Autor Wątek: Ticha podróż z Haliną i Lucyną do krainy szczęścia i z powrotem. (Kongres fut)  (Przeczytany 20753 razy)

SemTex

  • YaBB Newbies
  • **
  • Wiadomości: 2
    • Zobacz profil
Ijon Tichy to bohater opowiadań Lema – z zawodu kosmonauta. W minipowieści „Kongres futurologiczny”, wydanej w 1970 zmierzył się z nowym wyzwaniem, czysto ziemskim. Jednak udział w tytułowym kongresie okazał się zadaniem niemniej fascynującym i niebezpiecznym, niż niejedna z jego przygód kosmicznych. Historia ta dzieli się na dwie części.
         Pierwsza „realistyczna”, dziejąca się w bliższej przyszłości, to obrady naukowców próbujących rozwikłać problemy związane z eksplozją demograficzną. Rzecz dzieje się w jednym z latynoamerykańskich kraików, dodajmy fikcyjnych, lecz nie za bardzo –Costarikanie. W luksusowym hotelu Hilton, zanurzonym w morzu biedoty. Świat w innym świecie, coś jak dzisiejsze kurorty, dajmy na to w Egipcie. Skromny kosmonauta zanurza się w oceanie blichtru, „dziwaków” i innych rozpasańców, typowych dla zamożnej społeczności doby konsumpcjoniozmu. Opis typów ludzkich, którego autor dokonał z użyciem pełnego arsenału swego dowcipu, w latach 70-tych rozbawiał, ale i szokował. Zwłaszcza Polaków wychodzących ledwie z gomułkowskiej siermiężności.
Dziś świadomość istnienia takich „egzemplarzy”, to normalka.
      Aleć zawsze bawi, co jest zasługą specyficznego poczucia czarnego humoru Lema. Właściwie, co kawałek krztuszę się ze śmiechu, choć czytam tę opowieść bodaj piąty raz. Cóż, że niektóre historie okazały się rzeczywistością. Autor znany jest wszakże z umiejętności prognozowania. Ale akurat zamach na papieża?!  Zostawmy to.
        Momentem zwrotnym, snującej się z początku jak bohater po czeluściach hotelu historii, jest wybuch zamieszek onej badanej, biednej nadwyżki ludności (coś jak w Egipcie). I użyta przeciwko tej masie broń. Broń nad wyraz skuteczna, bo chemiczna.
       W tym momencie dochodzimy do prawdziwego, ukrytego bohatera historii. Jest nim chemia, właściwie psychochemia i jej użycie do kierowania działaniami ludzi. Jako broń, nad wyraz humanitarna, bo rozwesela, roztkliwia, nie pozwala czynić zła, jak owe BEMBy, bomby miłości bliźniego.
      Pisałem już, że talenty słowotwórcze Lema kwitną w tej powieści, jak stokrotki na wiosennej łące? Opisy policji z płaczem bratającej się z tłumem, zmagania bohatera z nagłym przypływem uczuć do wszystkiego, co żywe i nieżywe, np. nogi stołowej, wyciskają łzy śmiechu. Ale też zmuszają do myślenia, jak rozróżnić, co jest naturalnym wyrazem uczuć, co sterowanym przez „nieznanych sprawców” – efektem Haliny.
         Ten wątek zostanie rozwinięty w drugiej części, w której oddziaływanie chemiczne na obywateli zamieni się w rodzaj psychochemokracji. Ta fantazja, pisana w końcu lat 60-tych, dziś zyskuje mocne potwierdzenie w nauce, wskazującej na chemiczne podłoże zachowań ludzkich. Wystarczy sporządzić odpowiedni zestaw i dyskretnie, a masowo podać go ludziom. Taka, lepsza forma obecnej mediomasokracji. Lepsza, gdyż delikwenci nawet nie zdają sobie sprawy z manipulacji i cieszą się błogim szczęściem. Ale czy można złudą zastąpić rzeczywistość? Można, byle unikać zbyt dociekliwych. Niestety kosmonauta Tichy, dociekliwość miał w genach.
           Cześć druga to jazda z Haliną i jej siostrą Lucyną w przyszłość. Nieodległą. Nowy wspaniały świat, w którym budzi się bohater, jest tak inny, że autor chyba nieprzypadkowo określa jego koordynaty. Lato- jesień 2039 roku. Tu dygresja. Wyrażę nieśmiałe przypuszczenie, iż opisując rodzaj szoku, jakiego doznaje się w takiej sytuacji, pisarz skorzystał z własnych doświadczeń życiowych. Sto lat wcześniej, w zupełnie innych okolicznościach, osobiście przeżył taką nagłą zmianę, tyle że a rebours. Ostatnia data pamiętnika z nowego lepszego świata, jakże znamienna 5-10-2039.
Koniec dygresji.
         W części tej, sen miesza się z jawą i nie wiadomo, czy bohater powrócił do rzeczywistości, czy tylko śniąc, śni kolejny sen. Coraz gorszy.
       Przyszłość wykreowana przez Lema wydaje się być świetlana. Wszyscy maja wszystko. Tylko nie wiedzieć czemu, dostają zadyszki. To drobne pęknięcie w postrzeganej rzeczywistości, zmusi bohatera do bohaterskich działań, które odkryją przed nim szkielet idealnego świata. Ale zanim to nastąpi przeżyjemy wspaniałą podróż wyobraźni, opartą na tak lubianych przez Lema zabawach słowotwórczych. Każe on Tichemu poznawać świat przyszłości poprzez leksykon językowy. A sprawa to niełatwa, gdyż słowa także uległy daleko idącym zmianom. Te, znajomo brzmiące, nabrały niespodziewanych znaczeń. Inne są zupełnie „od czapy”, czy jak kto woli „z kapelusza wzięte”. I mógłbym jeszcze długo snuć dociekana dzielnego kosmonauty, ale zauważyłem, że jakiś złośliwy skrzat założył hamulce objętościowe, więc ląduję.
         Dodam tylko, że prawda zostanie ujawniona. Po zdjęciu blokad percepcji, Tichy ujrzy rudymenty świata. Z pomocą mądrego profesora Tarantogi dokona nawet jego racjonalizacji, co zapętli historię do punktu wyjścia ,tzn. problemu, jak uszczęśliwić ludzi w sytuacji, gdy jest ich dużo za dużo, zwłaszcza w kontekście niewystarczających zasobów. Wszystko szczęśliwie okaże się snem. Wizją, po której przebudzenie w kanale ściekowym z mokrym szczurem w butonierce, może wydać się całkiem miłe.
        Kończąc po raz drugi muszę dodać, że Wachowscy Brothers, ze swym Matrixem, zaciągnęli potężny, a niespłacony dług u pana Lema.
       Kończąc po raz trzeci, przepraszam za możliwe liczne błędy stylistyczne, gramatyczne i inne. Powyższe słowa piszę w przerwach, smażąc karkówkę z cebulką, której zapach właśnie kusi me zmysły. Tylko nie jestem już do końca pewien,czy to prawdziwa karkówka, a zapach smażonej cebulki nie z aerozolu.
Ta niepewność każe mi zacytować fragmint recenzowanej powiastki. Początek pamiętnika z świata przyszłści – przebudzenie:
*
Nic
*
Nic
*
Nic, ale to zupełnie nic.
*
Zdawało mi się, że coś, lecz gdzie tam. Nic.
*
Nie ma nic – mnie też nie.

SemTex

  • YaBB Newbies
  • **
  • Wiadomości: 2
    • Zobacz profil
Dziękuję jurorom za przychylne opinie.
Także za wyrozumiałość i przymkniecie oka na niedociągnięcia stylistyczne. Zauważyłem je, lecz nie byłem w stanie poprawić.
Tak to bywa, jak się pisze "z marszu" i jednocześnie pilnuje smażenia karkówki (z cebulką).
A ta, jak wiadomo, lubi się przypalić :)