Autor Wątek: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia  (Przeczytany 1309924 razy)

lilijna

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 312
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1605 dnia: Września 07, 2008, 08:38:34 pm »
Q: to wszystko to subiektywne odczucia, ale co masz do zarzucenia książce? Nie wiem poza tym czy, i jeśli tak, w jakim stopniu można porównywać ze sobą słowo pisane i obraz. Każde rządzi się własnymi prawami. Chyba, że pod względem przekazywanych treści. Zresztą w tym przypadku książka była w nią znacznie bogatsza, film zostawiał dużo, już wyżej wspomnianych, niedopowiedzeń, które można było wypełnić wedle uznania, i są tacy którzy taką opcję uznają za bardziej interesującą. Dla mnie jednak obie wersje "Odysei..." składają się na zazębiającą się całość. I jakoś trudno mi mówić o jednej nie wspominając drugiej.

A poza tym, zwracacie uwagę na takie rzeczy? W pierwszej scenie ze statku widać biegającego po pokładzie Bovmana (Poole’a?, mniejsza o to), który na zmianę, przy każdym kolejnym ujęciu biegnie w przeciwnym kierunku niż poprzednio. Widać to po kolejności w jakiej mija sarkofagi z zahibernowanymi ludźmi i dwa puste łóżka. A może tak miało być, tylko reżyser nie pokazał zwrotów, ale w głowie raczej nie mogło mu się zakręcić...

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1606 dnia: Września 07, 2008, 09:09:06 pm »
Co mogę zarzucić książkowej "Odysei..."? Chyba tylko to, że (jak jakieś 90% SF zresztą) nie jest arcydziełem od strony stricte literackiej (natomiast od strony merytorycznej, naukowej należy do ścisłej czołówki).

(Rozwijać tematu nie chcę, bo Clarke należy do moich ulubionych autorów.)
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

lilijna

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 312
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1607 dnia: Września 13, 2008, 11:30:13 pm »
Biblioteka filmowa, ciąg dalszy.

Widziałam niedawno "Blade Runnera" Ridleya Scotta (nie czytałam wcześniej książki Dicka), nie będę się za bardzo rozwodzić na jego temat, zostało mu już tutaj odśpiewanych wystarczająco dużo pieśni pochwalnych, moja znacząco by się od nich nie różniła, więc po co się powtarzać?  Krótko: przeludnione, mroczne Los Angeles, spojrzenie Rachel zza papierosowego dymu, muzyka, do tego realizm przedstawionej wizji, to wszystko składa się na specyficzny klimat obrazu świata przyszłości, który, mimo że nie jest idealny, tak bardzo wgryza się w świadomość, że po oderwaniu wzroku od ekranu dziwi nasza obecność tu, nie tam. To jeden z moich ulubionych fragmentów. Nie znam wielu takich filmów.



Obejrzałam też "Chariots of Fire" Hudsona, akcja filmu, w przeciwieństwie do powyższego toczy się w przeszłości i jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami; przedstawia historię dwóch biegaczy przygotowujących się do olimpiady. Jedna rzecz łączy oba filmy: muzyka Vangelisa (tutaj między innymi Oscar właśnie za muzykę). Bieg wydarzeń jest dość spokojny, jednak nie pozbawiony emocji związanych z rywalizacją sportową.

Główne przesłanie filmu (bez zdradzania fabuły): trenuje się po to żeby wygrywać, ale wygrana nie stoi na pierwszym miejscu i nie chodzi o to aby dążyć do jej osiągnięcia za wszelką cenę, należy przede wszystkim żyć w zgodzie z własnym sumieniem i przekonaniami, nawet jeśli przychodzi przez to zrezygnować z tego na co się ciężko, przy mnóstwie wyrzeczeń pracowało. Piękne.

Do tego można porównać jak bardzo zmienił się od tamtych czasów charakter owej sportowej rywalizacji i ona sama jako taka. Tam problemem był profesjonalny trener (przy preferowaniu amatorszczyzny), dzisiaj to głównie doping. Ciekawym jest też to, że biegacze przed startem, każdy sobie, przy pomocy specjalnej łopatki, wykopywali podpory dla stóp, dzisiaj są bloki startowe... Wtedy, przynajmniej odniosłam takie wrażenie oglądając film, sport był pojęciem o wiele czystszym, ludzie uprawiali go dla samych siebie i dla własnej satysfakcji, obecnie żeby móc zobaczyć go w takiej postaci trzeba przebić się przez grubą powłokę, na którą składają się: sława, pieniądze, reklama, afery, szum medialny i mnóstwo niepotrzebnego gadania. Podsumowując: film zdecydowanie warty obejrzenia, pouczający, ciekawa fabuła (życie pisze dobre scenariusze). Jednak nie należy do tych, które przy napisach końcowych zostawiają widza w niepewności i sprawiają, że ma on ochotę obejrzeć go jeszcze raz, ale mimo to jest się nad czym zastanowić. W każdym bądź razie polecam.

Dobranoc ;).

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1608 dnia: Września 14, 2008, 10:10:39 am »
Główne przesłanie filmu (bez zdradzania fabuły): trenuje się po to żeby wygrywać, ale wygrana nie stoi na pierwszym miejscu i nie chodzi o to aby dążyć do jej osiągnięcia za wszelką cenę, należy przede wszystkim żyć w zgodzie z własnym sumieniem i przekonaniami, nawet jeśli przychodzi przez to zrezygnować z tego na co się ciężko, przy mnóstwie wyrzeczeń pracowało. Piękne.
Ale czy choć odrobinę prawdziwe w sporcie, zaczynając od Olimpii, a na ostatniej olimpiadzie kończąc...
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

lilijna

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 312
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1609 dnia: Września 14, 2008, 01:56:40 pm »
Ale czy choć odrobinę prawdziwe w sporcie, zaczynając od Olimpii, a na ostatniej olimpiadzie kończąc...

Prawdziwe, skoro film został oparty na faktach... Może nie powszechne, ale jednak prawdziwe... Nie wziął udziału w biegu bo ten wypadł w niedzielę, a jako człowiek głęboko wierzący uważał, że Dzień Pański powinno się poświęcić Bogu, gdyby pobiegł obraziłby Go.

Dopiero teraz przeczytałam dokładnie tytuł wątku, oczywiście nie jest to film SF ;).

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1610 dnia: Września 14, 2008, 02:25:16 pm »
Biblioteka filmowa, ciąg dalszy.

Widziałam niedawno "Blade Runnera" Ridleya Scotta

Czyli to co najlepsze z kina SF już obejrzałaś, teraz będzie tylko gorzej ;). Choć jeszcze Tarkowskiego wypada poznać, mimo, że (w przeciwieństwie do Terma np.) mam mu za złe "poprawianie" dzieł, które poprawek nie wymagały. No i Gilliama*... Camerona**...

ps. a jak już poza kino SF wykroczyliśmy: oglądam sobie ostatnio z przyjemnością powtórki tego "Rzymu", nic wielkiego ale b. sprawnie zrobione...


* Nie uważam większości jego filmów za aż takie arcydzieła jak niektórzy (i wolę jego twórczość nie-SF), ale facet przynajmniej jest poszukującym artystą, nie kolejnym hollywoodzkim chałturnikiem

** Może to i tylko b. sprawny rzemieślnik, ale daj nam Pónbóczku samych takich rzemieślników w kinie SF
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Evangelos

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 639
  • Mistyk! Wierzy, ze istnieje.
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1611 dnia: Września 14, 2008, 03:30:02 pm »
Biblioteka filmowa, ciąg dalszy.

Widziałam niedawno "Blade Runnera" Ridleya Scotta (nie czytałam wcześniej książki Dicka),

Obejrzałam też "Chariots of Fire" Hudsona, akcja filmu, w przeciwieństwie do powyższego toczy się w przeszłości i jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami; przedstawia historię dwóch biegaczy przygotowujących się do olimpiady. Jedna rzecz łączy oba filmy: muzyka Vangelisa (tutaj między innymi Oscar właśnie za muzykę).
Dobranoc ;).


Obejrzenie Blade Runnera potraktowalbym jako moment przelomowy w obcowaniu z filmem Science Fiction. Lepszego chyba nie ma. Oczywiscie ogladaj co jakis czas, gdy poczujesz nastroj, ze powinnas, za kazdym razem dostrzega sie nowe subtelnosci i akcenty. Za to ksiazka nie podobala mi sie, uwazam, ze jest slaba, nieciekawa i do filmu zupelnie sie nie umywa. Nigdy nie bylem wielkim fanem Dicka i jego wizji, moze dlatego. Przebrnalem przez nia z umilowania dla filmu jedynie.
A muzyke uwazam za duzo lepsza, niz sciezke dzwiekowa do Rydwanow ognia. Z czystego maniactwa i holdu dla kompozytora pozwole sobie jeszcze tylko na ciekawostke. Otoz poczatkowy temat, ktory wszyscy znaja, na samym poczatku realizacji filmu byl inny i rezyser chcial wykorzystac jeden z utworow Vangelisa z plyty "Opera Sauvage" (plyta fenomenalna, bardzo polecam, zmyslowa i nastrojowa do granic mozliwosci) pt. "L'enfant". Trzeba przyznac, ze jak sie widzi ich biegnacych po plazy, to swietnie pasuje, rezyser nie wyobrazal sobie nic lepszego (sprobuj sobie, Lilijno, wyobrazic te scene: http://pl.youtube.com/watch?v=HpU10C4h-tI). Ale Vangelis stwierdzil, ze jednak sprobuje i jak sie nie spodoba nowa muzyka, to mozna zawsze zostac przy starej. No i dzieki temu mamy kolejne dzielo :-)
Aaa, ksiazka nie tworzy dysonansu takiego, jak zestawienie dziela Scotta z dickowskim pierwowzorem. Bardzo natychajaca lektura :)

lilijna

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 312
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1612 dnia: Września 14, 2008, 04:12:44 pm »
Trzeba przyznac, ze jak sie widzi ich biegnacych po plazy, to swietnie pasuje, rezyser nie wyobrazal sobie nic lepszego (sprobuj sobie, Lilijno, wyobrazic te scene: http://pl.youtube.com/watch?v=HpU10C4h-tI). Ale Vangelis stwierdzil, ze jednak sprobuje i jak sie nie spodoba nowa muzyka, to mozna zawsze zostac przy starej. No i dzieki temu mamy kolejne dzielo :-)

Całkiem do wyobrażenia. Tutaj też jest dynamizm i emocje, ale w ostatecznej wersji są znacznie dobitniejsze. Chyba jednak dodrze się stało.

Kiedyś napisałeś, że przez Q założyłeś w palmtopie plik i zbierasz pozycje warte przeczytania. Ja obok, pewnie bliźniaczego, z książkami zakładam teraz plik z pozycjami wartymi wysłuchania ;).

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1613 dnia: Września 14, 2008, 04:20:40 pm »
Za to ksiazka nie podobala mi sie, uwazam, ze jest slaba, nieciekawa i do filmu zupelnie sie nie umywa.

Nie doceniasz jej stanowczo. Np ta genialna wstępna scena (dziwne, że nie znalazła się w filmie, rozumiem, że - zgodnie z hollywoodzkimi kanonami - Deckard miał pozostać wolny, ale można było przecie zmienić bez problemu żonę na epizodyczną kochankę bohatera). Zacytujmy jej streszczenie z "FiF":

Doskonała i zabawna zarazem jest pierwsza scena powieści — kłótnia pary małżeńskiej, szczególna z tego powodu, że każde z małżonków ma mózg podłączony do „aparatu Penfielda”, modulującego nastawienie emocjonalne podług „nakręconego” (jak wybierakiem telefonicznym) programu. Można się więc tak zaprogramować, by się czuło „chęć czynu”, wesołość, gniew czy erotyczną namiętność. Pragnąc udobruchać żonę, bohater (detektyw) powiada:

"— Nakręć 888 — chęć oglądania telewizji, bez względu na to, jaki program idzie!
— Nie chce mi się niczego nakręcić—powiedziała Iran.
— To nakręć 31 — powiedział.
— Nie mogę nakręcić programu, który pobudzi mnie do tego, że będzie mi się chciało nakręcać! Ja nie chce nakręcać, a tego najbardziej nie chcę nakręcić, bo wtedy będę już chciała nakręcać, a chęć nakręcania jest mi teraz najbardziej obrzydła ze wszystkiego, co mogę sobie wyobrazić — ja chcę tu siedzieć tak na łóżku i patrzeć w podłogę!!"

Kłótnia narasta: małżonkowie nie tyle przy tym korzystają od razu ze swych „penfieldów”, ile nawzajem grożą sobie, że włączą — każde ze swej strony — program najagresywniejszych, najbardziej nienawistnych uczuć, i ta słowna licytacja czy eskalacja, z palcem przyłożonym do tarczki aparatu — niczym z bronią wycelowaną w partnera, kończy się dopiero dzięki zgodzie, nastającej po obopólnym nastrojeniu „penfieldów” na wielki szał erotyczny. Bardzo to jest zabawne, ale cóż z tego, kiedy scena owa jest w całej powieści jedyna, i sprawa samoprograraowania uczuć oraz nastawień motywacyjno—wolicjonalnych więcej się już w niej nie pojawia.


A ten dramatyczny wątek, który zaczyna się tak:

Zamyślony Phil Resch sterował zupełnie odruchowo. Coraz bardziej pochłaniały go ponure domysły.
— Posłuchaj, Deckard — odezwał się nagle. — Kiedy już usuniemy Lubę Luft... Chcę, żeby pan... — Jego stłumiony, udręczony głos załamał się. — Wie pan. Niech pan przeprowadzi ze mną test Bonelego albo swój empatyczny. Żeby mnie sprawdzić.
— Potem będziemy się tym martwić — odparł wymijająco Rick.
— Nie chce pan, żebym się poddawał testom, prawda? — Phil Resch spojrzał na niego z nagłym zrozumieniem. — Przypuszczam, że pan wie, jakie będą wyniki. Garland musiał coś panu powiedzieć. Podać jakieś informacje, których nie znam.
— Nawet nam obu trudno będzie uporać się z Lubą Luft — rzekł Rick. — W każdym razie ja sam nie dam sobie z nią rady. Lepiej skupmy się chwilowo na tym.
— To nie tylko struktury fałszywej pamięci — powiedział Phil Resch. — Mam zwierzę. Nie pseudozwierzę, ale prawdziwe. Wiewiórkę. Kocham ją, Deckard. Każdego cholernego ranka karmię ją i zmieniam jej papier — wie pan, czyszczę klatkę, a potem kiedy wracam wieczorem z pracy, wypuszczam ją i wtedy biega po całym mieszkaniu. Ma w klatce koło. Czy widział pan, jak wiewiórka biega w kole? Biegnie, koło się obraca, ale wiewiórka pozostaje wciąż w jednym miejscu. Ale Buffy chyba to lubi.
— Myślę, że wiewiórki nie są zbyt bystre — stwierdził Rick.
Lecieli dalej w milczeniu.


cdn.
« Ostatnia zmiana: Września 14, 2008, 05:01:04 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1614 dnia: Września 14, 2008, 04:25:57 pm »
potem przechodzi dramatyczny zwrot:

Rick podszedł do Rescha, który stał na uboczu łapczywie zaciągając się dymem małego, szarego cygara.
— Mam nadzieję, że test wykaże, iż jesteś androidem — powiedział.
— Naprawdę mnie nienawidzisz — odparł ze zdziwieniem Resch. — Tak nagle i niespodziewanie. A przecież nie nienawidziłeś mnie wtedy na Mission Street. Kiedy uratowałem ci życie.
— Zaobserwowałem metodę twojego działania. Sposób, w jaki zabiłeś Garlanda, a potem Lubę. Nie robisz tego tak jak ja, nie próbujesz... Do diabła — rzucił. — Wiem, co to takiego. Lubisz zabijać. Potrzebujesz tylko jakiegoś pretekstu. Gdybyś go miał, zabiłbyś i mnie. Dlatego właśnie zaakceptowałeś możliwość, że Garland jest androidem — dzięki temu mogłeś go zlikwidować. Zastanawiam się, co zrobisz, kiedy nie przejdziesz testu Bonelego? Zabijesz sam siebie? Czasem androidy tak postępują. — Ale to było rzadkie przypadki.
— Tak, sam to załatwię — stwierdził Resch. — Będziesz musiał tylko przeprowadzić test, nic poza tym.
Przyjechał wóz patrolowy, z którego wyskoczyło dwóch policjantów. Zobaczyli tłum ludzi i natychmiast utorowali sobie drogę. Jeden z nich poznał Deckarda i skinął mu głową. A więc możemy już jechać, uświadomił sobie Rick. Zakończyliśmy sprawy w tym miejscu. Ostatecznie.
Gdy szli we dwójkę w stronę gmachu opery, na której dachu stał zaparkowany hover,
Resch powiedział:
— Oddam ci teraz mój blaster. Nie musisz się więc martwić moją reakcją na test. I o swoje bezpieczeństwo.
— Jak się bez niego zabijesz? — spytał Rick. — Jeżeli nie przejdziesz testu.
— Wstrzymam oddech.
— Rany gorzkie — westchnął Rick. — To niemożliwe.
— Androidy nie mają odruchowego odłączenia nerwu błędnika — wyjaśnił Resch. — W przeciwieństwie do ludzi. Czy cię nie uczono w czasie szkolenia? Ja przerabiałem to wiele lat temu.
— Ale umrzeć w taki sposób... — zaprotestował Rick.
— Przecież to bezbolesne. O co ci chodzi?
— To... — Rick zrobił nieokreślony gest. Nie mógł znaleźć słów.


