Nie wiem. Pewnie nikt nie wie. Sądze, że nawet zakładając, że byli w stanie poruszać się, to było wiele przeszkód na ich drodze - niewątpliwie oszołomienie, najprawdopodobniej fizyczna kontuzja na skutek fali uderzeniowej, dehermetyzacja kabiny, poza tym byli przecież przypięci pasami. Kabina spadała jakoś tam i być może działało na nich spore przyśpieszenie od ruchów obrotowych (wciskało ich w fotele lub wisieli na pasach) Niezależnie od tych sił odśrodkowych znajdowali się w stanie quasi-nieważkości, jako że spadali swobodnie. Może konstrukcja w chwili wybuchu uległa takiej deformacji, że nie można było otworzyć wyłazu ewakuacyjnego (choć zdaje się, aczkolwiek zastrzegam, że słabo kojarzę, że wszyscy byli na swoich miejscach). Żeby dotrzeć do wyłazu musieliby odpiąć się, zejść o pokład niżej do modułu mieszkalnego, tam nałozyć zestawy ratunkowe (czyli spadochrony)... Sądzę, że obecnie efekty szczegółowego dochodzenia można znaleźć w sieci.
Zapamiętałem jeszcze taki szczegół, ze poszukując resztek Columbii znaleziono zakręcony metalowy pojemnik (wielkości słoja Wecka) w którym znajdowały się jakieś dżdżownice do eksperymentów na orbicie - i te robaki przeżyły...