Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 886 887 [888] 889 890 ... 1090
13306
DyLEMaty / Odp: Właśnie zobaczyłem...
« dnia: Czerwca 29, 2009, 10:42:12 pm »
Ależ proszę bardzo ANIEL-u. I dziękuję uprzejmie :-*
;)

13307
Hyde Park / Re: Czy mogę na coś się przydać?
« dnia: Czerwca 28, 2009, 01:09:27 am »
Witam, witam.

Pamiętam Pańskie felietony z "Małej Fantastyki" (bo to chyba Pańskie były?) np.  świszczurce i zegarku Kovala.

Pozdr.

13308
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Czerwca 26, 2009, 09:15:30 pm »
To zastanawiające, że z całej książki, tylko ta mało istotna, ale symboliczna scena startu z Bajkonuru, zapadła Ci w pamieci. To nie fikcja, a nasza rzeczywistość.

Chyba dlatego tak właśnie zapadła, że tak bardzo prawdę w niej czuć. Reszta była bardzo dobrą science fiction, ale nie miała tego ładunku emocjonalnego, tego weryzmu.

Na pocieszenie napiszę, że Clarke podczas swoich 90ch urodzin powtórzył po raz kolejny, że złota era kosmicza dopiero przed nami.

Cóż, tak sobie offtopnę że trochę mnie pokrzepiła linia fabularna najnowszej odsłony przywołanego przez olkę "mojego" serialu*. Krzykliwie pokazane losy młodego Jamesa Tyberiusza, zdały mi się metaforą losów naszej cywilizacji w ostatnich dziesięcioleciach, i miałem jej ochotę dedykować (skierowane do owego młodzieńca) słowa starego astrogatora Pike'a, które można streścić w ten oto sposób: "zamiast latać w Kosmos zszedłeś na zła drogę i tylko o dupach i piwku myślisz, i w awantury się wdajesz, ale masz wciąż szansę zacząć wszystko od nowa i sięgnąć ku gwiazdom".


*Na bezrybiu... jak wiadomo.

13309
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Czerwca 26, 2009, 07:28:56 pm »
Q czytałeś wymienioną przeze mnie pozycję, czy sobie odpuściłeś z w/w powodu ?

Jasne, że czytałem, zwłaszcza, że idea przewodnia powieści (tzn. główny wynalazek) wydała mi się b. ciekawa.

Dodam, że czytałem z dużą przyjemnością bo b. lubię obu gentlemenów i styl pisania SF jaki uprawiają - science fiction, napakowaną science po brzegi.

Solidna rzecz.

(Najbardziej zapamiętałem scenę początkową ze starym Witalijem. Napełniła mnie sporym smutkiem, i przekonała, że Clarke pod koniec życia też sporo optymizmu stracił...)

13310
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Czerwca 26, 2009, 06:05:31 pm »
Przeciez Lem to samo w Golemie napisal.

Ale o ile mądrzej... ;) (A w sumie to obaj okazali się tu pilnymi czytelnikami Stapledona :P).

ale w jakim kierunku moglby ewoluowac ludzki umysl?Nikt tego nie wie.

Tak, jeno, że nie przez psi ewolucja ta pójdzie.

Pewnie mozna bylo /.../ ale to bylaby juz calkiem inna ksiazka:)

W dodatku lepsza ::).

Summa summarum Koniec Dziecinstwa nie jest ksiazka ktorej uczylabym sie na pamiec by uchronic przed zapomnieniem;)ale w skali od 1-5 zasluguje na 3:)

Tu się zgodzę, bo wybitny autor w nędznej dyspozycji, i tak lepszy jest od grafomana.

Le Guin czytalam Swiat R...

Straszna słabizna i - nie pomnę - debiut lub prawie-debiut tej Autorki, więc owszem, nie dziwię się niechęci.

mam w domu Lewa Reke i Wydziedziczonych wiec uzupelnie

Aaa, to są dwie sztandarowe powieści owej damy, było się na nich skupić. Nie będę się rozwodzić, by niespodzianki ne zepsuć, ale warto, po prostu warto je poznać.

pare opowiadan

Ciekaw jestem czy było między nimi "Szerzej niż imperia i wolniej...", które bardzo lubię bo takie trochę startrekowe, a trochę lemowate...



ps.

@Hornet: ino, że to już po ptokach (znaczy po drzewku z "Summy..." i po "GOLEMie...") było...

(Sygnaturka odnotowana :).)


@Smok Eustachy, ten bełkot w "Star Treku" to nie efekt grupy docelowej... Skoro jest bełkotliwy, to publika i tak go nie rozumie*, więc równie dobrze mógłby go zastąpić - równie niezrozumiały dla "prostego" widza - poprawny naukowy żargon. Czyli, że winne jest tu co innego - analfabetyzm naukowy scenarzystów, niestety** (no ale czego oczekiwałeś od Holyłód, i ogólnie od hamerykańskiej SF?).

Zasię jeśli o "Odyseję..." idzie, to jeśli tylko tyle z niej zrozumiałeś, nie jest to mój kłopot ;). (A czemu nie UFO? Bo to SF.)


* choć mam na startrek.pl paru takich, co twierdzą, że toto rozumieją ;)

** zresztą w tym "moim" filmidle zawsze tak (póki Roddenberry żył) było - sto mądrości na dwieście (jak nie tysiąc) głupot, ale opłacało się te mądrości wygrzebywać, prawda dzi? ;)

13311
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Czerwca 25, 2009, 06:01:19 pm »
Do Orszulki nie moge sie jakos przekonac.Byc moze za malo jej przeczytalam.

Ciekaw jestem co konkretnie? ;)

Dekoracje ktore wybral...generalnie chodzi o rogacizne pewnie...nie mam tutaj ksiazki ale stawiam czteropak  ze kilka razy pojawia sie w tekscie ostrzezenie?uwaga? ze Zwierzchnicy nie ujawniaja swojej powierzchownosci...fizycznosci gdyz bylaby nie do przyjecia przez ludzi.I kiedy sie ujawniaja tak wlasnie jest.To chyba nie slaba wyobraznia autora tylko celowy zamysl zeby sportretowac ludzi wraz z tkwiacymi w nich stereotypami dyabla rogatego...w dodatku z gwiazd;)

Kiedy akurat zdało mi się, że ta polemika ze stereotypami jest prowadzona w sposób dość tani, prawdę mówiac. Ale to mnie aż tak nie raziło, bardziej to fabularne (jeśli nie autorskie) zachłyśnięcie paranormalnością.

Chociazby jako przyczynek do dyskusji o ewolucji Rozumow.

Tylko, że jestem gotów się założyć o wór atomów złota wielkich jak pięści, że nigdzie ewolucja Rozumu taką drogą nie pójdzie, bo po prostu fenomeny psi nie istnieją.

Tzn. Clarke może i chciał tu coś mądrego powiedzieć - bo w końcu głupi to on nie był - o tym, że jeno etapem jesteśmy, i że po nas przyjść może coś czego nasze rozumy nie ogarną, ale wybrał dla tego przekazu najgorszą z możliwych - bo podpartą pseudonauką i zabobonem - drogę*. A można było tą samą tezę wyartykułować w jezyku technologii, jak -naście lat później w "Odysei...".



* Dickowi bym to wybaczył, bo zawsze z naukowym prawdopodobieństwem był na bakier, ale ACC nie

13312
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Czerwca 25, 2009, 04:38:26 pm »
Czytalam wiele gorszych pozycji SF...w tej chwili przychodzi mi do glowy np bestsellerowo okrzyczana (zeby nie wyciagac jakis nieznanych rzeczy) Gra Endera Carda...to dopiero slabizna i porazka.

Ależ to prawda, że wśród SF jest całe mnóstwo tandety. I, że Clarke się wyróżnia (w mojej opinii stoi tuż po Lemie, a nawet przed LeGuin i Dickiem; i zwykłem zwać go Wicemistrzem). Tylko jakoś tak mam, że dobrym autorom trudniej wybaczam wpadki niż słabym (wtedy chyba włącza się u mnie tryb "nie kop leżącego"), co zresztą bywało widoczne w tym wątku.

W Dziecinstwie nie ma skretu w awanturnicza fabule

Nie ma (zasadniczo). Mówiłem o wadach SF jako takiej, nie o wadach tej powieści.

Owszem...przedstawiajac fabule tak jak to zrobiles Q..rogate ufole..hihihi...no coz...brzmi tragicznie.Ale przedstawiajac ja tak: Zwierzchnicy  maja przygotowac ludzi na zmiane ewolucyjna (a nie tylko jej dogladac) ktora ma byc przejsciem na kolejny szczebel rozwoju Rozumu...unikamy tego "tragizmu";)
Q nie gniewaj sie ale jesli Koniec dziecinstwa jest kiczem to czym jest ...hm na ten przyklad Star Trek?;)

Ależ, że "Star Trek", zwłaszcza ten z lat '60, tandetą scenograficzną ocieka i kiczem, zaprzeczać nie będę, bo oczy oboje mamy. Problem jest inny: producenci "Star Treka" kręcili film tak, jak im budżet pozwalał, i posłuszna regułom maksymalizacji zysków wytwórnia, podczas gdy Clarke, książkę tworząc, spętany był tylko granicami własnej wyobraźni. I to jakie dekoracje sobie wybrał świadczy - w tym jednym wypadku - nienajlepiej o jego wyobraźni, a bodaj i krytycyzmie (wygląda na to, że te bajki o psi i UFO łykał za młodu bezkrytycznie).

ps. oczywiście nie gniewam się, bo i za co? :)

13313
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Czerwca 25, 2009, 12:31:56 pm »
A.C.C .poruszyl wiele wazkich tematow i wg mnie potraktowal je pobieznie.

Jest to typowa wada literatury SF, wytykana wielokroć w pracach krytycznych i publicystycznych Lema - poruszanie istotnych tematów, bez "wgryzania się w nie" myślą, często połączone z silnym skrętem w kierunku awanturniczej fabuły.

Mistrz walczył z tym całe życie.

Dokladnie liv.Cialo zbednym balastem...zatracenie indywidualnosci...osobowosci...laczenie w jeden rozumny byt ktory z nizszymi nie ma kontaktu.Ciekawa wizja ewolucji gatunku czlowieczego i proba odpowiedzi na pytanie :  dokad ludzkosc zmierza?
Q bylabym ostrozna w ocenie ze ta ksiazka to slabizna.Zawiera wiele watkow ktore byly dyskutowane tu... na forum.

Hmmm, jeśli czytać to tak jak "Ubik" czyli jako baśniową metaforę realnych problemów (tam fantomatyki, tu tipplerowskiego Punktu Omega) to może coś z tego będzie.

Ale na planie fabularnym ta historia odrzuca: inwazja ufoków i parapsychologia podlane sosem diabelskim. Po prostu śmieszna jest ta wizja rzekomych "zdolności paranormalnych" jako klucza do ewolucji człowieka i rogatych ufoli przylatujących tej ewolucji doglądać. Po kim, jak po kim, ale po Clarku (który zwykle o naukowy realizm dbał nawet bardziej niż Mistrz) nie oczekiwałbym takiego kiczu. Jedno jest w tym dobre - dobitne stwierdzenie, że ewolucja nie kończy się na nas.

13314
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Czerwca 24, 2009, 12:52:11 am »
O ile wiem, od jakiegoś czasu poprawnie po polsku jest Clarka a nie nie Clarke'a. Pisownia z apostrofem jest niepoprawna.
Eheu, fugaces labuntur anni...

Ale w mianowniku jest Clarke, nie Clark :P.

ps. napiję się z Wami, i tak ostatnio mało jest do pisania ;)

13315
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Czerwca 23, 2009, 06:43:02 pm »
A ja z kolei przeczytałem właśnie A.C. Clarka "Koniec dzieciństwa" z 1953r.(piękny rok, stalin umarł i wojna koreańska się skończyła).
W sumie inspirująca, choć zakończenie nieco rozczarowało.

Eeetam. Lubię Clarke'a, ale to słabizna jest (choć fajnie napisana). W "Fantastyce i futurologii" wypunktowane dlaczego.

co dziwi u Amerykanina od SF. Może Clark

Primo: Anglika (po staropolsku zwanego też Angielczykiem ;)).

Secundo: Clarke.

Jak się pisze, wypada wiedzieć co się pisze.




ps. Zabrałem się po raz drugi do tego "Ślepowidzenia" co to pieją, że najlepsza taka powieść od "Fiaska" itp. by spojrzeć z dystansu. I im bardziej się wczytuję, tym mniej widzę oryginalności.

Lećmy po kolei: postcyberpunkowy setting - Egan, Dukaj i paru innych (choćby nasza Nina Liedtke - jeden wątek b. podobny); ponury, cyberpunkowaty utwór "kosmiczny" - reynoldsowa "Przestrzeń objawienia" z kontynuacjami; wyprawa kosmiczna złożona z osobników - powiedzmy - nieszablonowych psychicznie - "Szerzej niz imperia, i wolniej" LeGuin; tematyka "okołoautystyczna" - w SF: "Prędkość mroku" Hand, "Obcy brzeg" Friedman, ponownie Egan (a tak ogólnie to "Rain Man"); tematyka półkul mózgowych ;) - "Pokój na Ziemi"; wytworzone sztucznie w jednym mózgu "nadmiarowe" osobowości - "Aristoi"; taki cyborg co fizycznie prawie nic w nim już z człowieka - "Spotkanie z meduzą" Clarke'a; tematyka kontaktowa - "Fiasko", "Dywany Wanga" Egana; wampir-kosmonauta "Irrehaare" Dukaja; mutacja homo sap. wyzbyta osobowości, a piekielnie skuteczna - "Złotoskóry"; próba biologicznego uzasadnienia bytu wampirów - było u McKee-Charnas i Reevesa-Stevensa, acz szło w innych kierunkach; przywrócenie do bytu wymarłego gatunku - "Park jurajski" ;D; życie b. odmienne od ziemskich standardów - ponownie Egan oraz ostatnia scenka z "In partibus..." Dukaja; kwestia Rozumu bez osobowości - "GOLEM XIV"; ciężki, ponury klimat - ponownie "Fiasko" itd.

A cała warstwa ideowa powieści - z cytowanego uprzednio fragmentu posłowia widać jaka - to przecie, w sumie, podane w nowym sosie (i - to pochwalę - podbudowane wynikami nowych badań), zagadnienia które u Lema już lata temu wystąpiły.

(Przy czym wierzę Wattsowi, że sam na to wpadł, na ten pomysł ze świadomością, ma jednak pecha, bo Mistrz wpadł na to wcześniej.)

ps. posłowie - natomiast - nadal znakomite, ale w powieściach hard SF (jak wspomniałem) często najlepsze są posłowia ;)

13316
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Czerwca 20, 2009, 10:05:41 am »

13317
DyLEMaty / Re: AI - przerażająca (?) wizja
« dnia: Czerwca 19, 2009, 07:05:52 pm »
Natomiast jeśli chodzi o to czy może istnieć Rozum bezosobowy, b. interesujące może być posłowie (konkretnie fragment "Sentience/Intelligence") do dostępnej też (legalnie) w Sieci powieści "Blindslight" ("Ślepowidzenie") Petera Wattsa (tak się składa, że w powieściach hard SF często najciekawsze są posłowia ;)).

Pozwolę sobie zacytować fragment tego posłowia w przekładzie na polski:

