Polski > Akademia Lemologiczna

Akademia Lemologiczna [Doskonała Próżnia]  

<< < (5/37) > >>

Terminus:
No, paczka już jest na poczcie, ale nie chcą mi jej wydać! (Pewnie najpierw antyterroryści muszą przeskanować zawartość...)
Dopiero jutro ją dostanę.

Terminus:
Ok już posiadam. To mam nadzieję wkrótce coś napisać.

Teraz dokończę ten wątek choćbym miał rozmawiać sam ze sobą! - wszakże po tom książkę kupił!

Luca:
Ja już prawie zdążyłem zapomnieć o czym to było...:/

Terminus:
Jak pamiętasz cokolwiek to pisz, bo jeszcze Cię w tym wątku nie było, a raczej tłoku tu nie ma ::)

Terminus:
Ok Les Robinsonades przeczytane. Panie dzieju, ale koktajl! Nie ukrywam, że pokładałem się ze śmiechu ze 3 razy, niemniej niezłe to jako całość, całkiem strawne.
A dobrze, bo obawiałem się takiego czysto eseistycznego stylu, którego mógłbym nie znieść ::)

Zdanie

"Ale skoro tego kocura Robinson wcale nie odnalazł na statku ani raczej nie stworzył, bo kota wymyśliła ciotka Glumma, o której żona Glumma mówi, że była <<Położnicą Hiperborejów>>, nie wiadomo, niestety, czy Sierodka miała oprócz stołków jakieś dzieci, czy nie."

podoba mi się najbardziej ::)

Jeśli chodzi o to, to samo imię "Sierodka" mnie zachwyca. Po pierwsze brzmi jak środa, po drugie jak środek, co nie bez kozery wiąże się z ową mistyczną trzecią nogą, na pochybel chuci wstawioną, no i w końcu mamy zlepek się+rodzić, co podkreśla jej pochodzenie z Sergiuszowej wyobraźni.
Nic, facet wymyślił sobie nieskonsumowalną kobietę, by się  zadręczać. Poezja, niczym włoska książka kucharska ::)

Osobiście przyszła mi do głowy jedna interpretacja "les robinsonades" inna niż wspominane tak przez odlemowych recenzenów jak i tow. Deckarda insynuacje psychoshizofreniczne. A mianowicie alegoria do człowieka niewierzącego poszukującego wiary lub jej substytutów. Na ten trop wepchnął sam Lem, rzucając iż oto Sergiusz Boga wymyśleć nie umiał (tj. nie miał takowego zamiaru), by w nim oparcia i przed szaleństwem obrony szukać. A zatem wymyślił inną menażerię, nieprzebrany skarbiec motywów działania stanowiącą. Tym samym postępuje on niejako podobnie do osoby samodzielnie kształtującej swój życiowy światopogląd, ze świadomością chwiejności kreacji, a z drugiej strony z całym pięknem i wolnością wynikłymi z praw autorskich. Czyli poniekąd solipsyzm właśnie, ale nie tylko. Ot - każdy z nas priorytety dobiera sobie - nawet wiary w to nie mieszając wyróżnić ten fakt kreacji możemy; potem często poglądy weryfikując, jednakże, jak ów Sergiusz, nie możemy do końca tworów naszych (tj. motywów, moralnych schematów, wewnętrznych przykazań) skazać na niebyt, gdy staną się nam niewygodnymi.

Tylko jedno mnie frapuje, jeśli o ową opowiastkę chodzi - jak też ten samozwańczy Robinson zakończył swe dzieje.
Czy puknął sobie z wyimaginowanego pistoletu, czy też użył z kokosowych włókien plecionego stryczka, czy może odpłynął na tratwie jakowej.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej