Autor Wątek: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]  (Przeczytany 540683 razy)

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #510 dnia: Sierpnia 05, 2013, 05:06:18 pm »
Oto pomysł godny Tarrakanów (podróż ósma):
http://www.rp.pl/artykul/69986,1036170-Burger-in-vitro.html
A przy okazji: od stu lat uważam, że właśnie takie jest poręczne rozwiązanie dylematu zabijania ssaków-nieludzi przez ludzi. Polędwica z retorty. Schab z wanny. Wszystko BEZ NERW, a w każdym razie bez Nerwu Centralnego. Co to dla nasz? Ja, Człek Sapiący, Tfurca Omnipotencjalny, chtóren galaktyki jak szafy przesuwałem - bezbolesnego żarcia bym nie wymyślił?
VOSBM
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13409
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #511 dnia: Sierpnia 27, 2013, 10:13:14 pm »
Jednak z teleportacją ludziów nie jest tak łatwo. Trzeba najpierw kilka słońc usidlić i w ogóle są problemy.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #512 dnia: Sierpnia 28, 2013, 12:09:59 am »
Ze wspomnień Ijona Tichego IV [Fizyk Molteris] [1961]

Zaczyna się jesiennie, prawie na czasie:

"Pewnego jesiennego popołudnia, kiedy mrok zalegał już ulice i padał deszcz równy, drobny, szary, który wspomnienie słońca czyni czymś omal niewiarygodnym i człowiek za nic nie opuściłby wtedy miejsca przy kominku, gdzie siedzi zagłębiony w starych książkach (szuka w nich nie treści, dobrze znanych, ale samego siebie sprzed lat) - nieoczekiwanie ktoś zastukał do mych drzwi."

Stan tego zagłębienia też jest mi doskonale znany (nawet sprzed kilku dni).

I tak nietypowo wystartujemy ;).
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 28, 2013, 12:15:00 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #513 dnia: Sierpnia 29, 2013, 12:47:51 am »
Cytuj
"Pewnego jesiennego popołudnia, kiedy mrok zalegał już ulice i padał deszcz równy, drobny, szary, który wspomnienie słońca czyni czymś omal niewiarygodnym i człowiek za nic nie opuściłby wtedy miejsca przy kominku, gdzie siedzi zagłębiony w starych książkach (szuka w nich nie treści, dobrze znanych, ale samego siebie sprzed lat) - nieoczekiwanie ktoś zastukał do mych drzwi."
Z cyklu "Opowieści z dreszczykiem". A może nawet "Starego antykwariusza", polecane wszak.
A kotu cza się baczniej przyglądać było, kiej znikał. ;)
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #514 dnia: Września 01, 2013, 03:45:42 pm »
Ze wspomnień Ijona Tichego IV [Fizyk Molteris] [1961]
Zaczyna się jesiennie, prawie na czasie:
Z cyklu "Opowieści z dreszczykiem". A może nawet "Starego antykwariusza", polecane wszak.
Tutaj chyba już nic się nie da dodać - klimat jest. Później psychologia. Też jest. To może skok do końcówki:
Czekałem tak całą noc, do rana. Panowie - od tego czasu upłynęło siedem lat.
Hmm...najwyraźniej to nie historia dla kobity, tym niezręczniej:
Myślę, że on już nigdy nie wróci, bo, pochłonięty swą ideą, zapomniał o pewnej rzeczy nad wyraz prostej, wręcz elementarnej, którą, nie wiem, z nieświadomości czy z nieuczciwości, pomijają wszyscy autorzy fantastycznych hipotez. Przecież podróżnik w czasie, jeśli przesunie się w nim o dwadzieścia lat, o tyleż lat musi się stać starszy - bo i jak może być inaczej?
Chyba oczywiste nawiązanie - chociażby (Q pewnie ma w zanadrzu z 15 innych tytułów;) ) do Wehikułu czasu Wellsa. Taki prztyczek. Nieświadomość, nieuczciwość. Grubo - zwłaszcza, że Lem mówi to ustami Tichego, który sam chronocyklował:)
Molteris własnymi rękami uruchomił maszynę, która zabiła go - starością, niczym innym, i kiedy zatrzymała się tam, w docelowym punkcie przyszłości, zawierała już tylko osiwiałego, skurczonego trupa...
W takim razie - korzystając z niewygód wehikułu czasu - można też zabić młodością. Bezpowrotnie?:)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #515 dnia: Września 01, 2013, 04:26:52 pm »
Chyba oczywiste nawiązanie - chociażby (Q pewnie ma w zanadrzu z 15 innych tytułów;) ) do Wehikułu czasu Wellsa. Taki prztyczek.

Nawet nie mam tych 15... Owszem to się bardzo silnie kojarzy z "Wehikułem...", także tym charakterem gawędy (vide fragment w/w, który przytaczałem).

Z późniejszych kojarzy mi się nieco, późniejsze o lat prawie 20 jedyne opowiadanie Peteckiego - "ABC... dwadzieścia cztery" (1978), którego bohater z podobnie fatalnym skutkiem testuje urządzenie mające dać mu dostęp do dwudziestu czterech wersji jego życiorysu z dwudziestu czterech alternatywnych wszechświatów (wiadomo, Everett się kłania) i daje, ino ze cenę dwudziestoczterokrotnie szybszego starzenia*.

Najbardziej mnie jednak ruszył tu poboczny drobiazg, otóż czytając słowa "A teraz panowie", którymi nasz Ijon zwraca się do kogoś wewnątrz utworu podjąłem po raz kolejny daremna próbę zwizualizowania sobie jego słuchaczy (skojarzenia miałem różne: a to zgromadzenie gentlemanów w wellsowsko-jamesowskim stylu, a to coś na kształt konferencji myślonautów wymyślonych przez - współczesnego Lemowi - Weinfelda, a to scenkę z zamieszczonego ongiś w "NF" żartobliwego komiksu w którym w skład jednej - najlepszejznajlepszych - ekipy kosmonautów wchodzili: Ripley, Terminator arnoldotwarzowy i bodaj RoboCop; doedytowuję: jeszcze mi na myśl towarzystwo z jakiej kosmicznej kantyny przyszło, czy to Mos Eisley starłorsowej czy też baru spejsbolsowego, ale to raczej pasuje do opowieści bardziej buffo, np. "Tragedii pralniczej").

zwłaszcza, że Lem mówi to ustami Tichego, który sam chronocyklował:)

Bo może jest dwu Tichych? Ten bardziej serio (od "Wspomnień..." i powieści) z Wellsa zrodzony, z Pirxem spokrewniony i ten drugi, kosmiczny awanturnik (od "Podróży.."), kuzyn Kirka kapitana i Solo Hana...::)


* fragmencik:

"— Proszę, patrz! Patrz!
Błądzące w popłochu oczy kobiety zatrzymały się na plamie światła, padającego z pojedynczego reflektora.
— Co… co to jest?
— Nie wiesz?! No tak — jesteś przecież lekarzem, a nie archeologiem! — z czoła Zubrina spływały strużki potu. — No więc co, miałem jej to pokazać? — zaczął mówić nieco spokojniej. — On się naprawdę wyrwał z fałszywego świata, chociaż ten świat nie miał nic wspólnego z fantomatyką i wzywał Matyldę, wiedząc, że jest za późno… o kilka wieków! Czy miałem powiedzieć tej kobiecie, że jej mąż wszedł tutaj jako mężczyzna w pełni sił, a po dwudziestu sekundach… spójrz! Ta kupa pożółkłych kości, która po nim została, ma przeszło osiemset lat! Tak orzekł komputer. „Matyldo! Matyldo!” — kiedy on to zawołał?! Kiedy on to zawoła?!"
« Ostatnia zmiana: Września 03, 2013, 05:38:36 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13409
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #516 dnia: Września 01, 2013, 05:00:08 pm »
Myślę, że zarówno Tichy jak i Lem nie byli jeszcze zupełnie wykrystalizowani, kiedy to napisał.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #517 dnia: Września 01, 2013, 05:59:20 pm »
W roku Solarisa, Terminusa i Corcorana?  :o
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13409
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #518 dnia: Września 01, 2013, 06:23:34 pm »
Mówię co widzę. A nawet - co czuję :) .
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #519 dnia: Września 02, 2013, 12:35:40 am »
A oto aktualny rekordzista. Biegacz, jak czytam. ;)
Osobą, której udało się podróżować najdalej w przyszłość przy pomocy dylatacji czasu jest rosyjski kosmonauta Siergiej Krikalow, który spędził 784 dni na pokładzie stacji Mir. Ze względu na wysoką prędkość stacji i długi pobyt udało mu się wybiec w przyszłość około 1/50 sekundy względem ludzi pozostałych na Ziemi.
Cytuj
można też zabić młodością. Bezpowrotnie?:)
Supersamobójstwo.
A te, truchło, jakby automat cofnął maszynę - ożyje?
To i problem rezurekcji wraca tylnymi drzwiami.
Było się kotu lepiej przyglądać, jak się ekspediowało zwierza. Ofiar w ludziach byłoby mniej. 8)
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #520 dnia: Września 02, 2013, 03:07:21 pm »
Najbardziej mnie jednak ruszył tu poboczny drobiazg, otóż czytając słowa "A teraz panowie", którymi nasz Ijon zwraca się do kogoś wewnątrz utworu podjąłem po raz kolejny daremna próbę zwizualizowania sobie jego słuchaczy
Trudno rzec, która wizualizacja byłaby oki. Ja sobie nie wizualizuję tych postaci. Jakiś zarys. Rozmyty obraz.
Ale najbardziej skłaniam się do zgromadzenia nie tyle gentelmenów, co rozwichrzonych naukowców (nie wyklucza to gentelmana;) ).
Cytuj
Bo może jest dwu Tichych? Ten bardziej serio (od "Wspomnień..." i powieści) z Wellsa zrodzony, z Pirxem spokrewniony i ten drugi, kosmiczny awanturnik (od "Podróży.."), kuzyn Kirka kapitana i Solo Hana...::)
Rzeczywiście - ten Tichy ze wspomnień jest troszkę inny od podróżującego (chociaż...ten uparciuch od Zazula?;) ) - w każdem...w tym wspomnieniu jest bardziej refleksyjny. Wyobrażasz sobie taką  interpretację psyche - zrobioną fizykowi - przez np. Poniedziałkowego?;)
A te, truchło, jakby automat cofnął maszynę - ożyje?
Ten wehikuł wygląda jednak na wyrafinowaną maszynę do tortur  :-\
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #521 dnia: Września 02, 2013, 07:14:16 pm »
Cytuj
Panowie - od tego czasu upłynęło siedem lat.
Hmm...najwyraźniej to nie historia dla kobity, tym niezręczniej:
Bo to świat bez kobiet jest, czyli...Nie ma się o co gniewać. ;)
Panowie latają w męskim towarzystwie póki młodzi. Z sukienek - czasem jaki ksiądz się trafi
 (z czego on rozgrzesza, skoro nie ma Pań - nie wiem).
Rozmawiają wyłącznie o poważnych sprawach Ziemi i świata. Żadne tam d...M.
Po czem, starsiejsi już, siedzą w wygodnych fotelach i przy kominkach.
 Z atrakcji: biblioteka i kuchnia z patelnią.
 Zachodzą do siebie czasem i dalejże...o poważnych sprawach Ziemi i świata.
Jeszcze starsiejsi - piszą pamiętniki - dla kogo?
I tylko nocą, pocą się, śniąc sny wyuzdane o sepulkach.
Oczywiście, na innych planetach, bo na Ziemi...gdzieżby.
Stąd gafy.
Jaka pani, przegapiłaby ten szczegół, że z czasem (doprzednim) można się zestarzeć. Na śmierć nawet.
I po to był ten kot.
Ale pętelka z książka wypadniętą - przednia.
« Ostatnia zmiana: Września 02, 2013, 07:16:55 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #522 dnia: Września 03, 2013, 05:00:52 pm »
Mówię co widzę. A nawet - co czuję :) .

