Polski > Hyde Park

ELONA MUSKA „KOLONIA” NA MARSIE

<< < (2/8) > >>

Cetarian:

--- Cytat: Lieber Augustin w Lipca 08, 2023, 10:58:16 pm ---
Do Twojej listy - asteroida, wojna atomowa, epidemia - dodałbym jeszcze nieodwracalne zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie środowiska oraz - w mniejszym stopniu - wyczerpanie zasobów naturalnych. I w obliczu tych wyzwań żadne samowystarczalne kolonie w Wyoming chyba nie pomogą...


--- Koniec cytatu ---

W każdej sytuacji kolonia w megabunkrze w Wyoming będzie o wiele lepsza. Wielokrotnie lepsza. Ciążenie wynosi tam 1g, ciśnienie na zewnątrz to jedna atmosfera, a w niej 20% tlenu, może z dodatkiem radioaktywnego pyłu po wojnie, ale pył w końcu opadnie. Według modelu, o którym mówił Tegmark, to nie promieniowanie zabije większość tych 98-99% ludzkości, tylko zima nuklearna.
 
„Zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie środowiska”

Jestem przekonany, że i w najgorszym scenariuszu nawet za pięć tysięcy lat klimat na Ziemi będzie o wiele bardziej przyjazny dla ludzi niż na Marsie.

I za dziesięć tysięcy lat też.

A gdyby wydano te 250 tysięcy miliardów dolarów na przeciwdziałanie zmianom klimatu i zanieczyszczaniu środowiska, to efekty byłyby spektakularne.

*
Ad reaktory.
Tak, przypominam sobie teraz, że reaktory na amerykańskich lotniskowcach są ładowane tylko dwa razy, na początku i po 20 latach, a po 40 okręt kończy służbę. Możliwe, że łodziach podwodnych jest podobnie.
Pytanie, czy władze USA udostępniłyby Melonowi wojskową technologię?
I czy Melon uzyskałby zgodę na wystrzeliwanie takich reaktorów, biorąc pod uwagę, że radiofobiarze protestują, kiedy się wystrzeliwuje RTG z kilkoma kilogramami plutonu.
 Ale, tak czy owak, to praktycznie bez znaczenia. Koszty kolonii na Marsie nie zmieniłyby się znacząco.
   
Melon obiecywał bilety po pięćset tysięcy dolarów. Ciekawe, ilu byłoby chętnych na wyjazd, gdyby podał prawdziwą cenę biletu, czyli dwieście pięćdziesiąt milionów dolarów? Sądzę, że niewielu.

Ale jeśli uzbiera jakąś grupę, to (co do zasady) niech lecą.

Tyle, że skoro Unia (a w mniejszym zakresie także USA i wiele innych krajów świata) wprowadzają albo planują wprowadzenie różnych pro-klimatycznych i pro-środowiskowych ograniczeń i podatków, to, moim zdaniem, należałoby wprowadzić jakiś podatek od tych ca dziewięciu tysięcy ton paliwa i utleniacza, koniecznych, żeby wysłać 250 ton ładunku, niezbędnego, żeby urządzić jednego kolonistę na Marsie.

I to nie symboliczny podatek.

Progresywny.

O ile dobrze pamiętam, przeciętny niemiecki kierowca przejeżdża 14.000 kilometrów rocznie. Około sześciuset tysięcy kilometrów przez całe życie. Spala ca 60.000 litrów benzyny – czyli około czterdziestu ton.

A klient Melona chce w trakcie wyjazdu spalić ca dwa tysiące ton metanu? Produkując chyba około czterech tysięcy ton CO2?

I zostawić nam to na pamiątkę?
     

Lieber Augustin:

--- Cytat: Cetarian w Lipca 09, 2023, 01:24:15 am ---Jestem przekonany, że i w najgorszym scenariuszu nawet za pięć tysięcy lat klimat na Ziemi będzie o wiele bardziej przyjazny dla ludzi niż na Marsie.

I za dziesięć tysięcy lat też.

A gdyby wydano te 250 tysięcy miliardów dolarów na przeciwdziałanie zmianom klimatu i zanieczyszczaniu środowiska, to efekty byłyby spektakularne.

--- Koniec cytatu ---
Nie wiem, Cetarianie. W najgorszym scenariuszu za pięć tysięcy lat - a raczej znacznie prędzej - Ziemia zamieni się w miejsce równie nienadające się do życia, jak i Mars. Istnieje opinia, że ocieplenie klimatu to proces z dodatnim sprzężeniem zwrotnym. Podobny do autokatalitycznej reakcji chemicznej, czy też do pożaru. Wystarczy raz podpalić, a dalej proces toczy się sam. Aż do końca, do osiągnięcia nowego stanu równowagi, na ogół b. dalekiego od tego pierwotnego.

Pierwszy z brzegu mechanizm takiego sprzężenia zwrotnego: oceany zawierają ogromną ilość rozpuszczonego w wodzie dwutlenku węgla. Rozpuszczalność tego gazu, jak wie każdy, komu zdarzało się otwierać butelkę ciepłej wody gazowanej, maleje ze wzrostem temperatury.

No i masz. Stosunkowo nieduża ilość dwutlenku, wyemitowana przez homosapów, powoduje niewielkie podgrzanie oceanów, które uwalniają dodatkową porcję gazu cieplarnianego, a ta z kolei...
Pętla dodatniego sprzężenia zwrotnego się zamknęła. Teraz możemy inwestować megamiliardy dolarów w przeciwdziałanie, możemy nawet kompletnie powstrzymać emisję CO2 - to już nic nie da. Chwiejna równowaga została zakłócona. Jak mawiał towarzysz Gorbaczow, proces ruszył. I będzie się toczył... ad exitum ::)

I co w takiej sytuacji pomogą megabunkry? Wojnę atomową i jej skutki można w zasadzie jakoś przeczekać. Epidemię też. A jaki jest sens w siedzeniu pod ziemią, gdy średnia roczna temperatura na powierzchni wynosi, dajmy na to, 64,5 stopni Celsjusza? I to bez nadziei na jakąkolwiek poprawę sytuacji w przeciągu najbliższych 10 000 lat?


Przypuszczam, że na razie nie jest aż tak źle. Być może, jak na dziś, klamka jeszcze nie zapadła, pożar klimatyczny nie rozgorzał na dobre, i póki co, wielkim kosztem i dokładając dużych, ale to naprawdę dużych wysiłków, da się go stłumić. Ale czasu pozostało niewiele.
Tymczasem, czym się zajmuje wspaniała luckość? Ano, jedno stado baranów bawi się w zapędy imperialne, a drugie udaje, że temu przeciwdziała. Najwyższy czas na taką zabawę, nie ma co powiedzieć. Jeśli tak pójdzie dalej, to ja patrzę na przyszłość naszego gatunku bez zbytniego optymizmu... 8)

maziek:
Tym niemniej, że się wtrącę, jeśli mówimy o 5 tyś. lat istnieje kilka niepewników, wymienię 2:


- czy za 5 tyś. lat, biorąc pod uwagę, że "współczesna" nauka rozwija się 100 lat, wycieczka na Marsa nie będzie gratisem do śniadania w hotelu, a na Oriona przy zakupie używanego wannolotu?
- czy w ogóle będzie się miał kto tym przejmować (aspekt społeczny i/lub geopolityczny)?


Musk sądzę podejmuje działania niekonieczne sensowne i opłacalne (w każdym razie opłacalne w krótkiej perspektywie, że każdy dolar ma jutro przynieść 2 dolary). Raczej robi, przynajmniej w pewnych kwestiach, rzeczy ekonomicznie wyprzedzające epokę czyli bez sensu, chyba, że nagle okażą się wielce przydatne i poszukiwane, a on będzie je już miał. A kilka razy już tak w historii naszej, tfu, cywilizacji, było. Myślę, że o Musku będą uczyć w szkołach jak o Wacie czy Stephensonie (o ile szkoły oczywiście jeszcze będą, patrz aspekt społeczny i geopolityczny). O tyle słabe jest porównanie do tych nazwisk, że w szkołach nie uczą jakoś o ludziach, którzy potrafili dostrzec diament w łajnie i dać go komu trzeba do oszlifowania, czyli o finansistach i przedsiębiorcach, którzy wykorzystali odkrycia panów Watta i Stephensona. Więc może jednak o Musku uczyć nie będą, bo sam nie wynalazł niczego, no może częściowo poza PayPlaem, tylko wiedział, komu płacić

Lieber Augustin:

--- Cytat: maziek w Lipca 09, 2023, 09:37:16 am ---- czy za 5 tyś. lat, biorąc pod uwagę, że "współczesna" nauka rozwija się 100 lat, wycieczka na Marsa nie będzie gratisem do śniadania w hotelu, a na Oriona przy zakupie używanego wannolotu?
--- Koniec cytatu ---
Hehe ;D
Przypomniał się stary dowcip:
Gdyby przemysł samochodowy rozwijał się tak szybko i dynamicznie jak przemysł elektroniczny w ostatnich trzydziestu latach, to Rolls Royce kosztowałby obecnie 2 dolary i można by nim przejechać 2 mln mil zużywając 4 litry benzyny.

Cetarian:
@ L.A. (i maziek)


--- Cytat: Lieber Augustin w Lipca 09, 2023, 09:02:06 am --- W najgorszym scenariuszu za pięć tysięcy lat - a raczej znacznie prędzej - Ziemia zamieni się w miejsce równie nienadające się do życia, jak i Mars.

--- Koniec cytatu ---

Nie, nie zamieni się.
- ciążenie dalej będzie wynosiło 1g,
- ciśnienie atmosferyczne będzie wynosiło m.w. tyle, ile wynosi dziś,
- w powietrzu będzie ca 20% tlenu,
 - w oceanach będzie woda, którą już dziś ludzie umieją odsalać i kosztuje to ca dwa złote za tonę.   
- ponadto mamy dobrze rozpoznane złoża/zasoby surowców.

(I jeszcze szereg innych przewag Ziemi można by wymienić)

A bazę można postawić na biegunie południowym.

*
A przede wszystkim: o jakim scenariuszu mówimy?

Możemy ich rozpatrzyć wiele, ale żeby dyskusja dokądś prowadziła, musimy wiedzieć, który jest aktualnie omawiany.

Nie znam wszystkich wypowiedzi Melona, ale, o ile dobrze pamiętam, chodziło mu o wydarzenia nagłe: ryzyko uderzenia dużej asteroidy, wybuch pełnoskalowej wojny atomowej, lub wybuch ekstremalnie zabójczej epidemii.

Jeżeli w najbliższym czasie (w ciągu kilku dekad) wybuchnie pełnoskalowa wojna atomowa, to zaraz potem zapanuje zima nuklearna.
Rozmowa Tegmarka z Fridmanem dotyczyła zasadniczo zagrożeń ze strony AI/AGI (w kontekście zbudowania CHAT GPT4), o wojnie Tegmark tylko wspomniał, ale powiedział, że, wg tego modelu, po wojnie w niektórych miejscach w Europie (a z kontekstu wynikało, że nie chodzi o tereny Norwegii lub Szwecji położone za kołem polarnym) będzie minus dwadzieścia stopni Celsjusza w lipcu. I podobnie w USA.
No, to by oznaczało, że problem globalnego ocieplenia nie powróci przez co najmniej następne kilkaset lat.
Jeśli w ogóle kiedykolwiek powróci.

Podobnie w przypadku uderzenia dużej asteroidy, nastąpi „zima impaktowa” (pouderzeniowa? Nie wiem, czy istnieje dobry/lepszy polski termin), tyle że nie będzie promieniowania.

Jeśli epidemia zabije 98-99% ludzi na świecie to emisja CO2 spadnie co najmniej o 90%, a może bardziej.

Modele klimatyczne to tylko (bardzo niedoskonałe) szacunki i przybliżenia, ale wydaje mi się (tzn., mam takie wrażenie na podstawie lektury w sumie co najmniej kilkunastu artykułów na ten temat tylko w ciągu ostatniego roku), że gdyby taka (bardzo duża) redukcja emisji nastąpiła szybko (w ciągu kilku lat), to ocieplanie klimatu dałoby się zatrzymać.

(Z tego chyba wynika [?], że osoby zatroskane o klimat powinny sobie życzyć, żeby … jutro jakaś chińska świnia zjadła kupę nietoperza z nowym ultra-zajadłym wirusem [tak się zaczyna film z 2011 roku, pod prawie wszystko-mówiącym tytułem „Contagion” z Mattem Damonem, Gwyneth Paltrow i innymi znanymi]).

*
No, ale co się będzie działo, jeśli asteroida nie uderzy, i ani wojna atomowa ani epidemia nie wybuchnie?

„A jaki jest sens w siedzeniu pod ziemią, gdy średnia roczna temperatura na powierzchni wynosi, dajmy na to, 64,5 stopni Celsjusza?”

Modele klimatyczne to tylko bardzo niedoskonałe szacunki i przybliżenia.
 
Domyślam się zatem, że te 64,5 stopnia to taka konkretyzacja, która ma (nomen omen) rozpalać umysły.

Ja jednak sądzę że, z wysokim prawdopodobieństwem, średnia temperatura Ziemi nigdy nie wrośnie o więcej niż trzy-cztery stopnie C.
Prawie na pewno nigdy. Prawie. Nie na pewno, ale prawie na pewno.
Dlaczego?
O tym z chwilę poniżej, ale najpierw skomentuję post maźka.

*
@maziek
Dostarczenie tony ładunku na Marsa zawsze będzie wymagało wydatkowania xyz fartylionów dżuli.
To się nigdy nie zmieni.   
Może to będzie (i jest) 300 FJ, może 700, załóżmy na okrągło, że to 500FJ.

Jeśli chcesz, możesz policzyć, ile dżuli potrzeba, żeby przezwyciężyć grawitację ziemską, rozpędzić tonę ładunku do prędkości podróżnej, potem wyhamować i osadzić tonę ładunku na powierzchni Marsa.

Zwracam przy tym uwagę, że Curiosity i Perseverance (i chyba wszystkie sondy marsjańskie) leciały:
1/- w oknie kontaktu,
2/- w jedną stronę i
3/- z taką prędkością, że lot zajmował sześć-siedem miesięcy.

Jeżeli ktoś chciałby lecieć:
a/- poza oknem i
b/- szybciej i
c/- w obie strony, to trzeba by wydatkować kilka tysięcy FJ na tonę.
     
Ja raczej optymistycznie założyłem, że Melon obniży cenę pięćset razy,  i że to będzie milion dolarów za przetransportowaną tonę. A gdyby obniżył cenę „tylko” dwieście razy, albo „tylko” sto razy, to i tak byłoby to wielkie osiągnięcie, ale jednak koszt transportu wynosiłby odpowiednio dwa i pół lub pięć milionów dolarów za tonę.

Czy kiedykolwiek „wycieczka na Marsa będzie gratisem do śniadania w hotelu”? 

Ja rozumiem (a przynajmniej się domyślam), że ten gratis to żartobliwa przesada.

Ostrożniejsze pytanie brzmi „Czy wycieczka na Marsa kiedykolwiek zbliży się do dzisiejszej ceny wycieczki do Japonii, dla Europejczyka?”

Taka wycieczka będzie zawsze kosztowała (w sensie wydatku energetycznego) m.w. pięć tysięcy FJ. (Fartylionów dżuli).

W związku z tym koszt wycieczki jest i zawsze będzie ściśle powiązany z kosztami energii.
Jeśli energia stanieje dziesięć razy, to i wycieczka stanieje (około) dziesięć razy. Jeśli sto, to sto. Itd.
Nie stawiam tu żadnych hipotez, czy stanieje, o ile i kiedy, wskazuję tylko (i aż) że taka jest zależność.
Jeśli Musk obniży aktualne koszty transportu pięćset razy, to zejdzie do miliona dolarów za przewiezioną tonę. Ale to dotyczy lotu w oknie, w jedną stronę i powoli (6-7 miesięcy).

Gdyby ktoś chciał dziś polecieć na Marsa poza oknem, na miesiąc i spędzić w podróży nie więcej niż na miejscu (czyli nie więcej niż po dwa tygodnie w każdą stronę), to trzeba by prawdopodobnie zapłacić dziesięć milionów dolarów za przetransportowaną tonę, a może więcej.

Żeby wycieczka na Marsa zbliżyła się do dzisiejszych kosztów wycieczki do Japonii dla Europejczyka, cena energii musiałaby się zmniejszyć co najmniej tysiąc razy.

