

W takiej sytuacji nawet dobry kierowca białkowy mógłby sobie nie poradzić.

“the car began moving when the light turned green and had minor contact with the pedestrian. (…) the person had no obvious external injuries and was taken to a hospital.”

Mam wrażenie, że to wiele hałasu o nic.

Takich zdarzeń/drobnych zderzeń (z białkowymi kierowcami za kierownicami) muszą być tysiące dziennie na całym świecie.

Z tego samego tekstu:
“Beijing-based search engine and artificial intelligence (AI) company Baidu is a leader in developing autonomous driving in China.   
Its largest “robotaxi” operation, with a fleet of 300 cars, is in Wuhan, a major city in central China that had the world's first major outbreak of COVID-19 in early 2020.
Its ride-hailing service also is in more limited parts of three other Chinese cities: Beijing, Shenzhen and Chongqing.”


Wuhan to jedenastomilionowe miasto, trzysta taksówek to niewiele.
Zimowy rekord temperatury w Wuhan to minus osiemnaście stopni, ale czy te testowe taksówki jeździły już zimą, tego nie wiemy.

Samochód autonomiczny będzie można uznać za dojrzałą technologię, jeśli po np. Chicago będą jeździły tysiące taksówek, przez okrągły rok, w deszczu, w śniegu, w błocie pośniegowym i po oblodzonych ulicach. Czyli w każdych warunkach.   

*
@hoko

Co to znaczy:
 
„W AGI nie wierzę.”

Że nie powstanie nigdy?
Dlaczego?

Bo AI, choć na razie nie potrafi dobrze (w każdych warunkach) prowadzić samochodu, niewątpliwe robi postępy.
Przykład (jeden z wielu) z Guardiana:

Not yet panicking about AI? You should be – there’s little time left to rein it in

Daniel Kehlmann

Only a handful of people grasp the magnitude of the changes that are about to hit us. They’re exciting – and terrifying
Mon 22 Jul 2024 08.00 CEST

A short while ago, a screenwriter friend from Los Angeles called me. “I have three years left,” he said. “Maybe five if I’m lucky.” He had been allowed to test a screenplay AI still in development. He described a miniseries: main characters, plot and atmosphere – and a few minutes later, there they were, all the episodes, written and ready for filming. Then he asked the AI for improvement suggestions on its own series, and to his astonishment, they were great – smart, targeted, witty and creative. The AI completely overhauled the ending of one episode, and with those changes the whole thing was really good. He paused for a moment, then repeated that he had three years left before he would have to find a new job.
(…)

Całość:

https://www.theguardian.com/commentisfree/article/2024/jul/22/artificial-intelligence-panic-time-change
 

3
Hyde Park / Odp: „Wysyłamy twojego syna na front!”
« dnia: Lipca 17, 2024, 11:07:13 pm »
Że polityka Bidena i Scholza w przedmiotowym zakresie jest - najłagodniej mówiąc - błędna i tchórzliwa* (choć i tak lepsza, niż Anglii i Francji wobec Polski w '39), przekonywać mnie nie musisz.
Ale nie wiem czy władze - i mieszkańcy - Ukrainy (ci chcący walczyć, w każdym razie) posłuchają Twoich rad (nawet gdyby ktoś im stosowny link podesłał).

* Zwł., że strona przeciwna podobnych skrupułów nie ma:
https://edition.cnn.com/2024/07/11/politics/us-germany-foiled-russian-assassination-plot/index.html

No, przecież ja tego nie piszę z nadzieją, że prezydent i/lub rząd Ukrainy czyta wpisy na tym Forum, tylko żeby zaprezentować stanowisko etyczne.

Z tym, że nie chodzi o tych, co chcą walczyć, tylko o tych, co nie chcą, w tym o takich, którzy chcieli, ale już tego nie wytrzymują – a rotacji nie ma.   

**
Fiszer dziś:

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/2263873,1,875-dzien-wojny-jeszcze-by-sie-chcialo-pozyc-a-tu-wojna-ile-wytrzyma-zolnierz-na-froncie.read?src=mt

„Mało kto zdaje sobie sprawę, jak ciężkie warunki panują na froncie, z jakim stresem i strachem musi się zmagać żołnierz. Ile tak można wytrzymać? Okazuje się, że część żołnierzy po ukraińskiej stronie wykazuje oznaki przemęczenia, co objawia się sprzeciwem wobec poczynań przełożonych.
(…)
Ile wytrzyma żołnierz na froncie?
Ostatnio doszło do pewnych niepokojów w ukraińskiej 24. Brygadzie Zmechanizowanej im. Króla Daniła. Pod koniec czerwca rzucono ją na pozycje pod Czasiw Jar. Rotacja pozostawiała jednak wiele do życzenia, bowiem przemęczeni żołnierze, którzy od miesięcy odpierali wściekłe ataki Rosjan, opuścili swoje pozycje, zanim na dobre zdołali je przejąć ci z 24. Brygady z Jaworowa koło Lwowa (rekrutacja do niej odbywa się głównie w zachodniej Ukrainie). W rezultacie źle przeprowadzonego luzowania, gdy Rosjanie wykonali szturm, wtargnęli na częściowo obsadzone, a częściowo nieobsadzone pozycje. Oczywiście zajęli je bez większych problemów, korzystając z powstałego zamieszania, kiedy nie było wiadomo, kto ma się tam bronić. Gen. Syrski się wściekł i nakazał natychmiastowe odzyskanie pozycji. Brygadę rzucono do kilku szturmów, ale na próżno: w odróżnieniu od wojsk ukraińskich, które miały – delikatnie mówiąc – słabo rozbudowaną obronę, Rosjanie od razu wgryźli się w ziemię. Powstały nowe transzeje, ziemianki, punkty ogniowe, zdążono nawet ustawić miny na przedpolu. Nieprzygotowany szturm bez odpowiedniego rozpoznania zakończył się katastrofą. A i tak ukraińskie dowództwo naciskało na atak, na odzyskanie głupio straconych pozycji.
Efekt? 24. Brygada Zmechanizowana, ale nie tylko ona (bo także inne jednostki wysłano do kontrataków), poniosła bardzo ciężkie straty. Przesadą są oceny, że jednostka „praktycznie przestała istnieć”, niemniej nastroje wśród żołnierzy były dość podłe. Widać oznaki frustracji i żalu do przełożonych. Nie był to żaden bunt, jak przedstawiają sprawę Rosjanie, ale groźne niepokoje, które mogą być sygnałem przemęczenia broniących się wojsk w ogóle. W przeciwieństwie do Rosjan Ukraińcy niemal nie rotują jednostek, bo nie mają odpowiednich rezerw, by dać swoim ludziom odpocząć i wytchnąć.
Problem będzie narastał albo do wojska trafi w końcu więcej ludzi, by stworzyć rezerwę „obrotową”. Bo generalnie – ile można wytrzymać? Miesiącami tylko odpierając niekończące się ataki Rosjan, bez perspektyw choćby na jakąś zmianę, nawet na ofensywę. A ci walczą jak robokopy. Mięsne szturmy jeden za drugim, giną jedni, atakują kolejni. Żadnych buntów, czasem jakieś narzekanie. Bez krytyki wojny, sensu jej prowadzenia czy nawet wyższych przełożonych. Nie odpuszczają, atakują fala za falą. Ukraińcy też się nie cofają, są niezmordowani, kopią i walczą, a jak nie walczą, to kopią. Coraz więcej transzei, ziemianek, tuneli. Wykurzyć ich z raz zajętych pozycji to niemal cud.
Ukraińcy jednak żyli w państwie bardziej cywilizowanym, z nadzieją na lepsze, dla nich przeskok do brudnych okopów jest większy. A najgorzej pogodzić się ze śmiercią w wieku 30 czy 40 lat. Jeszcze by się chciało pożyć, a tu wojna.”



4
DyLEMaty / Odp: AI - przerażająca (?) wizja
« dnia: Lipca 11, 2024, 07:13:16 pm »

Mam pytanie, może ktoś (coś na ten temat) wie: skoro jest tak dobrze (albo źle), tzn. AI się rozwija i wkrótce stanie się AGI (dobrze), ale wtedy może uzna, że Skynet miał rację, pozbywając się ludzi (źle), to dlaczego ten dzisiejszy proto-Skynet (który chyba już na taką nazwę zasługuje, skoro lada chwila, lada rok stanie się AGI) nie potrafi prowadzić samochodu?

Tzn. teoretycznie (a nawet praktycznie) trochę potrafi, ale jeździ tylko powoli, po zmapowanej dzielnicy, może jakoś sobie radzi w deszczu, ale po śniegu to nawet nie próbuje - a w każdym razie nikt (z firm pracujących nad ([auto autonomiczne]) się nie chwali nawet minutowym filmikiem z jazdą po błocie pośniegowym.

To jak Skynet będzie eksterminował ludzkość? Wysyłając piesze dywizje ASIMO z kałachami?

Pytam w formie nieco żartobliwej, ale całkiem serio.

Wiele lat temu dyskutowaliśmy na forum o DARPA Grand Challenge (dwie edycje w 2004 i 2005 roku)i DARPA Urban Challenge. (rok 2007)
https://en.wikipedia.org/wiki/DARPA_Grand_Challenge

W tym czasie na (prawdopodobnie) Discovery emitowano kilkuodcinkowy film na ten temat. Dotyczył chyba ostatniej edycji, ale nie mam pewności.
Zapamiętałem (albo z tego serialu, albo z innego źródła), że przynajmniej część zadań testowych realizowano w opuszczonym osiedlu przy zamkniętej bazie wojskowej (czyli to prawie na pewno był konkurs „Urban Challenge”). Żeby warunki były bardziej realistyczne, DARPA wynajęła czterdziestu siedmiu kaskaderów, którzy mieli jeździć po osiedlu i (trochę) utrudniać działanie testowanym .         

O ile dobrze pamiętam, stłuczek nie było, ale być może kaskaderów pouczono, żeby jeździli ostrożnie, tak jakby to było osiedle spokojnej starości.

Od tamtej pory minęło siedemnaście lat.

(Od wystrzelenia Sputnika do ostatniego lądowania na Księżycu upłynęło piętnaście lat).

I nikt się nie chwali samochodem, który sobie dobrze radzi w błocie pośniegowym.

I dobrze sobie radzi w aranżowanych sytuacjach kolizyjnych  - na ulice tamtego, czy podobnego osiedla można by wypuścić pięćdziesiąt, sto albo i dwieście .

Część zaprogramować tak, żeby zachowywała się jak bardzo niedoskonali kierowcy i analizować, jak sobie z tym radzą te teoretycznie dobrze funkcjonujące .           

Ale chyba nikt tego nie robi, nawet Tesla, która już w zasadzie chyba na pewno jest całkowicie autonomiczna, tylko jeszcze Melon musi dopisać pięć wierszy kodu. No, może pięćset. Albo pięćdziesiąt tysięcy. A może pięć milionów. To szczegół.

W każdy razie z przodu (tej nienapisanej części kodu) jest piątka. 


5
Hyde Park / Odp: „Wysyłamy twojego syna na front!”
« dnia: Lipca 11, 2024, 02:05:27 pm »

Unia (NATO bez USA i szerzej Zachód poza USA) ma dość zasobów, żeby latami wspierać remis na Ukrainie. (Ma dość zasobów, żeby zapewnić Ukrainie zwycięstwo, ale tego nie chce, bo się boi a-bombki.)

Ale czy te około trzystu-czterystu tysięcy ukraińskich żołnierzy frontowych będzie walczyło w nieskończoność?

Piszę to z ciężkim sercem, ale jeśli kiedyś pojawi się informacja, że jakiś ukraiński batalion sam się wyrotował z frontu i w szyku bojowym jedzie poprosić o azyl w Polsce, to nie będę zszokowany.