Abstrahując od tego, że jak czytam o czuciu czy intuicyjnym rozumieniu to szlag mnie trafia ;), serio to masz rację, a przynajmniej kawałek racji, że jest w tej literackiej próbie Lema coś poronnego, w sumie - choć doskonale napisana - zdaje się być błahostką, bardziej opowiadaniem grozy, w którym mający się zjawić trup robi za coś na kształt zjawiającego się ducha ("A teraz panowie, rzecz najstraszniejsza. Ta maszyna stanęła tam, w przyszłości, a ten dom, wraz z mieszkaniem, z tym pokojem, i tym pustym kątem także podróżuje przecież w czasie - ale w ten jedyny dostępny dla nas sposób - aż dotrze, w końcu, do owej chwili, w której maszyna się zatrzymała, a wówczas ona pojawi się tam, w tym białym kącie, a wraz z nią - Molteris... to, co zostało z niego... i to jest zupełnie pewne.") niż dziełem poważnym, czy nawet choć SF serio, bo wszak dająca się pomyśleć teoria chronomocji zupełnie inaczej wygląda:
http://www.andersoninstitute.com/wormholes.html

Z tym, że - sam nie pisząc tym razem sensownej SF - wbił Mistrz jednak przy okazji szpilkę SF cudzej (też tylko sens naukowy zresztą symulującej), bo słowa "jak gdyby istniało cośkolwiek, co leży poza czasem. Ale takiego miejsca ani takiej drogi nie ma ", służą upuszczeniu powietrza z efektownego balonu "Końca Wieczności"Asimova.

Kontekstowo: TU Lem teoretycznie o chronomocji (z "Fif'y", po anglijsku, żeby było trudniej ;)):
http://www.depauw.edu/sfs/backissues/3/lem3art.htm

Rzeczywiście - ten Tichy ze wspomnień jest troszkę inny od podróżującego (chociaż...ten uparciuch od Zazula?;) ) - w każdem...w tym wspomnieniu jest bardziej refleksyjny. Wyobrażasz sobie taką  interpretację psyche - zrobioną fizykowi - przez np. Poniedziałkowego?;)

A może jest jeszcze inaczej? Tichy chwalił się pochodzeniem od jednego barona... Prapradziadek Münchausen kłamał w dość jednolitym, wręcz monotonnym, stylu, ale praprawnuczek Ijon, produkt wyżej rozwiniętej cywilizacji, dzięki posiadaniu wyżej rozwiniętego aparatu pojęciowego (jak by rzekł prokurator Scurvy) łgać potrafi na wiele sposobów, w różnych stylach... Cóż, jakie czasy taki Münchausen...

(Poniedziałkowy skądinąd bardziej jednak przystaje mi do bieguna pirxowego. Wszystko przez "Moon".)

Założmy jednak, że Tichy - ilu ich tam było - mówi prawdę... Zaintrygował mnie ten Molteris. W tym deszczu (w "Bladym..." deszcz padał), w płaszczu ceratowym (u Soderbergha panna jedna, przez Kelvina mijana, miała płaszcz z przezroczystej folii czy ceraty)... W istocie dokładną wiwisekcję duszy zrobił mu nasz Ijon, ciekawy portret malując.
Te zmagania wewnętrzne, ta podejrzliwość:
"Miałem wrażenie, że nienawidzi mnie - za to, co chce, co musi mi powiedzieć.
- Zrobiłem odkrycie - wyrzucił nagle schrypniętym głosem. - Wynalazek. Takiego jeszcze nie było. Nigdy. Nie musi mi pan wierzyć. Nie wierzę nikomu, więc nie ma potrzeby, żeby mnie ktokolwiek wierzył."

To odruchowe litości budzenie:
"To są jednak szalone dzieci, obłąkane, genialne dzieci - ci ludzie."
Ale i duma w stylu verne'owskim (w wakacje powtórzyłem sobie dzieje zdobywcy Robura):
"- /.../ Ten pokój widział już i słyszał o wynalazkach...
- O takim nie!!! - wybuchnął kategorycznie i w jego głosie, w błysku oka na mgnienie ujawniła się niewyobrażalna duma. Można było sądzić, że jest panem stworzenia."

Tak blisko do stereotypu szalonego wynalazcy, ale i tak daleko...