Oczywiście ta energia musiałaby być zeroemisyjna, ale, żeby to jakoś odnieść do realiów tu i teraz, po tysiąckrotnej obniżce cen energii pięćdziesiąt litrów benzyny kosztowałoby … trzydzieści pięć groszy.

Jednak gdyby energia (zeroemisyjna) taniała, taniała znacząco, choćby kilkakrotnie, to przede wszystkim możliwe stałoby się hamowanie ocieplenia klimatu. Tu na Ziemi. Na wycieczki może przyjdzie czas w XXIII stuleciu (ew. w XXV albo LV).

Czy o Musku będą kiedyś uczyli w szkołach? I czy powinni?
Trudno powiedzieć.

Melon nie wynalazł silnika elektrycznego ani akumulatora litowo-jonowego.
I (może się mylę, ale) wydaje mi się, że nawet nie ulepszył ani jednego, ani drugiego. Wstrzelił się w lukę rynkową i w modę w pewnych „proekologicznych” kręgach na samochody elektryczne. Wg Lomborga
https://en.wikipedia.org/wiki/Bj%C3%B8rn_Lomborg
90% samochodów elektrycznych trafia do gospodarstw domowych, w których jest drugi samochód. Czyli po mieście właściciel Tesli eko-szpanuje elektrykiem, a za miasto jedzie dwutonowym SUV-em (bo jakoś wątpię, żeby obok tych Tesli stały Renault Clio, czy coś tej klasy).

Pamiętasz może taką firemkę … która się nazywała Nokia? Dwadzieścia lat temu miała chyba prawie połowę rynku telefonów komórkowych, ale już od dawna spoczywa na śmietniku historii gospodarczej.

Nie twierdzę, że Tesla też tam wyląduje. Ale nikt nie wie, gdzie Tesla będzie za dwadzieścia lat. Może będzie dominowała na rynku, ale może będzie spółką zależną Toyoty, (albo Volkswagena albo GM).

Musk (w swojej firmie Spacex) przetestował i buduje rakiety wielokrotnego użytku. Nawiasem mówiąc, chętnie przeczytałbym artykuł o tym, czy inne firmy, zwłaszcza te produkujące rakiety do wystrzeliwania satelitów, przede wszystkim Arianespace SA i United Launch Alliance

https://en.wikipedia.org/wiki/Arianespace
 https://en.wikipedia.org/wiki/United_Launch_Alliance

próbowały budować rakiety wielokrotnego użytku, albo chociaż to rozważały.

No, ale ilu potrafisz wymienić konstruktorów rakiet? Oprócz wiadomego Untersturmführera, naturlich.
Nie jestem przekonany, że warto uczyć o Melonie w szkołach.

*
Przy okazji zgłaszam taki postulat, żeby, jeśli dyskusja się rozwinie, żadnych postów nie przenosić stąd do innych wątków. Teoretycznie można rozmawiać osobno o planach Melona, osobno o klimacie, osobno o energetyce, osobno o samochodach elektrycznych, itd.
Nie bądźmy jednak jak [s.] mieszczanie.         
[:-)]
Moim zdaniem jest tu jeden temat: jak będzie wyglądał świat, z którego, moim zdaniem, nie będzie możliwości (ani, mam nadzieję, potrzeby) ucieczki do marsjańskiej kolonii.

**
Dlaczego uważam, że, z wysokim prawdopodobieństwem, średnia temperatura Ziemi nigdy nie wrośnie o więcej niż trzy-cztery stopnie C?
Ponieważ najpóźniej za dwadzieścia lat klimat (prawdopodobnie) zacznie być schładzany przy pomocy geoinżynierii, a konkretnie tzw. efektu Pinatubo. (SRM/SAI Solar Radiation Management a konkretnie Stratospheric Aerosol Injection)

