Czas na sezonowofinałowe recenzje okołobobowe. Zacznę - nietypowo - od celnego podsumowania niedawnej kinowej trylogii:
https://www.youtube.com/watch?v=XtArKawnWNIbo tylko dzięki świeżej pamięci o Sequelach da się ten serial odbierać choć trochę pozytywnie, albowiem w pierwszym sezonie zabrakło pomysłu na realizację pomysłu (sic!) - idea była dobra: Boba wraca do świata żywych, postanawia zostać
crime lordem z zasadami i - ponieważ wciąż liże się z ran (co powinien zachowywać w pilnie strzeżonej tajemnicy) - ma czas na retrospekcje. "Ojciec chrzestny" po starwarsowemu + wspomnienia z bogatego życiorysu łowcy nagród - co mogło pójść źle? Ano prawie wszystko... choć da się to sprowadzić do dwóch rzeczy... 1. Jak robi się serial o gangsterach to musi być - jak pisałem - choć chwilami drastycznie, to nie kółko różańcowe (pomijam, że i w takim kółku, jak niedawno ujawnione skandale pokazały, mogą dziać się
różne rzeczy). 2. Kiedy się kręci historię o postaci, która całą galaktykę obleciała, z możnymi tego świata przestawała, a teraz ma ambicje (
nie to, co Niemrawy 
) kierować jedną z największych organizacji przestępczych we wszechświecie przedstawionym, to jedną Tatooine i jakąś klatką wklejoną z EP II trudno się wykręcić; w retrospekcjach powinniśmy oglądać liczne, zróżnicowane, lokacje, dziesiątki planet, a jabbowych gangsterów powinno być setki, tysiące, jak nie miliony, miliardy, z czego na ekranie powinniśmy stale oglądać kilku-kilkunastu najwaźniejszych: cieszacych się z nowego szefa, lub przeciwnie, wykonujących rozkazy, knujących,
rozwalanych (choć z jeden-dwu jeszcze) za nielojalność
*; nie da się tego zrobić na niskobudżetowo, pokazując faceta łażącego po pustyni
**. Może serial CGI był lepszym wyjściem?
* O, tak się przejmuje podobne organizacje:
** To nie Din, który był na starcie
nikim, mimo całej swojej sprawności, pogromcą moffów (sztuk jeden, ale zawsze

) i nosicielem Darksabera stawał się na naszych oczach. To Dario wracający do miasta w wersji gwiezdnowojennej.
(Jasne dałoby się też nakręcić serial pt. "Kameralna przygoda Boby Fetta", gdzie ani budżet, ani zróżnicowane scenerie, ani tlum statystów nie byłyby potrzebne, a może i bez drastyczności by się - dzięki sprawnemu scenariuszowi - obyło, ale wtedy założenia powinny być zupełnie inne.)
Inna sprawa, że skoro "SW" podniosło się po "Holiday Specialu", "Droidach", "Ewokach", wczesnomarvelowskich cudach, a teraz zaczyna stawać na nogi po Sequelach, to i po tym się podniesie.