Niezmiernie mi miło ponownie powitać Forumowiczów po mojej długiej tu nieobecności. Ale tak do rzeczy: mnie strasznie irytują takie pseudomoralistyczne gadki, gdy przy każdej wzmiance o jakichkolwiek projektach naukowych (a w przypadku lotów kosmicznych osiąga to szczególne nasilenie) wspomina się o głodnych dzieciach w Somalii. Co jak co, ale na przykład w Polsce na naukę przeznacza się ni miej mi więcej, a dokładnie 0,3% dochodu narodowego, więc jeśli ktoś uważa, że to za dużo, to miejsce dla niego jest chyba tylko w jaskini. W przypadku USA trzeba oczywiście to wszystko mnożyć przez dziesięć, ale i tak jest to komiczna (a na pewno nie kosmiczna) suma w porównaniu z tym, co wydaje się tam na zbrojenia. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego nikt się właśnie w tym miejscu nie przyczepi- wszak koszt jednego tylko bombowca B2 (samolot typu stealth) to 2 miliardy dolarów (w tym zdaniu nie ma pomyłki: DWA MILIARDY!) A co możnaby zrobić za cenę całej floty powietrznej USAF? Starczyłoby na nakarmienie wszystkich dzieci w Somalii, Nigerii i Mozambiku, a za resztę możnaby już dawno wysłaś człowieka na Marsa. Wiem, że w rzeczywistości nie wyglądałoby to tak różowo, ale chodzi mi o ideę- w dzisiejszym świecie prawdopodobnie nie do zrealizowania. Trzebaby jednak napomsknąć, że z tą pomocą humanitarną dla dla Afryki też to wcale tak ładnie nie wygląda, bo wysyłając tam pieniądze po prostu sponsorujemy lokalne wojny. Ale tak to bywa, gdy się idzie po najmniejszej linii oporu, i zamiast dać głodnemu wędkę, rzuca się mu rybę, żeby mieć czyste sumienie.