A kończy się stwierdzeniem człowieczeństwa Rescha.

Czy to są sceny ze słabej powieści?

Nigdy nie bylem wielkim fanem Dicka i jego wizji

Ja też, bo zawsze wolałem SF bardziej hard, ale przecie Dick i tak jednym z najlepszych autorów SF jest. I jak na twórcę nie troszczącego się o naukowo-futurologiczną ścisłość swoich wizji zadziwiająco dużo przewidział.
« Ostatnia zmiana: Września 14, 2008, 04:59:24 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1615 dnia: Września 14, 2008, 05:01:40 pm »
Ja obok, pewnie bliźniaczego, z książkami zakładam teraz plik z pozycjami wartymi wysłuchania ;).

Ale to już nie moja zasługa tylko Evangelosa pewnie ;).

BTW: a jak Twoja lista pozycji wartych obejrzenia? (Czyli: co jeszcze z klasyki SF już znasz, a co dopiero planujesz obejrzeć?)
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1616 dnia: Września 14, 2008, 05:21:32 pm »
Prawdziwe, skoro film został oparty na faktach...
Może to ja już jestem całkiem zepsuty...
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

lilijna

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 312
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1617 dnia: Września 14, 2008, 05:47:07 pm »
Q: jeśli chodzi o SF, mam w planach, może nie najbliższych, ale jednak:

"Mechaniczną Pomarańczę" (Kubrick) – na temat tego filmu słyszałam bardzo skrajne opinie, z przewagą tych na nie, ale nie przekonam się jeśli nie zobaczę

"Solaris" (Tarkowski) – wspomniałeś zresztą tego reżysera powyżej, wnioskuję z tego, że warto

ps. Przekonywaniem Evangelosa do Dicka, chociaż temat ciekawy, robisz OT. Może by założyć osobny wątek…

Maziek: o zepsuciu świadczy zupełne rozprężenie i nie zauważanie go u innych, a Ty nie dość, że widzisz je wokoło jeszcze się go dopatrujesz w sobie, więc bądź spokojny, jest dobrze  ;)

Evangelos

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 639
  • Mistyk! Wierzy, ze istnieje.
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1618 dnia: Września 14, 2008, 05:47:22 pm »
Masz racje Q, w swojej subiektywnosci powinienem byc bardziej obiektywny i skupic sie nie tylko na wlasnych odczuciach. "Slaba" to nie jest odpowiednie slowo, po prostu ksiazka do mnie nie przemawia.

Evangelos

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 639
  • Mistyk! Wierzy, ze istnieje.
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1619 dnia: Września 14, 2008, 05:50:51 pm »
"Mechaniczną Pomarańczę" (Kubrick) – na temat tego filmu słyszałam bardzo skrajne opinie, z przewagą tych na nie, ale nie przekonam się jeśli nie zobaczę
Obejrzyj koniecznie. Ciekaw jestem Twojej opinii
"Solaris" (Tarkowski) – wspomniałeś zresztą tego reżysera powyżej, wnioskuję z tego, że warto
A Mistrz, jak to Mistrz, nawyzywal go od durakow i zdecydowanie mu sie nie podobalo :):)

O Dicku bardzo chetnie poslucham.