Lecz pod tym niegroźnym, powierzchownym pytaniem „czym jest świadomość?” czai się drugie, sensowniejsze: w czym się przydaje? Ślepowidzenie dogłębnie zajmuje się tym zagadnieniem, więc nie będę się powtarzał. Wystarczy, jeśli powiem, że przynajmniej w rutynowych okolicznościach czymś niewiele poza odbieraniem wiadomości od nieświadomego, wielekroć bardziej rozwiniętego systemu, stemplowaniem ich i przypisywaniem sobie wszystkich zasług. W rzeczywistości, nieświadomy umysł daje sobie tak świetnie radę, że nawet zbudował sobie (w tylnej korze zakrętu obręczy) wartownika, którego jedynym zadaniem jest nie pozwalać świadomości wtrącać się do codziennych zadań112, 113, 114. (Gdyby reszta Waszego mózgu miała świadomość, pewnie uważałaby Was za Dilbertowego szefa o sterczących włosach).
Nawet do rozwinięcia „teorii umysłu” nie jest konieczna samoświadomość. Wydaje się to kompletnie nieintuicyjne: jak można się nauczyć, że inne osobniki są autonomicznymi agentami, mającymi własne interesy i plany, jeśli nie ma się świadomości własnych? Nie ma w tym jednak sprzeczności i świadomość wcale nie jest wymagana. Bez problemu da się śledzić intencje innych osobników, nie będąc nawet w najmniejszym stopniu autorefleksyjnym107. Norretranders wręcz oświadcza wprost, że „Świadomość jest oszustem”115.
/.../
To z kolei prowadzi nas ku ostatecznemu pytaniu, czającemu się w beztlenowych głębinach: ile kosztuje świadomość? W porównaniu z przetwarzaniem nieświadomym jest powolna i kosztowna112. (Hipoteza oddzielnego, szybszego bytu kryjącego się u podstawy mózgu i przejmującego kontrolę w nagłych sytuacjach opiera się między innymi na badaniach Joego LeDoux z New York University117, 118). Dla porównania, zastanówmy się nad skomplikowanymi i błyskawicznymi obliczeniami, jakich dokonują sawanci; te zdolności są niekognitywne119, mamy też dowody, że występują dzięki stosunkowo dużemu stopniowi fragmentacji4 neurologicznej. Nawet gdyby procesy świadome i nieświadome były równie wydajne, te świadome są przez cały czas rozkojarzane nieustanną obecnością bodźców podświadomych, co odwraca ich uwagę od zagrożeń i możliwości pojawiających się w otoczeniu. (Byłem bardzo dumny z tego pomysłu; widzicie więc, że musiałem się wkurzyć, odkrywając, że Wegner napisał coś podobnego już w roku 1994120).
/.../
O ile rozmaite koszty i wady świadomości zauważało wiele osób, o tyle mało kto poszedł dalej i zastanawiał się głośno, czy cała ta impreza jest warta zachodu.
/.../
Dane Cunninghama o samorozpoznawaniu się u naczelnych także są prawdziwe. Szympansy mają więcej mózgu na kilogram ciała niż orangutany122, ale to te ostatnie zawsze rozpoznają się w lustrze, a szympansy tylko w połowie przypadków123. Podobnie, najbardziej rozwinięte zdolności językowe mają rozmaite ptaki i małe małpy, nie zaś te niby „bardziej świadome” małpy człekokształtne, nasi najbliżsi krewni81, 124. Gdy wytęży się wzrok, takie fakty zaczynają wręcz sugerować, że świadomość może być fazą, z której orangutany jeszcze nie wyrosły, a ich bardziej zaawansowani kuzyni, szympansy, właśnie zaczynają. (Goryle nie rozpoznają się w lustrze. Może już wyrosły z samoświadomości, a może nigdy jej nie miały).
Oczywiście ludzie do tego wzorca nie przystają. O ile w ogóle jest jakiś wzorzec. Jesteśmy ostańcami - to jedna z moich tez.
/.../
Wreszcie, podczas redagowania Ślepowidzenia pojawiły się w samą porę doświadczalne potwierdzenia tej nieprzyjemnej tezy - okazuje się, że nieświadomy umysł lepiej niż świadomy podejmuje skomplikowane decyzje125. Wygląda na to, że świadomość po prostu nie jest w stanie łyknąć tak wielu zmiennych. Jako rzecze jeden z uczonych: „W pewnej fazie ewolucji zaczęliśmy świadomie podejmować decyzje i nieszczególnie nam to wychodzi”126.

13318
DyLEMaty / Re: Religijna Rzeźba
« dnia: Czerwca 19, 2009, 10:08:04 am »
To bardzo ciekawe, maźku. Od czasu gdy C. Sagan w jednej ze swoich książek ("Kosmos"?) strasznie narzekał na to, że choć starożytni (Heron, Archimedes) stworzyli b. ciekawe wynalazki i teorie naukowe, niewiele z tego wynikło, bolałem wraz z nim nad złośliwością dziejów, która spowodowała, że - mimo tych wszystkich Demokrytów etc. - cywilizacja techniczna powstała wiele wieków później, i miałem poczucie straconej cywilizacyjnej szansy (acz nie dla siebie, bo w tej "lepszej wersji historii" taki jaki jestem bym nie istniał).

