To nawet zabawne, że system despotycznej biurokracji wyrosłej z feudalizmu i liberalnej demokracji bazującej na kapitalizmie „puszczał” tak podobne sytuacje.
Jak bardzo
"puszczał" pokazuje ta sytuacja, parę lat starsza od zdarzeń z Köpenick (Prusy jednak liczę do despotycznej biurokracji, zgodzisz się pewno?):
https://en.wikipedia.org/wiki/Dreadnought_hoaxO ile jednak schemat rosyjski zakładał oszustwo i pojawiał się jakiś rodzaj napiętnowania (obu stron), to schemat zachodni (rastiniaki, aminiaki, czy nawet hilaraki) takie przypadki preferował (odrzucenie moralności jako warunek kariery).
W sumie to jest ciekawe... Był taki
passus Konwickiego (ponad pół godziny za nim
guglam), w którym autoironicznie tęsknił on za
komuną, że wtedy wszystko było proste, jasne - kto zły, kto dobry, kto przyjaciel, kto wróg... Może i we wcześniejszym schemacie rosyjskim (i postrosyjskim, bo przecie Dyzma i autor jego pod zaborami rodzeni) podobnie, stąd i potrzeba/łatwość kategorycznych moralnych osądów.
Zresztą w istocie tak jakoś jest, że totalitaryzm/autorytaryzm/wszelki zamordyzm dawał - w roli alternatywy - tym, którzy nie chcieli/nie umieli grać na jego zasadach
palmę męczeńską (co, paradoksalnie, bywa atrakcyjne psychologicznie), liberalna demokracja - tylko
wykluczenie (co np. dla niektórych potomków imigrantów tak dotkliwe, że im samym męczeńska palma odbija
) i łatkę nieudacznika.
Acz może to po prostu inna maniera, Francuzi brali sobie wonczas do serca te słowa o zwierciadle spacerującym
, po
naszej stronie silny pęd do moralizatorstwa wyrastał choćby z religii (katolickiej czy prawosławnej)...
Ogrodnik od Kosińskiego faktycznie tu nie pasuje, bo on raczej z przypadku – o ile pamiętam umiał klepać zasłyszane w TV formułki w stosownych kontekstach. No, taki pierwowzór bota.
Widzę, że zaczynasz wtórnie mieć nade mną tę przewagę, o której Franc Fiszer
mówił . Z
telewizorni to on tylko wziął maniery. Formułki natomiast, owszem, klepał, ale z ogrodem związane, bo tylko na tym się znał. Możni tego świata zaś brali je za kwieciste
metafory
*.
* Z wersji filmowej:
(Natomiast ten jego
odbiór społeczny antycypuje odbiór bota jak najbardziej, o czym już wspomniałem.)
Ale jak to się ma do ówczesnej rzeczywistości? Coś zdaje mi się, że nijak.
Podobnie F.G – bajka z morałem.
Owszem, miałem identyczne skojarzenia. Takie
"w Ameryce czyli nigdzie" (że jednym zdaniem weźmiemy
* odwet na Jarry'm za jego
"w Polsce..." i na USA , za te partnerskie stosunki, co o nich min. Sikorski barwnie mówił
). Ale sam nie wiem czy to dobrze, czy źle (Gogol z Dołęgą byli
zaangażowani). W każdym razie m.in. dlatego mówiłbym o oryginalności "Being..." - w innym kierunku idzie.
* O ile się przyłączysz
.
Niektórzy ludzie złym/głupim/nieczułym społeczeństwem uzasadniają swoje bieżące wybory.
Zawszeć to lżej.
Tuś mi przypomniał jedno moje pijackie starcie sprzed lat - młody byłem i głupi, to i
wyszczekany - z pewną bizneswoman z klimatów pruszkowsko-wołomińskich (powiązaniowo bliżej tego drugiego miasta wówczas), co to przy pewnej okazji balowej, w przypływie alkoholowej szczerości (czasy przedsowowo-przedrywinowe to były), tłumaczyła różne swoje działania okrucieństwem realiów życia, i powtarzała przy tym raz za razem
"i tak jestem za dobra na ten pie*** świat", czego nie zdzierżywszy odpaliłem w końcu:
"to idź, ku***, na tamten".
Tu raczę się z Kubą nie zgodzić. Ale nie będę polemizował z piosenką.
Ja wiem czy zaraz z Kubą? Chyba za bardzo utożsamiasz podmiot deliryczny
(którym tu
doktor Dyzma jest) z autorem (jak
kiedyś w wypadku Dukaja, jak prowokacyjnie jedną cytatą
rzuciłem)
.