Oczywiście, że niesprawdzalne w tym sensie, że nikt nie przeprowadzi randomizowanej próby. Jednak skoro mimo stosowania zabezpieczeń i odsuwania chorych i tak dochodzi do zarażenia całych oddziałów, to znaczy, że bez tych zabezpieczeń na zdrowy rozum tych zarażeń byłoby jeszcze więcej, nawet uwzględniając że miejscami te obostrzenia były dziurawe (typu separacja lekarzy pomiędzy wrażliwymi oddziałami, ale już nie pielęgniarek czy tym bardziej salowych). Wydaje mi się, że można taką tezę postawić, że bez zabezpieczeń, bez wyłączania zapowietrzonych oddziałów, na których wirus się pojawił - przypadków covid byłoby w szpitalach dużo więcej, a postawiłbym tezę, że szpitale byłyby całkowicie opanowane przez wirusa i stanowiły klasyczne ogniska pandemii, w dodatku zarażające z jednej strony tych, którzy mogą z nią walczyć, a z drugiej tych, którym i tak brakuje pół ćwierci do śmierci. To by było wg mnie skrajnie nieodpowiedzialne. Pomijam tu aspekty prawne, to znaczy np. roszczenia osób zarażonych covidem w szpitalu. Poza tym po pierwsze nie szkodzić - a nie, że po pierwsze leczyć. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś mógł podjąć taką decyzję, aby nie chronić szpitali przed zakażeniem, w tym poprzez ich wyłączanie w celu uniemożliwiania dalszych zakażeń.