Heh, pierwszy raz miałeś to samo w TV i za oknem, Tym, razem nie dało się powiedzieć, że telewizja kłamie
.
U mnie wspomniane gwałtowne zjawiska klimatyczne miały miejsce dzień wcześniej. Rano obudziło mnie intensywne uderzenie pioruna w odległości mniejszej niż kilometr (sądząc z hałasu jakiego narobiło), ale po nim nastąpił już tylko intensywny deszcz.
Jednak około 18:30 zerwała sie najdziwniejsza burza jaką widziałem - pioruny biły raczej daleko (jak wiadomo da się to w przybliżony sposób obliczyć wykorzystując różnicę między prędkością światła, z którą leci światło błyskawicy. a prędkością dźwięku, pewną pomocą jest tu też sama głośność towarzyszącego wyładowaniom elektrycznym huku), ale na tyle intensywnie, że stale oświetlały niebo na wschodzie.
Deszcz większość czasu padał mało intensywny (acz przez krótką chwilę, może z 5 min, ok. 19:00 trwało gradobicie i intensywna ulewa).
A najzabawniejsza rzecz przydarzyła się instalacji elektrycznej - we wszystkich okolicznych domach nie były w stanie działać bardziej zaawansowane urządzenia (komputery, telewizory, ba... żarówki energooszczędne), tylko stare szklane żarówki świeciły, ale mało intensywnie. Ten stan trwał prawie do północy (z dwiema przerwami ok. 21 i 22:15).
Burza skończyła się po północy i przyznam, że o ile zwykle lubię burze (oczywiście gdy w ich czasie przebywam w domu
) to tym razem czułem się jak bohater powieści gotyckiej. I dumałem sobie o tym, kto mógł być tak zadufany by uznać Wszechświat za stworzony dla człowieka lub jego bezlitosną potęgę za sprzyjającą nam...