Nex, kwestie jak to śledztwo powinno czy nie powinno być prowadzone w świetle prawa międzynarodowego itede nie są mi za dobrze znane, ponieważ się nimi specjalnie nie interesowałem, traktując rzecz na zasadzie "biorę co jest". O ile wiem, to chyba nie rozstrzygnięto do dziś jednoznacznie, czy to był lot cywilny, czy wojskowy itd. bo to wyszedł bardzo dziwny przypadek nie bardzo się poddający szufladkowaniu. To wynika zdaje się z przepisów kraju, w którym spadł samolot, a właśnie u Rosjan jest to jakoś nakićkane. Zaznaczam, nie traktuj tych uwag ostatecznie, bo jak mówię nie bardzo mnie to interesowało a więc i w głowie nie utkwiło. Jeszcze mniej wiem o możliwościach na podstawie jakich umów i jak można to badać - ale wiem jedno, to Rosjanie decydowali i nie sądzę, żeby można ich było zmusić do czegoś, czego by nie chcieli. Z drugiej strony uważam, że trudno mówić, aby - jeśli chodzi o pierwsze dni, kiedy rozpoznawano ofiary i badano płatowiec - w jakiś sposób utrudniali nam dostęp. To się nieco pogorszyło później, kiedy chodziło o wymianę dokumentów itp. Było dla mnie oczywiste od początku, że będą umniejszać swoje uchybienia a szukać dziury w całym po naszej stronie.
Takim umniejszaniem była przede wszystkim ocena pracy kontrolerów, którzy potwierdzali "na kursie, na ścieżce", co oczywiście było nieprawdą, widoczną nawet na tym lampowym złomie, jaki jeszcze funkcjonował na lotnisku. Oni także byli poddani presji przez swoich zwierzchników, tutaj też wyszła właśnie kwestia, że samolot był "niewiadomo jaki" - zgodnie z ich oceną nie mogli mu odmówić przyjęcia a zdawali sobie sprawę, że jak powiedzą, że nie jest na kursie i ścieżce, to będzie musiał odejść itd. Tak więc ograniczyli się do stwierdzenia, że nie ma warunków do lądowania - na co Protasiuk odpowiedział, że tylko spróbują itd. Zresztą lektura komunikacji z wieżą jest smutnym dokumentem, ilość niedomówień wynikająca z problemów językowych ale także mylenia stóp z metrami itd. - wszystko to powoduje, że jeżą się człowiekowi włosy na głowie. Samolot bardzo szybko stracił wysokość a następnie leciał tuż nad ziemią i wówczas kontrolerzy stracili go z radaru - właśnie przez te krzaki, które wycinano zaraz po tragedii. Oni wiedzieli, że w pewnym momencie go z tego powodu stracą, bo te krzaki rosły tam od dawna i oni się do tego przyzwyczaili, więc długie sekundy za późno się zorientowali, że jest źle. Ten fragment stenogramu też jest straszny, miotają się między niepewnością, bo już coś im nie pasuje a strachem przed namieszaniem. Wszystko to w kupie pasuje na opis podrzędnego lotniska dla samolotów rolniczych na którym usiłuje wylądować kukuruźnik a nie na przyjęcie samolotu z głową państwa. Z tym, że u nich to po prostu norma i mnie to nie zaskakuje. Oczywiście wiesz, że myśmy zrezygnowali z liderów, czyli rosyjskich pilotów znających to lotnisko, którzy w czasie lądowania mogli być w kokpicie i pomagać posadzić maszynę, kierując się doświadczeniem w lądowaniu na tym obiekcie a także prowadzić rozmowy z wieżą. A zrezygnowaliśmy, bo oni musieliby wcześniej przylecieć do Polski i trzeba było ich przenocować - a nie było komu za to zapłacić... spór kompetencyjny się wywiązał.
A do samego śledztwa... W sferze wniosków, to wydaje mi się, że mają rację w książce "Ostatni lot" w kwestiach "polskiej szkoły pilotażu Tupolewa". To raport "zamiótł pod dywan". W sferze ustaleń trudno jest mi to ocenić. Nic nie wiadomo, jakimi konkretnie metodami oni się posługiwali, odnośnie zbierania dowodów (ciała, szczątki itd.). W sferze dowodowej uważam, że bezwzględnie należy wykonać eksperyment ze skrzydłem i brzozą.
Czy mam wątpliwości? Nie, co do mechanizmu nie mam. Musiałyby wyjść jakieś nowe sprawy, ale dość trudno mi sobie to wyobrazić, bo za bardzo wszystko do siebie pasuje, żeby jakiś jeden szczegół mógł przekręcić to do góry nogami. Czy mógł to być zamach - tak, ale jedyny sposób jego przeprowadzenia przy tej sumie zebranych dowodów to sprawstwo kogoś z załogi, a konkretnie I pilota. Nikt z zewnątrz nie mógł podjąć decyzji o lądowaniu poniżej minimum warunków, spowodować nalot złym kursem, przestawiać wysokościomierz na niewłaściwe ciśnienie, ignorować TAWS, nie odejść na wysokości minimum dowódcy 100 m itd. itp. On mógł to zrobić, powiedzmy pod wpływem jakiegoś szantażu, nie wiem - oczywiście uważam taką tezę za absurdalną, ale inna o zamachu, pasująca do zebranej wiedzy nie przychodzi mi do głowy, chyba że wszystkie dowody są fałszywe albo Rosjanie mają aparaturę pozwalającą zdalnie z każdego zrobić zombi.