Polski > Hyde Park

no nie mogę...

<< < (280/331) > >>

maziek:
Tytuł z prasy (cyfrowej): Duda: Po trzech dawkach nie odczułem, żeby jakakolwiek choroba mnie dotknęła

Cóż, do rozmaitych wad wytykanych (słusznie i niesłusznie) przewodniczącemu naszego państwochodu należy dodać i tę, że słabą ma chłopina głowę, skoro już 3 dawki go znieczulają... I tym razem to niestety pewnik, gdyż sam brezydent tak powiedział ustami.

maziek:
"No nie mogę" jest dla rzeczy śmiesznych więc przeniosłem resztę do "politycznej rzeźby". Choć ze względu na słownictwo i emanujące nastawienie ojca założyciela tego przeniesionego podwątku należałoby to przenieść czy raczej spuścić do politycznego ścieku.

Q:
No to wracając do tematu:

maziek:
Dron ratunkowy TOPR, który w ostatni weekend niósł pomoc turystom na Kopie Kondrackiej, zaginął w akcji. Ratownicy wyruszyli na jego poszukiwania.

maziek:
Apropos pędzenia szpirytusu z wiadomo czego - nie czytałem tej książki, ale sobie ją kupię. Nawiasem mówiąc ten autor nie miał tyle szczęścia co ów wspomniany wcześniej grażdanin Biednyj i Breżniew go pozbawił obywatelstwa radzieckiego. Co prawda z drugiej strony można powiedzieć, że miał więcej szczęścia, bo w latach 30-tych XX w. obywatelstwa by go nie pozbawili, tylko łeb ucięli. Mały cytacik:



Za momencik minie 40. rocznica od wydania (w PRL, w podziemiu) powieści Władimira Wojnowicza „Życie i niezwykłe przygody żołnierza Iwana Czonkina".

Dzięki Czonkinowi możemy podglądać bandę nieposkromionych idiotów, od czynowników po kołchozowych przodowników pracy i oficerów krasnej armii.
Primus inter pares to Kuźma Gładyszew, hodowca roślin, innowator i wynalazca. Idąc szlakiem Miczurina i Łysenki, stworzył nic niewartą hybrydę pomidora z kartoflem, którą nazwał „Droga do socjalizmu", otrzymał list od profesora Akademii Nauk Rolniczych ZSRR niedwuznacznie sugerujący, iż jest matołkiem, oraz był bohaterem artykułu o „naukowej twórczości mas".

Największą pasją Kuźmy Gładyszewa było – excusez-moi– łajno. Cały dom zastawił dzbankami, puszkami, garnuszkami wypełnionymi gównem zmieszanym a to z tym, a to z owym. Łajnem prześmiardły mu nawet jabłka w piwnicy. Podczas biesiady objaśniał Czonkina: „Przyzwyczailiśmy się odnosić do łajna z takim obrzydzeniem, jakby było w nim coś złego. A przecież, jeśli się bliżej nad tym zastanowić, jest to może najcenniejsza na ziemi substancja, ponieważ całe nasze życie z łajna się wywodzi i do łajna znowu odchodzi (...). Żeby mieć dobre plony, trzeba ziemię nawieźć łajnem. Z łajna wyrastają trawy, zboża, jarzyny, które jemy i my, i zwierzęta. Zwierzęta dają nam mleko, mięso, wełnę i tak dalej. My zużywamy to wszystko i przekształcamy znowu w łajno. Tak właśnie tworzy się, by tak rzec, kołowrót łajna w przyrodzie. I, powiedzmy, dlaczego mamy używać tego łajna w postaci mięsa, mleka czy choćby na ten przykład chleba, czyli w postaci przetworzonej? Powstaje uzasadnione pytanie: czy nie lepiej, odrzuciwszy uprzedzenia i fałszywe obrzydzenie, używać je w czystej postaci, jako wspaniałą witaminę?".


A potem obaj wypili. „Iwan wlał w gardło zawartość swej szklanki i omal nie zwalił się z krzesła. (…) Nic przed sobą nie widząc, dziobnął na oślep widelcem w patelnię, oderwał kawałek jajecznicy i pomagając sobie drugą ręką, wepchnął go w usta, parząc się, połknął i dopiero wtedy wypuścił rozpierające mu płuca powietrze". Gładyszew wnet przyznał, iż bimber wypędził z łajna: „Recepta, mój kochany, jest bardzo prosta. Na kilo łajna bierzesz kilo cukru... Czonkin, przewracając stołek, rzucił się do wyjścia… Wymiotował tak, jakby go miało wywrócić na drugą stronę".

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej