Poniekąd a propos (bo wciąż o przy disney'owskim przepisie na "Gwiezdne wojny" pozostając)... Zachęcony pochwałami z SW Extreme sięgnąłem po
"Hope Dies", nowokanoniczny komiks, który ukazał się pierwotnie w numerach 50–55 obecnej marvelowskiej serii "SW". Zacznę od mankamentów: śmierć generała Dodonny, acz wydająca się naturalniejszym wyjaśnieniem jego nieobecności w "Imperium...", niż to, co zaoferowało stare EU, potęguje tzw. syndrom małej galaktyki (albo jesteś martwy, albo na pierwszym planie, nic istotnego nie rozgrywa się poza kadrem)
*, dramatyzm bitewny wynika w całości z technobełkotliwych (acz zgodnych z duchem oryginalnego filmu - w wielkim planie Złych jest luka, trzeba ją tylko odnaleźć i wykorzystać) rozwiązań, plan Leii pozwalający jej zdobyć konieczne kody (acz również
w duchu) wydaje się skrajnie naciągany, zabrakło też jakieś głębszej refleksji nad sytuacją zdradzieckiej królowej i jej planety (której usiłowała oszczędzić losu Alderaan), pozwalającej zobaczyć jak bohaterowie w walce o swoje muszą, mimo woli, poświęcać innych (tzn. niby ta problematyka została zasugerowana, ale na niedopowiedzeniach się skończyło, a szkoda, bo mogłoby być naprawdę dramatycznie...).
Plusy? Może nie jest zbyt mądrze, ale jest efektownie (możemy np. podziwiać Hana Solo za sterami X-Winga, w pojedynku z samym Vaderem
**), poza tym dowiadujemy się kiedy, i za jakie zasługi, bohaterowie otrzymali stopnie oficerskie Sojuszu (co wyjaśnia potem i generała Solo, i komandora Skywalkera, i generał Leię dowodzącą pod Hoth), mamy też okazję oglądać sporą paletę rebelianckich dowódców (starych, nowych - np. Herę Syndullę, i wprowadzonych tylko po to, by zaraz polegli), co znów stanowi wzmiankowanego syndromu antytezę, ba, nawet obligatoryjne w obecnym klimacie, demokratyczna przemowa lucasowskiej księżniczki (o tym, że budowa wielkiej floty, to nie tylko dzieło jej politycznej skuteczności, ale i wszystkich w proces powstawania statków zaangażowanych) i postać drugoplanowej czarnoskórej mechanik ładnie rozbudowują obraz świata (pokazując jakie ideały przyświecają Rebelii, i kto o nie walczy). No i niezłe jest zakończenie pozostawiające Big Trio (z przyległościami) w stanie dość dramatycznego osamotnienia, nawet gdy wiemy jak się to wszystko dalej rozwiąże.
Całościowo? Sympatyczna, acz niezbyt mądra, niezobowiązująca opowiastka dla fanatyków. Nie obrażająca, ani nie psująca, jednak, dziedzictwa G.L., a to już sporo.
* I - przez wspomnianą niekompatybilność wątku, nie pozwala mi upchnąć tej, skądinąd nienajgorszej, historyjki w moim
headcanonie.
** Choć tu, i nie tylko tu (dostaniemy jeszcze dość wysilone podkreślanie heroizmu Jyn Erso i wzmiankę, czy dwie, o
Kessel run), wkrada się ponownie wiadomy syndrom - Darth oczywiście z miejsca rozpoznaje kto mu stawia czoła.
ps. Polska reklamówka "The Sims 4 Star Wars: Journey to Batuu", nawet zabawna:
I coś a propos Yodusia:
https://www.spidersweb.pl/rozrywka/2020/05/29/baby-yoda-the-mandalorian-grafiki-koncepcyjne/