A te, truchło, jakby automat cofnął maszynę - ożyje?
Ten wehikuł wygląda jednak na wyrafinowaną maszynę do tortur  :-\

Ech, Ohydki (czy inni Wspanialcy) zawsze fajne zastosowanie technologii znajdziecie... :P

Zresztą - owszem - konania dychotońska się przypomina z tomu poprzedniego.
« Ostatnia zmiana: Września 04, 2013, 07:21:13 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #523 dnia: Września 06, 2013, 11:29:42 am »
Sprzęgło się.
Owe "A teraz panowie..." z "Tichy chwalił się pochodzeniem od jednego barona..."
I przerodziło w mgliste podejrzenie - azaliż klan Tichych rozmnażał się przez pączkowanie?
Ruszyłem więc powrotnie w podróż XXVIII, genealogiczną.
Ufff !!!
Wprawdzie praszczury, pradziadki, wujki dominują, tym niemniej przedstawicielki innej płci też są.
Z rzadka, razy trzy, cztery. :)
Widać owe retorty na kolejnych odmieńców same były nosicielkami wyłącznie śmieciowego (lub włóczkowego) DNA i jako takie niewartymi wzmianki.
Te kilka razy jednak - coś.
Cóż, że w roli zakał (te DNA).
O pierwszej wiadomo ino, że swarliwa doprowadziła do rozwodu.
Druga, wspomniana z imienia Eurydyka (córka aptekarza złodzieja).
Trzecia, bezimienna, donosiła na męża pod wpływem sąsiadów.
Kolejna, bezimienna - żona Igora Sebastiana (tego od przykranu) uciekała z domu i też - ulegała wpływom złych sąsiadów jako "nie dość rozgarnięta". Tym niemniej Igor "robił to" w łożu małżeńskim (po czym uciekał "jak oparzony" - bez ten przykran).
Jego synowie, trudno powiedzieć - nic w źródle - jednak chyba jakoś, skoro był cdn.
Może jednak pączkowali?
I końcowo, w rakiecie ojca (tu dysponujemy tekstem źródłowym), pętają się dzieci. Są też retorty (12 + babka, choć skład pełny niejasny).
Jedna ciotka - wróży z fusów.
Są porody, które jednoznacznie zadają kłam podejrzeniom o pączkowanie.
Ciotka Melania występuje w salonie powodując wybuch dziada Arabeusza.
Bezimienne ciotki robią na drutach.
Te same mają katar, chrypkę, sine nosy, spuchnięte czerwone uszy, spazmują.
Ciotka Matylda zaginęła.
Ciotka Klodylda znów robi na drutach mitenkę (sprawdziłem - rękawiczkę bez palców).
Chyba wszystko.
Może niewiele, może byle jak - ale są!!!  ;)
« Ostatnia zmiana: Września 06, 2013, 11:31:44 am wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16101
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #524 dnia: Września 07, 2013, 05:00:41 pm »
Z tymi retortami to wcale możliwe, zważywszy, że promieniowanie kosmiczne DNA uszkadzać może... Ale kobiet w rodzinie to nie wyklucza... Vide inny klasyk:

"Makenzie nie był pierwszym inżynierem, który został mężem stanu, ale był pierwszym - co wytykali mu krytycy - który założył dynastię. I dokonał tego wbrew przeciwnościom, które zraziłyby większość innych ludzi.
W 2195 roku, mając 44 lata, poślubił Ellen Killner, która niedługo wcześniej emigrowała z Ziemi. Ich córka Anitra była pierwszym dzieckiem narodzonym w małej i dalekiej społeczności Oasis, wówczas jedynej stałej bazy na Tytanie. Dopiero po latach oddani rodzice dostrzegli, jak okrutnie potraktowała ich natura.
Już jako niemowlę Anitra była piękną dziewczynką i było niemal pewne, że dorastając będzie coraz bardziej rozpieszczana. Oczywiście na Tytanie nie było wówczas jeszcze żadnego dziecięcego psychologa, nikt więc nie zwrócił uwagi na fakt, że dziewczynka była zbyt łagodna, zbyt posłuszna i zbyt milcząca. Dopiero po czterech latach Malcolm i Ellen musieli pogodzić się z faktem, że ich córka nigdy nie zacznie mówić i że w pięknym ciele nigdy nie będzie ducha.
Wina leżała w genach Malcolma. Podczas którejś z jego wielu podróży pomiędzy Ziemią a Marsem, jakiś zbłąkany foton przemierzający kosmos od początku dziejów, zniszczył jego marzenia o przyszłości rodziny. Szkoda była nie do naprawienia, o czym Malcolm dowiedział się podczas konsultacji u najlepszych lekarzy genetyków wszystkich czterech światów. Zmroziła go informacja o tym, że z Anitrą i tak mieli wiele szczęścia, mogło wszak być znacznie, znacznie gorzej...
Ku wielkiemu smutkowi ale i uldze całego świata Anitra zmarła przed szóstymi urodzinami, a małżeństwo Makenziech umarło wraz z nią w przypływie żalu i wzajemnych oskarżeń. Ellen poświęciła się pracy, a Malcolm udał się w swoją ostatnią podróż na Ziemię. Nie było go dwa lata i w tym czasie osiągnął bardzo wiele.
Umocnił swoją pozycję w polityce i przygotował grunt pod ekonomiczny rozwój Tytana na następne półwiecze. Oraz począł syna, któremu oddał teraz całe swe uczucie.
Klonowanie ludzi - tworzenie dokładnych kopii człowieka z dowolnej komórki ciała z wyjątkiem komórek rozrodczych - stało się możliwe na początku XXI wieku. Jednak nawet gdy technika ta została udoskonalona, klonowanie nie rozpowszechniło się wśród ludzi. Częściowo z powodu dylematów natury etycznej, częściowo dlatego, że niewiele było okoliczności, w których klonowanie byłoby w pełni uzasadnione.
Malcolm nie był bogatym człowiekiem - wielkie indywidualne fortuny nie istniały już od stu lat - ale z pewnością nie był też biedny. Do osiągnięcia celu użył umiejętnej kombinacji pieniędzy, pochlebstw i subtelnych nacisków. Na Tytana wrócił więc z dzieckiem, które było jego identycznym bliźniakiem, tyle że o pół wieku młodszym.
Gdy dorósł, Colin wyglądał dokładnie tak samo jak jego „ojciec” w tym samym wieku. Pod względem fizycznym był jego dokładną kopią. Ale Malcolm nie był narcyzem pragnącym żywej kopii samego siebie. Pragnął partnera i następcy. Edukacja Colina skupiła się więc na słabszych punktach wiedzy Malcolma; choć dobrze poznał podstawy nauk ścisłych, to jednak specjalizował się w historii, prawie i ekonomii. Podczas gdy Malcolm był raczej inżynierem-administratorem, Colin był administratorem-inżynierem. W wieku dwudziestu kilku lat zastępował ojca tam, gdzie było to prawnie możliwe (a czasami także tam, gdzie nie było). Dwaj panowie Makenzie stworzyli razem kombinację nie do pokonania, a znajdywanie subtelnych różnic w ich psychologiach stało się ulubioną rozrywką Tytanian.
Być może dlatego, że nigdy nie musiał walczyć o żaden większy cel i wszystkie swoje cele miał sformułowane, jeszcze nim się urodził, Colin był łagodniejszy i bardziej przystępny niż Malcolm - a przez to także bardziej lubiany. Nikt spoza rodziny Makenziech nie zwracał się do Malcolma po imieniu, niewielu zwracało się do Colina inaczej niż właśnie „Colin”. Nie miał żadnych prawdziwych wrogów, a na całym Tytanie była tylko jedna osoba, która go nie lubiła. A przynajmniej tak sądzono o osamotnionej żonie Malcolma, Ellen, która nigdy nie chciała przyjąć do wiadomości faktu istnienia Colina.
Być może uważała go za uzurpatora, nieakceptowalny substytut syna, którego nigdy nie miała urodzić. Jeśli tak było, to rzeczywiście zdumiewająca była sympatia, jaką darzyła Duncana.
Tyle że Duncan został sklonowany z Colina czterdzieści lat później, a w tym czasie Ellen przeżyła drugą osobistą tragedię, która nie miała nic wspólnego z rodziną Makenziech. Dla Duncana była zawsze babcią Ellen, ale miał już wystarczająco dużo lat, by wiedzieć, że w jego sercu była zawsze kimś więcej; że wypełniała pustkę, której wcześniej nie umiałby ani nazwać, ani nawet sobie wyobrazić.
Jeśli pomiędzy nim a babcią istniał jakiś genetyczny związek, to ślad po nim musiał zniknąć setki lat temu w zupełnie innym świecie. A mimo to przez dziwaczny wybryk przypadku i osobowości stała się dla niego ułudą matki, której nigdy nie posiadał."

Clarke, "Imperialna Ziemia"
::)
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki