Mhmmm... Ja mam tylko kilka uwag, czy też skojarzeń:
Po pierwsze, owo "rozpasanie" zostało zatrzymane, podług tego, co w książce stoi, przez zastosowanie substancji zwanej NOSEX - i jest to moim zdaniem pomysł jednak stosunkowo mało przekonujący. Albowiem w momencie owego przesytu, wszechobecnego, powszechnego, a nader wszystko łatwego seksu (
"wszyscy mogli wszystko - ze wszystkimi") nadmiar właśnie prowadziłby (zresztą - czy teraz tak nie jest w jakimś stopniu?) do jego ograniczenia, a przynajmniej osłabienia jego znaczenia - na zasadzie przeciwnej do takiej, która głosi, że aby coś spopularyzować, spowodować, by cieszyło się większym, niż na to załuguje (i zasługiwałoby normalnie), powodzeniem, w pierwszej kolejności należy tego zabronić, najlepiej pod groźbą ciężkich kar.
Po drugie, o czym krótko tylko, ciekawa jest obserwacja i opis rozwoju całego przemysłu, którego celem bylo dostarczanie coraz to nowszych, lepszych i bardziej wymyślnych urządzeń mających zaspakajać żądnych wrażeń ludzi. Gdy tymczasem, tak mnie się skromnie widzi, taka eskalacja bodźców (już nawet abstrahując od seksu) nie jest drogą, którą właściwie by było podążać. No, ale jak konsument za "nowe" (cudzysłów celowy) chce płacić...
I po trzecie, ów przeskok z seksu na gastronomię, która zajęła miejsce wszelakich perwersji i pornografii także wydaje mi się wielce zabawny, co więcej - trafny. Podobny motyw był zresztą w
"Śniadaniu mistrzów" Vonneguta, który niniejszym przytaczam:
[...] Siedząc tam, Trout wymyślił nowa powieść. Jej bohaterem był ziemski astronauta, przybywający na planetę, gdzie wskutek zatrucia środowiska wyginęły wszystkie formy życia roślinnego i zwierzęcego poza istotami człekopodobnymi. Ci humanoidzi odżywiali sie produktami uzyskiwanymi z węgla i ropy naftowej.
Urządzono przyjęcie na cześć astronauty, który nazywał się Don. Jedzenie było okropne. Rozmowy toczyły się głównie wokół cenzury. W miastach namnożyło się kin wyświetlających wyłącznie filmy pornograficzne. Humanoidzi zastanawiali się, jak uporać się z ta plagą, nie naruszając wolności słowa.
Spytali Dona, czy problem pornografii istnieje równiez na Ziemi, i Don Odpowiedział, że tak. Spytali go, czy ziemskie filmy są bardzo świńskie.
- Sa takie świńskie, że już bardziej nie mozna - odpowiedział Don.
Humanoidzi potraktowali to jako wyzwanie, gdyz uważali, że ich filmy pornograficzne nie maja sobie równych. w rezultacie wszyscy wcisnęli się do poduszkowców i popłyneli do centrum obejrzeć film pornograficzny.
Trafili akurat na przerwę w seansach, więc Don miał czas zastanowić się, co może być bardziej świńskiego od tego, co widział na Ziemi. Poczuł podniecenie płciowe, zanim jeszcze zgasło światło. Kobiety z jego towarzystwa tez kręciły się niespokojnie.
Wreszcie na sali zgaszono światło i rozchyliła się kurtyna. Początkowo nie było obrazu, tylko z głośnika rozległy się jęki i mlaskanie. Potem pojawił się obraz. Był to wysokiej klasy film o męskim humanoidzie jedzącym coś w rodzaju gruszki. Kiedy ostatni kawałek znikł w jego oślinionych wargach, kamera skoncentrowała się na grdyce, która drgnęła nieprzyzwoicie. Beknął z satysfakcją i na ekranie ukazało się, oczywiście w języku planety słowo
KONIEC
Wszystko to była gra, oczywiście. Na planecie nie rosły żadne gruszki. Zresztą jedzenie gruszki nie stanowiło głównej atrakcji wieczoru. Była to tylko krótkometrażówka wyswietlana w czasie zajmowania miejsc.
Głowny film rozpoczął się później. występowali w nim mężczyzna, kobieta, dwoje dzieci oraz pies i kot. Jedli systematycznie przez półtorej godziny: zupę, mięso, biszkopty, masło, jarzyny, tłuczone kartofle i kaszę, owoce, cukierki, ciasto i tort. Kamera rzadko odjeżdżała dalej niż na stopę od ociekających sliną warg i chodzących grdyk. A potem ojciec posadził kota i psa, żeby tez mogły wziąć udział w orgii.
Po jakims czasie aktorzy nie mogli już więcej jeść. Byli tak opchani, że oczy im wychodziły z orbit. Ledwo się ruszali. Mówili, że chyba przez tydzień nie będą mogli patrzeć na jedzenie i różne takie rzeczy. Potem wolno sprzątnęli ze stołu, zataczając się poszli do kuchni i wyrzucili ze trzydzieści funtów resztek do kubła.
Widownia szalała z zachwytu.
Kiedy Don i jego znajomi wychodzili z kina, nagabywały ich humanoidalne prostytutki, proponując jajka, pomarańcze, mleko, masło i fistaszki. Oczywiście nie mogły naprawdę dostarczyć tych rzeczy.
Humanoidzi wyjasnili Donowi, że gdyby poszedł do prostytutki, to przyrządziłaby mu za słoną cenę posiłek z syntetycznych produktów.
A potem podniecałaby go w czasie posiłku, opowiadając, jak świeże i soczyste jest to, co jedzą, chociaż wszystko byłoby tylko imitacją.[...](cały ten fragment bezczelnie przekleiłem ze strony
http://www.vonnegut.art.pl/, do czego się uczciwie przyznaję)