Hmm, nie wiem, co chcesz osiągnąć tymi słowami, poza powiedzeniem oczywistości, że sprawa jest pilna, wymagałaby ostrzejszych ruchów (ze strony Zachodu), i może dotknąć - ba, już dotyka, ale może znacznie bardziej - również nas...?

Najpierw długie (ale ważne) cytaty z dwóch tekstów Fiszera.

*
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/2261783,1,858-dzien-wojnytlocza-sie-su-34-w-baltimor-jak-sledzie-w-beczce-dlaczego-nie-dac-rosjanom-prosto-w-zeby.read

Michał Fiszer, współpr. Jacek Fiszer

858. dzień wojny. Tłoczą się Su-34 w Baltimor jak śledzie w beczce. Dlaczego nie dać Rosjanom prosto w zęby?

30 CZERWCA 2024

(…)
Dlatego rosyjskie bombowce są tak groźne. Zwłaszcza Su-34, które mogą wyrzucić kilka potężnych bomb naraz.
Stoją sobie te Su-34 w wielkim stadzie na lotnisku Baltimor pod Woroneżem. Teoretycznie bazujący tu 47. Pułk Lotnictwa Bombowego Gwardii ma 24 sztuki. To czemu jest ich więcej? Zagadkę wyjaśnia dekret Putina z 27 września 2023 r. 47. Pułk stał się wtedy „gwardyjski” w zamian za poświęcenie w bojach. Podobnie wyróżniony został 23 marca 2023 r. 2. Mieszany Pułk Lotniczy z bazy Szagoł w obwodzie czelabińskim przy Uralu. To oznacza, że i on walczy, mając do dyspozycji 24 Su-34.
Stąd ten tłok. Żadnych schrono-hangarów tu nie ma. Samoloty stoją pod gołym niebem, upchane jak śledzie w beczce. Powtórzmy: miejsca jest na jeden pułk, a są dwa. Aż się prosi, by zamienić je w kupę złomu rakietami ATACMS. Przecież to niemal połowa całej rosyjskiej floty Su-34.
Ale nie ma pozwolenia. Amerykanie łapią się za głowę: wiecie, w jaką panikę wpadliby Rosjanie, gdybyście zniszczyli główną siłę uderzeniową ich lotnictwa, i to naszymi rakietami?
No właśnie, co by zrobili? Naszym zdaniem nie zrobiliby tego, czego się boją Amerykanie, bo nie są głupi. Ale strach przed tym, by tak zdrowo w Rosję łupnąć, czuć w administracji USA. Może mają rację, może nie. Może Rosjanom trzeba dać zdrowego łupnia prosto w zęby. Może przyjęliby to raczej z uznaniem i respektem, bo to przecież język, który najlepiej rozumieją.


*
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/2261913,1,859-dzien-wojny-rosjanie-kleca-taczki-bojowe-co-bedzie-jak-im-sie-skonczy-prawdziwy-sprzet.read?src=mt

MICHAŁ FISZER, WSPÓŁPR. JACEK FISZER

859. dzień wojny.  Rosjanie klecą taczki bojowe. Co będzie, jak im się skończy prawdziwy sprzęt?

1 LIPCA 2024

(...)
W opublikowanym 30 czerwca wywiadzie dla gazety „Philadelphia Inquirer” prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że Zachód obawia się zdecydowanego zwycięstwa Ukrainy ze względu na stabilność Rosji. Ta mogłaby nie przetrwać takiej porażki w obecnej postaci, zaczęłyby się rozliczenia rządzących i faktycznie mogłoby tam dojść do jakichś walk wewnętrznych. Co oczywiście nie oznacza od razu, że broń jądrowa dostanie się w niepowołane ręce, czego się obawiają państwa zachodnie. ZSRR się rozpadł w wyniku zamachu stanu, z którym (o czym się zapomina) wygrał inny zamach stanu – i nic się nie stało. Swoją drogą, walka o władzę między dwoma równoczesnymi zamachami stanu to tylko za Bugiem. A skąd Amerykanie mają pewność, że rosyjska broń jądrowa jest bezpieczna bez rozpadu państwa? Tak czy owak, takie wypowiedzi o obawach, że Rosja się rozpadnie, przewijały się też w kuluarach Warsaw Security Forum, więc coś jest na rzeczy. Dlatego Amerykanie nie chcą tak po prostu dać Rosji zdrowego łupnia. Wolą powolne wykrwawienie bez gwałtownych ruchów, bez terapii szokowej. [bold mój C.] Poza tym wciąż wierzą w negocjacje, podczas gdy Rosjanie będą negocjować wtedy, kiedy oni będą chcieli, a nie kiedy Zachód będzie chciał. I będą mieli ku temu określone powody, o czym dalej.
(...)
Dla Rosjan pełzająca ofensywa to nie taka zła opcja. Jest jakiś efekt psychologiczny takich działań, pokazuje bowiem państwom zachodnim, że Ukraina nie jest w stanie odzyskać utraconych ziem. Że z każdym dniem jest tylko drożej, a kraj kurczy się o kilka kilometrów kwadratowy tygodniowo. To nic, że do Kijowa w tym tempie dojdą za 40 czy 50 lat, kto takie rzeczy przelicza? Na pewno nie wyborcy w Europie, którzy zareagowali zgodnie z rosyjskimi oczekiwaniami i wybrali we Francji kogo trzeba. Teraz jeszcze trzeba zafundować powtórkę w Niemczech i jesteśmy w domu. Ukraina straci pomoc, padnie, a Rosjanie bez wysiłku sobie ją zgarną. Lekki oddech, mobilizacja kolaborantów (w każdym kraju znajdą się tacy, a trzeba pamiętać, że w Ukrainie wiara w Zachód zostanie wówczas kompletnie załamana), naprodukować uzbrojenia i można ruszać dalej, na początek państwa bałtyckie. Kto im pomoże? Le Pen? Tino Chrupalla z AfD? Robert Fico ze Słowacji? Cała nadzieja w Viktorze Orbánie. Dlatego na Kremlu zacierają ręce: idzie dobrze! W międzyczasie Ukraina się wykrwawia z najodważniejszych i najlepszych. Czy warto organizować jakąś wielką, kosztowną ofensywę?
(...)
Rosja może jeszcze prowadzić wojnę w obecnym kształcie przez mniej więcej rok. Nie chcemy tu wrzucać masy liczb i kalkulacji, ale robimy je w miarę systematycznie, chwytamy dostępne dane, porównujemy je, oceniamy i staramy się wyciągać wnioski. Wszystko wskazuje, że za rok, może półtora, Rosja nie będzie miała czym walczyć.
Co wówczas zrobi Moskwa? Będzie musiała wojnę zamrozić. Może to zrobić na dwa różne sposoby. Jeden to zmniejszenie intensywności działań i przejście do działań nękających, a w tym czasie produkowanie sprzętu, gromadzenie go i szkolenie wojska. Stwarza to jednak duże niebezpieczeństwo, że Ukraina wykorzysta ten okres i podejmie swoją ofensywę, rozjeżdżając rosyjską piechotę własnymi czołgami, po wcześniejszym przeoraniu pozycji obronnych bombami lotniczymi. Więc nie za dobrze.
Lepiej w tej sytuacji wynegocjować jakieś zawieszenie broni, żeby na spokojnie się zbroić. W takiej sytuacji walka szłaby o to, by Europa się nie obudziła i sama nie zaczęła zbroić. Na razie idzie dobrze, Europa nie chce się zbroić. Państwa bezpośrednio zagrożone wydają na zbrojenia całkiem sporo, ale państwa leżące dalej – nie widzą takiej potrzeby. Nie zdają sobie sprawy z prostego faktu, że jak upadną kraje obecnie frontowe, pozbawione realnej pomocy sojuszników, to same nimi się staną. Ale tych sojuszników, których ewentualnie zostawią, już mieć nie będą…
To jest właśnie największe niebezpieczeństwo. W polu trwają zacięte, śmiertelne walki, ludzie giną, odnoszą rany i cierpią, piekło trwa w najlepsze. Ale efekt tego piekielnego starcia może się rozegrać w przestrzeni informacyjnej i przez wrzucenie kartki do urny. Na nic ofiary, zabici, ranni, trwale okaleczeni, cierpiący, osierocone dzieci… Kartka, urna i po zawodach.



*
Amerykanie chcą „powoli wykrwawiać” Rosję, ale to oczywiście oznacza, że wykrwawia się również Ukraina, która ma prawdopodobnie mniejsze (może nawet znacząco mniejsze) straty w ludziach, ale też prawie cztery razy mniej ludności.
I jest ofiarą agresji, nie agresorem.

*
W interesie Polski, mieszkańców Polski, twoim Q i moim, jest, żeby Ukraina walczyła do ostatniego żołnierza i do ostatniego naboju.

Ale skazywanie Ukrainy przez Zachód na powolne wykrwawianie się jest głęboko nieetyczne.

I absurdalne, bo jest 99,99% prawdopodobieństwo, że, ktokolwiek zapanuje na Kremlu, będzie chciał szybko doprowadzić do odprężenia, żeby „wierchuszka” mogła znowu latać do sklepów w Paryżu i Berlinie, do swoich apartamentów w Londynie, pałacyków na francuskiej Riwierze, itd.itp.

Ogólnie korzystać z życia, bo im się to po prostu należy.

Wystąpi jakiś następca Peskowa
(który zarabia oficjalnie sto tysięcy dolarów rocznie, ale ma co najmniej jeden zegarek za sześćset dwadzieścia tysięcy dolarów   
https://www.bloomberg.com/view/articles/2015-08-03/where-did-putin-s-spokesman-get-a-620-000-watch-
Where Did Putin's Spokesman Get a $620,000 Watch?
An ostentatious display of wealth raises eyebrows, and questions.
3 sierpnia 2015 at 17:27 CEST)
 
i powie: „Wicie, rozumicie, się okazało, że towarzysz, tzn. pan Stalin, tzn. pan Putin popełnił błędy.
Oraz ogólnie doszło do wypaczeń.
Oczywiście, pan Putin miał wielkie zasługi dla matczyzny, ale pod koniec jego w zasadzie słusznych rządów, jego instynkt państwowy uległ osłabieniu (bla, bla, bla,bla).
No, ale teraz nie żyje, a my jesteśmy za odprężeniem, detente i w ogóle.
A z tą Ukrainą to jakoś tak głupio wyszło, sorry.”



*
Ja po prostu czasami próbuję sobie wyobrazić sytuację, w której ja sam, albo ktoś mi bliski, byłby frontowym ukraińskim żołnierzem, geostrategicznie, realpolitycznie skazanym przez Bidena i Scholza na powolne wykrwawianie się, nawet bez perspektywy, że jeśli przetrwa na froncie trzy lata (o co niełatwo), to będzie mógł odejść do cywila.

Dlatego, niezmiennie, uważam, że walczyć powinni wyłącznie ochotnicy na kontraktach terminowych.

*
I jeszcze:

https://wyborcza.pl/7,75399,31132978,szczyt-nato-w-waszyngtonie-stoltenberg-zapowiada-nowe-wsparcie.html#S.MT-K.C-B.2-L.1.duzy

Z uroczystymi zapowiedziami kontrastują słowa prezydenta Rumunii Klausa Iohannisa, który wytknął Zachodowi, że wsparcie dla Kijowa jest nadal niewystarczające.
– Czas spojrzeć na to realistycznie: dostarczyliśmy mniej więcej połowę tego, co obiecaliśmy. To nie wystarczy. Jeśli chcemy, by Ukraina wygrała, musimy pomagać bardziej – stwierdził Iohannis.


6
Hyde Park / Odp: Czy narkotyki powinny być legalne?
« dnia: Lipca 11, 2024, 01:13:51 pm »
Uciekasz od poważnej problematyki w słabe żarty …
Chwileczkę, a kto zaczął z favelą? Jestem idealnym partnerem do rozmowy. Dostosowuję się do chwytów interlokutora.

Kto pierwszy zaczął żartować?
Ty.

Odp: Czy narkotyki powinny być legalne?
« Odpowiedź #20 dnia: Czerwca 07, 2024, 12:16:02 am

„- pokaż mi, co w ogóle nasze państwo umie zrobić zgodnie ze wstępnymi założeniami jakie sobie samo postawiło i tego nie spieprzyć,”

Chyba, że to nie był żart?

Ale jeżeli uważasz, że państwo „spieprza”, czyli źle zarządza wszystkim, czym się zajmuje (a dałoby się lepiej, prywatnie), to z tego logicznie wynika, absolutnie serio, że jesteś zwolennikiem libertariańskiego minimalnego państwa, w którym jest tylko wojsko, policja i sądy.
W takim państwie oczywiście nie byłoby nadzoru farmaceutycznego, więc, siłą rzeczy, narkotyki byłyby legalne. Każdy mógłby handlować witaminą C, antybiotykami, kokainą, fentanylem, itd., itp.
Czy takie jest twoje stanowisko?
Pytam serio.

*
Kilogram kokainy w Kolumbii kosztuje tysiąc dolarów. Średnia zawartość kokainy w świeżych liściach to 0,8%.
Wiesz jakie są akcyzy/podatki na prąd? Dlaczego uważasz, że cena narkotyku nie będzie podlegała tego typu uregulowaniom (zakladając, że nie chcesz w ogóle wywrócić wszystkiego w UE). Cena, po której  skupuje się złoto od poszukiwaczy w la Plata itd. też jest pierońsko niska.

Cierpliwie powtarzam, że gram kokainy kosztuje w Kolumbii dolara. Gram wydobyty z liści wyhodowanych w polskich szklarniach raczej nie powinien być droższy.

Szacowałem, że doczyszczenie przez (przykładowego) Pfizera i poporcjowanie kosztowałoby drugiego dolara za gram.
Koszty prowadzenia sieci punktów dystrybucyjnych, w tym krajowego systemu informatycznego z bazą użytkowników, szacuję na osiem dolarów za gram (co jest wartością absurdalnie zawyżoną, ale niech tam).

Gram lekko rozcieńczony (nie wiadomo czym) kosztuje na ulicy Europy Zachodniej pięćdziesiąt dolarów (źródło wskazywałem powyżej).
Czyli na podatki, w tym akcyzę, zostaje ca czterdzieści dolarów, osiemdziesiąt procent ceny detalicznej.

A jeżeli policzyć podatki/akcyzę od ceny pierwotnego preparatu to wychodzi cztery tysiące procent – czterdzieści dolarów podatku/akcyzy od dolara ceny hurtowej.   


7
Hyde Park / Odp: „Wysyłamy twojego syna na front!”
« dnia: Czerwca 30, 2024, 03:43:57 pm »
ten eksperyment myślowy z jawnym referendum pokazuje, że zwolennikami poboru są głównie ci, którym on osobiście nie grozi, a swoje dzieci, dalszych krewnych i znajomych potrafią ochronić przed poborem.

IMHO - abstrahując od głównego toku dyskusji - pokazuje raczej, że kiedy zaczynasz myśleć "dlaczego ja, a nie syn milionera czy deputowanego?" (jak pod politycznym linkiem), ew. po prostu - "dlaczego ja, a nie głosujący przeciw?", patriotyczne zapały mogą minąć. Ergo: tak poprowadzone referendum byłoby b. skutecznym sposobem na rozbicie narodowej/obywatelskiej/whatever jedności, tak samo zresztą, jak byłby nim widok uchylających się - skutecznie i bez konsekwencji - Musiów (a może nawet bardziej - bo można wzmóc się patriotycznie na złość Musiom - kłania się mickiewiczowskie plwanie na skorupę).

Proponuję odłożyć kwestię jawnego referendum. To był tylko eksperyment myślowy, wygenerowany w odpowiedzi na twój radykalny postulat odbierania obywatelstwa ludziom, którzy odmawiają służby wojskowej.

*
Zachód dalej gra na remis.
 
Po katastrofalnym wystąpieniu Bidena w debacie, szanse na wybór Trumpa, już poprzednio duże, wzrosły.
Trump jest nieobliczalny, ale wydaje się bardzo prawdopodobne, że jeśli wygra, to pomoc USA dla Ukrainy zostanie znacznie ograniczona, albo nawet całkowicie wstrzymana.
Unia (NATO bez USA i szerzej Zachód poza USA) ma dość zasobów, żeby latami wspierać remis na Ukrainie. (Ma dość zasobów, żeby zapewnić Ukrainie zwycięstwo, ale tego nie chce, bo się boi a-bombki.)

Ale czy te około trzystu-czterystu tysięcy ukraińskich żołnierzy frontowych będzie walczyło w nieskończoność?

Piszę to z ciężkim sercem, ale jeśli kiedyś pojawi się informacja, że jakiś ukraiński batalion sam się wyrotował z frontu i w szyku bojowym jedzie poprosić o azyl w Polsce, to nie będę zszokowany.


8
Hyde Park / Odp: Czy narkotyki powinny być legalne?
« dnia: Czerwca 30, 2024, 03:36:01 pm »
Wiesz, w mojej faweli dziadkowie mieli prąd przed wojną (drugą, światową), więc to trochę słaby przykład (ale może u Was we Warszawie dopiero niedawno podłączyli i dlatego tak Cię to kręci?). Ale skoro już prądzie to możesz się przyjrzeć jak wygląda sektor energetyczny w Polsce, wspomnę tylko dwa słowa - Żarnowiec i Ostrołęka.


Nie doceniłem Cię :) . Sądziłem, że zamierzasz przemeblować tylko nasze, krajowe podwórko, ale Ty chyba musisz zacząć od USA, skoro Polska ma nabywać narkotyki w Kolumbii, gdzie są nielegalnie produkowane, którymi handel jest obłożony światową anatemą (podobnie zresztą jak ich przewożenie). Tak że uważam Twój pomysł za całkowicie księżycowy, przynajmniej póki nie zostaniesz prezydentem USA (na początek, będziesz jeszcze musiał wsadzić swojego człowieka do Kolumbii, żeby ta zalegalizowała produkcję i sprzedaż narkotyków, przecież państwo nie może otwarcie kupować od mafii narkotykowej). Twój pomysł nie dotyczy Polski. Swoją drogą nie rób tego - mafia prawie na pewno Cię odstrzeli. Być może Kolumbia zalegalizuje kokę, ciekawe jak do tego ustosunkują się Stany. Prawdę powiedziawszy mało co mnie zdziwi. Tym niemniej hera to nie wódka i porównywanie prohibicji w USA do walki z narkotykami jest z tego powodu nieuprawnione.


I tak, jestem spokojny, że i tak wyjdzie drożej (jak państwo polskie weźmie się za dystrybucję). Chyba, że będzie dopłacać jak do niektórych leków (zresztą jak już mówiłem: narkomani i tak będą musieli dostać narkotyk za darmo).


Nie pytałeś o badania jak narkotyki wpływają na rynek pracy, tylko jak działają w organizmie i jak wpływają przez to na zdrowie. Ale: how do the drugs abuse affects workplace scientific article ...

Nie zostanę prezydentem USA, ale nie dlatego, że nie mam (i to od urodzenia) obywatelstwa amerykańskiego, tylko dlatego, że, po śmierci prezydenta Donalda Trumpa w trakcie jego trzeciej, pozakonstytucyjnej kadencji, kolejną dożywotnią prezydentką USA zostanie jego córka, Ivanka.

(To, niestety, nie jest żart, zwłaszcza po czwartkowo-piątkowej debacie.)

*
Uciekasz od poważnej problematyki w słabe żarty …
Cóż, nic na to nie mogę poradzić.

Oczywiście, legalizacja narkotyków musiałaby zostać poprzedzona poważnymi analizami.
Na razie się tego nie robi.

Senat francuski martwi się rosnącym spożyciem kokainy we Francji, ale (według doniesień medialnych) ma taką refleksję, że trzeba wydawać więcej pieniędzy na „war on drugs”.

„Sądziłem, że zamierzasz przemeblować tylko nasze, krajowe podwórko, ale Ty chyba musisz zacząć od USA, skoro Polska ma nabywać narkotyki w Kolumbii, gdzie są nielegalnie produkowane, którymi handel jest obłożony światową anatemą (podobnie zresztą jak ich przewożenie).”

Kilogram kokainy w Kolumbii kosztuje tysiąc dolarów. Średnia zawartość kokainy w świeżych liściach to 0,8%.
   
https://en.wikipedia.org/wiki/Coca

"The pharmacologically active ingredient of coca is the cocaine alkaloid, which has a concentration of about 0.3 to 1.5%, averaging 0.8%,[27] in fresh leaves."

Czyli kilogram liści jest wart około ośmiu dolarów (minus koszty przetworzenia). To około trzydziestu złotych za kilogram, za tą cenę dałoby się wyhodować kokainę w szklarniach w Polsce.

Ja tego nie proponuję, ale skoro się martwisz, że USA nam nie pozwolą kupić, to odpowiadam, że można sobie wyhodować.

*
Gdyby jakiś przyszły, hipotetyczny polski rząd chciał ruszyć ten temat, to oczywiście zacząłby od poważnych analiz, a potem rozpoczął debatę o legalizacji w ramach struktur Unii Europejskiej.
Debaty zapewne trwałyby latami.

Ty najwyraźniej uważasz, że już zawsze będzie tak samo (znaczy tak samo, ale dynamicznie, „war on drugs” będzie trwała jak trwa, a konsumpcja będzie z roku na rok rosła, jak rośnie.)

Może masz rację, ale przykład z innego obszaru pokazuje, że świat się zmienia.

Dwadzieścia lat temu, w pierwszych wyborach od parlamentu europejskiego Liga Polskich Rodzin zdobyła dziesięć mandatów. PO piętnaście, pis siedem. 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_do_Parlamentu_Europejskiego_w_Polsce_w_2004_roku

O Lidze już mało kto pamięta, a w tym miesiącu wyborcy wysłali do europarlamentu polską rodzinę („rodzinę”?) złożoną z Biedronia i Śmiszka.

I prawie nikogo to nie dziwi, a ewentualne głosy krytyczne dotyczą raczej nie zbyt małego zróżnicowania płci w tej rodzinie, ale jej ekstremalnej zaradności (wzięła dwie trzecie mandatów lewicy).


9
Hyde Park / Odp: „Wysyłamy twojego syna na front!”
« dnia: Czerwca 16, 2024, 03:19:03 am »
Od innych referendów różniłoby się tym, że byłoby jawne.

Rozumiem, co chciałbyś osiągnąć, i nie odmawiam temu rozwiązaniu pewnej... elegancji, ale doświadczenie uczy, że glosowania jawne są bardziej podatne na presję, niż tajne. A przy tym to konkretne wydaje się wręcz ustawione tak, by zachęcać do głosowania przeciw (bo pojawi się zaraz brzydki, ale arcyludzki, odruch "dlaczego ja mam nadstawiać karku, skoro sąsiad się wykręci?").


Oczywiście tajne głosowanie to fundament demokracji, ale ten eksperyment myślowy z jawnym referendum pokazuje, że zwolennikami poboru są głównie ci, którym on osobiście nie grozi, a swoje dzieci, dalszych krewnych i znajomych potrafią ochronić przed poborem.

Poniżej fragmenty artykułu z bieżącej Polityki.

*
W uproszczeniu: ty chcesz walczyć do ostatniego poborowego (którego upoluje policja i/lub żandarmeria), a ja do ostatniej złotówki, dolara, euro podatków wojennych.

Jest smutnym paradoksem, że aktualnym ministrem obrony jest lobbysta posiadaczy ziemi.
Nie „posiadaczy ziemskich”, bo to sugeruje wielkie obszary, ale posiadaczy ziemi rolnej bodajże od jednego hektara.
Dziewięćdziesiąt procent posiadaczy ziemi nie produkuje niczego na rynek, ale kasę drą.

*
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/rynek/2252517,1,czarny-zielony-lad-antyunijna-prawica-rosyjscy-agenci-kto-jeszcze-wykorzystuje-rolnikow.read
JOANNA SOLSKA

RYNEK
Czarny Zielony Ład. Antyunijna prawica, rosyjscy agenci: kto jeszcze wykorzystuje rolników
23 KWIETNIA 2024
 
(…)
Udział rolnictwa w polskim PKB wynosi zaledwie 2,5 proc., w unijnym już tylko 1,5 proc. W tegorocznym budżecie na wsparcie dla rolników zapisano ponad 74 mld zł. Licząc z dotacjami dla rolniczych ubezpieczeń KRUS oraz przywilejem niepłacenia PIT, to wsparcie sięga 5,5 proc. PKB. Oznacza to, że wartość sprzedanych przez rolników płodów rolnych jest ponad dwa razy niższa niż suma dotacji, jakie otrzymują. Przeciętnie każde gospodarstwo rolne, z 1,3 mln pobierających dopłaty, otrzymuje od Unii oraz od polskich podatników rocznie ponad 60 tys. zł. Tylko górnicy dostają więcej. Ogromne wydatki na naszą obronność to 4 proc. PKB.
(…)

**
 https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/2259013,1,uchylanci-i-patrioci-czy-to-odmieni-losy-wojny-caly-proces-rekrutacji-to-wielka-katastrofa.read
PAWEŁ RESZKA

Uchylanci i patrioci. Czy to odmieni losy wojny? „Cały proces rekrutacji to wielka katastrofa”

11 CZERWCA 2024
 
(…)
„Heorhij Popow, artylerzysta, który na ochotnika zgłosił się do armii jeszcze w 2015 r. i walczy do dziś, nie jest zdziwiony, że jego rodacy ukrywają się przed armią: – Zmobilizowani mają prawo wiedzieć, jak długo potrwa ich szkolenie, do jakiej jednostki zostaną wysłani, z jaką bronią i wyposażeniem. Jak długo będą na froncie i kiedy nastąpi rotacja. Tymczasem to wszystko jest wielką niewiadomą, a cały proces rekrutacji to wielka katastrofa. Ukraiński politolog Wołodymyr Soniuk dodaje, że wszyscy, którzy dobrowolnie chcieli iść na wojnę, już na niej są.
(…)

– Mobilizacja nie przynosi już żadnych politycznych bonusów. Kiedyś wezwanie „Idźcie na front” było odbierane jednoznacznie pozytywnie. Teraz ludzie odpowiadają: „Może niech idą walczyć dzieci deputowanych albo milionerów. Bo żyją tak, jakby żadnej wojny nie było” – ocenia Soniuk.
(…)

 Jednak do tej pory ani audyty zarządzane przez prezydenta, ani inne sposoby na poszukiwanie rezerw nie zmieniły sytuacji. W każdym razie nie na tyle, by zwolnić z frontu tych żołnierzy, którzy walczą od ponad dwóch lat. I to jest chyba największy problem z nową ustawą. Andrij, artylerzysta ochotnik (walczy od marca 2022 r.), mówi, że z romantyki wojny zostało niewiele: – Od dwóch lat żyję jak bezdomny. Jestem brudny, jem konserwy, śpię byle gdzie, mogę zginąć każdego dnia. Gdy ostatnio wycofywaliśmy się spod Awdijewki, byłem przekonany, że nie dam rady, że przyszedł na mnie koniec. Choć jest ochotnikiem, nie może „wypisać się” z wojska. Będzie służył, aż zginie, zostanie ciężko ranny lub na jego zwolnienie wyrazi zgodę dowódca. Albo skończy się wojna. O takich jak on mówią „niewolnicy wojny”. Gdyby oddalił się ze swojej jednostki, zostałby uznany za dezertera – czyli popełniłby ciężkie przestępstwo.

Kontrastuje to z grzywnami, zakazami prowadzenia samochodu i odmową usług konsularnych, które grożą uchylantom. A politycy obiecywali, że częścią ustawy o mobilizacji będzie prawo do demobilizacji. Miało gwarantować, że po trzech latach służby w jednostkach bojowych będzie można odejść. Ten zapis wykreślono. Nie było wyjścia – generałowie mówili jasno, że odejście weteranów równałoby się załamaniu obrony.”
(…)

No, tylko że gdyby powołano pół miliona poborowych we wrześniu, to dziś już można by weteranów rotować. Albo przynajmniej dać im perspektywę odejścia do cywila za rok.

Ale żołnierz jest własnością państwa. I rotacji nie ma.

**
Wiem, że Ukraina walczy o przetrwanie.
Ale do wojska (po pierwotnej fali ochotników) trafiają mniej zaradni. Państwo ich sobie bierze.

**
I jeszcze:
https://edition.cnn.com/2024/06/13/world/video/ukraine-prisoner-recruits-sebastian-pkg-ldn-digvid
Exclusive video shows inside Ukrainian prison as inmates join frontlines
Ukraine's latest effort to solve a manpower shortage in their fight against Russia is recruiting prisoners. CNN's Clare Sebastian reports.

10
Hyde Park / Odp: Czy narkotyki powinny być legalne?
« dnia: Czerwca 16, 2024, 03:03:00 am »

- pokaż mi co nasze państwo jest w stanie zrobić taniej od wolnego rynku (apropos, że państwowe narkotyki będą tańsze)
- pokaż mi, co w ogóle nasze państwo umie zrobić zgodnie ze wstępnymi założeniami jakie sobie samo postawiło i tego nie spieprzyć,


Czy ty nadajesz z jakiejś faveli?
 
Bo u mnie w Warszawie jest [m.in.] (stale) prąd w gniazdkach, gaz w palnikach i ciepła woda w kranach (wodę załatwia miasto, no, ale to też rząd, samo-rząd).

Ponadto, czy nawet przede wszystkim, nie chodzi przecież o to, żeby państwo produkowało równie dobre samochody jak np. Toyota i w dodatku o 10% taniej,

tylko o zupełnie wyjątkowy rynek, gdzie cena hurtowa towaru stanowi DWA PROCENT ceny detalicznej.  

Znalazłem artykuł, w którym m.in. podawano ceny.

https://www.theguardian.com/world/2023/oct/18/tsunami-keeps-coming-europe-growing-cocaine-market
Jon Henley in Le Havre
Wed 18 Oct 2023
‘The tsunami just keeps coming’: Europe’s growing cocaine market

Customs officials face losing battle as €10bn cocaine trade leads to dramatic increase in violent crime in north-west Europe

(…)
“The sums are tiny compared with the drug gangs’ staggering profits: a kilo of cocaine bought for $1,000 in Colombia is worth more than €35,000 in Europe and, once smuggled out of port and cut – or diluted with other substances – can be sold on the street (or, more likely, ordered by WhatsApp or Signal) for €50 to €70 a gram.”

Gram czystej kokainy w Kolumbii kosztuje jednego dolara, w Europie jest wart 35 Euro, ale w praktyce  najczęściej sprzedawana jest kokaina rozcieńczona, po 50-70 Euro za gram.

Państwo (nie tylko polskie) generalnie nie nadaje się do prowadzenia działalności gospodarczej,
ale ty twierdzisz, że Państwowy Monopol Narkotykowy nie będzie potrafił kupić tony kokainy za milion dolarów, zlecić oczyszczenia i porcjowania (przykładowemu Pfizerowi) za circa drugi milion i sprzedać za 35-70 milionów?
Jakim cudem to by się miało nie udać? Nie udawać?

Przy czym ja nie twierdziłem i nie twierdzę, że nie byłoby żadnych kosztów dostępności legalnych narkotyków, w tym kokainy.
Natomiast sugestia ” wklep frazę np. cocaine medical effects science articles”
to nieporozumienie.

Jeżeli uważasz, że kraj się zawali od legalnej kokainy, to pokaż konkretny model, jak to zawalanie się będzie przebiegało.

Powtarzam to, co napisałem poprzednio:

„Badanie powinno obejmować dużą próbę.
Nie mniej niż dziesięć tysięcy osób.
Każda z nich wzięła kiedyś kokainę po raz pierwszy.
Powiedzmy, co najmniej dziesięć lat temu. 
I co się działo dalej?
Czy wszyscy stracili pracę, przećpali posiadany majątek i wylądowali na ulicy?”


Tak czy nie?
Czy było jakoś inaczej?
Np. że „n” procent biorących się nie uzależnia (choć może to „n” wynosi np. tylko 20% albo 10% albo 5%)
A pozostali uzależniali się po „x” dawkach, ale byli w stanie funkcjonować (tzn. utrzymać pracę) średnio przez rok (A może półtora? Dwa lata?).
Potem tracili pracę i trafiali na odwyk, opłacany przez państwo, może ubezpieczyciela, instytucje charytatywne, albo rodzinę uzależnionego (jeśli ją stać i chce płacić).
Terapia trwa przeciętnie „y” tygodni i jest skuteczna w „z” procentach.
Ci ludzie wracają do pracy - choć zapewne nie do poprzedniej i nie zawsze do równorzędnej.
Niektórzy pozostają abstynentami do końca życia, inni wracają do nałogu i do instytucji odwykowych.
Niektórzy wracają do nałogu wielokrotnie, niektórzy biorą nieprzerwanie aż do śmierci.

Pytanie [kluczowe] ile to wszystko kosztuje i jak te koszty mają się do sum wydawanych na kokainę przez biorących?

Dziś sto procent ceny detalicznej trafia do mafii.
Gdyby państwo dystrybuowało kokainę, miałoby zysk w wysokości ca osiemdziesięciu procent ceny detalicznej
(na samej sprzedaży, bez kosztów instytucji odwykowych, itd.)

„- czy w rachunku zysków i strat uwzględniasz leczenie narkomanów, renty dla narkomanów oraz spadek siły roboczej?”

No właśnie o to chodzi, że dziś państwo/społeczeństwo, w taki czy inny sposób, ponosi wszystkie koszty generowane przez uzależnionych, a nie zarabia ani grosza, centa, eurocenta na sprzedaży.

Do tego państwo ponosi koszty „war on drugs” - całkowicie nieskutecznej.

Z powyższego artykułu:

“What we’re actually seeing,” said Laurent Laniel of the European Monitoring Centre for Drugs and Drug Addiction (EMCDDA), “is a concerted, ongoing attempt to flood Europe with cocaine. It’s an expanding market, and it shows no sign of slowing.”
Each year since 2017, Laniel said, EU police and customs officers have seized more of the drug than the last. In 2021, the most recent year for which full data is available, it was 303 tonnes – five times more than a decade ago.
  [bold mój – C.]“And that’s just what we intercepted,” he said. “Right now, it doesn’t seem like a battle we’re winning.”

**
Uporczywie unikasz dyskusji o tym, że zorganizowana przestępczość rozwala państwo.

Polecam powyższy artykuł w całości, a poniżej fragmenty dwóch tekstów o Szwecji.

https://edition.cnn.com/2023/09/29/europe/sweden-gang-violence-killings-police-army-intl/index.html

Sweden’s prime minister summons police and army chiefs, as gang violence surges

By Eve Brennan and Chris Liakos, CNN
Published 6:52 AM EDT, Fri September 29, 2023
.
"CNN —
Sweden’s Prime Minister Ulf Kristersson said he will meet the national army and police chiefs on Friday to combat a surge in gang violence, as the country reels from record shooting deaths this month.
“Tomorrow I will meet the national police chief and the commander in chief to see how the defense force can help the police in their work against the criminal gangs,” Kristersson said in an address to the nation on Thursday.
“I hope all parties in the Swedish parliament can come together in support of those strong and pattern-breaking actions that need to be taken.”
The Scandinavian nation has been rocked by a record number of shootings this month, amid a spread of gang violence from larger urban areas to smaller towns, Reuters reported.
There were 11 gun killings in September, making it the deadliest month since December 2019. Police said about 30,000 people in Sweden are directly involved with or have links to gang crime, according to the news agency.
"
(...)

