Chopy, nie rozpędzajcie się...
"Evangelion" to w pierwszym rzędzie
serial animowany, komiks był adaptacją. "Thorgal" - pomijając wszystko inne - jest znacznie bardziej fantasy, niż SF (pojawiają się bogowie i inne postacie ze skandynawskiej mitologii, świat ma cechy umagicznionej/ufantastycznionej rzeczywistośc alternatywnej, w stylu Starego Świata z Warhammera nie przymierzając. "Legend of galactic heroes" to w pierwszym rzędzie powieści
military SF (równie dobrze moglibyśmy dyskutować o obecności na liście przygód Honor Harrington - to też popularne militarne czytadła), i tu komiks jest adaptacją. "Nausicaa..." - tu komiks (manga) może i poprzedza film, ale rzecz jest klasyfikowana jako science fantasy, nie science fiction.
Znaczy: moim skromnym zdaniem nie ma nad tym nawet co dumać..
"Koval"? Gdyby uwzględniać komiksy i układać jakąś szerszą listę (jak mówiłem: 100, 200 pozycji), to może i byłbym za. W wypadku Top 10 niezbyt widzę miejsce dla tego tytułu (nawet biorąc poprawkę na - swoisty - odruch patriotyczny, ciągoty antyimportowe, osobiste sympatie). Nie mówię, że "Funky..." nie jest fajny, ale:
primo - stanowi znacznie bardziej aluzyjny komentarz polityczny, niż SF
sensu stricto (a sądzę, że układanie listy najlepszej SF w ramach działalności Forum
Lemowskiego powinno skłaniać do godnej Mistrza surowości sądów i rozliczania analizowanych pozycji z powinności fantastyki
naukowej),
secundo - zdaje mi się, że przy tak wąskiej liście wrzucenie czegoś tylko fajnego, będzie oznaczało pokrzywdzenie jakiejś wybitniejszej, a więc godniejszej miejsca na liście, pozycji. Skoro kręcimy nosem nad Cardem, Asimovem, Heinleinem i Herbertem tu wypadnie nam zastosować równą surowość.