Tymczasem widzę teraz, że to nie złośliwość losu, a logiczny efekt niskiej populacji. (No i jeszcze raz wyszło, że informacja - i tempo w jakim się rozchodzi - to klucz do wszystkiego.)

13319
DyLEMaty / Re: Religijna Rzeźba
« dnia: Czerwca 18, 2009, 07:35:05 pm »
Kultura jest błędem! - oświadcza Klopper, i lakoniczność tego twierdzenia przywodzi nam na myśl Schopenhauerowskie „Die Welt ist Wille!” Kultura jest błędem nie w tym sensie, jakoby przypadkowo powstała, nie, ona powstała koniecznie, bo - jak wywiodła część pierwsza - ona służy przystosowaniu. Lecz ona służy mu czysto mentalnie tylko: ona nie przerabia wszak dogmatami wiar i przykazaniami człowieka w istotę nieśmiertelną naprawdę, ona nie dosztukowuje człowiekowi przypadkowemu, homini accidentali, realnego Stwórcy-Boga; ona nie anuluje realnie najmniejszego atomu osobniczych cierpień, boleści, męczarni (Klopper i tu jest wierny Schopenhauerowi!) - wszystko to czyni wyłącznie na płaszczyźnie ducha, wykładni, interpretacji, ona usensownia to, co w immanencji sensów żadnych nie ma; ona oddziela grzech od cnoty, łaskę od upadku, hańbę od wywyższenia. Lecz oto cywilizacja techniczna, krokami zrazu drobnymi, zrazu czołgając się żelastwem prymitywnych machin, podpełzła pod kulturę; zatrzęsła się budowla, trzasnęły ściany kryształowego rektyfikatora: cywilizacja techniczna obiecuje bowiem człowieka poprawić, jego ciało oraz jego mózg, jego duszę rzeczywiście zoptymalizować; ta niespodziewanie przybierająca olbrzymia siła (informacji, wiekami nagromadzonej, co w dwudziestym wieku wybuchła) głosi szansę długiego żywota, z granicą, może, w nieśmiertelności; szansę szybkiego dojrzewania i niestarzenia się; szansę bezliku rozkoszy cielesnych i dozerowego wręcz zredukowania mąk, boleści, tak „naturalnych” (senilnych), jak „przypadkowych” (chorobowych); głosi szansę wolności wszędzie, gdzie dotąd traf był ożeniony z nieuchronnością (jako swobodę komponowania cech natury ludzkiej; jako możliwość wzmacniania talentów, umiejętności, inteligencji; jako szansę przydania ludzkim członkom, twarzy, ciału, zmysłom dowolnych form, funkcji, nawet prawie że wiecznotrwałych itd.) Cóż należałoby uczynić w obliczu tych obietnic, poświadczonych już urzeczywistnionymi ziszczeniami? Puścić się w triumfalny taniec; kulturę, tę pałkę kulawego, te szczudła chromych, ten fotel paralityka, ten system łat, nałożonych na hańbę naszego ciała, na ułomność naszej mozolnej kondycji, tę wysłużoną pomocnicę należałoby uznać za jeden anachronizm.
/.../
Kultura, ten obrońca Ewolucyjnych Idiotyzmów Sprawczych, ten kauzyperda przegranej sprawy, ten adwokat prymitywizmu i bylejakości somatycznej, musi odejść precz, skoro sprawa człowieka wchodzi na inne, wyższe wokandy, skoro pada mur tylko dotąd nienaruszalnych konieczności. Rozwój techniczny rujnuje kulturę? Dostarcza swobody tam, gdzie dotąd panował mus biologii? Ależ tak! I zamiast oblewać łzami traconą niewolę, należy przyspieszyć kroku, aby wyjść z jej ciemnego domu. A zatem (rozpoczyna się finał - miarowymi konkluzjami): wszystko, co mówi się o zagrożeniu tradycyjnej kultury przez nową technologię, jest prawdą. Lecz nie należy się tym zagrożeniem troskać; nie trzeba łatać pękającej w szwach kultury, spinać dogmatów jej klamrami, bronić się przed inwazją lepszej wiedzy w nasze ciała i życia

„DIE KULTUR ALS FEHLER”


Podstawmy pod "kulturę" - "religię", tą jej część, która zajmuje się dostarczaniem "łat" właśnie, i wszystko jasne ;).

13320
DyLEMaty / Re: Religijna Rzeźba
« dnia: Czerwca 18, 2009, 07:34:01 pm »
Jakbyś czytał, co się piszę, to byś wyczytał, że wyraźnie pisałem o konieczności przepasienia żeby się ateizm rozpowszechnił.

Od jakiego poziomu liczymy to rzekome przepasienie?

Jakoś jednak ideolo-import nie rozwiązał problemów afrykańskich.

Tym bardziej nie uczyniły tego religie tubylcze (przez wieki), ani importowane.

To zjawisko jest korzystne z punktu widzenia ewolucji, a wysoka śmiertelność dzieciaków jest czymś naturalnym.

Ponawiam pytanie: dlaczego "korzyść ewolucyjna" ma stanowić kryterium?

Dawkins czy 35 000 000 wojujących beżbożników? Jasno widać, że można łatwo opisać formacje ateistyczne, ale wtedy jawi się on jako aberracja XX wieku.

A może zwróć uwagę na to, że zarówno hitleryzm jak i stalinizm, były raczej quasi-religiami, niż prawdziwym (w sensie lukrecjuszowego lub dawkinsowego) ateizmem. Masz tam sporo bełkotu o wyższych celach, którym należy podporządkować aktualne życie, kult przywódców, wątpliwe (lub jawnie bzdurne) z naukowego punktu widzenia tezy (łysenkizm choćby), myślenie życzeniowe... Marksizm był ukąszony Heglem, a Hegel chrześcijaństwem. A hitleryzm? Przecie jawnie - i z lubością - odwoływał się do germańskiej mistyki. (Co brednie Himmlera o Zakonie SS mają wspólnego ze światopoglądem naukowym?)

Z punktu widzenia sprawności ewolucyjnej można potraktować bożą pomoc jako nadmiarową i skoncentrować się na obiektach badanych – stanie ich świadomości.

Ale to już było... ;):

"Kultura jest narzędziem adaptacji nowego typu: ona bowie nie tyle sama z przypadków powstaje - ile ona temu służy, żeby wszystko, co jest w naszej kondycji de facto przypadkowe - stanęło w blasku wyższej, doskonałej konieczności. A zatem: kultura działa tak religią tworzoną, obyczajem, prawem, zakazem i nakazem, żeby przerabiać niedosyty na ideały, minusy na plusy, niedomogi na perfekcje, kalectwa na doskonałości; cierpienie udręcza? Tak, ale ono uszlachetnia i nawet zbawia. Życie jest krótkie? Tak, ale byt pozadoczesny trwa wiecznie. Dzieciństwo jest mozolne i durne? Tak, ale za to sielskie, anielskie, wręcz święte. Starość jest okropna? Tak, ale to przygotowanie do wieczności, a ponadto starych należy szanować za to, że są starzy. Człowiek jest potworem? Tak, ale on temu nie winien, to prarodzice narobili złego; czy też to się demon wmieszał w akt Boży; człowiek nie wie, czego chcieć, szuka sensów życia, jest nieszczęśliwy? Tak, ale to skutek wolności: ona jest wartością najwyższą, to więc, że za jej posiadanie przychodzi słono płacić, nie ma decydującego znaczenia: człowiek wyzbyty wolności byłby bardziej nieszczęśliwy niż ten, który jest!
/.../
Jest zatem kultura koicielką wszystkich zastrzeżeń, oburzeń, pretensji, jakie człowiek mógłby adresować do ewolucji naturalnej, do wszystkich owych własności cielesnych, przypadkowo powstałych, przypadkowo fatalnych, które, nie pytany o radę ani o zgodę, odziedziczył po miliardoletnim procesie doraźnych przystosowań."


cdn.

Strony: 1 ... 886 887 [888] 889 890 ... 1090