*
Przy czym te wojny gangów toczą się głównie pomiędzy organizacjami dystrybuującymi narkotyki.

https://www.theguardian.com/world/2023/aug/27/sweden-seeks-to-stem-deadly-rise-in-youth

(…)
Illegal guns – largely from the Balkans, according to police – are relatively accessible in Sweden. As younger and younger children – some as young as 10 – are recruited into the drug trade, the number of them using guns in conflicts with deadly consequences is rising. [bold mój – C.] Police fear it is only a matter of time before guns from Ukraine find their way to Sweden.
Recent figures showed the number of 15- to 17-year-olds prosecuted for serious crimes such as murder and attempted murder had risen to the highest level since 2019. In the first six months of this year there were 42 people in the age group suspected of attempted murder. This compares with 38 during the whole of 2022."

(…)


11
Hyde Park / Odp: Czy narkotyki powinny być legalne?
« dnia: Czerwca 06, 2024, 01:57:56 am »
Jeszcze uzupełnię, bo zreflektowałem się, że Cetarianie łączysz dwie sprawy i najpierw mówisz, że państwo nie ma prawa zabraniać obywatelowi brać co chce (powiedzmy, że prawda)*, ale gładko i niepostrzeżenie wywodzisz z tego, że państwo powinno mu tego DOSTARCZAĆ. A to są dwie różne sprawy. Związane ale różne. W dodatku związane niesymetrycznie. Tzn. sama depenalizacja posiadania czy zażywania narkotyków nie rozwiązuje sprawy (poza marychą, którą można wyhodować w ogródku i może "kompotem")**. Żeby zaszło ograniczenie działalności dilerów trzeba jeszcze ten "towar" dostarczać ludziom. Przy czym, rzecz trzecia - nie mam wątpliwości, że za tanio a w ogóle darmo w ostatecznym rozrachunku. Tzn. za darmo dostarczać, ponosząc równocześnie olbrzymie koszty utrzymania nieproduktywnych, bo zniszczonych nałogiem ludzi. Mówię oczywista o kosztach finansowych a nie ludzkich(bo o nich nie rozmawiamy).

*ja uważam, że nie jest to bezdyskusyjna prawda.
** który o ile mi wiadomo, także pretendował (czas przeszły, bo wyszedł z mody) do miana narkotyku idealnego - prócz tego, że ponieważ zanieczyszczony, to i zabijał szybciej.

Tak to prawda, że łączę dwie sprawy i mówię najpierw, że państwo nie ma prawa zabraniać obywatelom brania tego, co chcą brać, i, jak rozumiem, z tym co do zasady się zgadzasz, (chociaż z gwiazdką), a następnie „gładko i niepostrzeżenie” przechodzę do tego, że państwo powinno te substancje dostarczać.

Powinno dostarczać, bo powinno dbać o jakość tego, co jest zażywane, czyli kontrolować to, co się pojawia w punktach sprzedaży.
A najlepiej prowadzić te punkty. 
To jest logiczna konsekwencja tego, że państwo nie ma prawa zabraniać, ale powinno minimalizować szkody.

Wśród wielu nurtów libertarianizmu jest i taki, którego przedstawiciele uważają, że optymalne państwo to tak zwane „państwo minimalne”, które ma tylko wojsko, policję i sądy, plus jakąś minimalną administrację do ściągania niskich podatków na te właśnie wojsko, policję i sądy.
A wszystko inne obywatele sobie zorganizują sami, ubezpieczenia społeczne, medyczne, służbę zdrowia, edukację na wszystkich poziomach, a nawet straż pożarną.

Moim zdaniem to jest bardzo niedobry model, ale piszę o nim dlatego, że teoretycznie, a nawet praktycznie takie państwo mogłoby działać i w takim państwie wszyscy mogliby handlować narkotykami dowolnej jakości po dowolnych cenach.

Moim zdaniem taki model byłby ekstremalnie niedobry i stąd uważam, że państwo powinno zadbać o to, żeby towar był jakości farmaceutycznej i w znanych dawkach i że państwo powinno mieć monopol na dystrybucję.

Bo wtedy przechwytywałoby cały zysk (o ile byłby generowany, a uważam, że byłby.)

Czyli nie byłoby żadnych przetargów, byłby państwowy monopol narkotykowy, PMN,  który zajmowałby się kontraktacją, zleceniem oczyszczania i dawkowania (przykładowemu) Pfizerowi i prowadzeniem sieci punktów dystrybucji, czy też sklepów.
Sklepów, ale o specjalnym statusie - klienci tych sklepów byliby zarejestrowani w centralnym komputerze i mogliby kupować tylko tyle, ile potrzebują na własny użytek i płaciliby kartami debetowymi.

To, co powtarzasz, że trzeba będzie rozdawać za tanio, a w końcu za darmo (wszystkim czy prawie wszystkim), to jest kompletnie arbitralne założenie.
 
Jakiś rok albo dwa lata temu przeczytałem, prawdopodobnie w Guardianie (nie chce mi się tego teraz szukać), że gram kokainy w Kolumbii kosztuje dolara, a na ulicy w detalu na zachodzie Europy około 30-40 dolarów. Wcześniej linkowałem źródło, z którego wynikało, że gram we Francji kosztuje 77 euro, czyli znacznie więcej, ale może w międzyczasie podrożał w Kolumbii i tam kosztuje 2 dolary czy 2 euro.

Proponuję na razie przyjąć do modelowych obliczeń tę proporcję: dolar za gram kokainy w Kolumbii i 30 dolarów w detalu.
Jeśli ktoś wskaże, że ceny są znacząco inne, albo że proporcje są inne, to model będzie można przeliczyć. Jak pisałem wcześniej, oczyszczenie i konfekcjonowanie kosztowałoby może drugiego dolara za gram, po czym państwo mogłoby to sprzedawać też po 30 dolarów, tak jak dzisiaj (sprzedaje mafia).
Byłby to oczywiście przychód, a nie dochód. No, ale ile może kosztować prowadzenie sieci sklepów, czy punktów dystrybucji? (Bez żadnej akcji reklamowej przecież).

Myślę, że jeśli założymy, że z tych 30 dolarów 8 pójdzie na koszty funkcjonowania całej tej instytucji, to już będzie dużo, czyli państwo będzie miało 20 dolarów na czysto za gram.
Zysku.


Według raportu senatu francuskiego, o którym pisałem wcześniej, we Francji jest 600 000 uzależnionych od kokainy, którzy, jak rozumiem, ciągle za tą kokainę płacą. Mafii.

Gdyby w Polsce proporcjonalnie do liczby ludności było tyle samo uzależnionych, to byłoby to około 400 000 ludzi, którzy potrzebowaliby, powiedzmy, około grama dziennie.
To byłoby sto czterdzieści sześć ton rocznie.
Zaledwie kilka lotów samolotem transportowym.

400 000 razy 365 dni razy 20 dolarów dochodu równa się 2 920 000 000 dolarów.
Około dwunastu miliardów złotych rocznie. 
Tyle państwo zarabiałoby rocznie netto na sprzedaży kokainy, przy założeniu, że odbiorcy by płacili.
 
We Francji nikt kokainy nie rozdaje, w związku z tym, jak rozumiem, ci uzależnieni płacą.

Twierdzenie, że mafia istniałaby w dalszym ciągu nie ma żadnego uzasadnienia. Skoro państwo oferowałoby czystą chemicznie substancję, w znanych dawkach, po cenach zbliżonych albo nawet nieco niższych, niż dotychczasowa cena detaliczna w obrocie nielegalnym, to po co ktoś miałby wybierać substancje o nieznanej zawartości za tą samą cenę albo wyższą?

Bez wątpienia jakaś część uzależnionych kiedyś stanie się niezdolna do pracy.
Jaka to będzie część i ile to potrwa, tego nie wiemy, ale to prawda, że będzie jakaś grupa uzależnionych, którym na zlecenie, powiedzmy, opieki społecznej będzie się wydawało narkotyki za darmo i specjalnych punktach, gdzie będą je przyjmowali na miejscu, żeby ich nie odsprzedawali.
Przy czym tych narkomanów będzie można kierować na leczenie, na które państwo zarobi sprzedając nie tylko tą kokainę, ale marihuanę, ekstazy, LSD i szereg innych substancji.

Ponadto przynajmniej część uzależnionych posiada jakiś majątek.
Nierzadko znaczny.
Oczywiście, nie będziemy karać rodzin za to, że mąż, żona, syn, córka, ojciec czy matka biorą kokainę, ale tam, gdzie majątek można podzielić (jak przy rozwodzie) sięgniemy po niego. 

Zakładasz bez żadnego uzasadnienia, że nastąpi katastrofa w stylu Mad Maxa.
Wszyscy, czy prawie wszyscy się uzależnią (bardzo szybko) i państwo się zawali.

A jednocześnie twierdzisz, że wszystko jest świetnie przebadane.
To może wskażesz link do opracowania, dotyczącego właśnie kokainy?

(Na początek, i dlatego że z omówienia raportu senatu francuskiego, wynikało, że we Francji jest 600 000 uzależnionych od kokainy).

Badanie powinno obejmować dużą próbę.
Nie mniej niż dziesięć tysięcy osób.
Każda z nich wzięła kiedyś kokainę po raz pierwszy.
Powiedzmy, co najmniej dziesięć lat temu. 
I co się działo dalej?
Czy wszyscy stracili pracę, przećpali posiadany majątek i wylądowali na ulicy?

Czy też są wśród nich takie osoby (i jaki stanowią procent), które potrafią długoterminowo kontrolować nałóg? (Biorą, powiedzmy, nie częściej niż raz na tydzień i w czasie weekendu).
Ilu przestało brać?
Po jakim czasie (i ile kokainy zużyli, zanim przestali brać)?
Czy byli tacy, którzy przestali brać bez wsparcia w postaci pobytu w ośrodku odwykowym?
Ilu trafiło do takich ośrodków?
Jaka jest skuteczność takich ośrodków? Jakie koszty?

*
Napisałem, że powinien zostać wprowadzony do szkół przedmiot “Wiedza o narkotykach” zakończony egzaminem, ale NIE napisałem, że to rozwiąże wszystkie problemy.
Że kto zda egzamin, nigdy nie sięgnie po żaden “twardy narkotyk”.

Wolno jednak domniemywać, że niektórzy będą ostrożniejsi.

*
Nie jest do mnie jasne, czemu ma służyć przykład z młodzieżą pijącą na wycieczkach, policją, karetkami i niewyspanymi nauczycielkami.
Serio.
Moim zdaniem należy dążyć do tego, żeby obciążać kosztami tych, którzy te koszty generują.

W tej konkretnej sprawie można by przyjąć na przykład takie rozwiązanie, że rodzic podpisuje zobowiązanie, że jeśli jego dziecko będzie piło alkohol na wycieczce, a wynik na alkomacie przekroczy 0,0x, to zostanie wezwana policja i karetka (państwowa), ale rodzic po wycieczce zostanie obciążony zryczałtowaną kwotą ca półtora tysiąca złotych – tzn. zapłaci tyle, ile kosztuje wezwanie komercyjnej karetki.

*
@olka

„Psss...nawiasem - co do alkoholu, to raczej mamy tendencje do cofki z dystrybucji: prohibicja po północy w wielu miastach, pomysły by alkohol zniknął chociaż ze stacji benzynowych..stąd ta dostępność jednak chyba zwiększa użycie.
Wątpię byśmy doszli do modelu szwedzkiego - systembolaget - ale jednak coś w tym kierunku się dzieje.”


Nie mam problemu z usunięciem alkoholu ze stacji benzynowych, natomiast już prohibicja po północy budzi moje wątpliwości, bo to jest karanie wszystkich ze względu na to, że niektórzy mogą złamać prawo.

Niedawno znacząco podwyższono wysokości mandatów i, z tego co czytałem, kierowcy jeżdżą spokojniej.

Ale przecież można pójść dalej, nie w systembolaget, ale w kierunku innego rozwiązania skandynawskiego, a mianowicie uzależnienia mandatów od wysokości przychodów, tak, że mandat za jazdę po pijanemu mógłby wynosić np. pięć albo dziesięć procent przychodów kierowcy z poprzedniego roku.

Można też rozważyć karę pozbawienia wolności za prowadzenie po pijanemu, nawet jeśli nie doszło do wypadku, bo jazda po pijanemu to jest stworzenie zagrożenia katastrofą w ruchu drogowym.
To niekoniecznie muszą być zaraz lata więzienia, może być tydzień, żeby sobie kierowca obejrzał więzienie od środka.

12
Hyde Park / Odp: Czy narkotyki powinny być legalne?
« dnia: Czerwca 03, 2024, 01:01:18 am »
Sądzisz, że przyczyną narkomanii w USA (tej legalnej, opioidowej) to wszystko skutek nieroztropnych lekarzy i ich często niebogatych pacjentów nie chcących przeczytać ulotki i nie czytających newsów na paskach w TV - oraz braku rehabilitacji? Czy gdyby te opioidy nie były lekiem a oficjalnym, legalnym narkotykiem, to (statystycznie) te osoby, które je zażywają, nie sięgnęłyby po nie Twoim zdaniem?

W "zdychaj se sam" nie chodzi o to, że ktoś bierze i kwitnie. Zdycha się obecnie poniekąd w dużej mierze za państwowe. Moim zdaniem nikt, kto bierze, nie kwitnie, a w najlepszym razie szybko przekwita, o ile nie zdoła rzucić, na marginesie. Chodzi o to, że ja, gdyby mnie ktoś spytał, z dwojga złego wolę finansować z podatku zwalczanie tego cholerstwa a nie płacenie na renty obywatelom niezdolnym do życia, bo się wciągnęli poprzez oksykodon w heroinę czy jej syntetyczny odpowiednik. Zresztą trzeba by im to dawać za darmo, bo biorący nie są zdolni sami na siebie zarobić, a niemożność zdobycia narkotyku rodzi przestępczość (no fakt, na ogół trochę łagodniejszą niż wymiana ognia między pancerkami rządowymi i mafijnymi). Nie ma mocnych na te substancje i kilka z nich to "narkotyki doskonałe" - niemal tylko raz wzięte powodują silne uzależnienie. Wydaje mi się, że jak w wielu sprawach jest tu swoisty punkt przełamania spoza którego nie ma powrotu, jeśli odpowiednio duża liczba osób w społeczeństwie się uzależni. Państwo, które stanie się niewydolne z powodu masowej absencji swoich obywateli-narkomanów i ponoszonych na nich kosztów pomyśli, że jednak trzeba to zwalczać. Tylko że wówczas to co proponujesz to będzie przyszłościowa walka z gangami na wielką skalę z użyciem pancerek (albo upadek nawy, jak w krajach, gdzie to gangi rządzą).

Nie twierdzę, że państwo, czy świat, w którym narkotyki byłyby legalne, byłby zrealizowaną pozytywną utopią, czyli eutopią.
Uważam jednak, że taki świat byłby zdecydowanie lepszy niż świat, w którym narkotyki są nielegalne.
Byłby lepszy z wielu powodów, o których pisałem, ale za chwilę wymienię je w skrócie.

Oczywiście nie mam pretensji, czy żalu, że ktoś nie zgadza się ze mną od razu i w stu procentach. Przeciwnie, pytania, uwagi czy wątpliwości, pozwalają na dopracowywanie modelu.
Z tym, że twój model wygląda tak, jakbyś przyjął założenie, że to na pewno będzie totalna dystopia, chociaż nic na to nie wskazuje.

Więc spróbuję w takim razie najpierw zrekonstruować twoje stanowisko:

Maziek (rekonstruowany) mówi (pisze, twierdzi):

Przyjmuję do wiadomości, że (no, chyba, że nie przyjmujesz, ale jak to możliwe?)

Po pierwsze, w świecie legalnych narkotyków zorganizowana przestępczość (w uproszczeniu mafia) straciłaby istotne, a prawdopodobnie główne źródło dochodów;

Po drugie, w tym świecie mafia nie korumpowałaby urzędników, portowców, policjantów, itd., bo nie miałaby powodu i nie miałaby też środków;

Po trzecie, państwo miałoby znaczące oszczędności, bo nie prowadziłoby (skądinąd zupełnie nieskutecznej) „war on drugs”;

Po czwarte, państwo miało by jeszcze bardziej znaczące dochody z dystrybucji legalnych narkotyków.

Przyjmujesz arbitralne założenie, że prawie wszyscy spróbują fentanylu, albo jakiegoś innego narkotyku, który uzależnia najszybciej i państwo się zawali. Do tego chyba się sprowadza to, co napisałaś.

Wskazuję w związku z tym, że w świecie legalnych narkotyków ludzie mieliby do dyspozycji legalną marihuanę, ecstasy, LSD, kokainę, opiaty, wszystko bez zanieczyszczeń, w farmaceutycznej jakości i w znanych dawkach.

Zakładając, że fentanyl jest najbardziej uzależniający, nikt nie mógłby podsunąć nabywcy np. tabletki ecstasy z dodatkiem fentanylu, żeby nabywcę uzależnić.
A teraz tak się właśnie dzieje.


Pisałem już poprzednio, że można, a nawet powinno się prowadzić akcje informacyjne uświadamiające w szkołach,
ale można to rozbudować i przyjąć założenie, że
w świecie legalnych narkotyków każdy człowiek przed ukończeniem 18 roku życia będzie musiał zdać egzamin z przedmiotu „Wiedza o narkotykach”.
I na tym przedmiocie dowie się, jak działają poszczególne narkotyki, które uzależniają, a które nie uzależniają, które uzależniają bardzo szybko i których w związku z tym należy bardzo, bardzo zdecydowanie unikać.
Nie napiszę oczywiście podręcznika do tego przedmiotu tutaj, bo nie mam takiej wiedzy, ani też nikt u mnie takiego podręcznika nie zamówił, ale wskazuję jeszcze raz, że ty mówisz, że są takie narkotyki, które uzależniają po pierwszej dawce.

Załóżmy, że tak jest, chociaż dobrze byłoby poprzeć takie założenie badaniami klinicznymi -  których prowadzenie jest niemożliwe, bo narkotyki są nielegalne, w związku z tym badań się nie prowadzi, tylko tak ogólnie podobno jest.
 
Znaczy, może tak jest, ale entuzjaści „war on drugs” twierdzili kiedyś, że po marihuanie ludzie dostają szału i mordują.

Więc pytanie: czy aby na pewno wszystkie ostrzeżenia przed narkotykami są wiarygodne?   

*
https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,30914339,amerykanscy-lekarze-ostrzegaja-palenie-trawki-moze-byc-nowym.html

„Badania marihuany wciąż stanowią wyzwanie dla naukowców, wymagają pokonania wielu barier administracyjno-prawnych, bo ta substancja jest nielegalna w większości krajów. Z tego powodu ludzie niechętnie biorą udział w badaniach, a jeśli się już zgodzą, boją się zdradzić, ile faktycznie palą. W dodatku nie bardzo wiedzą, co znajduje się w skręcie, a naukowcy też mają problem ze standaryzowaniem próbek tej substancji.
(…)

jeszcze po I wojnie światowej marihuana była stosowana jako lek
(…)
kompendium medycyny praktycznej z 1924 r. ("Sajous’s Analytic Cyclopedia of Practical Medicine") opisywało następujące zastosowania, które w dużej mierze pokrywają się z obecnie rozważanymi dla medycznej marihuany:
•   uspokajające i nasenne: w bezsenności oraz depresji, tężcu, delirium tremens;
•   w chorobach zakaźnych i układu oddechowego: gruźlicy, malarii, chorobach przebiegających ze skurczem oskrzeli;
•   przeciwbólowe: w migrenach, menopauzie, guzach mózgu, bólach związanych z miesiączką;
•   w schorzeniach dermatologicznych: egzemie, świądzie czy w dnie moczanowej;
•   w stymulacji apetytu, zapobiega wyniszczeniu w przebiegu przewlekłych chorób, chorobach zapalnych nerek, cukrzycy, zaburzeniach rytmu serca.
(…)
Wkrótce zresztą jej kariera w medycynie zupełnie się skończyła, bo została uznana za substancję nieposiadającą żadnych właściwości leczniczych, za to skrajnie niebezpieczną.
(…)
W USA spory udział miały w tym tabloidy wydawane przez prasowego potentata Williama Randolpha Hearsta, które po głośnym skandalu z narkotykami w Hollywood w latach 20. zeszłego wieku rozpoczęły krucjatę antynarkotykową, bo temat rozpalał publiczność. Przedstawiały one marihuanę jako nieznany narkotyk, prowadzący uzależnionych do popełniania najgorszych i okrutnych zbrodni.
[bold mój – C.] Te ostatnie, jak wiadomo, najlepiej sprzedają się w prasie.
Dziennikarze nie byli głupcami, wiedzieli, że trudno będzie skojarzyć okrutne i bezmyślne morderstwa z narkotykami powszechnie znanymi, np. opiatami stosowanymi w lecznictwie czy z kokainą występującą w miksturach drogeryjnych, w tym w coca-coli. Dlatego demonizowali marihuanę, która była stosunkowo nowa, przyszła z Meksyku i jej palenie było w tym czasie raczej zwyczajem imigrantów i klas niższych.”


*
Załóżmy, że najgorszy jest fentanyl.

Jednak to jest legalnie stosowany lek w warunkach szpitalnych, w związku z tym, gdyby miał wyłącznie wady, to by go nie stosowano, a stosowano by w dalszym ciągu morfinę.

Poniżej cytat z Wikipedii:

https://en.wikipedia.org/wiki/Fentanyl

"Fentanyl is a highly potent synthetic piperidine opioid primarily used as an analgesic. It is 20 to 40 times more potent than heroin and 100 times more potent than morphine;[8] its primary clinical utility is in pain management for cancer patients and those recovering from painful surgeries.[9][10] Fentanyl is also used as a sedative.[11] Depending on the method of delivery, fentanyl can be very fast acting and ingesting a relatively small quantity can cause overdose.[12] Fentanyl works by activating μ-opioid receptors.[6] Fentanyl is sold under the brand names Actiq, Duragesic and Sublimaze, among others.[13]
Pharmaceutical fentanyl's adverse effects are identical to those of other narcotic opioids,

Fentanyl was first synthesized by Paul Janssen in 1959 and was approved for medical use in the United States in 1968.[6][15] In 2015, 1,600 kilograms (3,500 pounds) were used in healthcare globally.[16] As of 2017, fentanyl was the most widely used synthetic opioid in medicine; [bold mój – C.] in 2019, it was the 278th most commonly prescribed medication in the United States, with more than a million prescriptions.[18][19] It is on the World Health Organization's List of Essential Medicines."


*
Fentanyl jest łatwy do wytworzenia (więc tani), w dodatku jeszcze przynajmniej do niedawna, a może ciągle tak jest, składniki do produkcji fentanylu można było sprowadzać legalnie z Chin do Meksyku i dopiero produkt końcowy jest nielegalny.

Wydaje się logiczne, albo wręcz oczywiste, że mafia handluje fentanylem, skoro jest łatwy do wytworzenia w laboratorium, tani i bardzo silny, czyli łatwiejszy w transporcie (przy tej samej mocy co inne opiaty transportuje się znacznie mniejsze objętości).

Ale państwo, w którym narkotyki byłyby legalne, oferowałoby legalną morfinę, a do zażywania fentanylu zniechęcało.

Czy państwo stanie się niewydolne z powodu absencji obywateli narkomanów?
To jest arbitralne założenie.

Pisałem w poście otwarcia o raporcie senatu francuskiego, który został opublikowany 14 maja br.
W  tym raporcie podano, że 600 000 Francuzów jest uzależnionych od kokainy.
Jak rozumiem, póki co, oni za tą kokainę płacą, skoro są aktywnie uzależnieni, to znaczy, że ją biorą, a to znaczy, że im na razie wystarcza na zakup kokainy. 
Jeżeli ktoś traci pracę z powodu nałogu, to w zasadzie ma dwa źródła finansowania nałogu: kradzież albo prostytucję.

Owszem, w państwie legalnych narkotyków byłaby pewna grupa narkomanów, którzy się nie potrafią utrzymać i należałoby im rozdawać narkotyk za darmo,
ale państwo miałoby ten narkotyk czysty i tani, bo hurtowa cena to jest kilka procent aktualnej ceny detalicznej.

*
Bronisz status quo, ale de facto status quo nie istnieje, dlatego że „war on drugs” jest nieskuteczna i spożycie w krajach zachodnich nielegalnych narkotyków rośnie.

2 czerwca br. odbyły się w Meksyku wybory.

W piątek, 31 maja, CNN opublikował tekst o relacjach USA-Meksyk.

Cytuję fragment o fentanylu:   
 
https://edition.cnn.com/2024/05/31/americas/mexico-elections-us-relationship-analysis-intl-latam/index.html

Fentanyl and the drug trade

"Security is another pillar of the bilateral relationship, particularly in terms of the thriving cross-border drug trade that blights both countries.
While the United States has been grappling with a domestic health crisis due to the amount of fentanyl on its streets, Mexico faces increasing cartel-linked violence – including in the run-up to the election which has been marred by dozens of assassination attempts and other political violence.
“México has made progress in dismantling clandestine drug laboratories, but the next government must do more to stop the entry through maritime ports of precursor chemicals mostly coming from China, because after that is when they fall into the hands of organized crime to produce these synthetic opioids,” Abed said.
“But the United States also has to dismantle the network of traffickers within (its own borders). That is, once fentanyl arrives, its distribution throughout the territory is not magical. There is a significant network of organized crime in the United States that the administration must arrest, bring to trial, and whose activities it must restrict,” she added."
[bold mój – C.]

Stany “muszą” sobie poradzić z dystrybucją. „Rozmontować sieć”.

Tyle, że sobie nie radzą i nic nie wskazuje na to, żeby miały sobie radzić lepiej niż dotąd.

13
Hyde Park / Odp: „Wysyłamy twojego syna na front!”
« dnia: Czerwca 03, 2024, 12:47:52 am »

@Q

Wymuszanie rezygnacji z obywatelstwa wydaje się bardzo radykalnym pomysłem.
Owszem, obywatelstwo to prawa i obowiązki, ale tak się składa, że ten najdalej idący obowiązek, umierania za ojczyznę, spada na barki najsłabszych, najbiedniejszych, najmniej zaradnych.
Proponuję znacznie prostsze rozwiązanie: referendum.

Od innych referendów różniłoby się tym, że byłoby jawne.

Do urny wrzucano by głosy podpisane imieniem, nazwiskiem, adresem i peselem.
Gdyby w takim referendum zwyciężyli przeciwnicy poboru, to sprawa byłaby prosta, pobór zostałby wykreślony z konstytucji i armia już zawsze byłaby złożona tylko z ochotników.
Natomiast gdyby w referendum zwyciężyli zwolennicy poboru, to pobór zostałby utrzymany, ale byłby prowadzony wyłącznie wśród tych, którzy głosowali za jego stosowaniem.

Proste i logiczne, prawda?

*
@Lieber Augustin

Nie twierdziłem, że to zła pora na dyskusje o poborze – na Ukrainie i w Polsce.
Przeciwnie, to akurat ten czas, kiedy należy o tym rozmawiać.
Chodziło mi tylko o to, że jeśli ty, jako mieszkaniec Ukrainy, będącej w stanie wojny, nie masz siły i/lub ochoty na taką dyskusję, to ja nie mam zamiaru cię do niej zachęcać (a tym bardziej jakoś nakłaniać).
Ale problem nie zniknie.
Raczej będzie się zaostrzał.
Kilka dni temu Hodges i Kinzinger opublikowali w (na stronie) CNN artykuł, bardzo moim zdaniem słuszny, ale też bardzo niewesoły.
 
https://edition.cnn.com/2024/05/30/opinions/biden-ukraine-russia-putin-nuclear-kinzinger-hodges/index.html

Opinion: Time to call Putin’s bluff

Opinion by Adam Kinzinger and Ben Hodges
Thu May 30, 2024

"(…)
Ukraine requested Javelins and Stingers before the full-scale war began when Russia invaded Ukraine in February of 2022. Initially, they didn’t receive the large quantities they wanted amid fears of escalation. Eventually, they received more, used them effectively, and then received even more. No nuclear war occurred.
After the battle of Kyiv was won, Ukraine requested MiG-29s, which Poland agreed to provide in exchange for Western fighters. The Biden administration blocked this initially, but later relented, and no nuclear war occurred.
Ukraine requested F-16 fighter jets to help protect its skies. The administration initially said no, then changed its stance, and no nuclear war occurred.
Ukraine requested Patriot missiles to defend against relentless Russian air attacks. The administration initially said no, then changed its stance, and no nuclear war occurred. Many lives were saved.
Ukraine requested HIMARS rocket launchers, the advanced missile/artillery system, to attack Russian supply lines. The administration initially said no, then changed its stance, and no nuclear war occurred.
Ukraine requested Abrams tanks and Bradley infantry fighting vehicles for trench warfare in the east. The administration initially said no, then changed its stance, and no nuclear war occurred.
Ukraine requested ATACMS missiles, with a range of about 190 miles, to attack Russian targets. The administration initially said no, then changed its stance, and no nuclear war occurred.
In almost every one of these cases, Russia threatened escalation, an attack on NATO or the use of nuclear weapons. Each time, the bluff was called, and Ukraine was able to better defend its territory.

In almost every one of these cases, Russia threatened escalation, an attack on NATO or the use of nuclear weapons. Each time, the bluff was called, and Ukraine was able to better defend its territory. While Russian threats should not be taken lightly, history shows us that these threats are often hollow.
(…)
All of this is important to remember as Ukraine repeatedly requests permission to strike military targets inside Russia with American weapons. So far, they have been denied, but let’s make a prediction: They will eventually be granted this permission. So why wait? Why delay while Ukrainians continue to lose their lives?
(…)
We have heard Ukrainian soldiers repeatedly tell stories of Russian columns attacking, being repelled, and retreating to safe Russian territory to regroup, have a hot meal, plan and attack again. In logical warfare, it is precisely at the moment of retreat and regroup that you would double down and strike harder, creating chaos, panic and crushing fighting strength and morale. Ukraine cannot win if Russians can attack civilian targets with impunity and call “time out” in their own territory.
(…)
Ukraine has been prevented from attacking legitimate military targets because of a paralyzing fear of escalation, despite the law of armed conflict giving Ukraine the right to defend itself in such a way. The Biden administration deserves credit for its actions in Ukraine, especially given the alternative of former President Donald Trump’s threat to abandon the country. However, the fear of escalation, while noble, is actually making a victory for Ukraine less likely."


*
Ukraina zapewne dostanie (a może już dostała) prawo atakowania celów w Rosji, ale tylko na północy.
Dostanie (zapewne), bo ostatnio przegrywa. Nieznacznie, ale przegrywa. A przecież ma remisować.
Wygrać nie ma prawa, bo wtedy (zdaniem Bidena i Scholza) Putin rzuci a-bombkę.

*
Na stronie polityka.pl emerytowany major, pilot myśliwski, Michał Fiszer codziennie pisze o wojnie na Ukrainie. Na ile mogę to ocenić, robi wrażenie kompetentnego analityka.

Niedawno napisał, że Rosja traci ciężki sprzęt (czołgi i wozy pancerne) w znacząco większych ilościach, niż nowa produkcja i remonty maszyn z magazynów. I że w związku z tym w roku 2026 r. Rosja (prawdopodobnie) zacznie odczuwać istotne braki tych rodzajów broni.
Tylko, że dziś mamy początek czerwca roku 2024.
Więc te braki (jeśli Fiszer ma rację) Rosja zacznie odczuwać za dwa lata. W piątym roku wojny.
A wtedy (dodaję ja) Zachód być może zmniejszy pomoc, żeby Ukraina nie wygrywała.
Bo Putin rzuci a-bombkę.

Obym się mylił.

Być może do tego czasu Zachód kolektywnie przełamie swój lek przed a-bombką i da Ukrainie tyle broni, żeby zaczęła wygrywać.
Żeby wygrała.

Na razie jednak nic na to nie wskazuje.
Więc ukraińskich poborowych prawdopodobnie czekają kolejne lata remisowania i krwawienia.
Ja o tym czytam w relatywnie bezpiecznej Warszawie, ale gdybym był Ukraińcem w wieku 25 plus, któremu grozi pobór, to chciałbym wiedzieć: Po co ja jadę na ten front?
Remisować i krwawić w nieskończoność?
Ochotnikom państwo musiałoby udzielać klarownej odpowiedzi: Po co jadą, jaką broń dostaną i przede wszystkim: kiedy skończy się ich tura.

14
Hyde Park / Odp: Czy narkotyki powinny być legalne?
« dnia: Maja 31, 2024, 12:28:47 am »

Czy narkotyki powinny być legalne?

Tak.
Zdecydowanie tak.
Wszystkie, włącznie z tzw. „twardymi”.
Po pierwsze: państwo nie ma prawa zabraniać obywatelowi wprowadzania do organizmu substancji, które on chce wprowadzać.
Też tak sądziłem onegdaj. Ale "wyniki" np. USA w kwestii zażywania np. tylko opiodów na receptę (używanych właśnie jako takie narkotyki o swobodnym dostępie) i skutków tego (absencji, hospitalizacji zgonów - nie mówiąc o tzw. zniszczonym życiu) z punktu widzenia, że tak to ujmę darwinowskiego przeczą takiemu podejściu. Należałoby w takim razie powiedzieć obywatelowi "zdychaj se sam" w razie czego.

Tak, to prawda, że w USA na dużą skalę nadużywa się legalnych opiatów. Wynika to ze specyfiki tamtejszego systemu ubezpieczeń zdrowotnych.
 
Dwadzieścia pięć milionów Amerykanów nie ma (nie miało w pierwszym kwartale 2023 r.) ubezpieczenia zdrowotnego.

https://blogs.cdc.gov/nchs/2023/08/03/7434/

„7% or 25.3 million Americans of all ages did not have health insurance in the first three months of 2023 compared to 8.0% or 26.4 million during the same period in 2022.”

Dalsze dziesiątki milionów mają ubezpieczenia częściowe, tzn. z różnymi wyłączeniami/ograniczeniami i/lub z koniecznością ponoszenia przez pacjenta istotnej części kosztów leczenia.

Dlatego w USA człowiek, powiedzmy, z kontuzją kolana, barku, a nawet kręgosłupa, który we Francji, Holandii, w Niemczech, zostałby skierowany na rehabilitację, a w razie potrzeby na operację, jeśli nie jest ubezpieczony, albo ma słabe ubezpieczenie, otrzymuje poradę, żeby nie przeciążał kolana (niech rzuci robotę w magazynie, albo przy taśmie i idzie pracować do biura – z tym, że skierowania do tego biura od lekarza oczywiście nie dostanie) i receptę na środki przeciwbólowe. Najpierw silne, a potem jeszcze silniejsze.

W Europie tego problemu nie ma.
Nie w tej skali.
Z pewnością wśród 440 milionów mieszkańców Unii są lekomani. Tysiące, dziesiątki tysięcy.
Może setki tysięcy?
Ale nawet 440 tysięcy lekomanów to byłby jeden promil populacji Unii.

Według raportu francuskiego senatu, który cytowałem w poście otwierającym wątek
„600 tys. osób jest uzależnionych od kokainy.” To prawie jeden procent populacji Francji.

A do tego dochodzi grupa (zapewne spora) biorących okazjonalnie, ale jeszcze nieuzależnionych.

„Należałoby w takim razie powiedzieć obywatelowi "zdychaj se sam" w razie czego.”

Nie zgadzam się z tym (żeby zdychał), ale problem polega na tym, że on nie zdycha „se sam”.

Bierze narkotyki dystrybuowane przez mafię, która nie zdycha, ale rośnie i kwitnie.
 
Senat francuski chciałby mieć własną DEA, tylko że największym sukcesem DEA (we współpracy z CIA, żołnierzami sił specjalnych USA i specjalną jednostką policji kolumbijskiej) było zabicie Pabla Escobara. Dokonano tego ponad trzydzieści lat temu, 2 grudnia 1993 roku.

https://en.wikipedia.org/wiki/Pablo_Escobar

Jednak śmierć Escobara nie zmniejszyła produkcji kokainy.

Produkcja rośnie.

*
https://wyborcza.pl/7,75399,29061514,kolumbia-mysli-o-legalizacji-kokainy.html#S.embed_article-K.C-B.1-L.3.zw

Kolumbia myśli o legalizacji kokainy

24.10.2022, 11:59

Maciej Stasiński

„Kolumbia bije rekordy upraw koki i eksportu kokainy. Prezydent uważa, że jedynym wyjściem jest jej legalizacja.
Od dawna wiadomo, że globalna wojna z narkotykami rozpoczęta w latach 60. ubiegłego wieku, oliwiona miliardami dolarów wydawanymi przez budżety państw i wspierana przez ONZ, przyniosła tylko niebywały rozrost bandyckich gangów, bestialskiej przemocy i bajecznych fortun zbitych na produkcji i szmuglu.
[bold mój – C.] Nigdzie nie widać tego lepiej niż w Kolumbii, największym producencie kokainy na świecie.
Według ostatnich danych ONZ Kolumbia właśnie pobiła rekord powierzchni upraw krzewów koki, z której wyrabia się kokainę, oraz kolejny rekord w produkcji i przemycie rafinowanego narkotyku do USA i Europy, gdzie się go przede wszystkim konsumuje.
Uprawy koki, zwykle w trudno dostępnych górskich połoninach pośród tropikalnych lasów, sięgają w Kolumbii 204 tys. hektarów i w ciągu roku powiększyły się o 43 proc. To największy obszar upraw zarejestrowany przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC), od kiedy prowadzi ono statystyki (2001 r.).
Lwia część upraw znajduje się w regionach graniczących z Wenezuelą (Norte de Santander) i Ekwadorem (Narino i Putumayo) lub położonych nad Pacyfikiem. Bliskość granicy i morza gwarantuje zaś gangom wyrabiającym czystą kokainę na miejscu w tajnych laboratoriach łatwy jej szmugiel za granicę.”


*
https://wyborcza.pl/7,75399,29718399,zalewa-nas-tsunami-kokainy-z-ameryki-poludniowej-przyplywa.html#S.embed_article-K.C-B.1-L.2.zw

"Zalewa nas tsunami kokainy". Z Ameryki Południowej przypływa do Europy łodziami podwodnymi

02.05.2023, 08:00

Maciej Stasiński

„Według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) w ostatnich 2 latach napływ kokainy do Europy wzrósł o jedną trzecią. Najczęściej szmuglowana jest z Ameryki Południowej z użyciem łodzi podwodnych.
Ostatnio szmugiel południowo-amerykańskiej kokainy dociera do Europy głównie przez porty w hiszpańskiej Galicji oraz holenderski Rotterdam i belgijską Antwerpię.
 W samej Antwerpii w 2022 roku policja przechwyciła 110 ton kokainy i nie dawała rady spalać jej z braku dostatecznej ilości pieców. W reportażu o narkobiznesie BBC powołuje się jednak na szacunki, zgodnie z którymi to zaledwie jedna dziesiąta całej kokainy, która przypływa do Antwerpii i Rotterdamu, skąd rozwożona jest po całej Europie.
W styczniu tego roku na ulicy w Antwerpii doszło do rzadkiej wcześniej strzelaniny między gangami narkotykowymi, w której zginęła przypadkowo 11-letnia dziewczynka. Belgijski minister sprawiedliwości musiał zaś wyprowadzić się z mieszkania do specjalnie chronionej tajnej kwatery, bo policja znalazła pod jego domem zaparkowane auto z bronią palną. Prawdopodobnie gang szmuglerów planował go zabić lub porwać.
- Przegrywamy z tsunami kokainy, nie mamy z nimi szans – mówi w rozmowie z BBC celnik w portu w Antwerpii.
- Są potężniejsi niż wcześniej i silniejsi niż my, stróże prawa – przyznaje dziennikarzowi brytyjskiej stacji belgijski komisarz policji antynarkotykowej Michel ClaiseClaise. – Operują takimi sumami, że kupują każdego: tragarza, policjanta czy celnika.”


*
Czy jesteś, maziek, za tym, żeby mafia „se” dystrybuowała narkotyki, korumpowała, zabijała opornych?
I rosła?
Bo rośnie.

*
Uważam od dawna, że narkotyki powinny być legalne. Takie było moje stanowisko przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie i przed aneksją Krymu i początkiem wojny „separatystów” z państwem ukraińskim.

Ale ten wątek założyłem teraz, bo Q kilkakrotnie wyrażał troskę o to, że Muś [przykładowy] wytransferuje płynny majątek do rajów podatkowych.
Może będzie próbował, chociaż moim zdaniem ucieczka przed oficjalnymi podatkami wojennymi wcale nie byłaby łatwa.

Ale raje należałoby tak czy owak zlikwidować, ponieważ trzymają tam gigantyczne pieniądze co najmniej setki, a może nawet tysiące wyższych funkcjonariuszy reżimu Putina, że leżą tam pieniądze zrabowane przez dyktatorów większych i mniejszych, byłych i aktywnych.

I pieniądze zarobione przez mafię na dystrybucji narkotyków.

Ile tego jest?

Kilka lat temu Guardian szacował, że w rajach leży (tzn. wtedy leżało) od dwudziestu do trzydziestu tysięcy miliardów dolarów.

IMF
https://www.imf.org/en/Publications/fandd/issues/2019/09/tackling-global-tax-havens-shaxon

podaje dla osób prywatnych szeroki przedział od 8,7 do 36 tysięcy miliardów dolarów, przy czym ten górny próg jest lepiej uzasadniony.

"Individuals have stashed $8.7 trillion in tax havens, estimates Gabriel Zucman (2017), an economist at the University of California at Berkeley. Economist and lawyer James S. Henry’s (2016) more comprehensive estimates yield an astonishing total of up to $36 trillion."

A do tego dochodzą pieniądze korporacji:
 
“American Fortune 500 companies alone held an estimated $2.6 trillion offshore in 2017, though a small portion of that has been repatriated following US tax reforms in 2018.”

Które ich tam nie piorą, ale uszczuplają przychody podatkowe państw o setki miliardów dolarów rocznie.

Ile w rajach leży pieniędzy mafii?

Nie wiem.

Jednak biorąc pod uwagę, że przychody mafii z dystrybucji narkotyków od wielu lat są szacowane na około 0,7-1,0 PKB świata, to jeśli do rajów trafia ca 20% tego, pewnie uzbierało się ze dwa tysiące miliardów dolarów. A może „tylko” półtora? Może „tylko” miliard dolarów?
Dla porównania przypomnę, że Zachód zamroził ca trzysta miliardów dolarów dewizowych rezerw rosyjskich, trzymanych w bankach zachodnich.

Nieśmiało i cichutko mówi się o tym, żeby może te trzysta miliardów dolarów skonfiskować i przeznaczyć dla Ukrainy.
No, nie wojnę, nie, nie.
Na odbudowę.
Po wygranej wojnie.
Na którą USA wysłały trzydzieści jeden czołgów Abrams.
   
Z ponad ośmiu tysięcy posiadanych.

https://en.wikipedia.org/wiki/M1_Abrams

United States Army received over 8,100 M1, M1A1 and M1A2 tanks combined.[137]
U.S. Army – 2,645 total, 650 M1A1SA, 1,605 M1A2 SEPv2, 390 M1A2 SEPv3 (some 3,450 more M1A1 and M1A2 in storage).
   
*
Uważam, że należy jak najszybciej zakończyć “war on drugs”, która okazała się całkowicie nieskuteczna, ekstremalnie kosztowna i niszcząca struktury państwowe, po to, żeby móc lepiej przygotować się do „war on Russia”.     

15
Hyde Park / Odp: Czy narkotyki powinny być legalne?
« dnia: Maja 27, 2024, 09:26:25 pm »

@akond

„Wyniki kanadyjskiego eksperymentu są Wam oczywiście znane? I świeża korekta kursu?”


W artykule zabrakło kluczowej informacji: „Czy Kanadyjczycy wychodzą z domów, żeby sobie zaaplikować narkotyki na ławce w parku (albo na chodniku), czy też oni (tzn. ci, co biorą na ławkach) mieszkają na tych ławkach, albo gdzieś w pobliżu, w namiotach, czy kartonach?”
Może się mylę, ale przypuszczam, że chodzi raczej o sytuacje tego drugiego rodzaju.     

„samą legalizację, podobnie jak Wy, uważam generalnie za słuszną.
(Aczkolwiek argumentację Cetariana nie w pełni podzielam).”


Czy mógłbyś napisać, jakich moich argumentów nie podzielasz? 
Może uda mi się jakoś rozbudować i wzmocnić swoje tezy, ale muszę wiedzieć, o które chodzi.

*
@hoko

Co rozumiesz przez „podsuwanie”?

Zakładałem, że jest rzeczą oczywistą, że narkotyki nie byłyby reklamowane.

Punkty sprzedaży nazwałem „dyspensariami”, żeby je odróżnić od zwykłych sklepów i od aptek, ale powiedzmy, że to będą po prostu sklepy. Sklepy sieci państwowej, albo ściśle kontrolowanej przez państwo i non-profit.

Narkotyki byłyby oczywiście dostępne bez recepty, ale (oprócz płacenia tylko kartą debetową), każdy miałby swoje konto w systemie i mógłby nabywać tylko tyle narkotyków, ile potrzeba na własny użytek. Dawki określałaby komisja lekarska. Duże dawki. Jeśli ktoś chce się zaćpać na śmierć, to ma do tego prawo, tak jak dziś może się zapić na śmierć.

Natomiast w ramach „niepodsuwania” czy „antypodsuwania” można by wprowadzić zasadę, że, jeśli ktoś kupuje duże dawki, to kierujemy go psychoterapię. Musi na nią chodzić, powiedzmy, raz w tygodniu, jeśli chce dalej kupować narkotyki.

Terapię sfinansujemy oczywiście z zysków ze sprzedaży narkotyków i z oszczędności na „war on drugs”.

Można by też, a nawet należało, prowadzić w szkołach działalność informacyjno-ostrzegawczą, wskazując na rzeczywiste ryzyka i na to, że są stopniowalne.   

Strony: [1] 2 3 ... 18