Ja to się jak zwykle spóźniam- syndrom Bardzo Zajętego Człowieka (BZC). No ale nic nie ma za darmo (piekne w tym jest to że studiuję bardzo ciekawą dziedzinę nauki) Ale do rzeczy:
A kto czytał wywiady z Lemem, w których mówił, że pisząc Solaris od początku nie wiedział czego właściwie boją się Solaryści i wymyślił to dopiero znacznie później?
Z tego co wiem, to jest dla Lema standard. Przynajmniej część jego tworów pisarskich powstawały w ten sposób, że Mistrz po prostu siadał pewnego słonecznego poranka do pisania, nie wiedząc jeszcze dokładnie, co będzie pisał. I to jest zauważalne. Tak czy inaczej, przyznać muszę, że w "Solaris" taka metoda sprawdza się znakomicie. Powiem nawet więcej- atmosfera strachu i niepewności jest tu wręcz namacalna, przy próbie porównania niejeden tandetny horror po prostu blednie pod tym względem.
A mi za każdym razem, kiedy czytam Solaris ten test na brak choroby psychicznej wydaje się naciągany.
Ja myślę po prostu, że Lem wprowadził ten motyw po to, by odrzucić jedną z możliwych interpretacji opisywanych wydarzeń (tj. taką, że bohater majaczy i nic takiego jak stacja Solaris nie istnieje). I chyba niepotrzebnie, bo taka niepewność, gdy nie wiadomo do końca, co jest prawdziwe, a co nie, jest całkiem zabawna. Z resztą, jak już ktoś zauważył, ten test jeśli dowodzi czegokolwiek, to jedynie istnienia samej stacji razem z całym jej oprzyrządowaniem, ale nie jest w stanie wyjaśnić kwestii istnienia "gości". Co więcej, myślę, że interpretacja "schizofreniczna" wcale nie jest z logicznego punktu widzenia błędna. Bo jeśli nawet Snaut czy Sartorius mieli takie same wizje co Kelvin, to skąd wiadomo, że i oni nie są, tak samo jak Murzynka, wytworem jego własnej wyobraźni? Może "właściwa" załoga zdezerterowała (dlaczego?), zostawiając Kelvina sam na sam z jego urojeniami?
Idąc tropem naszego rozumowania doszlibyśmy w końcu do wniosku, że Kelvin nie może z całą pewnością stwierdzić iż się w ogóle urodził
A Ty możesz? O ile mi wiadomo, pamięć kształtuje się dopiero czas jakiś po urodzeniu, więc samego momentu przyjścia na świat nikt nie może pamiętać (nie mówiąc nawet o pamiętaniu tego, co było przedtem). Idąc tą drogą możemy dojść do sytuacji, w której już nic nie możemy przyjąć za pewnik, poza faktem istnienia własnej świadomości. Oczywiście, ktoś już na to wcześniej wpadł, i nawet miało to taka fajną nazwę...
a u Amerykańców Gordon była czarna ze względu na regułę poprawności politycznej, która obowiązuje w Holywood i wymaga by w bardziej kasowych filmach główni bohaterowie byli z różnych ras.
Z tego samego powodu ocean musiał pożreć stację, a bohater musiał uratować siebie i swoja ukochaną, by na koniec wrócić na Ziemię i żyć długo i szczęśliwie. A najpierw musiał jeszcze pokazać gołe pośladki.
Na razie tyle, cię dalszy (kiedyś tam) nastąpi