. Uważam, że dla ateisty z definicji obrzędowość to rodzaj folkloru - czy uważasz że jacyś ateiści wierzą w magiczną moc obrzędów? Bo dla mnie jeśli ktoś wierzy w ich magiczną moc, to z definicji nie jest ateistą.
"Ateistą jestem z powodów moralnych. Uważam, że twórcę rozpoznajemy poprzez jego dzieło. W moim odczuciu świat jest skonstruowany tak fatalnie, że wolę wierzyć, iż nikt go nie stworzył!"
Proszę sobie wyobrazić, że tego nie mówi Lem, ale powód w sprawie tego niechcianego namaszczenia. Otóż załóżmy, że przyznaje on także, iż chrześcijaństwo, jako odwrócenie jego postawy- zgodzone z tym parszywym światem i wierzące w stwórce, któremu chwała się rzekomo należy- jest mu moralnie obmierzłe i nie chce z nim mieć nic wspólnego. To, czy naruszono jego dobra (w sprawie nie ma nic o obrazie uczuć religijnych...) wciągając nieświadomego w religijny obrzęd, czy jego wolność sumienia, wyznania, zrzeszania (i może coś jeszcze?) zostały złamane, to już sprawa dla sądu- ja w to nie wnikam. Rzecz w tym, że działanie powoda jest zrozumiałe.
Teraz już wracając do rzeczywistości, sąd nie jest od tego, żeby pozywającego pouczać, jak jako ateista powinien się odnosić do sytuacji, w której się znalazł wbrew swej woli. Nie sądzę też, aby miał prawo domagać się obszernych wyznań co do uczuć i przekonań kierujących powoda do sądu.
Na koniec jeszcze chciałbym zwrócić uwagę, że dla judaisty czy muzułmanina (a i to jedynie w przypadkach idealnych) takie namaszczenie też przecież jest pozbawionym nadprzyrodzonej mocy gestem, skoro nie wierzy on w katolicki obrządek. Nie mógłby on twierdzić, że doznał w wyniku namaszczenia jakiejkolwiek innej szkody, niż namaszczony ateista- został poddany zabiegom religijnym, których sobie nie życzył. Przyczyny niezadowolenia mogłyby być również moralne.
66-latek deklaruje się jako niewierzący, a swój stosunek do Kościoła określa jako negatywny. Dlatego uważa, że udzielenie mu wbrew jego woli katolickiego sakramentu było naruszeniem jego dóbr osobistych. Pisze: "Poczułem się tym bardzo dotknięty, godziło to też w mój światopogląd".
Cały tekst: http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34959,15050083,Namaszczony_mimo_woli__Szpital_pozwany_za_naruszenie.html#ixzz2mUoNOv7w
Tu nie ma ani słowa o tym, że mu wyszło uczulenie po namaszczeniu, albo że było ryzyko, że pójdzie do nieba (zresztą sakrament był chyba i tak nieważny
). I okazuje się, że odmienne przekonania religijne i negatywny stosunek do Kościoła wystarczył Sądowi Najwyższemu, aby uznać, że
doszło do naruszenia dóbr (i to jest wiążące orzeczenie). Teraz sprawa toczy się o to tylko, czy się jakieś zadośćuczynienie za to należy.