Co się zaś tyczy pana Szczypiorskiego, to z ogromną rezerwą podchodzę do różnych dzisiejszych rewelacji na jego temat. Może było tak, a może inaczej? Proces krawawego kata Trójmiasta udowodnił (dla mnie szok!), że śpiewana wersja Grudnia 1970 jest mitem. Skoro tak, to może inne filary naszej historii najnowszej - Poznań 1956 oraz Radom i Ursus dwadzieścia lat później, a także Szczypiorski-TW - to też mity?
Co do
pana Szczypiorskiego to twórczość nadal cenię i mam "Za murami Sodomy" z jego autografem, i pomnę jak - gdy jedyny raz się spotkaliśmy - po plecach mnie klepał, młodego redachtórka (niedługo przed swoją śmiercią zresztą, na co wtedy nie wyglądał). Zrobił na mnie wrażenie, bo miał taką trochę przemądrzałą pozę właściwą dla ówczesnych luminarzy środowiska UD, ale tak wszystko po ludzku i analitycznie brał, człek słuchając się upajał. I taki stonowany był poza jednym momentem: Kwaśniewskiego (jak Lem podobnie) wziął w obronę mocno wtedy, z pasją, ale imponowało mi jeszcze bardziej że mówił o tym K. jak dobry wujek o
młodym gówniarzu czy mistrz cechowy o terminatorze (bodaj go nawet niedokształconym chłopaczkiem nazwał w tę obronę biorąc).
Jak mnie tak po plecach klepał (jak jeszcze większego
gówniarza) poczułem jakieś takie durne inteligenckie wtajemniczenie czy jak, bo to gwiazda pierwszej wielkości wtedy była. I zaimponowało mi, że on tak analitycznie, i pomyślałem, że muszę nauczyć się tak myśleć i tak brać wszystko z ciepłym dystansem (do dziś zresztą nie wiem czy szczerym, czy genialnie granym), bo takim dobrodusznym ciepłem aż odeń biło.
Stąd jest to dla mnie człowiek-zagadka (osobistym, przelotnym, wrażeniom nauczyłem się nie ufać
*), tzn, rozmyślam czasem (raz na parę lat) nad nim, zwł. w kontekście późniejszych rewelacji, tudzież meandrów jego biografii.
* tem bardziej, że z psychologiem Samsonem los też mnie jednorazowo zetknął i choć on dla odmiany zrobił na mnie dość obleśne wrażenie, to nie do tego stopnia, bym go o co złego posądzał...