https://en.wikipedia.org/wiki/1991_eruption_of_Mount_Pinatubo

The powerful eruption of such an enormous volume of lava and ash injected significant quantities of aerosols and dust into the stratosphere. Sulfur dioxide oxidized in the atmosphere to produce a haze of sulfuric acid droplets, which gradually spread throughout the stratosphere over the year following the eruption. The injection of aerosols into the stratosphere is thought to have been the largest since the 1883 eruption of Krakatoa, with a total mass of SO
2 of about 17,000,000 t (19,000,000 short tons) being injected – the largest volume ever recorded by modern instruments (see chart and figure).
This very large stratospheric injection resulted in a volcanic winter, a reduction in the normal amount of sunlight reaching the Earth's surface by roughly 10% (see figure). This led to a decrease in Northern Hemisphere average temperatures of 0.5–0.6 °C (0.9–1.1 °F) and a global decrease of about 0.4 °C (0.7 °F).[21][22] [Bold C.] The 1991 eruption also caused the "Summer that Wasn't" in 1992. [23] [24][25] [26]
(…)
The stratospheric cloud from the eruption persisted in the atmosphere for three years.”

https://eos.org/articles/climate-change-will-alter-cooling-effects-of-volcanic-eruptions

“What really matters is whether these [volcanic aerosols] are injected into the stratosphere—that is, above 16 kilometers in the tropics under current climate conditions and closer to 10 kilometers at high latitudes,” explained Thomas Aubry, a geophysicist at the University of Cambridge in the United Kingdom and lead author of the new study. “If [aerosols] are injected at these altitudes, they can stay in the atmosphere for a couple of years. [bold C.] If they are injected at lower altitudes, they are essentially going to be washed out by precipitation in the troposphere. The climatic effect will only last for a few weeks.”

W tygodniku Polityka ukazał się pod koniec czerwca artykuł o geoinżynierii.
 
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/2216354,1,kto-sie-bawi-w-boga-zaczal-sie-wielki-grozny-wyscig-po-techno-zbawienie.read?src=mt

Niestety, zaskakująco bałamutny, jak na „czołowy tygodnik opinii”.

W dodatku autorka Patrycja Sasnal, jest Kierowniczką Biura Badań i Analiz w Polski Instytucie Spraw Międzynarodowych.
https://www.pism.pl/analysts/Patrycja_Sasnal_en
Wydawało mi się, że po kimś takim można oczekiwać pewnego standardu prezentacji tematu.

Sasnal napisała:
„Jest to najszybsza i najtańsza znana metoda oziębienia klimatu, ale też najbardziej kontrowersyjna.”
Zgadzam się, że jest najszybsza i najtańsza.
Kontrowersyjna jest w takim sensie, że ma ideologicznych przeciwników.

Sasnal cd.
„Może zniszczyć warstwę ozonową, zderegulować system hydrologiczny Ziemi, spowolnić fotosyntezę i wywołać polityczne konflikty – w zależności od tego, gdzie zostanie użyta.”

1/ - ”Może zniszczyć warstwę ozonową” – zero-jedynkowo, tak jak się zestrzeliwuje rakietę?
Czy też może osłabić warstwę ozonową? Jak bardzo? Znacznie? Nieznacznie? Nie wiadomo.
2/- „Może (…) zderegulować system hydrologiczny Ziemi”  Co to znaczy? Jakie konkretnie będą skutki „deregulacji”? Nie wiadomo.
3/- „Może (…) spowolnić fotosyntezę” Przecież zawsze jest tak, że rośliny rosną wolniej kiedy jest chłodniej. Chcemy, żeby było chłodniej.     
4/- „Może (…) wywołać polityczne konflikty" – w zależności od tego, gdzie zostanie użyta.”

To są łącznie cztery powody, żeby jak najszybciej zacząć prowadzić testy.

Ale (pisze dalej Sasnal)
„W ubiegłym roku testy rozpylania siarki grupy Keitha w północnej Szwecji zatrzymał opór rdzennych ludów Saamów. Nie obawiali się samego pyłu, tylko sprzeciwili się geoinżynierii ideologicznie. Uważają, że poleganie na technologii osłabia motywację do tego, co trzeba zrobić natychmiast: do zatrzymania emisji.”

Być może ja krzywdzę Saamów
https://en.wikipedia.org/wiki/S%C3%A1mi
uważając ich za prostych pasterzy reniferów. A tam co drugi (i co druga) z doktoratem nauk o atmosferze.

Ale jednak mam takie podejrzenie, że odwiedzili Saamów jacyś foliarze i wyłudzili pełnomocnictwa.
Saamowie uważają, że trzeba natychmiast zatrzymać emisje, a p. dr Sasnal chyba się z nimi zgadza. Zatrzymać emisje natychmiast, czyli dziś, a od jutra przenieść się do jaskiń.

I dalej Sasnal:
„Ponadto raz puszczonej w ruch nie da się zatrzymać. Czy to z samolotów, czy z balonów, trzeba bezustannie rozpylać siarczany w stratosferze. Zahamowanie tego procesu spowoduje tzw. Szok zakończenia: temperatura gwałtownie wzrośnie do poziomów wyższych niż przed użyciem technologii.”

Fanatyczni przeciwnicy geoinżynierii próbują przedstawiać jej wielką zaletę jako wadę i zagrożenie. Przecież, gdyby proces był nieodwracalny, istniałoby ogromne ryzyko przedawkowania pyłów. Zrobiłoby się za zimno i już nic nie można byłoby na to poradzić.
A tak wystarczy poczekać maksymalnie trzy lata.

Dalej Sasnal: 
„Do racjonalnej interwencji o skali planetarnej potrzebna byłaby zgoda na poziomie ONZ, może nawet nowe ciało zarządzające badaniami i jej implementacją. Nie ma na to żadnych szans.”   
Skąd wiadomo że nie ma szans? Na razie nikt (żadne państwo) nie zaproponował traktatu o zastosowaniu geoinżynierii.

Artykuł na ten temat Polityka opublikowała także w kwietniu br.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/2208956,1,geoinzynieria-uratuje-ziemie-ten-szalony-pomysl-mocno-sklocil-badaczy-klimatu.read
Autor to Andrzej Hołdys.
I też jest to dziwny tekst.

Kończy się tak:
„Jeśli geoinżynieria jest szkodliwa, trzeba mieć na to dowody, aby liderzy polityczni mieli pewność, że trzeba ją wykreślić z listy dostępnych opcji”.
Zdaniem wielu naukowców poszukiwania takich dowodów potrwają wiele dekad i nie zakończą się jednoznacznymi zaleceniami. Dlatego najlepiej byłoby już dziś zostawić z powyższego cytatu tylko kilka ostatnich słów: „wykreślić z listy dostępnych opcji”.

Wielu „naukowców” uważa, że nie należy badać zjawiska – bo bez badań wiedzą, że się nie przyda? A może boją się, że okaże się przydatne i będę musieli oddać foliowe kapelusze na złom?         

*
Skoro opór jest tak silny, skąd ja czerpię swój (umiarkowany i warunkowy) optymizm? 

Uważam, że George Schulz miał rację, kiedy (allegedly) stwierdził:

„Nawet najbardziej konieczne i oczywiste decyzje zostaną podjęte, jeśli sytuacja będzie wystarczająco zła.”  

Foliarze będą się jeszcze, niestety, opierali przez jakąś dekadę, może dwie.
Bo sytuacja nie jest wystraczająco zła.
   
Ale później schładzanie Ziemi stanie się konieczne.

USA zaczynają badać SRM
https://www.theguardian.com/environment/2022/dec/25/can-controversial-geoengineering-fix-climate-crisis

“Until recently, I thought it was too risky, but slow progress on cutting emissions has increased motivation to understand techniques at the margins like solar geoengineering,” said Chris Field, who chaired a National Academies of Sciences report last year that recommended at least $100m being spent researching the issue.

L.A., napisałeś:
„Pętla dodatniego sprzężenia zwrotnego się zamknęła. Teraz możemy inwestować megamiliardy dolarów w przeciwdziałanie, możemy nawet kompletnie powstrzymać emisję CO2 - to już nic nie da. Chwiejna równowaga została zakłócona.”

Nie jestem pewien, czy na pewno się zamknęła. Ale załóżmy że tak.

Natomiast do schładzania klimatu nie potrzeba „megamilardów”.

Tu
https://iopscience.iop.org/article/10.1088/1748-9326/aae98d

szczegółowy opis projektu, którego realizacja pozwoliłaby na zmniejszanie o połowę wzrostu średniej temperatury przez piętnaście lat - w przyjętym modelu w latach 2033-2047.

Całkowite koszty to 36 miliardów dolarów.
Projekt oczywiście można skalować.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej