Z tym znaczeniem pojęć ogólnych oraz definicji to spór o uniwersalia, co ciągnie się przynajmniej od czasów Platona, Antystenesa i megarejczyków.
W Chrześcijaństwie zaś rozgorzał w IX wieku za sprawą dyskusji o komunii św.
Poglądy rozciągają się tu między przeciwieństwami: realizm - nominalizm.
Skrajny realizm przyznaje realność abstrakcji, idei, powszechnikowi i uznaje je za istniejące przed rzeczą konkretną.
Nominalizm kpi sobie z takiego podejścia twierdząc, że to puste słowa, mówimy wtedy tylko o języku. Tylko rzeczy jednostkowe istnieją. Przedmiot jest przed powszechnikiem.
W przypadku planet to jest małe piwo. Nie ma potrzeby się wysilać na ścisłą definicję. Za mało ich znamy by mieć nadzieję na jej trwałość. Nie widzę potrzeby posiadania definicji już a priori. Trwałość i niezmienność definicji nie jest chyba jakąś ważną wartością, nie wiem jak w matematyce. Już b-ej jej powszechność ze względu na wygodę komunikacji w nauce.
To wyjdzie samo. Zresztą... myślę, że dyskusje o definicjach oraz o realności konkretnych pojęć, czy ich znaczeń pożytek dają o tyle tylko gdy pozwalają przy okazji pogłębić rozumienie problemu czy dziedziny, której sprawa dotyczy.
Wiele trudniej jest w biologii. Pytano np.: co jest realne, co jest jednostką podstawową, osobnik, populacja, gatunek czy może ...gen. No i dyskusja o "samolubnym genie" - postulacie socjobiologii przyniosła wiele korzyści.
Te korzyści jednak są często poboczne powstają jak tarcie i ciepło przy ruchu ciał. Odpowiedzi ostatecznej na pytanie o definicję czy realność pojęcia nadal nie ma ale czegoś się jednak dowiedzieliśmy. W tym przypadku lepiej rozumiemy problemy biologii.