Nonszalancja albo i roztargnienie.
Zawsze marzyłem o tym żeby tak się zbuntować na tę modę i konwenanse, i wyjść do pracy w gumofilcach, podartych i połatanych drelichach, w powyciąganym wełnianym swetrze, nie ogolony z czapką z wielkim różowym pomponem.
Zresztą nawiasem mówiąc, kiedyś byłem bliski spełnienia tego marzenia. Parę lat temu, jak się zgubiłem w Tatrach, w jakiejś dolinie, a byłem sam, uciekając przed domniemanym niedźwiedziem, w nocy przez jakieś gęstwiny leśne, cały umazany w błocie z gałęziami w zębach, dojrzałem światełko. Uradowany odnalezieniem cywilizacji, wparowałem do środka w całej swej brudnej zabłoconej krasie robiąc wielkie ślady na podłodze, i ku mojemu zdziwieniu była to jakaś gwiazdkowa restauracja i właśnie odbywało się tak prestiżowe przyjęcie. Takie pod krawatem z kelnerami i damami, Poczułem się ja jakiś jaskiniowiec wśród ludzi. Trzeba było widzieć ich zaskoczenie.