Zapytam ponownie skoro nie dotarło:
Czy uznanie "błyskotliwego rozumu" nie umniejsza znaczenia metody skoro tak czy siak "wpadamy" na różne rzeczy od metody niezależnie a dopiero potem ujmujemy to w ramy metody (np tworzymy doświadczenie)?
Pytanie jest naprawde proste. Jedna zależność. Wynikanie takie. Nawet opisów nie ma jakiś szczególnych czy dygresji.
Ależ dotarło, dotarło.
I (powtórzę skoro nie zauważyłeś)
zgadzam się z tobą ( :exclamation), że nasza metodologia jest z natury rzeczy niedoskonała (bo tworzy ją nasz niedoskonały rozum). (Wobec czego nie wierzę, że poznajemy prawdę obiektywną, tylko, że z każdą coraz doskonalszą teorią bardziej się do niej zbliżamy...* Ten jeden raz zgodze sie z Marksem, a dokładnie z jego koncepcją prawdy-procesu.)
Ale dla mnie umiarkowane zaufanie do ludzkiego umysłu to nie powód do szukania żródła prawdy w mistycznej iluminacji np. (czy też uznawania, że "za ciency w uszach jesteśmy" by cokolwiek zrozumieć, więc lepiej uznać, że wyższy Sens nad nami, a nam ino pokjora pozostaje) tylko impuls do prób lepszego zrozumienia funkcjonowania naszego mózgu (co w konsekwencji powinno dać i obiektywniejsze teorie.
[size=9]* Upraszczam, bo czasami przejściowo sie oddalamy - vide odrzucenie teorii Demokryta na długie wieki. Ale i takie cofnięcie ma logiczne przyczyny: wynika z tego, że śmiała teoria powstaje zanim można ja udowodnić...[/size]