O proszę co tu się wyprawia! Warto było zajrzeć po latach. Bo, wstyd przyznać, jestem nieuleczalnym fanem StarWars, ale to głównie przez sętymęt.
Ja nie mam problemu z sequelami (tj. ep 7,8 i 9). Po prostu, nie uważam tego za kanon. Dla mnie to nie istnieje. Stare epizody (sw, imperium, jedi) widziałem po kilkadziesiąt razy, prequele obejrzałem może z 10 razy. Ale Force Awakens widziałem raz (w kinie), TLJ widziałem raz (też jeszcze w kinie), a RoS obejrzałem nawet niecały raz, bo już nie chciało mi się iść do kina, jeno dorwałem jakiegoś pirata ze Sri-Lanki i obejrzałem w necie, przewijając bo nie dało się tej chały znieść. Uważam, że Disney powinien uprzejmie wyrzucić to ścierwo z kanonu.
Nie znaczy to, iż wszystko co zrobiono po odejściu G. Lucasa uważam za szmirę, bo nie. Bardzo lubię Clone Wars (który w części powstawał przed Disneyem, w części po), przepadam też za SW Rebels. Bad Batch jest OK. Mandalorian własciwie dopiero co oglądam, i uważam że jest bardzo w porządku.
Jest taka fanowska teoria, że Disney chce pozbyć się sequeli przez zrobienie wszechświata równoległego. By to zrozumieć, trzeba obejrzeć Rebels, nie wiem czy Q widział czy nie, bo wspomina o tym ale niewiele. (Ale to taki beznadziejny maniak, że raczej widział:) ). Więc tam w Rebels jest taka koncepcja "world between worlds" czyli miejsce poza czasem i przestrzenią, "sponsorowane" przez moc. Z fizyką to nie ma nic wspólnego i jest oczywiście wyciągnięte wprost z tyłka, jak całe SW, ale tego się nie oglada z tej samej motywacji, co czytając Lema...
No i owo miejsce między światami pozwala na podróże w czasie i tworzenie wszechświatów równoległych. Z nowo zapowiedzianych seriali, "Ahsoka" ma mieć z tym najwięcej wspólnego (logo serii nawiązuje do estetyki owego "Place between worlds", prawdopodobnie nie przez przypadek). W ten sposób można spokojnie wtedy poukładać Thrawna, wykopując z pamięci wspomnienia sequeli, na zawsze...