Biorąc pod uwagę bieżące lub któreś przeszłe ew. przyszłe pokolenie to zna się: rodziców, swoje potomstwo , wnuki/wnuczki, dziadków/babcie - łącznie jakieś 5 pokoleń.
Za mało tych pokoleń żeby rozprawiać o ewolucji w monumentalnie przytłaczającej skali - kilku TYSIĘCY pokoleń.
Widzisz, istnieją
łątki - jednodniówki i inne krótkowieczne (na naszym tle) gatunki, i na ich przykładzie dało się sporo zaobserwować (nie bez przyczyny wspominałem o linkowanych pracach, do których lektury nieustająco Cię zachęcam
).
Czy sugerujesz że ewolucjonistom niszczenie przyniesie korzyść?
Zależy jakich ewolucjonistów masz na myśli. Badaczom, jako badaczom, pewnie ono obojętne (może nawet materiału do dalszych badań dostarczy). Jako ludzie natomiast pewnie zaragują na nie (statystycznie) taką samą niechęcią, sprzeciwem, czy smutkiem jak wszyscy inni.
Jeśli zaś masz na myśli tych, co z ewolucji - biologicznej, jak Hitler, czy społecznej - jak Stalin z Mao - robili sobie alibi, to zostawmy ich specjalistom od psychopatologii. (Jak wielokroć pisałem -
ład przyrody wypada dobrze znać, ale po to, by go reformować, tylko mądrze i odpowiedzialnie. Nie po to, by identyczną rzeźnię urządzać.)
Życie i przyroda oznaczają raczej dostosowanie, witalność a smierc to tylko oczywistość i pewnik.
/.../.
Śmierć coś/kogoś tworzy?
Przecież to oczywiste że nie.
Zauważ jednak, że śmierć odsiewa jednych wcześniej (i to jest nieludzkość sita ewolucji), a większość (poza wspomnianym już wyjątkiem) pozostałych i tak później dopada. Nie powiesz, że nie ma w tym systemie okrucieństwa (i to znacznie starszego, niż Darwin z teorią, czy raczej odkryciami, jego).