3. 5 Essential Things To Do In Space (http://www.sciam.com/article.cfm?chanID=sa006&colID=1&articleID=F643BD1C-E7F2-99DF-37B24C27CF0BBB57)
A oto najistotniejsze "kosmiczne" linki:
strona NASA:
http://www.nasa.gov/externalflash/sts-121_front/index.html
strona rosyjskiego Programu Kosmicznego:
http://www.federalspace.ru/index.asp?Lang=ENG
strona ESA:
http://www.esa.int/esaCP/index.html
strona JPL:
http://www.jpl.nasa.gov/
strona Mars Society:
http://www.marssociety.org/
strona Planetary Society:
http://planetary.org/home/
strona NSS:
http://www.nss.org/
"Encyclopedia Astronautica":
http://www.astronautix.com/
Cel roboczo-zachowawczy, chyba że poszerzy się go o możliwości wpływania z kosmosu na tenże klimat.
Cel II - obrona przed dinozaurzym syndromem - cóz, jest to wyzwanie niewątpliwie, cel roboczy jak ten poprzedni.
Cel III (poszukiwania życia) to uwazam za niewątpliwy absolutny cel nr 1, który wg mnie przesłoniłby w przypadku pozytywnego wyniku rozszyfrowanie genezy i początku Wszechświata, mając potworną, miażdżącą siłę w przewartościowaniu światopoglądów (oczywiście tych, którzy chcieliby posłuchać)
Cel V - pójść poza Układ - jest to najbardziej odległy cel, o którym na razie można mówić wyłącznie w kategoriach mrzonki, ponieważ nasze fizyczne zaistnienie out there jest uzaleznione od wynalezienia napędu, który może nas tam zanieść. A na taki napęd nie ma widoków nawet teoretycznych. Najwydajniejszy proces wytwarzania energii jaki znamy to anihilacja antymaterii, która mimo swej potęgi o 2 rzędy wielkości większej od syntezy helu z wodoru jest o kilka rzędów za słaba, aby sie nadała do lotu załogowego czy bezzałogowego GDZIEŚ (pomijając, że na razie nie wiadomo za bardzo ani skąd ją wziąć, ani w jakim garnku ją trzymać). Bo wyrwać się w sensie wyrwania z Układu można, tylko, że następny przystanek jest 4,5 roku swietlnego dalej...
Czego mi brakuje w tym zestawieniu?
Tego, czego nie lubi Q - czyli CEL VI - zysk. Mozna sie obruszać na pieniądze, ale prawda jest taka, że najpierw trzeba je mieć, zanim można na coś (choćby niedochodowego) wydać. A jak sie już je ma, i chce się na coś "głupiego" wydac, to mimo wszystko chce się uczynić to jak najracjonalniej. Zaznaczam, że mówię tu ogólnikowo, bo w tym konkretnym przypadku trzeba sobie jasno powiedzieć, że eksploracja kosmosu ZAWSZE była robiona dla pieniędzy.
No, widzę że ten powyższy tekst także znajduje się na tym forum, na którym jesteś półbogiem, więc może dobrze byłoby dawać tu linki do tekstów pisanych tam...
Cytuj3. 5 Essential Things To Do In Space (http://www.sciam.com/article.cfm?chanID=sa006&colID=1&articleID=F643BD1C-E7F2-99DF-37B24C27CF0BBB57)
Cel III (poszukiwania życia) to uwazam za niewątpliwy absolutny cel nr 1
(...)
Cel IV - geneza planet nie wiem dlaczego wydzielone i w ogóle dlaczego planety wyodrębniono jako taki ważny osobny cel
Tak z głupia frant pytając, to dlaczego projekty Atlas I i V są przewidziane do testów na około 2019? Przecież trudno uwierzyć, że rakiety te, tak podobne do Saturnów, wymagają tylu jeszcze testów? Saturny wyprodukowano 30 lat temu, i jakoś wtedy nikt nie potrzebował 15 lat testów?
Nie rozumiem dlaczego NASA się tak ociąga z tym Księżycem, że o Marsie nie wpomnę.
edit: Rozumiem oczywiście konieczność wykonania kompletnych projektów, etc. niemniej jednak R&D jest mniej wymagający przynajmniej jeśli chodzi o rozwój aerodynamiki... Skoro ma być tak podobnie jak w misjach Apollo...?
chciałem postawić badanie planet w opozycji do czego innego. Mianowicie do bezpośrednich wypraw ludzi i nieszczęsnej stacji kosmicznej.
Oba ta przedsięwzięcia są horrendalnie kosztowne, i to całkowicie nieproporcjonalnie do uzyskanych efektów. /.../
Bezpośrednie wyprawy ludzi w kosmos? Przecież to całkowita paranoja w obecnej sytuacji. Nikomu nie trzeba chyba tutaj opowiadać jak ludzki organizm jest nieprzystosowany do przestrzeni kosmicznej. Ile kosztuje zapewnienie bezpieczeństwa, transport zapasów, konieczność powrotu... I po co to wszystko? Żeby organiczny przedstawiciel naszej cywilizacji mógł osobiście zdeptać jakiś odległy glob. Jak dla mnie to chwyt iście hollywodzki, bo niepoparty racjonalnym rozumowaniem. Praktycznie wszystko co mógłby zrobić na Marsie człowiek, mogłyby zrobić wysłane tam maszyny. Tylko, że przynajmniej 10 razy taniej. Zresztą myślenie w obecnej sytuacji o wyprawie na Marsa to moim zdaniem mrzonka. Na razie w realnej perspektywie mamy Księżyc, wyprawę na którego również uważam za zbędną. Zwłaszcza w sytuacji, gdzie w NASA się nie przelewa i wiele interesujących projektów albo w ogóle nie dopuszcza się do realizacji, albo anuluje w trakcie wykonywania. Za te pieniądze można po prostu zrobić dużo więcej dużo szybciej dużo lepszych rzeczy!
wedle tego rozumowania, powinniśmy obserwować ciągłe nasilenie tej tendencji. Wahadłowce powinny były być już zastąpione pewnie z dwiemna nowymi generacjami pojazdów, a po Księżycu rutynowo winny wozić się ekspedycje Amerykanów, Rosjan czy Chińczyków. Tymczasem po lądowaniu na naszym satelicie, które było symbolicznym zwycięstwem USA w wyścigu, postęp został poważnie zahamowany. Nie było już tak efektowych celów w zasięgu działania (Mars o wieeele za dalekeo), więc propaganda nie mogła wspierać już gigantycznych pieniądzy potrzebnych na coraz śmielsze wychodzenie w kosmos. Do tego dołożyło się oczywiście także osłabnięcie i upadek ZSRR.
Hmmm... Przytaczasz argumenty znane już od lat
(...)
Byc moze Twoja postawa wynika z tego, że rozpatrujesz załogowe loty kosmiczne z pominieciem kontekstu w jakim (IMHO) powinny być omawiane - chodzi mianowicie o konieczność powstania poczucia wspólnoty w obrębie całej ludzkosci (przynajmniej u jej jako tako rozwinietej i wyedukowanej części)
(...)
(...) czy "kanalizowanie" co bardziej agresywnych ludzkich popędów w formie ryzykownego zawodu kosmonauty (zamiast wojen czy burd kibiców). Poruszam te tematy czysto hasłowo
(...)
ale w pełni rozwinietą argumentacje przeciwko Twoim tezom zawiera np. wspominana przez mnie "Błekitna Kropka" Sagana.
http://www.thespacereview.com/article/261/1
http://www.spaext.com/info/sagan/index.html
Oczywiście - w diagnozowaniu przyczyn kryzysu masz rację, choć co do zwrotu Mars o wieeele za dalekeo polemizowałbym - vide "Wyprawa" Stephena Baxtera. Owszem powieść SF (więc argument pośredni), ale napisana przez fachowca i pokazująca, że już sporo lat temu dysponowano odpowiednimi technologiami. Tyle, że wtedy Mars przegrał z programem Space Shuttle (sam nie wiem która opcja była lepsza).
Loty załogowe jako globalna terapia jednolicąca Ziemię? Bardzo wątpię w skuteczność takiego przedsięwzięcia. Zwłaszcza w obliczu tego co dzieje się na Ziemi aktualnie - choćby i wszystkich niezależnych programów kosmicznych. Przecież plany lotu na Księżyc wznawiają i Amerykanie i Rosjanie (nie pamiętam czy Chińczycy też już sobie to w kalendarzu zapisali), więc jakoś "globalnie" się to nie dzieje. Zresztą to kreowanie "poczucia wspólnoty w obrębie całej ludzkosci" wydaje mi się mocno naiwną romantycznością...
To już w ogóle jakaś bujda nie z tej ziemi dosłownie;-) Nie wiem, które z możliwych odczytań miałeś na myśli (osobnicy z agresywnymi skłonnościami mogą wyżyć się w zawodzie astronauty, ludzie z agresywnymi skłonnościami mogą kibicować herosom ryzykującym swe życia dla chwały ludzkości), ale każde wydaje mi się na tyle kuriozalne, że nawet nie wspomne o tym, że byłaby to kuracja za grube miliardy dolarówB-] No chyba, że źle zrozumiałem Twe słowa...
No tu faktycznie nieco racjonalniej to przedstawione, ale i tak wydaje mi się, że nie zbija to moich argumentów. Może i faktycznie ludzkość powinna się rozprzestrzenić po Układzie dla zapewnienia swego trwania, choć i z tym mógłbym polemizować, ale nie zmienia to w mojej opinii faktu, że i tak nawet na przymiarki jeszcze za wcześnie. To po prostu pieśń odległej przyszłości. Teraz można te pieniądze wydać znacznie skuteczniej i racjonalniej, choćby i na zbieranie wszelkich danych, które w jakiejś tam bliżej nieokreślonej przyszłości byłyby pomocne w załogowym podboju kosmosu.
Jeśli chcemy bronić się przed zagładą z kosmosu, znacznie rozsądniejszym będzie zbudowanie sieci aparatów, które będą baczyć na nasze planetarne pobliże oraz stworzenie technologii, które byłyby zdolne odegnać ewentualne obiekty z trajektorii kolidującej z Ziemią. Ucieczka przed planetarną wojną atomową? Przecież nim będziemy dysponować niezależnymi bazami, czy nawet koloniami na obcych planetach, miną setki lat. Pomijając już nawet fakt, że gdyby doszło do takiego starcia, to zwaśnione strony i tak postarałyby się pewno o destrukcję kolonii wroga. Setki lat, setki... Po prostu jest to daleka wytyczna dla odległego rozwoju i trzeba umieścić ją właśnie w odpowiednim dla niej czasie i kontekście. Nawet na pierwsze kroki w tym kierunku, jeśli będzie miał przyjść, to dopiero przyjdzie czas. Teraz to bezsensowne i niesłychanie kosztowne porywanie się z motyką na słońce, wszak trzeba miarkować siły na zamiary.
Mars jest za daleko. Nie tylko w sensie fizycznej odległości, ale i ogromnych technologicznych problemów. Czas lotu, zapasy, ochrona przed promieniowaniem, powrót... no mnóstwo tego. Wyprawa na Księżyc, która i aktualnie wcale nie jest prosta, w porównania do lotu na Marsa to spacer przed domem w porównaniu do wyprawy dookoła świata...
Tak więc mamy dwa takie wielkie, wspaniałe momenty, niezwykle dla nas istotne a owiane mgłą pierwotnej tajemnicy - Wszechświat sprzed tej pierwszej jednej bilionowej sekundy i powstanie życia. Powstanie (przyczynowe) Wszechświata uważam za zatrzaśnięte przed nami na zawsze - jako że nie dane nam będzie ani cofnąć się przed i obejrzeć to z boku, ani w laboratorium stworzyć - możemy tylko domniemywac, nigdy nie będziemy świadkami powtórzenia eksperymentu.
Inne życie implikuje bowiem dwa fundamentalne wnioski: jest ono powszechne we Wszechświecie, i Rozum jest powszechny we Wszechświecie. Dlatego mam to za cel pierwszorzędny.
NASA zdaje sie ogłosiło, że wykrycie planetoidy zagrażającej zagłądą Ziemi nastąpiłoby z pewnym - 20-25 letnim wyprzedzeniem - i że w takim czasie NASA byłaby zdolna podjąć misję zepchnięcia kamikaze z toru jego lotu.
Wszystko to w obrębie naszego Układu musi się dziać, dopóki nie znajdziemy napędu zdolnego do szybkiego rozpedzenia statku kosmicznego do przyświetlnej. I tu jest pewna cezura, dziura technologiczna, której na razie nie potrafimy zakopać, ani nawet za bardzo nie mamy pomysłu jak moznaby ją zakopać, nawet gdybyśmy byli wielekroć potężniejsi niż jesteśmy. W pewnym sensie ta przerwa technologiczna jest technicznym odpowiednikiem celu nr1 - poznania życia out there. Dopóki nie wykombinujemy czegoś będziemy siedzieć na własnym podwórku. Nie chodzi przecież o to, aby po 30 latach lotu jak Voyager wysadzić nos spoza Plutona po to tylko, aby stwierdzić, że do najbliższej gwiazdy jest jeszcze następne kilkadziesiąt tysięcy lat.
Wielkim paradoksem jest to Luca, że życie możemy znaleźć na Marsie i ten dla mnie najważniejszy cel zrealizować tak łatwo.
Teraz kolonizacja układu. Rozumiem, że chodzi o kolonizację w sensie emigracji ludności a nie stworzenia bazy na Marsie. Wydaje mi się, że jest to pure S-F.
A realia są takie, że na Marsie będzie cholernie ciężko żyć. Kto tam pojedzie? Pomyleńcy, czyli pasjonaci.
Czy może zrobi się tam takie mieżdunarodnoje Alkatraz? W jakiej to powieści było Q, o Holdanie i Helisie, pamiętam taka fajna goła babka była na okładce, w wieku w którym to czytałem było to wielce inspirujące, Testament Overmana?
Teraz dlaczego skoro Kosmos robi się dla zysku, to tabuny astronautów nie grają w piłkę na Księżycu.
Czy na prawdę sądzicie, że Ruscy posłali by Gagarina w kosmos, gdyby nie widzieli w tym po pierwsze bata na USA, a po drugie nie zakładali, że da się to militarnie wykorzystać? Zancie taką nazwę Salut? A znacie taką: Ałmaz? Ałmaz to po rusku diament, to był prawdziwy cel zastosowania Saluta, stacje militarne. M.in. test sześciolufowej armaty 23mm na orbicie... Teraz Rosjanie nie dali rady, USA nie ma z kim walczyć, choć Chińczycy atakują...
Niestety z powszechności życia nie wynika jeszcze powszechność Rozumu (choc owszem można wtedy patrzeć w gwiazdy z większą nadzieja na odnalezienie go - pesymizm w stylu Mistrza zamienić na optymizm a'la Clarke).Jak ustosunkowujesz się do rozważań Lema na temat istnienia pozaziemskich cywilizacji w Summa Technologiae?
Jak ustosunkowujesz się do rozważań Lema na temat istnienia pozaziemskich cywilizacji w Summa Technologiae?
O ten że statystyka mówi że powinniśmy obserwować efekty astroinżynierii.CytujJak ustosunkowujesz się do rozważań Lema na temat istnienia pozaziemskich cywilizacji w Summa Technologiae?
Mistrz mówił na ten temat sporo, o który konkretny fragment Ci chodzi? ::)
Dlaczego uważam odnalezienie życia za tak istotne?
{Argumentacja}
Dlatego mam to za cel pierwszorzędny.
NASA zdaje sie ogłosiło, że wykrycie planetoidy zagrażającej zagłądą Ziemi nastąpiłoby z pewnym - 20-25 letnim wyprzedzeniem - i że w takim czasie NASA byłaby zdolna podjąć misję zepchnięcia kamikaze z toru jego lotu.
To co związane jest z nauka powiedzmy "free", nie związaną tak bezpośrednio z naszym przyziemnym życiem, również jest w obrębie naszego Układu realizowane z powodzeniem. Badanie innych planet, badanie planetoid, badanie galaktyki i całego Wszechświata - to się rozwija i oczywiście można sarkać, dlaczego nie szybciej i więcej, ale tak samo można sarkać na cokolwiek.
Wszystko to w obrębie naszego Układu musi się dziać, dopóki nie znajdziemy napędu zdolnego do szybkiego rozpedzenia statku kosmicznego do przyświetlnej. I tu jest pewna cezura, dziura technologiczna, której na razie nie potrafimy zakopać (...)
Wielkim paradoksem jest to Luca, że życie możemy znaleźć na Marsie i ten dla mnie najważniejszy cel zrealizować tak łatwo. A z kolei byc może do końca naszch cywilizacyjnych dni siedzieć będziemy zamknięci orbitą Plutona jak w konserwie i smętnie patrzeć na Alfę Centauri - tysiące razy za daleką...
O ten że statystyka mówi że powinniśmy obserwować efekty astroinżynierii.
Tu się z Tobą dosyć precyzyjnie zgadzam. Tyle tylko, że nie jestem specjalnym optymistą w kwestii odnaleznienia życia w naszym Układzie...
Nie ma po prostu zorganizowanych sposobów reagowania, stałego, konsekwentego i precyzyjnego monitorowania przestrzeni (przynajmniej o ile mi wiadomo) itp.
A ja nie chcę sarkać ot tak sobie, że wolałbym szybciej i więcej, tylko mówię, że pieniądze, które idą na stację kosmiczną, czy też poszłyby na załogowe loty, można wydać racjonalniej i lepiej. Skoro już są (pieniądze).
Myślę, że "cezura" i "dziura technologiczna" to mało powiedziane:-) Moim zdaniem wyjście poza Układ jest nierealne dla człowieka w obecnej formie (zarówno fizycznie, jak i za pomocą sond). No chyba, że doszłoby do jakiegoś niewyobrażalnego przełomu, który przetransformowałby wszystko co wiemy na temat ograniczeń szybkości przesyłu informacji i materii. Wszędzie jest tak okropnie daleko...:-(
Te "ekscentryczne" tezy głosił (m.in.) Carl Sagan i uzasadniał je znacznie lepiej niż ja byłnym w stanie. (Twierdził też zresztą, że są rzeczy istotniejsze niż dolary, z czym kto jak kto, ale Mistrz Lem z pewnością by się zgodził.)
+
Temu mogę chyba tylko przeciwstawić cytat z Mistrza który służy za podpis moich postów, a takze to z Paraw Clarke'a, które mówi, że jedyną rzeczą sprawdzenia granic możliwości jest podejmowanie prób robienia rzeczy uważanych za niemożłiwe.
Weźmy jednak pod uwagę, że w Epoce Wielkich Odkryć Geograficznych wyprawy dalekomorskie były równie ryzykowne (i wiązały się z gigantyczną śmiertelnością załóg) a jednak podejmowano je wbrew wszystkiemu (fakt, że z pobudek dość paskudnych, bo nastawionych na zysk i podbój) i tylko dzięki temu dokonał postęp.
Jeden z chińskich cesarzy (mimo przewagi technologicznej Chin) zadecydował, ze lepiej zaprzestać wypraw dalekomorskich i "schować się" za Wielkim Murem, w efekcie Chiny pogrążyły się w dekadenckiej stagnacji, a świat podbili znacznie prymitywniejsi wówczas Europejczycy. Czy ten przykład nie powinien nas czegoś nauczyć?
Po pierwsze, to że podobne tezy głosił Sagan, to mnie jeszcze na kolana samo w sobie nie powala.
pasującej do mojej propozycji "poczekajmy jeszcze trochę, na razie mamy rozsądniejsze rzeczy do zrobienia, a na loty załogowe może przyjdzie czas później".
No i są pewno rzeczy cenniejszej niż dolary (np. wiedza), ale tak się składa, że za darmo to się można w koleżance z bloku zakochać (dalsze kroki już jednak w ten czy inny sposób płatne;) ). Prawda jest taka, że na dolary musimy przeliczać praktycznie wszystko (łącznie z ludzkim życiem vide służba zdrowia). Również w eksploracji kosmosu musimy wybierać pomiędzy alternatywami, bo niestety wszystkiego naraz zrobić się nie da.
Nie jestem pewien czy na miejscu jest tu porównywanie wielkich odkryć geograficznych z wyprawą na Marsa. Moim zdaniem to całkiem inna bajka. Zdeptanie Marsa nie zapewni nam żadnych specjalnych zysków (no, pewno jakieś nowe technologie), poza dramatycznymi, a koszty byłyby ogromne. I szczerze mówiąc to o ludzkie koszta specjalnie nie dbam. Myślę, że znalazłoby się przynajmniej kilka tysięcy odpowiednich do lotu kandydatów, którzy za możliwość uczestniczenia w tak niesamowitym przedsięwzięciu mogliby przełknąc ryzyko zgonu na poziomie kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu procent.
Mam dziwne wrażenie, że przemłóciłeś już tyle SF, że umysł przesiąkł Ci całą tą romantyką podróży kosmicznych i nie chcesz dopuścić do siebie racjonalnej argumentacji przeciw temu. Tylko bez urazy;-)
No ale co to ma do rzeczy?
Tu się z Tobą dosyć precyzyjnie zgadzam. Tyle tylko, że nie jestem specjalnym optymistą w kwestii odnaleznienia życia w naszym Układzie...Miło mi :). Ja jestem optymistą. są co najmniej dwa takie miejsca: Mars i Europa. Na Europie bardzo możliwe, że pod lodem jest wielki ocean wody, chroniony przed zamarznięciem ruchami pływowymi od Jowisza. Jeśli życie jest naturalną konsekwencją przemian materii nieożywionej przy dostępie do wody i energii, to jest tam szansa. Odpowiadając przy okazji Q: jestem tego przekonania, że zycie jest taką konsekwencją, a rozum jest konsekwencją życia. Wiem, co by na to Lem powiedział ;).
Idzie mi o to, że teraz co chwila pojawiają się informacje o jakichś asteroidach, co to "mijają Ziemię o włos", "są na kursie zderzeniowym" (oczywiście z medialnym przesadyzmem i dramatyzowaniem)Chyba o ten szum chodzi, z tego co pamiętam to w 1996 roku było trochę strach, ponieważ świeżo wykryta planetka, nim następnego dnia uściślono wyniki, w granicach błędu "haczyła" o Ziemię, ale ostatecznie przeszła w odległości Księżyca (mniej więcej tak, jakby snajper z 2 km orzełka z czapki komuś odstrzelił ;) ). Obiekty (oczywiście te namierzone) są monitorowane, tu jest animacja z 2 miesięcy 2002 roku: http://antwrp.gsfc.nasa.gov/apod/ap060328.html, a tu strona z naniesionymi wszystkimi_rzeczami z Układu http://cfa-www.harvard.edu/iau/lists/InnerPlot.html a tu to, co jest namierzone w Pasie Kuipera:
No maziek, tak to można skwitować krytykowanie każdego działania. A ja nie chcę sarkać ot tak sobie, że wolałbym szybciej i więcej, tylko mówię, że pieniądze, które idą na stację kosmiczną, czy też poszłyby na załogowe loty, można wydać racjonalniej i lepiej. Skoro już są (pieniądze).Wiesz, ja szczerze mówiąc nie mam zdania na ten temat (ludzie czy maszyny i stacja). Poza tym sądzę, że tyle czynników decyduje, jak i co NASA realizuje, że szkoda nerwów. Wiesz, z tym jest troche jak z wojskiem, nie da się go "wychować" szkoleniami, trzeba posłać na wojnę. Myślę, że i z kosmosem podobnie.
Ja jestem optymistą. są co najmniej dwa takie miejsca: Mars i Europa. Na Europie bardzo możliwe, że pod lodem jest wielki ocean wody, chroniony przed zamarznięciem ruchami pływowymi od Jowisza. Jeśli życie jest naturalną konsekwencją przemian materii nieożywionej przy dostępie do wody i energii, to jest tam szansa.
Odpowiadając przy okazji Q: jestem tego przekonania, że zycie jest taką konsekwencją, a rozum jest konsekwencją życia. Wiem, co by na to Lem powiedział ;).
Chyba o ten szum chodzi, z tego co pamiętam to w 1996 roku było trochę strach, ponieważ świeżo wykryta planetka, nim następnego dnia uściślono wyniki, w granicach błędu "haczyła" o Ziemię, ale ostatecznie przeszła w odległości Księżyca (mniej więcej tak, jakby snajper z 2 km orzełka z czapki komuś odstrzelił ;) ).
Jednak NASA i nie tylko bardzo solidnie ostatnio się tym zajęło (tzn. tak sądzę z ilości artykułów na ten temat w SA itd).
Wiesz, z tym jest troche jak z wojskiem, nie da się go "wychować" szkoleniami, trzeba posłać na wojnę. Myślę, że i z kosmosem podobnie.
Pytanie podstawopwe: dlaczego uważasz loty bezzałogowe za lepsze od załogowych, bo tańsze? Według tej samej logiki dla pana Kowalskiego lepsze jest życie z datków opieki społecznej, od np. założenia własnej działalnosci - bo nie narobi sie, nie naryzykuje, a przeciez i tak żyć będzie...
Tylko, że jeśłi tak, to docelowo oznacza to zagładę ludzkości (choćby dopiero wtedy gdy Słońce się wypali). (BTW: ta, jakże pesymistyczna, wizja też moze stanowić pewne alternatywne wyjaśnienie kwestii "milczenia Wszechświata".)[/quote]
Najpoważniejszym kandydatem jest wciaż jednak posiadający atmosferę Tytan.
I musimy mieć szkolonych astronautów, żeby jakby co miał kto asteroidy rozbijać ;).
ps. zresztą: Luca, po co my tu gdybamy, skoro za sprawą Azjatów wyścig w starym stylu i tak ruszy.
A loty bezzałogowe są po prostu efektywniejsze. O rzędy wielkości.
Człowieku, kiedy wypali się Słońce? Przeca to miliardy lat. Nawet Kaczyńscy w swoich dalekosiężnych planach nie sięgają tak daleko! Do tego czasu bankowo nie będzie już ani jednego człowieka. Założę się nawet, że ludzie tak czy inaczej znikną (zagłada czy też przekształcenie w coś innego) w przeciągu najdalej kilku najbliższych milionów lat. Wydaje mi się zatem, że obawianie się o to co poczniemy jak nam słoneczko pęcznieć zacznie, jest raczej deczko przedwczesną obawą...
Na ewentualne wyjście w Kosmos być może przyjdzie jeszcze czas. W tym momencie jest to moim zdaniem marnowanie pieniędzy. Owszem, marnowaniem w sposób wyjątkowo widowiskowy i moje serce też rwie się do tego typu przygód, ale jak to mówią trza mieć serce gorące, ale zimną głowę...
Polecam filmik o sondzie Huygens, która wylądowała na powierzchni Tytana. Dla mnie pycha. Jakieś 150MB:
http://www.lpl.arizona.edu/DISR/Multimedia/Movie_HiRes+Narration_25Apr06.wmv
O tym to się jeszcze przekonamy...
Zachęcałbym do umieszczania możliwej wielości odnośników opisujących tematy, o których ględzimy, a la to co robi maziek. Jeśli trafi na to jakiś znudzony życiem i internetem surfer to może będzie miał chęć nieco bardziej zagłębić się w temat u źródeł (a i oponentom w dyskusji horyzonty poszerzy):-)
O ile za cel lotów kosmicznych uważamy w pierwszym rzędzie badania powierzchni i/lub atmosfery danego ciałą niebieskiego... Nikt nie powiedział jednak że to jest ich głównym celem.
+
(...)
A co do marnowania pieniędzy: wszystko zależy co uznamy za priorytet, wtedy wydatki na inne cele siłą rzeczy zaczynamy uważać za marnowanie...
No przyznaj, że gdzie jak gdzie ale na tego Tytana gdyby się informacje potwierdziły trzebaby jednak załogę posłać.
A co miałoby być celem załogowych lotów? Obecność w przestrzeni dla samej obecności? Postawienie ludzkiej stopy na Marsie dla satysfakcji zdobywców kolejnych rubieży? Sprowokowanie powstania nowych technologii? Uniknięcie zagłady w wyniku "kiszenia się na jednej planecie"?
Pierwsze dwie opcje to dla mnie, jak już wielokrotnie powtarzałem, gigantyczny przerost formy nad treścią. Co do nowych technologii to wolałbym żeby te wagony pieniędzy skierować wprost na rozwój (mgliście to brzmi :/). A jeśli miałoby dojść w najbliższym czasie do globalnego zniszczenia ludzkości to i tak nic na to nie poradzimy (a już na pewno nie przez loty załogowe), bo do faktycznego rozprzestrzenienia człowieka w układzie brakuje jeszcze co najmniej setek lat. Jestem po prostu przekonany, że z wożeniem się ludzi po Układzie należy poczekać na rozwój technologiczny, bo aktualnie konieczne nakłady są zbyt wysokie w stosunku do zysków.
Pewno gdzieś teraz powinniśmy zaprzestać dyskusji, bo racje zostały przedstawione, a opinie pozostały niezmienione...
Ha! Zgadza się, ale pod jednym warunkiem - że JA będę wśród załogi :D Wtedy na potrzeby programu mogą nawet całą Europę Chińczykom sprzedać 8-)
Po pierwsze: im szybciej zaczniemy kolonizację Układu tym szybciej się ona dokona (teoeretycznie, że znów odwołam się do analogii z Epoką Wielkich Odkryć, Hiszpanie, Portugalczycy czy Anglicy też mogli czekać z odkrywaniem świata aż się wymyśli zncznie wygodniejsze i szybsze partowce, tymczasem nie czekali i gdy parowce nadeszły Ziemia była już w praktyce w całości - z grubsza - poznana).
No tak, ale moim zdaniem to mamy raczej sytuację w stylu - Mieszko Pierwszy (jeśli nie Mojżesz;) stwierdza, że czas zacząć budować tratwy, na których postaramy się przepłynąć Atlantyk, co by Amerykę czymprędzej "skolonizować". Siły na zamiary, zyski do kosztów...
Megakosztowne wyprawy załogowe oznaczają, że pozostaje drastycznie mniej środków na inne przedsięwzięcia. W tym i takie co do nowych technologii również prowadzić mogą.
Gdybyśmy dysponowali niewyczerpanymi środkami to ja nie mam problemu z wysyłaniem ludków w przestrzeń. Niestety jest tak, że nasze środki są mocno okrojone i trzeba właśnie, jak sam powiedziałeś, określać priorytety oraz racjonalność i efektywność poszczególnych projektów.
A tak w ogóle to to co mówisz to w pewien sposób dziwnie brzmi. Mianowicie wychodzi na to, że w locie, powiedzmy na Marsa, nie jest najważniejszy standardowo pojmowany sukces samej misji (jako lądowanie na powierzchni, przeprowadzone tam badania), lecz jest to niejako "droga do celu" (przyspieszenie wyjścia człowieka z niebieskiej kulki), "środek do" (stworzenia nowych technologii). Choć w zasadzie to i tak o wiele bardziej przekonujące jako motywacja, niż efekty dramatyczne, na które tyle sarkałem już wcześniej.
Przypomniała mi się historyjka, hehe. Pare lat temu na Marsie lądowała sonda Pathfinder. Mniej więcej w tym samym czasie do Polski zajeżdżał chyba z pielgrzymką papież. W każdym razie garliśmy z braćmi w kosza, gdy nagle w podejrzanym podnieceniu przybiegł nasz mały kuzyn (5, 6 lat miał) i wydarł gębę: "Chodźcie bo jest lądowanie papieża na Marsie!":-D Było trochę śmiechu, ale lądowanie w telewizji żeśmy zobaczyli.
No tak, ale moim zdaniem to mamy raczej sytuację w stylu - Mieszko Pierwszy (jeśli nie Mojżesz;)Do Mojżesza to cholernie dobrze pasuje ;)
CytujNo tak, ale moim zdaniem to mamy raczej sytuację w stylu - Mieszko Pierwszy (jeśli nie Mojżesz;)Do Mojżesza to cholernie dobrze pasuje ;)
Luca: prawda chyba jest taka że wszystkie odkrycia zabierały środki na miarę szaleństwa. To chyba leży w jakiejś naszej naturze czy czymś że poprostu tak robimy. Chociaż może na etapie wylotu poza planete można już to planować. Wydaje mi się jednak że jeśli państwa stwierdzą że nie warto to zrobi to ktoś prywatny. Tak czy siak ktoś zaryzykuje i uczyni krok na 1% szansy powodzenia by danego czegoś (dajmy na to załogowego na Marsa) dokonać.
Luca: prawda chyba jest taka że wszystkie odkrycia zabierały środki na miarę szaleństwa. To chyba leży w jakiejś naszej naturze czy czymś że poprostu tak robimy.
Na pewno w przewidywalnej przyszłości nikt prywatny tego nie zrobi. Żadne prywatne przedsiębiorstwo nie jest w stanie włożyć kilkuset miliardów dolarów w przedsięwzięcie, które nie wiadomo kiedy i czy w ogóle zbliży się chociaż do zwrócenia kosztów.
I bynajmniej nie wszystkie odkrycia "zabierały środki na miarę szaleństwa".
Tak przy okazji, ile mniej wiecej mogłaby kosztowac wyprawa na księżyc? Chodzi mi o rząd wielkości.
Koszty zmodyfikowanej wersji "Mars Semi-Direct" obliczono na 42 miliardy dolarów (na rok 1995).
http://chapters.marssociety.org/polska/koncepcje.html
Oczywiście że wspomniany przez Ciebie biznes by się rozwinął. Powiem inaczej: już się rozwija.
Na pewno w przewidywalnej przyszłości nikt prywatny tego nie zrobi. Żadne prywatne przedsiębiorstwo nie jest w stanie włożyć kilkuset miliardów dolarów w przedsięwzięcie, które nie wiadomo kiedy i czy w ogóle zbliży się chociaż do zwrócenia kosztów.A jednak. Schliemann (http://pl.wikipedia.org/wiki/Heinrich_Schliemann) odkrył Troję...
A jednak. Schliemann (http://pl.wikipedia.org/wiki/Heinrich_Schliemann) odkrył Troję...
No to ile kosztowała ostatnia wyprawa na Marsa?
To demonstrate NASA's commitment to low-cost planetary exploration finishing the mission with a total expenditure of $280 million, including the launch vehicle and mission operations.
No to ile kosztowała ostatnia wyprawa na Marsa?TFU!! Miało być "na Księżyc" rzecz jasna...
No to Bill Gates w ciagu życia wrzucił na różne cele charytatywne kilkadziesiąt miliardów dolarów. Wychodzi chyba na to że jest to osiągalne finansowo dla grupy osób prywatnych. Znaczy mówię o księżycu bo IMHO mówienie aktualnie o załogowej na Marsa to najtańsze z S-F.
CytujNo to ile kosztowała ostatnia wyprawa na Marsa?TFU!! Miało być "na Księżyc" rzecz jasna...
The cost of the program is estimated at $135 billion (2006 dollars) ($25.4 billion in 1969 dollars). The Apollo spacecraft cost $28 billion (2006 dollars) to develop: $17 billion for the command and service modules, and $11 billion for the Lunar Module. The Saturn I, IB and V launch vehicle development cost about $46 billion.(Trza było w Wikipedii poszukać. :P)
Tak, ale benefit z powrotu na Księżyc jest niemal wyłącznie naukowy, bo kogo to obchodzi? No, chyba ze prestiż.
Twierdzisz ze nie ma na Ziemi chetnych którzy zapłaciliby kupę kasy za krok na Księżycu natomiast są tacy którzy płacą kupę kasy za lot "w kosmos"?
Heh, no racja, ale weź pod uwagę, że udostępnienie technologii do podróży na Księżyc komercyjnie musi być poprzedzone zupełnym 'spospoliceniem' zagadnienia. Przecież Rosjanie wożą na orbitę turystów w Sojuzach, sprzęcie, który od 3500 lat już działa, wszystko już o nim wiadomo, a jak czegoś nie wiadomo, to tylko tego, dlaczego Dżyngis Chan nie używał ich do zrzucania z orbity drągów na mur chiński. Zanim Amerykanie polecą tam choćby RAZ, minie, jak się dowiadujemy, 20 lat, czy jakoś. A zanim będą mieli całą flotę statków Orion, w których będą mogli jakichś Billów Gatesów III wystrzelić na autour de lune, to minie jeszcze z 50. Myślisz, że to tzw. długofalowa inwestycja?
Jeju tyle lat temu polecieli i bylo ok a teraz nie można sobie z tym poradzic?! Chyba faktycznie szkoda fatygi, za wolno to się rozwija...
Niestety jedynym lekarstwem na ten problem (poza zmową oszalałych miliarderów) jawi się prymitywny instynkt rywalizacji wpisany w nas przez ewolucję wieki temu. Dobrze, że chociaż w takich razach może z niego wyniknąc coś dobrego.Prymitywny...... :-?
Prymitywny...... :-?
Z drugiej strony jak 100km autostrady kosztuje 1Mld Euro (http://biznes.onet.pl/0,1613683,wiadomosci.html) to co się dziwić... :-?Kurcze to do Księżyca jest 4*10^5 km to wychodzi 4 biliony tych tam dularów czy eurusów - Matko Boska, to może jednak lepiej rakietą?!
Wicie-rozumicie wychodzi nr specjalny WiŻ wszystko o kosmosie...
CytujWicie-rozumicie wychodzi nr specjalny WiŻ wszystko o kosmosie...
Dzięki za cynk :). Będzie o czym dyskutować ;).
No i po co ten post? No kto jak kto, ale Ty Q mógłbyś się od tego typu prywatno-beztreściowych odpowiedzi powstrzymać..:/
A żeby Ci jeszcze dogodzić to zapraszam tutaj:
http://space.newscientist.com/article/mg19526233.200-mars-society-seeks-to-rescue-crewed-mission.html
Może Amerykanom zdarza się jednak racjonalnie pomyśleć?
;-P
Eksperyment YES-2 - fiaskohttp://astro.zeto.czest.pl/ (swoją drogą stronę polecam jako żródło aktualnych informacji)
25.09. od umieszczonego na satelicie Foton M-3 (start 14.09.) ładunku YES-2 miał oddzielić się na na 30-km długości lince lądownik Fotino. Następnie miał zostać opuszczony w kierunku Ziemi, co pozwoliłoby na jego deorbitację i lądowanie około 07:55 w pobliżu Dierżawinska w Kazachstanie.
Rozwijanie linki rozpoczęło się o 05:46:33 i przebiegało zgodnie z planem do końca pierwszej fazy (3380 m).
Faza druga rozpoczęła się prawidłowo, jednak po rozwinięciu 8490 metrów doszło do naruszenia procesu
rozwijania (szybkość spadła z 12 do 5 m/s) i linka została przecięta ok. 07:20 , gdy powinna się cała rozwinąć.
Fotino pozostał na orbicie zbliżonej do Fotona.
Foton powrócił na Ziemię
26.09. o o 07:23:43 rozpoczął deorbitację, a o 07:58 wylądował 150 km na S od Kustanaju w Kazachstanie satelita Foton M-3.
Dawn wystartował!
27.09. o 11:34:00,372 z Cape Canaveral wystartowała RN Delta-2 (model 7925H), która wyniosła w T+57' 19" na orbitę heliocentryczną sondę planetki Westa i planety karłowatej Ceres Dawn.
Czwartek, 4 października 2007http://wiadomosci.wp.pl/wiadomosc.html?kat=18032&wid=9267033&rfbawp=1191539762.461
Marsjańska technologia przeciw gruźlicy
PAP 19:35
Urządzenie opracowane z myślą o poszukiwaniu życia podczas misji na Marsa może pomóc wykrywać bakterie powodujące gruźlicę.
Naukowcy z The Open University oraz London School of Hygiene and Tropical Medicine chcą wykorzystać miniaturowy zestaw przyrządów opracowany dla marsjańskiego projektu Beagle 2 (niestety, sonda przestała nadawać po lądowaniu w roku 2003). Podobna aparatura jest obecnie zainstalowana na pokładzie sondy Rosetta, której zadaniem jest badanie chemicznej struktury komet.
Mający wielkość pudełka na buty chromatograf gazowy z detekcją spektrometrii mas (GC-MS) potrafi zidentyfikować prątki gruźlicy dzięki ich otoczce o specyficznym składzie chemicznym. Zdaniem naukowców technologia może się przydać zwłaszcza w krajach słabo rozwiniętych, zapewniając szybsze i dokładniejsze rozpoznanie.
Obecnie przy wykrywaniu gruźlicy stosuje się badanie pod mikroskopem odkrztuszonej przez pacjenta plwociny. Jest to jednak metoda niedokładna - gruźlica pozostaje nierozpoznana w około połowie przypadków. Czasami dopiero dziesiąta z kolei wizyta pozwala na właściwe rozpoznanie - a przez ten czas chory może zakażać zdrowe osoby.
Na świecie na każde 100 tys. osób przeciętnie około 150 choruje na gruźlicę. W Afryce zachorowalność ta sięga 350 przypadków na 100 tysięcy. (al)
Przypominam zainteresowanym, że dziś zdaje się początek sprzedaży nr specjalnego WiŻ 50 lat astronautyki.
Jak ktoś mało się tym interesuje, to dobre bo przekrojowe. Jak ktoś serio się tym interesuje, to raczej zbyt powierzchowne.
Jest np artykuł o zwalczaniu zabłąkanych planetek - za najbardziej realistyczny scenariusz na jutro uważają zdetonowanie kilku bomb wodorowych, ale w sytuacji "psa goniącego zająca" i w odległości zaledwie 1/3 średnicy planetki - powierzchnia powinna odparować powodując odrzut. Jako misja ostatniej szansy trafienie "na czołówkę" bezwładną masa rzędu pół tony ze 2 lata przed zderzeniem.
Artykuł o napędzie przyszłości strasznie mętny. Pierdu pierdu. Brak prostej tabelki z zestawieniem teoretycznych mocy, jakie można wykrzesać z poszczególnych pomysłów. Wszystko na zasadzie porównań, jakby babcia miała wąsy i rzuciła w dziadka salaterką, to gdyby porównać Galaktykę do salaterki to Voyagery są dopiero o przecinek w tekście który czytasz od Ziemi, symbolizowanej w tym przykładzie przez dziurę w zębie dziadka, gdyby nie miał sztucznej szczęki...
Nauka - Kosmoshttp://www2.rp.pl/artykul/61281.html
Wystartował statek Sojuz TMA-11 z malezyjskim kosmonautą
ika 10-10-2007, ostatnia aktualizacja 10-10-2007 17:00
Rosyjski statek kosmiczny Sojuz TMA-11, w którego trzyosobowej załodze jest również pierwszy malezyjski astronauta dr Sheikh Muszaphar Shukor, rozpoczął w środę lot na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS).
Start z dzierżawionego przez Rosję kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie nastąpił o godz. 15.22 czasu polskiego. Do ISS statek ma przycumować w piątek.
Na pokładzie poza Malezyjczykiem znajduje się Amerykanka Peggy Whitson i Rosjanin Jurij Malenczenko. Zastąpią oni na stacji rosyjskich kosmonautów Fiodora Jurczychina i Olega Kotowa, którzy wracają na Ziemię.
Whitson będzie pierwszą kobietą zawiadującą ISS.
Dr Shukor spędzi na stacji ok. dziewięciu dni. Będzie pomagał przy przeprowadzaniu doświadczeń naukowych m.in. badających wpływ nieważkości i promieniowania kosmicznego na komórki nowotworowe.
Udział Malezyjczyka w misji kosmicznej został uzgodniony w 2003 roku. Miał być premią dla Kuala Lumpur za zakup w Rosji 18 myśliwców za wiele miliardów dolarów.
35-letni dr Shukor, lekarz i model, od roku przygotowywał się do misji w podmoskiewskim Gwiezdnym Miasteczku. Jego rodzice oglądali start, modląc się i płacząc.
Źródło : PAP
Wizja pierwszego lotu w kosmos budzila w Malezji wielkie emocje wsród islamskich autorytetow. Przedmiotem rozważań i dyskusji byl problem jak na orbicie kosmonauta ma zachować pozycję zwroconą w kierunku Mekki w czasie odprawianych 5x na dobę modłów.
No i jeszcze artykulik na czasie o najlepszych metodach wyprowadzania asteroidów z kursu kolizyjnego z Ziemią. W przedstawianym opracowaniu zwyciężają armady luster ogrzewających powierzchnię potencjalnego intruza
Udział Malezyjczyka w misji kosmicznej został uzgodniony w 2003 roku. Miał być premią dla Kuala Lumpur za zakup w Rosji 18 myśliwców za wiele miliardów dolarów.
Zastanawiam się czy nie mogliśmy wynegocjować czegoś podobnego od Amerykanów przy okazji wiadomego offsetu? ::)Widzisz Q, w Malezji mają władcę takiego jak Ty a u nas takiego jak maziek (maziek bez urazy! :D ). Jak myślisz, który naród lepiej na tym wychodzi? ;) (choć w sumie zastanawiam się czy sam nie podcinam gałęzi na której siedzę... :-? )
Widzisz Q, w Malezji mają władcę takiego jak Ty a u nas takiego jak maziek
maziek bez urazy! :D
Jak myślisz, który naród lepiej na tym wychodzi? ;)
choć w sumie zastanawiam się czy sam nie podcinam gałęzi na której siedzę... :-?
US Army zarekomendowała rządowi wyłożenie 10mld$ (w przeciągu 10 lat) na budowę testowej elektrowni słonecznej w przestrzeni kosmicznej:
http://environment.newscientist.com/article/dn12774-us-military-backs-spacebased-solar-power-plan.html
Widzisz Q, w Malezji mają władcę takiego jak Ty a u nas takiego jak maziekSkąd wiesz, że ja bym te 18 mysliwców przepił?! No z poddanymi bym sie podzielił ;).
U nas za to że kupili załatwiali inwestycje w kraju. U nich wysłali jedną osobę w kosmos. (To odnośnik do tego co się kłuciliśmy czy lepiej robić ekspedycje kosmiczne czy na Ziemi costam.)CytujWidzisz Q, w Malezji mają władcę takiego jak Ty a u nas takiego jak maziek
Możesz rozwinać tę myśl? ::)
No ale odpowiedź już znamy..... :-?A Ty wiesz dzi, ile to by flaszek było? To nie byłoby takie zwykłe picie. To by miało dzi wymiar kosmiczny!
"solar power satellites placed in geostationary orbit above the Earth could operate at night and during cloudy conditions"
W małej skali pomysł ten zastosowano - jeśli pamiętam to chyba gdzies w Alpach - naziemne (zamotowane na szczytach gór) lustra oświetlają miasteczko tak pechowo zlokalizowane w rozpadlinie pomiędzy grzbietami gór, że przez pół roku nie zagląda tam słońce. Podobno bardzo obniżyła sie liczba samobójstw.
Co do tego astronauty jest to oczywista bardzo zaawansowany program badawczy interakcji pomiędzy humanoidalnymi nieliniowymi homeostatami a ludźmi, wskazuje na to m. in. to że leci facet, który jest MODELEM... Ciekawe kto z żywych okaże się PIRXEM.
U nas za to że kupili załatwiali inwestycje w kraju. U nich wysłali jedną osobę w kosmos. (To odnośnik do tego co się kłuciliśmy czy lepiej robić ekspedycje kosmiczne czy na Ziemi costam.)
No ale odpowiedź już znamy..... :-?
Zakładasz, że oni go tam zaciukają??? :oMaszyny nie mozna zaciukać.
zestawiając maźka z naszymi władzami, nie pomyślałeś, że takie zestawienie (ze względu na znaną "jakość" naszych polityków) też może być odczytane jako obrażliwe.Mysl o sobie , nie cierp za miliony.
Maszyny nie mozna zaciukać.
Mysl o sobie , nie cierp za miliony.
Na orbicie w stronę Mekkihttp://www2.rp.pl/artykul/61740.html
Krzysztof Urbański 12-10-2007, ostatnia aktualizacja 12-10-2007 05:15
Pierwszy malezyjski astronauta poleciał na orbitalną stację na pokładzie rosyjskiego Sojuza. Będzie prowadził tam eksperymenty medyczne
Dowódcą załogi pojazdu, którego konstrukcja pamięta pionierskie czasy podboju kosmosu, jest Amerykanka Peggy Whitson. Razem z nią na orbitę poleci Jurij Malenczenko oraz Sheikh Muszaphar Shukor, z zawodu chirurg ortopeda i wykładowca na Uniwersytecie w Kuala Lumpur.
Start międzynarodowej załogi to okazja do świętowania dla wszystkich: władz Malezji, USA, Rosji, Kazachstanu (gdzie znajduje się kosmodrom Bajkonur). Podczas gdy szef rządu Malezji wychwalał swego rodaka, kazachskie władze zorganizowały uroczystość, gdzie dowódcy Peggy Whitson wręczono tradycyjny kazachski bat, ?aby mogła nim poganiać załogę?.
Według planu lotu Sojuz ma przycumować do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w piątek. Shukor pozostanie w kosmosie 11 dni, powróci na Ziemię wraz z obecnym dowódcą stacji orbitalnej Fiodorem Jurczikinem i Olegiem Kotowem.
Shukor, choć nie jest pierwszym muzułmaninem w kosmosie, jest pionierem, który wyruszył na orbitę podczas świętego dla muzułmanów ramadanu. Wyznawców proroka podczas ramadanu obowiązuje zakaz jedzenia i picia od świtu do zmierzchu. Duchowni zezwolili na ewentualne przesunięcie postu do momentu powrotu na Ziemię. Opracowali też szczegółową instrukcję dla muzułmanina w kosmosie. Wyjaśniają, jak dokonywać rytualnej ablucji oraz jaką pozycję przyjmować podczas modlitwy w stanie nieważkości.
Problem w tym, że podczas modlitwy muzułmanin musi być zwrócony twarzą w kierunku Mekki. Ale jak to zrobić, gdy stacja kosmiczna okrąża Ziemię 16 razy na dobę? Shukor będzie musiał podczas każdej modlitwy obracać się o 180 stopni.
Czemu? Staram się wykraczać poza ciasny egoizm i myśleć globalnie :D.Ty popatrz! A ja myslałem, że egoistycznie i przedmiotowo chcesz mnie wykorzystać przeciwko dzi!
Ty popatrz! A ja myslałem, że egoistycznie i przedmiotowo chcesz mnie wykorzystać przeciwko dzi!
Znamy?Sam podałeś przykład z Malezji ze świetna ilustracją. Przeczytaj go jeszcze raz.
ps. a swoją drogą zestawiając maźka z naszymi władzami, nie pomyślałeś, że takie zestawienie (ze względu na znaną "jakość" naszych polityków) też może być odczytane jako obrażliwe.A myślisz że dlaczego w nawiacie napisałem by się nie obrażał?
Sam podałeś przykład z Malezji ze świetna ilustracją. Przeczytaj go jeszcze raz.
Tak czy siak mój żart nie został zrozumiany i to nieporozumienie niebezpiecznie się rozwija więc ja lepiej już kończę...
Przepraszam wszystkich ale nie potrafię Go ignorować!
Napisałem że Malezyjskie władze za kupno wynegocjowały lot jednego obywatela w kosmos co wydało mi się podobne do Twoich postulatów w dyskusji tu toczonej. Przedstawiłem w opozycji do tego negocjacje Polski która cośtam załatwiała dla całego kraju (ten nieszczęsny offset).
A potem przyszedłeś Ty i nasrałeś.
Za ostatnie megatrollowe zdanie wypowiedziane w realu albo odpowiednik takiego zachowania prawdopodobnie bym się nie opanował i zwyczajnie dostałbyś po buzi. Niezależnie od wieku.
Tak rzeby była jasność to oficjalnie powiem że mam do Ciebie od teraz nastawienie wrogie i coraz rzadziej będę się opanywał a coraz częściej zaczepiał w Twoim stylu robiąc przy tym straszny syf na forum. I tak aż do bana. Niech stracę.
Płaczę ze wzruszenia!!!
[size=20]Przepraszam wszystkich za całe to zajście, bo czuję się współwinny...[/size]
No i skończy się tak, że przyjdzie Terminus i wywali wszystkich z lasu.
A poważnie: obaj przesadziliście, dobrze to wiecie, więc jeżeli nie zamierzacie się godzić, najzdrowiej będzie się ignorować.
Świat PAP, PU /24.10.2007 13:24http://wiadomosci.onet.pl/1629365,12,chiny_wyslaly_swoja_pierwsza_misje_na_ksiezyc,item.html
Chiny wysłały swoją pierwszą misję na Księżyc
Pierwszy chiński automatyczny próbnik Księżyca wystartował pomyślnie z kosmodromu Xichang w prowincji Syczuan na południu Chin.
Chińska telewizja państwowa pokazała start rakiety Długi Marsz 3A z próbnikiem Chang'e-1, który ma zostać umieszczony na orbicie wokółksiężycowej i przez rok transmitować stamtąd zdjęcia oraz dane naukowe.
Chang'e (w tradycyjnej polskiej pisowni Czang-Ngo) to w chińskiej mitologii zamieszkująca Księżyc bogini.
Misja Chang'e-1 wpisuje się w azjatycki wyścig kosmiczny - od początku października wokół Srebrnego Globu krąży jego japoński sztuczny satelita Kaguya, a w kwietniu przyszłego roku ma się tam znaleźć indyjski próbnik Chandrayaan.
Start Chang'e-1 nastąpił krótko po godzinie 18. czasu lokalnego (12. czasu polskiego). Próbnik o masie ponad dwóch ton ma wejść na orbitę wokółksiężycową 5 listopada, by pod koniec tego miesiąca wysłać na Ziemię pierwsze zdjęcia.
Według chińskich planów, kolejnym etapem podboju Księżyca będzie wysłanie około 2012 roku na jego powierzchnię automatycznego pojazdu kołowego. Mniej więcej w pięć lat później Srebrny Glob ma spenetrować drugi taki pojazd, by po zebraniu próbek gruntu powrócić na Ziemię.
October 21, 2007 Updatedhttp://www.jaxa.jp/topics/2007/10_e.html
"KAGUYA" moves to regular control mode
The lunar explorer [ch8220]KAGUYA[ch8221] (SELENE), which successfully separated its two baby satellites, has been shifted to the regular control mode to observe the Moon's surface by having the observation equipment face the moon at all times.
From now on, the satellite will move to the initial functional verification phase to check out its onboard equipment until mid December. After that, it will start regular observations.
Photo: Moon[ch8217]s surface shot by the monitor camera of the main satellite from the regular observation orbit."
Pochodzi z bardzo ciekawej serii Tym żył świat (http://www.polskieradio.pl/trojka/swiat/podcast.aspx).
ORBITER - darmowy symulator lotów kosmicznych.http://orbiter.rox.pl/ - strona polska
ORBITER jest to darmowy symulator lotów kosmicznych, w którym aby dolecieć na daną planetę nie wystarczy najechać na nią celownikiem i nacisnąć FIRE. Orbiter posiada bardzo dokładny silnik fizyczny świetnie odwzorowujący rzeczywistość. Dlatego też najpierw musisz opanować podstawy rzeczywistych lotów kosmicznych i w tym ma Ci pomóc ta strona. Zawiera ona tłumaczenia poważniejszcych podręczników i przewodników które oryginalnie pisane były w języku angielskm. Hostujemy również różne instrukcje, które z reguły są kompilacjami ważnych informacji zawartych na forum, gdzie zwykle są one gubione w gąszczu innych postów. Strona służy również jako repozytorium odnośników do innych, najważniejszych stron, w tym zawierających dodatki do Orbitera (a tych jest mnóstwo). Możesz wybierać między historycznymi misjami typu program Apollo, teraźniejszymi (np. promy kosmiczne), a także futurystycznymi i sci-fi (np. Odyseja 2001, Gwiezdne Wojny, Star-Trek). Nie myśl jednak, że "grając" w Orbitera postrzelasz sobie w inne statki i zdezintegrujesz ciała niebieskie Niszczycielem Planet. W Orbiterze kładzie sie nacisk na realizm lotu i planowanie misji. Spróbuj tylko porzucić na moment przyzwyczajenia z innych tzw. symulatorów kosmicznych i zobacz jak ekscytująca może być Twoja pierwsza realistyczna podróż na Marsa z szalonym całkowitym wyhamowaniem prędkości w jego atmosferze
Polacy są WIELCY (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80355,4633432.html)
Natomiast co do Energii i Burana. Był to w pewnym sensie ratunkowy projekt "odzyskania twarzy" ponieważ Rosjanie źle się czuli z tym, że przerżnęli z Księżycem, a teraz jeszcze z wahadłowcem.
Na poniższym obrazku widać, że rżnęli bez litości ;)
Różnica zasadnicza jest taka, że Buran przytroczony jest nie do ET (external tank - zbiornik wodoru i tlenu) lecz do rakiety Energia właśnie.
Poza tym Buran mógł wykonywać misje bezzałogowe.
W ogóle w każdym parametrze rosyjski prom był potężniejszy.
Pewnego dnia w 2002 roku przyszedł huragan i porozkręcana a niezabezpieczona konstrukcja zawaliła się grzebiąc 8 ludzi i Burana wraz z Energią.
tu widać przednie "szyby" Burana
Tak więc "lotny" egzemplarz poległ z powodu bałaganiarstwa i ludzkiej bezmyślności...
Zostały jeszcze chyba inne egzemplarze, w tym jeden "lotny" w częściach
Z kosmosu wygląda fajnie, ale na ziemi jest obiektem rabunkowych wycieczek, których uczestnicy urywają i wykręcają co się da, przeważnie później da się to kupić na E-bayu... Klęska.
Głupota w ww zdarzeniach jest drugorzędna, są to po prostu konwulsje umierającego cielska.
Do momentu kiedy Amerykanie stanęli na Księżycu wyścig kosmiczny miał ściśle mocarstwowy i ideologiczny napęd po jednej i po drugiej stronie.
Warto jednak wiedzieć, że u Rosjan zawsze człowiek liczył się mniej, a ich konstrukcje nie były nigdy dostatecznie przetestowane. Między innymi dlatego pozostali wierni technice rakietowej jednorazowego użytku - bo to jest łatwiej zrobić. Dopóki byli mocarstwem, pieniądze nie liczyły się. Juz Gagarin cudem uniknął śmierci. Podczas jego lotu wystąpiły trzy poważne awarie, z których każda mogła zakończyć się tragicznie. Gdyby m.in. nie to, że ta misja to trochę była jak rzucenie kamieniem w górę - musi spaść, to nie wiadomo, jak by się to skończyło.
Do misji SOJUZ 11 doszło pomimo, że wszyscy zdawali sobie sprawę, że statek jest awaryjny, przy każdym teście wychodziła inna, śmiertelnie groźna usterka. Ale w związku z jakimś świętem państwowym, czy urodzinami tow. I sekretarza, już nie pamiętam, trzeba było lecieć. Efekt - dekompresja kapsuły przy powrocie, śmierć trzech astronautów (którzy ma się rozumieć pobili zanim zmarli kolejny rekord przebywania w kosmosie...)
Z tym przebywaniem w kosmosie i biciem rekordów to też było takie typowo radzieckie. Posłali faceta i niech siedzi. Sensu naukowo-badawczego żadnego w tym nie było, poza badaniem samego kosmonauty po powrocie ma się rozumieć. Siedzieli faceci we dwójkę w pomieszczeniu wielkości sławojki i bili rekord. Wyobrażasz sobie? Jakie to miało znaczenie poznawcze, czy taki facet siedział 10 dni, 30 dni, czy 150 dni? Poza tym, że dłużej go trzeba było rehabilitować po powrocie. Do Guinnesa to sie nadaje.
Na Marsa ma się lecieć wg róznych założeń np. coś koło 3 lat, więc raczej na pewno kapsuła będzie musiała zapewniać sztuczną grawitację (siła odśrodkowa), bo astronauci nie dadzą rady ustać na nogach na Marsie, nie mówiąc o Ziemi.
Doświadczenia Rosjan owszem uzmysłowiły naukowcom, że nie wszystkie skutki przebywania w stanie nieważkości cofają się...
Niewątpliwie fakt, że w kosmosie jesteśmy (załogowo) gdzie jesteśmy, nie bierze się ani z ciekawości poznawczej, ani z pragmatyki. To czysta polityka, przynajmniej do upadku ZSRR.
Choćby te związane z płodnością...O tym to nie słyszałem. Słyszałem o kłopotach naczyniowo-sercowych i rzeszotowieniu kości. Jakieś dane?
CytujChoćby te związane z płodnością...O tym to nie słyszałem. Słyszałem o kłopotach naczyniowo-sercowych i rzeszotowieniu kości. Jakieś dane?
Ale czy Rosjanie "na sobie" taki efekt stwierdzili? Bo tak zrozumiałem z Twojego posta. Na orbicie Ziemi, mimo ewidentnie większego narażenia na promieniowanie a szczególnie na erupcje cząstek ze Słońca i tak w jakimś stopniu astronauci są chronienie przez magnetosferę. Te efekty o których piszesz rozpatrywane są na razie czysto teoretycznie poza ochronnym kloszem Ziemi.
Przeczytałam ten artykulik o kobietach w kosmosie - nie wykazuję się specjalną rewolucyjną czujnością na tle gorszego traktowania kobiet, ale niektóre argumenty po prostu mnie rozwaliły - bo trudno połączyć karierę zawodową i dzieci. Argumenty z lamusa, te same padały jak kobiety chciały być prawniczkami, lekarzami czy inżynierami. I jakoś można - kwestia wyboru, nie mówię, że to praca dla wszystkich kobiet. Ale dla wszystkich mężczyzn też nie. I jeszcze argumenty, że Lisa Novak... ale jak jakiś były kosmonauta popada w depresję albo alkoholizm albo - jak ten z artykułu - rozwodzi się i ma romans z koleżanką z pracy, to nie jest to argument przeciwko wysyłaniu wszystkich mężczyzn w kosmos...
Powinno być uczciwe medyczne przedstawienie skutków ubocznych na organizmy różnych płci i wtedy można w ogóle rozmawiać.
Ostatnio wyslal ekspedycje podwodna w okolice bieguna na poszukiwania ropy, czym rozezlil Jankesow i AngoliEkspedycja była po to, żeby "naukowo" potwierdzić, że Arktyka leży na szelfie kontynentalnym Rosji - ergo: Rosji z Arktyki najwięcej się należy. Poza tym kazał bombowcom "prawie naruszać" miezynarodowe strefy. No i ustanowił największe święto narodowe na dzień w którym w XVII w Ruscy Lachów przepędzili. Moim zdaniem to jest projekcja Kaczyzmu na Rusizm.
No to jak myslicie, co z ta eksploracja bedzie dalej? I kto ja bedzie przeprowadzal?
Ekspedycja była po to, żeby "naukowo" potwierdzić, że Arktyka leży na szelfie kontynentalnym Rosji - ergo: Rosji z Arktyki najwięcej się należy.
Moim zdaniem to jest projekcja Kaczyzmu na Rusizm.
India is expected to invest US$1.5 billion over the next five years to develop technologies for a manned space flight by 2015 and a moon flight by 2020. Most of the designing, research and technical jobs are to be completed by 2012.
07-09-24 12:31http://kopalniawiedzy.pl/wiadomosc_4334.html
Napęd fotonowy stał się rzeczywistością?
[size=9]foton * napęd * kosmos * pojazd kosmiczny * PLT * Laserowy Napęd Fotonowy * Photonic Laser Thruster * Young Bae[/size]
Doktor Young Bae z Bae Institute zaprezentował urządzenie, które jeszcze niedawno istniało jedynie na kartach powieści science fiction. Mowa tutaj o Laserowym Napędzie Fotonowym (PLT - Photonic Laser Thruster), czyli ni mniej, ni więcej urządzeniu, które będzie napędzało statki kosmiczne dzięki strumieniowi fotonów.
W prezentacji brał udział doktor Franklin Mead, jeden z czołowych badaczy nad zaawasowanymi systemami napędowymi, zatrudniony w Laboratorium Badawczym Lotnictwa Wojskowego (AFRL). To niewiarygodne urządenie. Z tego co wiem, nikomu wcześniej nie udało się go skonstruować. Spotkało się ono z ogromnym zainteresowaniem - powiedział Mead.
Pisarze od dawna wykorzystywali na łamach swych powieści [ch8222]napęd fotonowy[ch8221]. Naukowcy jednak wątpili, czy fotony uda się kiedykolwiek wykorzystać do tego celu. Nie mają one bowiem masy spoczynkowej i ładunku elektrycznego. Nie mogłyby więc [ch8222]pchnąć[ch8221] statku kosmicznego, gdyż nie można ich zgromadzić i wystrzelić. System PLT przezwycięża ten problem, wielokrotnie odbijając strumień fotonów pomiędzy dwoma lustrami. W ten sposób można dodawać kolejne fotony do już wystrzelonych. Doktor Bae wykorzystał laser i skomplikowany system, który służył do wzmocnienia strumienia fotonów. Udowodnił, że energia fotonów mogłaby napędzać statki kosmiczne odbijając tysiące razy fotony pomiędzy nimi.
System doktora Bae jest w stanie wzmocnić strumień aż 3000 razy. Niewielki laser ma dzięki temu moc porównywalną z potężnymi i dużo większymi systemami laserowymi.
PLT może znaleźć zastosowanie na wielu polach. Najbardziej oczywistym jest napęd dla statków kosmicznych. Naukowcy oceniają, że pojazd wyposażony w nowy napęd, dotarłby na Marsa w ciągu tygodnia. Być może w przyszłości udałoby się przyspieszyć go nawet do prędkości bliskiej prędkości światła.
Teraz jednak doktor Bae ma bardziej realny cel na myśli. Chce połączyć technologię PLT z Photon Tether Formation Flight (PTFF). PLT ma o 100 000 razy zwiększyć precyzję lotów kosmicznych w formacjach. Dzięki temu pozycję poszczególnych pojazdów formacji można by kontrolować z dokładnością do nanometra. To z kolei pozwoli na zbudowanie lepszych urządzeń służących do badania kosmosu.
System PLT został po raz pierwszy pokazany w grudniu ubiegłego roku. Od tamtej pory kolejne demonstracje dowiodły, że rzeczywiście działa. Badaniami Bae Institute zainteresowały się NASA i AFRL.
Mariusz Błoński
źródło: Bae Institute
CytujŻe ja tak nieśmiało zapytam: co będzie paliwem na tych statkach kosmicznych?Prąd ;)
Czyli prąd?CytujCytujŻe ja tak nieśmiało zapytam: co będzie paliwem na tych statkach kosmicznych?Prąd ;)
Nie, Gaz Babuni ;).
(A serio: pewnie to co zwykle jest "paliwem" laserów...)
Czyli prąd?
Ja szczerze mówiąc to nic z tego art. o napędzie fotonowym nie kumam. Jasne jest tylko dla mnie, że rozpędzenie danej masy, nadanie jej pewnej prędkości a następnie wyhamowanie kosztuje ileś energii. I że jeśli skala jest gwiazdowa, to ilość tej energii jest tak wielka, że nawet rozpatrywana w roli paliwa antymateria jest za słaba, a konkretnie (pomijając problemy z jej uzyskaniem) ma za małą gęstość energii w jednostce masy, żeby na poważnie myśleć o niej jako bateryjce.
Hmm... Na razie była mowa o lotach na Marsa najdalej...
anihilacja 1kg masy (pół kg antymaterii) ~9*10^10 MJ(też nie gwarantuję poprawności, jakby ktoś chciał do matury ściągać ;) )
synteza termojądrowa 1kg helu uwalnia ~6*10^8 MJ
rozszczepienie 1kg uranu uwalnia ~5*10^7 MJ
wybuch 1kg trotylu to "tylko" ~5 MJ
Ale nie mamy bateryjki niestety...
Po co bateryjka. Napewno będzie to musiało na stosie chodzić, nie ma szans zgromadzić tyle prądu w czymkolwiek.
Ja nie zakładam, ja jestem tego pewien ;) Nie powiem tylko w jakim czasie.
CytujJa nie zakładam, ja jestem tego pewien ;) Nie powiem tylko w jakim czasie.
Pomijając fakt, że nasza jednomyślność w tym względzie jest dla mnie (fakt, sympatyczną) sporą niespodzianką, mogę sie z tym tylko zgodzić.
Skoro udało się z lekka "uchylić drzwi w Kosmos" wcześniej czy póżniej "otworzymy na ościerz" (albo wręcz "wywalimy z kopa" ;)), w końcu nasz gatunek zawsze się tak zachowywał :).
Yap. A teraz wszyscy ponosimy skutki tego wywalania przez bandę zadufanych małpiszonów.
Telewizja doprawdy nie była warta takiego wysiłku ;)
90% wszystkiego to g****.A, zatem i 90% zastosowań telewizji (czy chociażby Internetu) też, ale to nie wina wynalazców, a tych co do wynalazku nie dorośli...
Jedyne wyjście jakie widzę, to załadować na Księżyc jakiś ogromniasty ładunek nuklearny, posadzić na nim rakietę, zdetonować i niech leci siłą odrzutu...
A co, nie poleci? ::)
Jedyne wyjście jakie widzę, to załadować na Księżyc jakiś ogromniasty ładunek nuklearny, posadzić na nim rakietę, zdetonować i niech leci siłą odrzutu...Zupełnie na poważnie rozpatrywano silnik rakietowy w postaci puklerza chroniącego kontrprzodek rakiety, przez dziurkę w którym wyrzuca się ładunek jądrowy a następnie detonuje. Takich ładunków-pastylek byłoby oczywiście dużo i rakieta leciałaby, trochę jak na silniku pulsacyjnym (na którym latały V-1 nota bene).
Zupełnie na poważnie rozpatrywano silnik rakietowy w postaci puklerza chroniącego kontrprzodek rakiety, przez dziurkę w którym wyrzuca się ładunek jądrowy a następnie detonuje. Takich ładunków-pastylek byłoby oczywiście dużo i rakieta leciałaby, trochę jak na silniku pulsacyjnym (na którym latały V-1 nota bene).
Ja osobiście sądzę, że tym czymś będzie synteza jądrowa. Reaktor, żeby nie wiem co, ma za słaby stosunek mocy do masy.
Drugi pomysł to pozostawienie zasilania na Ziemi (na orbicie konkretnie). Wielka stacja kosmiczna mogłaby mieć olbrzymią powierzchnię ogniw słonecznych i zasilać statek skolimowaną wiązką laserową czy maserową czy mikrofalową. W granicach Układu działałoby, jeśli udałoby się dostatecznie skolimować wiązkę.
Jest pewien problem psychologiczny. Dotychczasowe wyprawy załogowe, czy to na orbitę, czy na Księżyc, a także te planowane na Marsa projektowane były przy założeniu bezpiecznego powrotu. Przykładowo gdyby w czasie lotu na Księżyc w czasie odejścia z orbity Ziemi zepsuł się silnik, to kapsuła zakręciłaby za Księżycem w jego polu grawitacyjnym i wróciła w pole przyciągania Ziemi. Jesli cos osiąga prędkość miliona km/h, to przekracza ponad dwukrotnie czwartą kosmiczną (130km/s) - to jest prędkość niezbędna nie tylko do opuszczenia Układu, ale także Galaktyki...
Że niby pędu by sie bali?Raczej nieodwracalności. W czasie misji księżycowych jedynym ważnym niezdublowanym systemem był silnik startowy z Księżyca. Jak się dobrze poszuka to mozna poczytać, jakie napięcie towarzyszyło jego odpalaniu i wyczekiwaniu, czy zaskoczy... W obecnych planach misji marsjańskich zwykle zakłada się wysłanie bezzałogowego statku, który byłby drugim - rezerwowym do powrotu na Ziemię. Załoga ISS w każdej chwili może się ewakuować Wostokiem podczepionym w roli kapsuły ratunkowej. Łatwo w sumie (pod pewnymi względami) zgodzić się na ewentualność szybkiej śmierci. Trudno myśleć, że będzie się zamkniętym w puszce oddalającej się z każdą sekundą o 270 km od Ziemi, i że w razie czego wybór będzie czy zadać sobie śmierć natychmiast, czy zamarznąć po jakimś czasie...
Trudno myśleć, że będzie się zamkniętym w puszce oddalającej się z każdą sekundą o 270 km od Ziemi, i że w razie czego wybór będzie czy zadać sobie śmierć natychmiast, czy zamarznąć po jakimś czasie...
Zresztą temat dogłębnie eksploatowany w SF.
To jest po prostu RE_WE_LA (http://www.pardon.pl/artykul/2236/rosjanie_sfalszowali_relacje_z_bieguna).CytujEkspedycja była po to, żeby "naukowo" potwierdzić, że Arktyka leży na szelfie kontynentalnym Rosji - ergo: Rosji z Arktyki najwięcej się należy.
To jest akurat wprost dziedzictwo socjalizmu naukowego ;).
To jest po prostu RE_WE_LA (http://www.pardon.pl/artykul/2236/rosjanie_sfalszowali_relacje_z_bieguna).
Ruscy (celowo: nie Rosjanie. Rosjanie to bardzo mądrzy ludzie, tylko władzę mają ruską) - więc Ruscy to jednak są w swoim rodzaju.
Słyszałem o tym daawno temu...Kuurde, ja to jednak w zaścianku żyję...
Kuurde, ja to jednak w zaścianku żyję...
To jest po prostu RE_WE_LA (http://www.pardon.pl/artykul/2236/rosjanie_sfalszowali_relacje_z_bieguna).
Ruscy (celowo: nie Rosjanie. Rosjanie to bardzo mądrzy ludzie, tylko władzę mają ruską) - więc Ruscy to jednak są w swoim rodzaju.
Hm... to może odkurzę moją starą hoipotezę, bo teraz stała się jakby bardziej prawdopodobna. Mianowicie, jeśli dobrze pamiętam, Amerykanie nie mogli nigdy dociec, jak Rosjanie zbudowali swój system naprowadzania rakiet balistycznych - chodziło o zasadę działania. Więc mi takl przyszło do głowy, że być może ten system w ogóle nie działa, a wwszystko opiera się na jakichś sfabrykowanych faktach - na zasadzie straszaka. Nie jestem na bieżąco, więc może się coś w tej kwestii zmieniło, ale jak nie, stawiam siedem do trzech, ze to nie działa 8-)
2007-12-03Rozmowa[size=12]Zaledwie raczkowanie [/size]
Z prof. Aleksandrem Wolszczanem z Pennsylvania State University oraz UMK w Toruniu rozmawia Anna Leszkowska.
Panie Profesorze, po 50 latach od rozpoczęcia badań kosmosu, ich wyniki są ciągle niezadowalające a uczeni - także pan - nawołują do zintensyfikowania badań kosmicznych. Jakie argumenty przemawiają za ich nasileniem?
Chodzi o to, żeby nie utracić tego, co jeszcze pozostało z początkowego impetu tych badań, z entuzjazmu, który towarzyszył pierwszym krokom człowieka w kosmosie i z którego zostały już szczątki. Bo oczywiście, nie stoimy jeszcze w obliczu katastrofy kosmicznej, jeszcze jutro nie spadnie na Ziemię żaden asteroid, choć jest pewne, że kiedyś spadnie. Badania kosmiczne straciły swój impet z tego powodu, że są motywowane politycznie, militarnie. Ta motywacja jest nadal bardzo silna, świadczy o tym reorientacja NASA na wznowienie lotów na Księżyc i podjęcie próby podróży na Marsa. Minimum woli ze strony środowisk politycznych, militarnych i naukowych w podtrzymaniu współpracy w badaniach kosmosu widać na szczęście na przykładzie międzynarodowej stacji kosmicznej. Poza tym nic się nie dzieje.
Ludzie uznali te cele za zbyt drogie? Mało efektywne dla nas, na Ziemi?
To jest na dzisiaj chwytliwa motywacja, ale na badania kosmiczne trzeba patrzeć w dużo, dużo dalszej perspektywie. Na razie głównym napędem tych badań jest polityka, co nie jest dobre, bo jest to patrzenie na eksplorację kosmosu z bardzo krótkiej perspektywy, doraźnych interesów. Po drugie, rzeczywiście potrzebne są na nią nie tylko ogromne pieniądze, ale i technologia, która w tej dziedzinie jest jeszcze w powijakach. Wystarczy spojrzeć na te nieszczęsne starty i powroty, statki zbudowane z dziesiątków tysięcy rożnych części, z których każda może się zepsuć. Wiedząc o tym, trzyma się za tych bohaterskich kosmonautów kciuki, żeby się im udało dolecieć do miejsca przeznaczenia i wrócić. Tak nie powinno być - to jeszcze nie są badania kosmiczne, to zaledwie raczkowanie. I dopóki tej technologii się nie ustabilizuje i nie doprowadzi do stanu niezawodności, to badania nie potanieją, będą ciągle w stanie eksperymentalnym. Poza tym nie będzie można prowadzić ich systematycznie. I wreszcie jest jeszcze jeden problem - otóż my w ogóle nie wiemy, co się stanie z człowiekiem, który przez wiele miesięcy będzie w podróży na Marsa - co z niego zostanie? Przecież człowiek nie jest przygotowany do życia w nieważkości. Zatem jeśli straci się to minimum impetu, jaki jeszcze pozostał, to będzie bardzo trudno wrócić do punktu, w jakim zatrzymaliśmy się. Wystarczy spojrzeć na Księżyc - polecieliśmy tam z technologią lat 60. Teraz mamy technologię XXI wieku i widać jak strasznie trudno jest powtórzyć tamten wyczyn.
Niemniej na wykładzie inauguracyjnym wygłoszonym na Politechnice Warszawskiej mocno pan zaakcentował możliwość katastrofy kosmicznej i niektórzy słuchacze uznali, że wybiegł pan w zbyt daleką przyszłość, że są to strachy na Lachy.
Ja doskonale rozumiem takie reakcje, ale taka katastrofa nigdy nie jest zbyt daleko. Jeśli przyjmiemy argumenty, że to są sprawy, o których nie ma potrzeby teraz myśleć, bo staną się one istotne w bliżej nieokreślonej przyszłości, to sami się usypiamy i stwarzamy sytuację, której możemy później ciężko żałować.
A czy nie jest to wynik innej miary czasu astronoma?
Też może tak być. Staram się mieć nadzieję, że nasza cywilizacja znajdzie w sobie zdolność perspektywiczną przeżycia w długiej skali czasowej.
Ale mówił pan też o tym, że odkrywanie Wszechświata to odkrywanie samych siebie. Czego możemy się dowiedzieć o sobie z badań kosmicznych?
To się wiąże z tą nieszczęsną statystyką i antropocentryzmem, do którego jesteśmy dzisiaj przywiązani z konieczności, bo nie mamy innego punktu odniesienia. Powód, dla którego nie ma porządnej, jednoznacznej definicji życia (choć są rozmaite), bierze się m.in. stąd, że nie jesteśmy w stanie odnieść życia na Ziemi do ogólnego kosmicznego standardu - jeśli cos takiego istnieje. Nic o nim nie wiemy, ale trzeba go znaleźć i to pilnie.
Jednak rachunek prawdopodobieństwa jest chyba w tym przypadku bezlitosny...
Będzie na pewno, jeśli chodzi o znalezienie życia inteligentnego, z technologią na poziomie podobnym do naszego lub wyższym, ale jeśli chodzi o życie prymitywne - jestem dość spokojny. Kiedy technologia poszukiwania planet i badań tych odnalezionych dojdzie do akceptowalnego poziomu (ona co prawda istnieje, ale trzeba instrumenty wynieść na orbitę, a do tego potrzeba pieniędzy), to prawdopodobnie stosunkowo szybko znajdziemy miejsca, gdzie życie jest możliwe.
Znajdziemy wodór, tlen, azot?
Można sobie wyobrazić badania spektroskopowe atmosfery znalezionej planety, w której jest wolny tlen - biomarker życia. Byłoby to wspaniałe odkrycie - i wszystko na to wskazuje, że może dojść do tego bardzo szybko. Dotąd znaleźliśmy mnóstwo planet i o niektórych wiemy stosunkowo dużo dzięki temu, że w wypadku planet, które powodują zaćmienia swoich macierzystych gwiazd, umiemy już dokonać różnicowej spektroskopii atmosfery gwiazdy i planety I tym samym określić skład chemiczny atmosfery planetarnej. To jest ogromnie ważny nurt w badaniach planet i bardzo intrygujący.
Czy głoszenie przez uczonego poglądów dotyczących obecności życia we Wszechświecie wynika z teorii naukowej, ciekawości, czy jest po części marzeniem o spotkaniu drugiego, bądź lękiem przed samotnością ?http://portalwiedzy.onet.pl/4868,5130,1455497,1,czasopisma.html
To jest mieszanina tego wszystkiego: jest nauka, nadzieja na spotkanie z innymi istotami i ...wielka frustracja, gdyby się okazało, że jesteśmy samotni we Wszechświecie.
Sądzę, że byłaby także, gdybyśmy spotkali życie inne, niż sobie wyobrażamy...
Powiedziałbym, że dokładnie odwrotnie. Podejrzewam, że właśnie tak jest. Możliwe, że definicja życia jest ogólniejsza i szersza niż sobie wyobrażamy i to, co na pierwszy rzut oka nie wydaje się życiem, życiem jest. Może nasza nauka nie jest na tyle wyrafinowana, żeby takie życie dostrzec.
Czy astrobiologia to nie jest krok ku wyśmiewanemu przez uczonych Dänikenowi, połączenie futurologii, astronomii, matematyki, filozofii?
Ale to jest potrzebne. Nie mogąc dokładnie ekstrapolować przyszłości, szczególnie dalekiej, spekulujemy, fantazjujemy. I tak długo, jak długo staramy się trzymać przynajmniej ogólnych podstaw nauki, naukowego reżimu traktowania zjawisk, jest to w porządku. Nauka przecież polega na pomyłkach i późniejszym ich korygowaniu. Däniken zrobił karierę na najróżniejszych, zupełnie nieprawdziwych hipotezach, kompletnie oderwanych od czegokolwiek. Co można oczywiście sprzedać tylko komuś, kto się zupełnie nie orientuje w nauce.
Czego dowiedzieliśmy się o sobie przez 50 lat eksploracji kosmosu? Czy te badania wniosły coś do wiedzy o nas samych?
Właśnie chyba nie, dlatego że te nasze poczynania były na tyle nieśmiałe, a ucieczki człowieka w kosmos na tyle sporadyczne, że nie powstała żadna ogólna koncepcja, jak powinno wyglądać nasze oddziaływanie z na pozór nieprzyjaznym kosmosem. Mówię na pozór, bo jesteśmy zupełnie nieprzystosowani do życia w kosmicznych warunkach, a z drugiej strony stamtąd się przecież wywodzimy.
Dziękuję za rozmowę.
Zbudujemy satelitę i polecimy w kosmos?http://wiadomosci.o2.pl/?s=257&t=445969
2007-12-29 03:17
Posłowie z Zespołu ds. Przestrzeni Kosmicznej zamierzają powołać narodową agencję kosmiczną na wzór amerykańskiej NASA. Po co? Aby nasz kraj miał większy dostęp do kosmicznych technologii, a nawet... żebyśmy zbudowali własną rakietę, informuje "Polska".
Inicjatywa posłów cieszy prof. Piotra Wolańskiego, przewodniczącego Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych Polskiej Akademii Nauk. - Taka agencja powinna istnieć już od dawna, mówi profesor. Pozwoliłaby Polsce stać się pełnoprawnym członkiem Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), która jest finansowana m.in. ze środków Unii Europejskiej.
Polska co prawda przystąpiła do programu PECS, adresowanego do krajów Europy Środkowo-Wschodniej, ale korzyści z tego nie są wielkie. - Uczestniczymy tylko w programach badawczych. A na to wykorzystywanych jest zaledwie 10 proc. środków unijnych. Aż 90 proc. środków trafia do programów użytkowych. Jeśli powstanie agencja, zyskamy dostęp także do tych pieniędzy, twierdzi profesor.
Ambicje posłów sięgają daleko: chcą wybudować polskiego satelitę. Wierzą też, że dzięki agencji uda się wznowić prace nad... budową polskiej rakiety. W latach 60. w Instytucie Lotnictwa zbudowano pocisk balistyczny, a na jego bazie naukowcy chcieli stworzyć rakietę. - Program został wstrzymany przez ówczesne władze. Wydano zgodę tylko na budowę rakiet meteorologicznych, wspomina prof. Wolański.
Pomysł stworzenia Polskiej Agencji Kosmicznej jest o tyle realny, że entuzjastami przedsięwzięcia są zasiadający w sejmowym zespole przedstawiciele wszystkich klubów, m.in. Andrzej Czerwiński z PO, Tadeusz Sławecki z PSL czy Paweł Poncyliusz z PiS.
(PAP)
Nawet nie wiedziałem, że my takowy zespół mamy ::).CytujPosłowie z Zespołu ds. Przestrzeni Kosmicznej
CytujNawet nie wiedziałem, że my takowy zespół mamy ::).CytujPosłowie z Zespołu ds. Przestrzeni Kosmicznej
A swoją drogą - czy nas na to stać ?
[size=14]Żagiel na antymaterię (Bożena Kastory)[/size]cd. następny post
W niedalekiej przyszłości sondy ziemskie polecą do gwiazd. Aby dotrzeć do najbliższej z nich wystarczy zaledwie kilka gramów antymaterii.
Dlaczego ktoś z Ziemian miałby chcieć zamieszkać na Marsie albo na księżycu Saturna? "Bo one istnieją" - odpowiada najprościej w świecie profesor Freeman Dyson z Instytutu Badań Zaawansowanych, w którym kiedyś pracował także Albert Einstein. "Kiedy tylko emigracja z Ziemi stanie się wystarczająco tania, aby zwyczajni ludzie mogli sobie na nią pozwolić, będą emigrować" - napisał Dyson w książce "The Sun, the genome and the internet" (Słońce, genom i internet). Miejsca do zamieszkania są jego zdaniem niemal na wszystkich niewielkich obiektach kosmicznych, zwłaszcza na asteroidach, których tysiące tworzy pierścień, zwany pasem Kuipera. Znajduje się on poza orbitą Neptuna, ostatnią, najdalszą planetą krążącą wokół Słońca. Problem polega tylko na tym, jak się tam dostać. Tak daleka wyprawa załogowego statku kosmicznego jest wciąż poza możliwościami NASA czy jakiejkolwiek innej agencji kosmicznej. Konwencjonalne napędy chemiczne czy nawet planowane w dalszej przyszłości statki na paliwo jądrowe nie wystarczą. I to nawet w przypadku, gdyby udało się wykorzystać siłę przyciągania dużych ciał niebieskich w połączeniu z napędem termonuklearnym. Czy to oznacza, że podróże do gwiazd możemy włożyć między bajki? Nic podobnego, ludzie są przecież zadziwiająco uparci. W Chicago powstała na przykład firma Hbar Technologies, która zamierza jako napędu do wypraw międzygwiezdnych użyć antymaterii. Ze wstępnych, przeprowadzonych przez nią badań wynika, że lekka sonda z instrumentami pomiarowymi mogłaby dolecieć do pasa Kuipera, czyli na odległość 250 razy większą niż dystans oddzielający Ziemię od Słońca. Taki wehikuł w kształcie żagla, napędzany antymaterią, zostałby też wysłany do najbliższej gwiazdy Alfa Centauri, aby otworzyć nam drogę poza nasz Układ Słoneczny. O tym, że istnieje coś tak dziwnego jak antymateria, nie wiedziano jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku. Najpierw w teoretycznych równaniach wybitnego fizyka Paula Diraca pojawiła się zdumiewająca możliwość, że obok znanego już elektronu istnieje cząstka niemal identyczna, ale o przeciwnym ładunku elektrycznym. Nie ujemnym, lecz dodatnim. Rodzaj antyelektronu. W 1932 roku wykryto taki antyelektron w promieniowaniu kosmicznym. Nazwano go pozytonem. Jak się później okazało, każda cząstka z naszego materialnego świata ma swój antymaterialny odpowiednik: są antyprotony, antyatomy itd. Ich zderzenia z materią mogą być największym źródłem energii, jakie istnieje w przyrodzie, gdyż cała ich masa zamienia się wówczas w energię (dla porównania: w przypadku potężnych eksplozji jądrowych na energię przekształca się tylko kilka procent użytego uranu). Zgodnie z teorią względności Einsteina nawet niewielka drobina materii czy antymaterii stanowi ogromną skondensowaną energię. Jej ilość określa wzór E = mc2, w którym energia jakiejś cząstki równa się jej masie pomnożonej przez kwadrat prędkości światła. Dlatego antymateria w zetknięciu ze zwykłą materią jest fantastycznym źródłem energii, największym, jakie w tej chwili możemy sobie wyobrazić. Nic dziwnego, że idea wytwarzania antymaterii w takiej ilości, aby napędzać nią statki kosmiczne, stała się obsesją wielu fizyków i inżynierów. Problem w tym, że antymaterię niezwykle trudno wyprodukować. Kilka pierwszych antyprotonów otrzymano 50 lat temu w Lawrence Berkeley Laboratory w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze trudniej stworzyć antyatom. Udało się to dopiero w 1995 roku w Europejskim Centrum Badań Jądrowych pod Genewą. Sukces polegał na otrzymaniu siedmiu atomów antywodoru, pędzących niemal z prędkością światła. Z tego też powodu natychmiast uderzyły w ścianki akceleratora i znikły. Kilka lat potem w Laboratorium Fermiego w USA udało się pobić ten rekord - wyprodukowano 57 antyatomów. Trudno jest także bezpiecznie przechowywać tych reprezentantów antyświata. W doskonałej próżni antyprotony mogłyby trwać niemal w nieskończoność. Ale w naszym świecie, całym z materii, natychmiast zderzają się z jakąś materialną cząstką i przestają istnieć. Chowa się je więc w specjalnych pułapkach, w których pola elektryczne i magnetyczne utrzymują je w zamkniętej przestrzeni, w absolutnej próżni, bez jakiegokolwiek kontaktu ze ściankami naczynia. Według Stevena Howe'a, kierującego programem Antimatter Driven Sail (żagiel na antymaterię), w ciągu najbliższych 40 lat uda się uzyskać taką ilość antymaterii, by lekka sonda z żaglem dotarła do najbliższej gwiazdy. Firma Hbar Technologies przystąpiła do opracowania planu takiego lotu. W wykreśleniu trasy podróży pomocne będą dane dostarczone przez Hubble Space Telescope, Space InfraRed Telescope Facility i całą armadę wysłanych w przestrzeń pozaziemską instrumentów szukających układów słonecznych z planetami podobnymi do Ziemi. Na lata 2012-2015 projektowana jest też amerykańska misja Terrestrial Planet Finder, która ma dodatkowo obserwować sąsiedztwo około 150 gwiazd w odległości 45 lat świetlnych od nas. To dziesięć razy dalej niż najbliższa nam gwiazda, do której Steven Howe chce wysłać antymaterialnego zwiadowcę.
Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak trudne i ambitne jest takie przedsięwzięcie - tłumaczy Raymond Halyard, inżynier z NASA Space Center w Houston, który pracował nad napędem statków Apollo i wahadłowców. Odległość do najbliższej sąsiadki Słońca, Alfa Centauri, wynosi około 35 trylionów kilometrów. To sto milionów razy dalej niż do Księżyca. "Podróże międzygwiezdne mogą jednak nie tylko otworzyć przed nami resztę wszechświata, ale też spowodować przełom w wytwarzaniu energii, w transporcie i komunikacji na Ziemi - można przeczytać w manifeście Tau Zero Foundation, fundacji amerykańskiej, której celem jest realizacja marzeń o podróżach międzygwiezdnych. Każda podróż, także ta na odległość tysiąca lat świetlnych zaczyna się od pojedynczego kroku. Statek kosmiczny napędzany antymaterią może być takim pierwszym krokiem do gwiazd.http://www.newsweek.pl/wydania/artykul.asp?Artykul=21820
Mocne. Jaką by to miało osiągać prędkość i dlaczego nazywają to "żaglem"?
Nie no fajnie by było do innego układu gwiezdnego wysłać.
Ja bym akurat nie chciał. Szczególnie że bym zmarł w 1/100 drogi.
Haha przecież nic bym nie obejrzał! Po drodze moze o dwa milimetry by mi się niektóre gwiazdy przesuneły w bulaju.
Znaczy Układ Słoneczny? No to poco na Alpha Centauri?
Wolałbym do Jowisza i spowrotem.
Tak w ogóle to kiedyś będzie fajnie. Tacy bogaci gówniarze będą mieli swoje ufo i po dyskotece będą brali laskę i "pokażę ci fajną miejscówkę" i np lot na orbitkę Jowisza i tam.... wiadomo. :D
No nie chciałbym skoro zmarłbym w 1/100 drogi i jedno co zobaczył to przesunięcie o dwa milimetry niektórych gwiazdek na bulaju. Przez 50 lat bym widział ciągle to samo. Nie widze co w tym fajnego. I wytłumacz w jaki sposób będzie wykonalne. Zresztą nawet jakby było bym nie ryzykował utraty życia dla takiej podróży w ciemno.CytujZnaczy Układ Słoneczny? No to poco na Alpha Centauri?
Po co? Proste: bo będzie to wykonalne.
(Zreszta czy taki miłośnik żeglugi jak Ty nie chciałby pożeglować do gwiazd?)
Dla mnie za daleko...CytujWolałbym do Jowisza i spowrotem.
Za Jowiszem jest jeszcze kilka pięknych planet gazowych i kilka plutonopodobnych planetarnych kurdupli.
I wytłumacz w jaki sposób będzie wykonalne.
Zresztą nawet jakby było bym nie ryzykował utraty życia dla takiej podróży w ciemno.
CytujDla mnie za daleko...CytujWolałbym do Jowisza i spowrotem.
Za Jowiszem jest jeszcze kilka pięknych planet gazowych i kilka plutonopodobnych planetarnych kurdupli.
Pozdrowię tutaj tylko specjalistów widzących możliwość załogowego lotu na Alpha Centauri ;D
Proponuję zacząć od Marsa...
Nie no poprostu nie mogę uwierzyć że mówisz poważnie... :-?
Bo?Bo to jest absolutnie nierealne ani teraz ani za 100 lat!
Bo to jest absolutnie nierealne ani teraz ani za 100 lat!
W przypadku informatyka to Twoje "kiedyś" ma bardzo silne znaczenie...
A są jakieś liczby, nie wiem, przewidywania, jakie co by miało rozmiary, jakie potencjalne przyspieszenia, prędkości itd? Przyznaję że nie chce mi się czytac artykułów...
kwadratowe lusterko 400X400 km.
OK, wyślemy Q ;)
Przy żaglu to jest oczywiście one-way ticket to the Moon...
Co do dylatacji czasu. Żeby tak po ludzku policzyć, to trzeba by zdaje się całkować. W każdym razie dla prędkości 0,9c wyniesie ona -nomen-omen - 44. To znaczy tak na prawdę 0,44. Czyli biorąc pod uwagę dla uproszczenia tylko te 10 lat, kiedy statek będzie sie poruszał z prędkością 0,9c, to załoga postarzeje się tylko o ~5 lat. Czyli w jedną stronę na Ziemi upłynie 12 lat, a na statku 7 lat.
Może jest opis jakiś?
Dalej, w anihilacji powstaje duża ilość fotonów gamma, które jest najtwardsze i cholernie przenikliwe, i które wyjątkowo trudno ekranować, więc załoga mogłaby świecić już po próbnym rozruchu silnika. Także zwierciadło (żagiel) będzie przepuszczał większość fotonów wysokoenergetycznych bez odbicia.
A czyli trochę inaczej to działa. Nie słyszałem o takim pomyśle.
Q, jestm zbudowany Twoją wiarą we mnie
jestem tylko nędznym architektczyną z Klońska, w dodatku bez zlecień, przebranym za kobietę pastora i zwerbowanym na agenta Mossadu...
A z fizyką sie pożegnałem w klasie maturalnej AD 1985.
Takie to wnioski można przy porannej herbatce wyciągnąć zabawiając się kartką papieru.
Kosmos jest piekielnie pusty. Niewyobrażalnie pusty.
To rutyna panie.
[size=14]W kosmos po kasę[/size]cdn.
Czy otworzy nam drogę do podboju kosmosu?Sławomir Kosieliński/09.01.2008 10:08
Wygląda jak trochę większa kostka Rubika, ma skomplikowaną aparaturę badawczą i przeprowadzi doświadczenia na orbicie okołoziemskiej. To polski satelita PW-Sat.
Satelita budowany jest przez członków Studenckiego Koła Astronautycznego i Studenckiego Koła Inżynierii Kosmicznej Politechniki Warszawskiej. Studenci chcą wykazać wpływ promieniowania słonecznego i szczątkowego oporu atmosfery na zmianę trajektorii lotu satelity. Liczą, że jeśli eksperyment się powiedzie, to opracują nowy sposób sprowadzania z orbity satelitów, które po zużyciu stanowią tzw. kosmiczne śmieci zagrażające innym satelitom lub stacji kosmicznej (http://www.pw-sat.pl/).
Zanim niewielki PW-Sat (10x10x11,3 cm) wyruszy w swoją misję w drugiej połowie 2008 r., należy go formalnie zarejestrować w wykazie statków kosmicznych. Zgodnie z traktatami międzynarodowymi wyniesienie i wykorzystywanie satelity jest działalnością, za którą odpowiedzialność ponosi państwo, w którym zostanie on zarejestrowany. [ch8211] To warunek sine qua non podpisania umowy o jego wystrzeleniu, ponieważ rozgranicza odpowiedzialność prawną operatora rakiety wynoszącej satelitę od odpowiedzialności właściciela lub operatora satelity [ch8211] tłumaczy potrzebę rejestracji Andrzej Kotarski, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Astronautycznego, który ma za zadanie wysłać magiczną kostkę w kosmos.
Bez prawa do nieba
Polskie prawo nie zna pojęcia statku kosmicznego. Nie ma żadnych przepisów regulujących prowadzenie działalności w przestrzeni kosmicznej przez instytucje, firmy i osoby fizyczne w Polsce. Siłą rzeczy wszystko na tym polu prowadzimy za pośrednictwem innych krajów, które mają własne systemy satelitarne, pojazdy kosmiczne czy rakiety nośne i rozwinięte krajowe prawo kosmiczne. Jak wyjaśnia Andrzej Kotarski, usługę wystrzelenia kupuje się bezpośrednio u operatora rakiety nośnej lub koordynatora startu grupowego, który zamawia przestrzeń ładunkową w rakiecie dla kilku satelitów. [ch8211] Cóż, trzeba będzie zatem zarejestrować PW-Sat za granicą, ale przez to stracimy prawo do nazywania go polskim, ponieważ oznacza to utratę nad nim naszej jurysdykcji [ch8211] smuci się prof. Piotr Wolański, przewodniczący Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych Polskiej Akademii Nauk, opiekun naukowy studenckiego eksperymentu.
Młotek do jądra i reszta
Na warszawskich Siekierkach mieści się Centrum Badań Kosmicznych PAN (CBK), główny krajowy ośrodek eksploracji kosmosu. Wśród jego licznych osiągnięć wymieńmy np. zestaw czujników, który posłużył do pomiarów cech termicznych powierzchni i atmosfery Tytana (księżyca Saturna) w misji sondy Cassini, najwyższej klasy kosmiczną elektronikę obecną na pokładach europejskich teleskopów kosmicznych czy niezwykle skomplikowany mechanizm kosmicznego młotka, który posłuży do badania jądra komety. Szefem CBK jest doc. Marek Banaszkiewicz, zarazem członek niedawno powstałego Zespołu ds. Wykorzystania Przestrzeni Kosmicznej w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego. [ch8211] Przygody zespołu pracującego nad PW-Sat to konsekwencja braku spójnej polityki kosmicznej. Musi szybko powstać narodowy program kosmiczny [ch8211] mówi.
Jakie zatem powinny być polskie priorytety w wykorzystaniu technik satelitarnych i w rozwoju technologii kosmicznych? Czego potrzebuje w tym zakresie administracja publiczna? Jakich kroków od administracji publicznej oczekuje komercyjny sektor kosmiczny? [ch8211] Postawmy na obronność w technikach kosmicznych. Następnie skupmy się na gospodarce [ch8211] mówi Bogusław Wontor (SLD), przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Przestrzeni Kosmicznej w minionej kadencji Sejmu. Inną wizję ma Krzysztof Krystowski, dyrektor generalny ds. rozwoju Avio Polska, producenta silników lotniczych z Bielska-Białej, który m.in. otrzymał w tym roku wyłączność na projekt i produkcję części turbiny niskiego ciśnienia do najnowszego modelu Boeinga 747-8. Jego zdaniem musimy rozpychać się na obrzeżach przemysłu kosmicznego. [ch8211] Potrzebne są tanie badania kosmiczne. Małe rakiety, małe satelity, małe projekty badawcze [ch8211] uważa.
A Jacek Studencki, prezes giełdowej spółki Techmex, która jest współwłaścicielem stacji odbierającej i przetwarzającej zdjęcia satelitarne w Komorowie k. Ostrowi Mazowieckiej, domaga się radykalnych zmian w prawie ograniczającym wykorzystanie satelitarnych obrazów Ziemi. Jego firma chętnie nawiązałaby współpracę z polską nauką. [ch8211] Teraz musimy korzystać z pomocy słowackich naukowców [ch8211] mówi.
Sytuację zmieni udział Polski w Programie dla Europejskich Państw Współpracujących (PECS) Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Do tej organizacji podążamy w żółwim tempie od kilku lat. PECS to przedsionek tej ważnej organizacji, która pozwoli rozwinąć skrzydła polskiemu przemysłowi kosmicznemu i nauce. Musimy w nim trochę poterminować, by nas przyjęto do tego cechu zdobywców kosmosu. Wówczas staną przed nami otworem jego laboratoria i wpływy, zyskamy szansę na udział w najbardziej spektakularnych oraz dochodowych przedsięwzięciach.cdn.
Ważny jest mechanizm finansowania: składka kraju należącego do ESA (ale i do PECS) jest przeznaczona na projekty jego naukowców i przedsiębiorców. Innymi słowy, Polska podpisując porozumienie PECS, zadeklarowała, że sfinansuje polskim przedsiębiorstwom oraz instytucjom związanym z sektorem kosmicznym udział w projektach realizowanych przez ESA w wysokości co najmniej 5 mln euro w ciągu 5 lat. Gdy wreszcie staniemy się członkami ESA, nasze wydatki z tego tytułu powinny wzrosnąć do co najmniej 20 mln euro. Swoją drogą Hiszpania wydaje na swoją politykę kosmiczną aż 200 mln euro!
O ogromnym i jak dotąd niezaspokojonym zainteresowaniu przemysłu taką formą wspierania rozwoju najnowocześniejszych technologii świadczy fakt, że już na pierwszy konkurs ogłoszony przez Ministerstwo Gospodarki wpłynęło 47 wniosków projektowych na kwotę przeszło 43 mln euro, z czego ostatecznie przekazano do ESA 37 wniosków. W ciągu najbliższych kilku miesięcy tamtejsi specjaliści ocenią, które pomysły polskich przedsiębiorców i naukowców są warte dofinansowania [ch8211] ich autorzy mogą dołączyć do międzynarodowych konsorcjów realizujących projekty ESA.
Pociąg kosmicznych korzyści
Pogłębienie współpracy z ESA przyspiesza prace nad polską polityką kosmiczną. Szczęśliwie kilka lat temu prof. Zbigniew Kłos, ówczesny dyrektor CBK, powołał do działania Polskie Biuro ds. Przestrzeni Kosmicznej. Pracują w nim młodzi politolodzy nastawieni na sukces, znakomicie obeznani z niuansami europejskiej i amerykańskiej polityki kosmicznej, ale także ze strukturami naszej administracji publicznej, nauki i rodzącego się polskiego sektora kosmicznego. To oni nadają ton debacie na ten temat, chociażby prowadząc projekt "Przyszłość technik satelitarnych w Polsce[ch8221]. [ch8211] My nie stoimy przed pytaniem, czy warto inwestować w kosmos, lecz czy uda nam się wsiąść do pociągu kosmicznych korzyści, czy znów zostaniemy na peronie jako ci, którym wszystko, co nowoczesne, musi być oferowane przez innych? [ch8211] mówi Jakub Ryzenko, szef tego biura.
Jego zdaniem, polski program kosmiczny mógłby obejmować stworzenie systemu dostępu do regularnie odświeżanych obrazów satelitarnych, w tym być może także budowę i wysłanie na orbitę własnego małego satelity obserwacyjnego. Drugim obiecującym obszarem wydaje się robotyka i aktywny udział w budowie robotów do eksploracji Księżyca. Na potrzeby wojska, obok innych rozwiązań, można by stworzyć system konsultacji telemedycznych dla szpitala polowego. Nade wszystko trzeba jednak wspierać rozwój nawigacji satelitarnej [ch8211] wartość tego rynku osiągnie 270 mld euro w ciągu 10 lat, zaś do 2020 r. będzie w użyciu około 3 mld odbiorników na świecie. Jednym z najskuteczniejszych sposobów kreowania nowych rozwiązań może być rozwijanie systemów dla zarządzania kryzysowego.
Wystrzelić coś poważnego
Z tego wykazu najbardziej kontrowersyjnym pomysłem jest budowa własnego, w pełni profesjonalnego satelity do obserwacji Ziemi. [ch8211] Tu już nie chodzi o studencki eksperyment, lecz sprawdzenie w praktyce, czy potrafimy budować satelity [ch8211] wyjaśnia Marek Banaszkiewicz. Ocenia, że najważniejszy jest sam proces budowy, konsolidacja trzydziestoosobowego zespołu, który w przyszłości mógłby być naszą wizytówką w ESA. [ch8211] Funkcjonalność satelity jest sprawą wtórną [ch8211] odpowiada, czym wprawia w osłupienie przedstawicieli biznesu. [ch8211] Po co budować przez trzy lata satelitę za 20 mln euro do robienia zdjęć o dwumetrowej dokładności, kiedy już są dostępne obrazy zawierające szczegóły poniżej 50 cm? [ch8211] pyta z niedowierzaniem Witold Kuźnicki z Techmexu, sekretarz wspomnianego wcześniej Zespołu ds. Wykorzystania Przestrzeni Kosmicznej.
Nie widzi w tym nic zdrożnego prof. Krzysztof Kurzydłowski, wiceminister nauki w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, przewodniczący zespołu. Uważa on, że obecna sytuacja skazuje nas na zakup informacji o podstawowym znaczeniu dla kształtowania polityki rolnej, regionalnej, zarządzania kryzysowego. Ogranicza także szanse polskim naukowcom na prowadzenie eksperymentalnych badań kosmosu i pozbawia nas możliwości zbierania niezwykle cennych doświadczeń w operowaniu narzędziem badawczym, jakim jest satelita. [ch8211] Oczywiście, często taniej jest nabyć usługę, w tym przypadku zdjęcia satelitarne, niż kupować satelitę. Niemniej jednak ten, kto wyłącznie skazuje się na zakup usług, traci bezpowrotnie szansę na zebranie istotnych doświadczeń pozwalających stale doskonalić warsztat naukowo-badawczy i sposób wykorzystywania kupowanych materiałów. Osobnym wątkiem jest kwestia uzależnienia od oferentów, czyli bezpieczeństwa państwa [ch8211] twierdzi.
I jeszcze jeden argument: nasza pozycja na europejskim rynku kosmicznym.http://wiadomosci.onet.pl/1462103,242,2,kioskart.html
Potentaci, jak Francja czy Wielka Brytania, bardzo uważnie przyglądają się nowym partnerom w programach ESA. Obowiązuje zasada ograniczonego zaufania nawet wobec takich gospodarczych potęg jak Niemcy. [ch8211] Najpierw sprawdzą nas w projektach o niskim zaawansowaniu technicznym, które nie wpływają na bezpieczeństwo lotu statku kosmicznego czy też działania satelity. Zdobywszy zaufanie zostaniemy dopiero dopuszczeni do poważniejszych przedsięwzięć, czyli do prawdziwie kosmicznych pieniędzy [ch8211] tłumaczy Bartosz Buszke, prezes firmy Polspace i zarazem koordynator Polskiej Platformy Technologii Kosmicznych. Dlatego też Niemcy zdecydowały się budować własnego satelitę.
Może więc warto zaryzykować i zainwestować w rozwój tego sektora? Przemysł kosmiczny świetnie łączy różne branże [ch8211] od informatyki poprzez przemysł metalowy aż do elektrotechniki. A ci politycy, którzy pierwsi zrozumieją sens inwestycji w ten innowacyjny sektor, trwale zapiszą się w annałach polskiej nauki i gospodarki.
Żródło: "POLITYKA"
Był już w tym wątku jeden wywiad z Aleksandrem Wolszczanem, tu jest kolejny (http://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/1,53668,4846817.html).
Człowiek żyjący i mówiący tylko dzięki specjalistycznym urządzeniom, nawołujący do kolonizacji Księżyca i Marsa? To jeszcze kilkadziesiąt lat temu sprzedałoby się jako opowiadanie SF.A jak nazwiesz czlowieka jezdzacego na wozku i piszacego "Wole mocy"?
Ciekawe czy daloby sie uskuteczniac eksploracje kosmosu w jakis sposob, o ile to w ogole mozliwe, przenoszac osobowosc do jakiejs bardziej niz ludzkie cialo trwalej formy elektronicznej. Bitmapping mozgu i "kopiowanie" danych do krzemu czy innych, doskonalszych nosnikow.
Chyba fajny temat dla tworcow SF. A moze ktos juz sie za to wzial, a ja nie wiem?
Ciekawe czy daloby sie uskuteczniac eksploracje kosmosu w jakis sposob, o ile to w ogole mozliwe, przenoszac osobowosc do jakiejs bardziej niz ludzkie cialo trwalej formy elektronicznej.Pogadaj z Lil, może się zgodzi ;).
Pogadaj z Lil, może się zgodzi ;).
Ciekawe czy daloby sie uskuteczniac eksploracje kosmosu w jakis sposob, o ile to w ogole mozliwe, przenoszac osobowosc do jakiejs bardziej niz ludzkie cialo trwalej formy elektronicznej. Bitmapping mozgu i "kopiowanie" danych do krzemu czy innych, doskonalszych nosnikow. Chyba fajny temat dla tworcow SF. A moze ktos juz sie za to wzial, a ja nie wiem?
opowiadanie Kamuflaż H. Kuttnera - nie wiem dokładnie, z którego roku
w ogóle polecam tego autora, miał fajne pomysły i niebanalne poczucie humoru
[size=14]Soyuz spacecraft lands off-target[/size]http://news.bbc.co.uk/1/hi/sci/tech/7355912.stm
A Russian Soyuz spacecraft has returned to Earth, but came down more than 400km (250 miles) away from its planned touchdown point, say Russian officials.
The crew are safe, but were subjected to severe G-forces during re-entry, said a spokesman for mission control.
He said they were examined at the landing site by medical staff.
On board were Yi So-yeon, South Korea's first astronaut, Yuri Malenchenko from Russia and American Peggy Whitson, who broke Nasa's record for time in space.
The Russian capsule was returning from a mission to the International Space Station.
It touched down some 420km away from its planned landing point in the Kazakh steppe, and some 20 minutes later than schedule.
"The main thing is that the crew is alive and healthy," said Anatoly Perminov, head of the Russian federal space agency.
They underwent medical examinations after landing, having been subjected to high G-forces in the descent.
Mr Perminov said the craft followed the back-up landing plan, a so-called "ballistic re-entry" - a plunge with an uncontrollable, steep trajectory.
He said the crew missed the target because they changed their landing plan at the last minute without telling mission control.
In October, a crew returning from the International Space Station had a similar experience, touching down in Kazakhstan 200km (120 miles) from its intended landing site, in temperatures of 6C ( 43F).
Ms Yi had spent 11 days conducting tests at the space station.
South Korea's Yi So-yeon spent 11 days at the International Space Station
South Korea, which paid Russia $20m (£10m) for her trip into space, is investing heavily in space technology and is due to launch its first rocket later this year.
Ms Whitson now holds the record for the cumulative length of time spent in space by an American at 377 days, the US space agency Nasa said earlier.
This was Yuri Malenchenko's third long-duration spaceflight. He spent 126 days aboard space station Mir in 1994, and 185 days on the ISS in 2006.
He also flew on a 12-day shuttle mission in 2000. He has accumulated 515 days in space during his four flights. This is the ninth highest total of cumulative time.
Jak wszyscy wiedza 12 lipca byla rocznica
Tak, był to trzeci powrót na 11 misji tej wersji sojuza po trajektorii balistycznej z przyśpieszeniami przekraczającymi 8g.
Coś jest nie tak. Załoga wyżyła ledwo, ledwo, jeszcze po lądowaniu zapalił się step wokół kapsuły.
Evangelos, wykombinuj coś, ja chętnie pasł'uszaju.
Tzw. "Chochlik drukarski" - prosze o wybaczenie.
ps. Evangelos, dzięki za możliwość posłuchania trzęsącego się głosu Gagarina :) :) :).Cala przyjemnosc po mojej stronie.
Biedak jest przerazony, bo taki start to zupelna rosyjska ruletka. Tyle, ze na amfetaminie i z pistoletem TT oraz legitymacja partyjna w kieszeni.
i z pistoletem TTPrawda li to? Chociaż z drugiej strony może to było całkowicie praktyczne, ponieważ Gagarin musiał w ostatniej fazie wyskoczyć ze spadochronem (tak pierwsze lądowania wyglądały). Więc biorąc pod uwagę, że przyziemiał na nogach w raczej pustawej okolicy, mógł i wilka i ochotnika spotkać... Tak, i TT i legitymacja zdecydowanie mogły mu się przydać.
Tak, i TT i legitymacja zdecydowanie mogły mu się przydać.
Czy to ten wahadlowiec z kibelkiem na pokladzie?
He, a u mnie chmury na calego :(:o Nie mieszkasz w Polsce.
Tak.
Haha, wczoraj to było super fajnie, jak sobie pomyśleć, najpierw duma ludzkości z zepsutym kiblem, a potem wahadłowiec na pokładzie z Kibo i Kiblem...
Kibo - japoński moduł labolatoryjny ;-)
Kibel - zapasowa sławojka dla ISS (części)
:o Nie mieszkasz w Polsce.
Za to w internecie jest co potrzeba: http://space.jpl.nasa.gov/
Evangelos - dla Twojej lokalizacji (zakładam, że Londyn czy coś koło tego) są inne czasy - dziś to 14 minut po północy tez 10 stopni nad horyzonetem, ale jutro o 23.01 bedziesz ją miał na 22 stopniach elewacji, to juz całkiem przyzwoicie. Warunki takie same - nadleci z zachodu kierując się na południowy wschód.Sliczny uklon i podziekowanie za zadanie sobie trudu. Oxford konkretnie i probuje sledzic za pomoca oprogramowania lokalizacyjnego, ktore podeslales, ale tak czy siak wciaz pada i to tak, ze Tamiza sie przelewa i w ogole potrzebuje teleskopu na podczerwien chyba :) Jedyny pozytyw taki, ze jak jeszcze troche przyleje, to nie bede musial chodzic do pracy ;D
Na razie był to jeden płód, bez przesady. Anyway, dziś, niestety dużo niżej i dalej od nas (10 stopni nad horyzontem), czasy dla wschodniej Polski początek-środek-koniec 22.43, 22.47, 22.51 - nadleci prawie dokładnie z zachodu kierując się na południowy wschód.
Dziennik: Hermaszewski rozpocznie rozmowę z kosmonautamihttp://wiadomosci.o2.pl/?s=512&t=11189
2008-06-14 06:21
Pierwszy raz w historii polscy internauci będą mogli zadawać pytania mieszkańcom krążącej 400 kilometrów nad ziemią Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Krótką internetową konferencję zorganizuje pod koniec czerwca komunikator internetowy Gadu-Gadu. Ma ona uczcić 30-lecie lotu Mirosława Hermaszewskiego, jedynego Polaka, który był w kosmosie - pisze "Dziennik".
Szansę na bezprecedensową rozmowę z kosmonautami ma praktycznie każdy internauta. Wystarczy wysłać pytania na specjalnie utworzony numer Gadu-Gadu: 130 i postarać się, by pytania nie brzmiały sztampowo.
"Ze względu na zaledwie kilkuminutowy czas łączności ze stacją do astronautów zostanie przesłanych jedynie około 20 najciekawszych pytań" - mówi "Dziennikowi" Jarosław Rybus, rzecznik prasowy Gadu- Gadu i pomysłodawca projektu. O tym, które pytania są najlepsze, zdecydują wyniki głosowania przeprowadzonego wśród internautów.
Pierwsze pytania pochodzić będą jednak od znanych osób. Zada je m.in. sam Mirosław Hermaszewski. "Powiem im, że bardzo im zazdroszczę i żałuję, że nie ma mnie z nimi, bo kosmos to jest coś fantastycznego" - wyjawia "Dziennikowi" jedyny polski zdobywca kosmosu, który dla upamiętnienia swego wyczynu otrzymał od Gadu- Gadu specjalny numer komunikatora nawiązujący do daty jego lotu: 2706.
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) funkcjonuje od 2000 r. Jest wspólnym przedsięwzięciem Stanów Zjednoczonych, Rosji, Kanady, Brazylii, Japonii oraz Europejskiej Agencji Kosmicznej. Dotychczas przewinęło się przez nią 130 kosmonautów. Obecną załogę tworzy dwóch Rosjan i Amerykanin.
(PAP)
Coś się stało z tym na Marsie (http://wiadomosci.onet.pl/1773170,441,item.html)
Ech te komputery...
Z komentarza z zza kadru do filmiku na stronie NASA (nie zanotowałem adresu) dowiedziałem się, że powrót na Księżyc będzie kosztował sto miliardów dolarów.
Będę zobowiązany, jeśli pozwolisz mi się z nimi skontaktować.
Słyszałem, że nasa rozważa wielki come-back na Księżyc w ciągu 20-30 lat (mówi się, że powrót będzie 50 lat po pierwszym lądowaniu). Już z tego widać, jaki jest "rozwój".
O Marsie na serio nie słyszałem nic. Są grupy zapaleńców i plany, kasy niet.
Główna podnieta, zdolna skruszyć zatwardziałe serca podatników to IMO obecnie zycie na Marsie, Tytanie, czy Europie i zapewne tam będą kierowane z większym natężeniem bezzałogowe misje.
Gdyby tam był astronauta, mógłby wziąć gwóźdź, albo wkład do długopisu i wepchnąć grudki gruntu do piecyka.
Wychodzi na to, że rację miał Heinlein - jedyny osobnik zdolny porwać ludzi do pchania się w Kosmos to musiałby być (i tym razem se jaj prztemoclowych nie robię) świr-wizjoner skłonny zaryzykować swoje własne miliardy. Ale taki isę jeszcze nie urodził (a przynajminej nie ujawnił).Wiesci zza kanalu: juz w zeszlym roku Richard Branson (ten od wielobranzowej firmy Dziewica) posprzedawal sklepy plytowe, flote kolejowa i nie wiem, czy jeszcze cos i inwestuje spore srodki w program turystyki kosmicznej, czyli w samolot, ktory moglby wzniesc sie na orbite, poczekac na obrot ziemi i wyladowac na drugiej polkuli w krotkim czasie. Ryzykant, ale w jakims sensie mi imponuje - ma pomysly i nie boi sie ich realizowac.
Tak ale, jakby astronaucie coś się stało to byłaby wielka klapa. Żeby sie ustrzec przed śmiercią załogi (która być może przełknęłaby to ryzyko, ale naród już nie) to metodą NASA należałoby najpierw przetestować rzecz na orbicie, potem bezzałogowo, oblecieć Marsa, potem wykonać bezzałogową misję lądowania i startu po określonym czasie (czy się w tamtejszych warunkach coś szybciej nie zuzywa), wreszcie wysłać załogę, by obleciała Marsa i na koniec wykonać lot załogowy - w dodatku najlepiej mając już na powierzchni Marsa backup w postaci gotowego do startu statku.
Wiesci zza kanalu: juz w zeszlym roku Richard Branson (ten od wielobranzowej firmy Dziewica) posprzedawal sklepy plytowe, flote kolejowa i nie wiem, czy jeszcze cos i inwestuje spore srodki w program turystyki kosmicznej, czyli w samolot, ktory moglby wzniesc sie na orbite, poczekac na obrot ziemi i wyladowac na drugiej polkuli w krotkim czasie. Ryzykant, ale w jakims sensie mi imponuje - ma pomysly i nie boi sie ich realizowac.
Nie bardzo ma to wplyw na rozwoj "powaznych" programow kosmicznych niestety.
Szkoda, ze tak malo jest w ludziach idealizmu i checi pionierskiej przygody, a duzo wygodnictwa i konsumpcjonizmu. Od ladowania na ksiezycu nie wydarzylo sie nic donioslego niestety.
Natomiast co do kwestii budzetowych - wolalbym, zeby USA wydawaly wiecej pieniedzy na bycie potega w jakiejs sensowniejszej dziedzinie, niz tylko militarnej. Nie chce tu skrzeczec, ze to pewnie jakis spisek czy konspiracja, bo nie mam podstaw, ale jest tyle dziedzin, w ktore warto inwestowac (fuzja termojadrowa, alternatywne zrodla napedu, takze pojazdow kosmicznych i wiele innych), niz zbroic sie w nieskonczonosc. Najlatwiejsza i najbardziej redukcjonistyczna jest zasada, ze jesli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniadze, wiec, zgodnie z zasada brzytwy Ockhama, :P :P :P przyjmuje, ze jest prawdziwa w tym przypadku.
Ja mam chyba dosyć dobrze rozwinięte poczucie humoru, natomiast w tym wątku chciałbym w miarę możliwości trochę podyskutować serio, stąd łagodna prośba o nierobienie sobie jaj prztemocla (po cztery murple za sztukę) ani innych.
Wydawało mi się, że jednoznacznie opowiedziałem się (w istniejących warunkach) za eksploracją bezzałogową, co oznacza, że uważam, że astronauta z gwoździem, czy generalnie ze skrzynką narzędzi, jest rozwiązaniem szalenie kosztownym, a zatem niesłusznym.
jemu raczej nie chodzi o zarabianie na Kosmosie, tylko na znalezieniu argumentów dla zwykłych podatników
Generalnie sądzę, że dyskusja na polskim forum o tym, jak amerykański kongres powinien wydawać pieniądze, jest bardziej bezsensowna niż dyskusja o solipsyzmie. Ani nie mamy na to wpływu, ani nie obchodzi ich nasze zdanie.
Ponadto zastanówcie się, panowie: gdyby to były nasze podatki i nasz sejm, to byście chcieli, żeby ładować kasę w jakieś Księżyce, czy może jednak byście woleli mieć szpital na poziomie..?
Na razie: krótkowzrocznie – szpital, dalekowzrocznie - Księżyc.
Jedna z ostatnich "próbnikowych" misji Nasa kosztowała tyle, ile za jedną walkę zgarnął pewien bokser. Cóż, ludzkość.
Odpowiem wkrótce na twoje pytania i postaram się udzielić odpowiedzi dosyć szczegółowej i w miarę możliwości wyczerpującej, ale to może potrwać parę dni.
Proszę zatem nie interpretować chwilowej „ciszy radiowej” jako mojego zniknięcia.
Cetarianie - jestes duzo lepiej zorientowany w planach, budzetach, wydatkach i ogolnie ksiegowosci NASA i ich programie koszmicznym, niz chyba ktokolwiek na tym forum
Uwazam, ze program kosmiczny powinien byc jednym z priorytetow finansowych. Nie jest prawda, by ludzkosci nie jest na to stac i powinnismy budowac za to przykladowe szpitale, bo fundusze sa na jedno i drugie, tylko priorytety ustawia sie niewlasciwe. Pieniedzy wydawanych jest mnostwo, tylko nie na to, co potrzeba, bo przykladowo po cholere Rosji nowe lotniskowce???
wszedobylskiej ropie
rozbudowywac swoje ego
Idealnie przejaskrawionym przykladem jest Korea Polnocna, ktora wszystkie wady mocarstw swiatowych pokazuje az groteskowo i w ogole wyglada jak amorek - z golym tylkiem, ale uzbrojona po zeby.
Ale czy nie swietnie byloby, jako ludzkosc, pokazac samym sobie, ze stac nas na wiecej niz tylko ciagle wygrazanie sobie piesciami, zebrac sie do kupy i zaczac prawdziwy rozwoj oparty na pionierskiej checi przygody, poznania, ciaglego stawiania krokow dalej? W perspektywie lat na pewno przyniosloby to wymierne efekty, bo nastapilby rozwoj mysli technologicznej i nowe badania. Poza tym, hmmm, no nie wiem, moze mnie tylko tak nosi, ale zamiast sie zamykac w swoich czterech katach, czy nie lepiej siegac wciaz dalej i wyzej? Gdyby nie chec spelnienia marzen i dokonania czegos wielkiego, to czlowiek nigdy nie wzbilby sie w powietrze, nie odkryl Ameryki i w ogole siedzialby pewnie w jaskiniach. Jako przedstawiciel gatunku ludzkiego zycze sobie, zeby moje pieniadze byly przeznaczane na Nauke, Eksploracje miejsc, gdzie jeszcze nikt nigdy nie dotarl oraz na szeroko pojety Rozwoj.
Howgh!
Bardzo się z tego cieszę, ale czyż Patron tego Forum nie łączył dyskusji o poważnych sprawach z humorem?
Radziłbym Ci cofnąć się do samych początków tego wątku gdzie różni Forumowicze (w tym moja skromna osoba)
(...)
skoro argumentujesz za czymś wypadałoby (jak sądzę) odnieść się jakoś do przytaczanych argumentów przeciwko (skoro tak uważnie czytałeś).
A znów po co Ci odkrycia kolejnych planet jeśli nie chcesz lotów załogowych? (Owszem, nie twierdzę, że teraz mamy tam lecieć bo to zupełnie nierealne, i nie wiem kiedy realne będzie, ale chyba po to je odkrywamy by kiedyś ktoś mógł po nich chodzić?)
Ja sie nie Star Treka naogladalem, tylko chcialbym zrobic z zyciem, poki jeszcze tu jestem, cos istotnego. Rozumiesz? I partycypowac w tym, co robia inni, skoro sam nie moge. Staram sie rozwijac i dzialac w sposob, ktory uwazam za istotny, nikomu nie szkodzic oraz nie zajmowac sie nadmiernie przyziemnosciami bardziej, niz jest to konieczne i to samo staram sie zaszczepic innym. Nie wiem, czy to kwestia entuzjazmu, czy po prostu zrozumienie tego, ze czas ktory mamy jest bardzo cenny i nie warto go wykorzystywac w sposob mierny. Po prostu robie wszystko, by godzine przed smiercia nie powiedziec, ze nie zylem wcale. Wiem, ze to, co mowie to czysty idealizm, ale przeciez to nie powod, zeby zginac kark i klekac tak, by pasowac do ogolnie niskiego poziomu. Poprzeczki powinno sie stawiac wysoko, zeby miec cel i wyzwanie, a nie tkwic w marazmie i krecic sie w kolko. Uwazam, ze budowanie zamkow w powietrzu to wlasciwy model postepowania - to znakomite dla nich miejsce, tylko trzeba pozniej fundamenty dobudowac.
Wcale nie tak bardzo, a nawet jeśli to i tak niespecjalnie Cię to usprawiedliwia Q. Wybacz, ale Twoja nieustanna nadaktywność i notoryczne rozwadnianie dyskusji całkowicie dowolnymi skojarzeniami to bynajmniej nie to samo co zdrowa dawka humoru wpleciona w szkielet merytorycznej wymiany poglądów.
Widzisz Q, nie każdy ma jak Ty czas, aby przegrzebywać się przez 20 stron postów. Zwłaszcza, że dyskusja, w znacznej mierze dzięki Tobie, megakonkretna bynajmniej nie była.
A poza tym wydaje mi się, że powinieneś raczej cieszyć się z wypowiedzi Cetariana, bo zdają się one solidne, przemyślane, poparte wiedzą i na temat.
zwłaszcza, że część Twoich wypowiedzi jest naprawdę interesująca - żal tylko, że nieustannie otaczasz je bagienkiem próżnomowy.
Wybacz i mam nadzieję, że potraktujesz to jak konstruktywną krytykę.
Jasne, że nie poszukujemy pozasolarnych planet po to, żeby ktoś kiedyś mógł po nich stąpać. Moim zdaniem jest to jeden z ostatnich argumentów za rozglądaniem się po naszej galaktycznej okolicy. Jeśli w jakiejś nieogarnionej przyszłości będzie to możliwe (choć ja jestem przekonany, że nie dla kogokolwiek nas przypominającego) to świetnie. Niemniej na pierwszym planie są inne rzeczy.
Jesteś, zdaje się, zwolennikiem podejścia naukowego, eksperymentalnego. Czy nie uważasz zatem, że ważne jest zbadanie tego na ile inne układy i ich planety są podobne do naszego? W końcu dokładniej znamy tylko nasze słoneczne pobliże i znaczna część naszej wiedzy na temat innych układów opiera się na założeniach wyciągniętych właśnie z obserwacji naszego bezpośredniego planetarnego sąsiedztwa. Chyba warto byłoby się przekonać jak przedstawia się sytuacja gdzie indziej - czy nie jesteśmy aby jakimś incydentalnym wybrykiem, który mógłby wypaczać nasze spojrzenie na pozostałą część kosmosu? Zobaczmy jak rozłożone są planety gdzie indziej, z czego są zbudowane, jakie posiadają ewentualne atmosfery itd, itp. Na tej podstawie (i naturalnie dzięki szerokim badaniom naszego układu) będziemy może w stanie sformułować jakieś generalizacje na temat tego jak przedstawia się to na większą skalę (tak maziek - założenie powszechnej stosowalności prawideł w kosmosie ;-) )
i znów będziemy mogli zadziwić się, czemu nigdzie dostrzec nie możemy naszych braci w walce z entropią ;-D
Znalazłem znakomitą galerię zdjęć: misja Apollo + prowadzone obecnie testy NASA
Zwróćcie uwagę na aparat fotograficzny ;D
Jestem przeciwnikiem nie lotów załogowych w ogóle, tylko konkretnie „Powrotu na Księżyc”, który NASA planuje na rok 2020
Przyjmuję zatem następujące założenia:
1,- NASA będzie zawsze dostawała taki sam procent budżetu rządu Stanów Zjednoczonych jak obecnie czyli 0,6%;
2,- relacja budżetu do PKB Stanów Zjednoczonych będzie niezmieniona;
3,- dla uproszczenia przyjmuję, że liczba ludności Stanów nie będzie się zmieniać, chociaż w rzeczywistości w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat rosła dość szybko.
Przy tych założeniach budżet NASA byłby wprost proporcjonalny do amerykańskiego PKB per capita.
Zakładam że:
- W Ziemię nie uderzy asteroida.
- Nie będzie dużej wojny nuklearnej, takiej, po której nastąpiłaby zima nuklearna i zagłada ludzkości albo, w łagodniejszym wariancie, wielki głód i regres gospodarczy.
Przy założeniu wzrostu o 5% rocznie
Amerykański PKB per capita osiągnie 400.000 USD w 2055 roku.
W 2067 roku wyniesie 710.000 USD
W 2077 roku 1.160.000 USD
To znaczy, że w roku 2055 budżet NASA wyniósłby nie 17 a 170 miliardów dolarów.
I rósłby dalej po 5% rocznie.
Naturalnie istotnym założeniem jest procent budżetu NASA przeznaczany na wyprawę załogową.
Ja przyjąłem 10%.
„A dlaczego nie 15% albo 20% ?” – mógłby ktoś zapytać.
„A dlaczego nie 7% albo 5% albo 3%?”
Wydaje mi się, że dziesięć procent budżetu to jest taka jego część, która nie jest ZNACZĄCYM zagrożeniem dla pozostałych programów
Scenariusz tak jaki „Powrót na księżyc”, to znaczy najpierw krótkie loty, a potem stała baza z rotowaną załogą, także nie ma sensu.
Utrzymywanie bazy z kilkoma, kilkunastoma czy kilkudziesięcioma astronautami, generowałoby tylko monstrualne koszty, a wszystkiego, czego moglibyśmy się dzięki pracom tych astronautów dowiedzieć o Marsie, możemy się dowiedzieć 20 razy taniej, używając automatów.
Tak naprawdę załogowa baza to jest kontynuacja wątku romantycznego, bo nie tylko flagę wbiliśmy, ale i stopami naszymi zdeptaliśmy Marsa wzdłuż i wszerz.
(nie na darmo Bant i Jegorin przeszli na piechotę kawał Merkurego!!)
Jeśli tam jest woda w takich ilościach, że da się ją wykorzystać, to utrzymywanie bazy będzie trochę tańsze, ale i tak horrendalnie drogie i bezsensowne.
No chyba że w perspektywie mamy zasiedlenie Marsa albo uczynienie z niego ośrodka zapasowego na wypadek …. No właśnie, na jaki wypadek? (Jeśli wcześniej nauczymy się spychać asteroidy z kursu kolizyjnego, to inne wypadki nie przychodzą mi do głowy).
To nie znaczy, że jestem entuzjastą wyprawy załogowej w 2067 roku.
Ale przy 10% budżetu NASA mógłbym się już zgodzić (gdyby mnie ktoś pytał) na zasadzie „Jak już tak koniecznie chcecie wbić tą flagę, to lećcie”.
W moim przekonaniu już na pierwszy rzut oka przekształcanie Marsa w taki sposób, żeby kiedyś nadawał się do zasiedlenia byłoby wielokrotnie droższe od dbania o Ziemię i rozwiązywania problemów jakie mamy i JAKIE KIEDYKOLWIEK MOŻEMY MIEĆ z ekosystemem Ziemi.
Jako eksperyment myślowy wskazuję, że chińskie rezerwy walutowe wynoszą tysiąc miliardów dolarów.
Za CAŁĄ tą kwotę Chińczycy mogliby sobie zamówić w NASA dostarczenie na powierzchnię Marsa jednego tysiąca ton sprzętu.
cały roczny budżet rządu Stanów Zjednoczonych (z którego NASA dostaje 0,6 procenta)
Na Marsie, żeby się nadawał do życia poza hermetyzowanymi budynkami, należałoby nie tylko wytworzyć atmosferę, ale i cały ekosystem, a w pewnym momencie zatrzymać zmiany i utrzymywać system w stabilnej pozycji.
Ja bym jednak wolał odkupić od amazońskich hodowców bydła ich ziemię i z powrotem wyhodować tam las tropikalny.
To też swego rodzaju inżynieria planetarna. Na pewno mniej spektakularna ale pilniejsza.
Sadzę przy tym, że nawet gdyby na Marsie dało się zdjąć hełm, to mieszkanie na planecie o ciążeniu równym 1/3 ziemskiego na dłuższą metę spowodowałoby dramatyczne przemiany w organizmach ludzi.
Mam w związku z tym propozycję (tanią):
Należałoby wystrzelić na niską orbitę Ziemi małą i po spartańsku wyposażoną stacyjkę, która wirowałaby z odpowiednią szybkością, symulując marsjańskie ciążenie.
Na stacji przebywaliby ochotnicy z Mars Society, zmieniając się co dwadzieścia lat.
Po jakich dwustu-trzystu latach można by podsumować wyniki badań, i wtedy by się okazało,
jakie mogą być skutki długotrwałego pobytu człowieka na Marsie.
Moim zdaniem nie ma uzasadnienia dla ŻADNYCH podróży załogowych w obrębie Układu Słonecznego.
SAMA ZDOLNOŚĆ DO SPYCHANIA POWINNA MIEĆ BEZWZGLĘDNIE NAJWYŻSZY PRIORYTET.
Tak przy okazji, można by w ramach ćwiczeń wybrać małą asteroidę i popchnąć ją tak, żeby uderzyła w Marsa, a przedtem ustawić na Marsie tuzin sejsmometrów.
Za jednym zamachem poćwiczylibyśmy spychanie i uzyskalibyśmy masę informacji o strukturze geologicznej Marsa.
LOTY POZAUKŁADOWE.
Może się okazać za pięć albo dziesięć lat, że bozonu nie złapano i wydziały fizyki uniwersytetów świata dość zgodnie domagają się większego collidera.
Wydaje mi się jednak, że fizycy poproszeni o ustalenie najlepszego z możliwych napędu statków kosmicznych, odpowiedzieliby coś w stylu:
„Chętnie, ale musimy rozbić materię na mniejsze kawałki i potrzebujemy do tego nowego collidera, najlepiej od razu 500 TeV, żeby czadu nie zabrakło, chyba, że wolicie się babrać na raty…..”
Można by założyć jeszcze [co najmniej] jeden np. pod tytułem „Najśmieszniejsze” i tam dyskutować nad przewagą reklam Mumio nad „Pamiętnikami młodej lekarki” lub odwrotnie (moje typy). I generalnie robić sobie jaja.
A jak się nie uda, to wymiana będzie czasem ewoluować w stronę klimatu grilla, gdzie po kilku toastach można zaobserwować dialogi typu:
„Fajnie by było polatać po Galaktyce!!”
„Pewnie, że fajnie!!”
„Zzzzuuuuuuuuuuuummm, zzzzzzuuuuuuuummmm!!”
„No, chłopaki, jak tak chcecie lecieć, to lećcie, szerokiej (Mlecznej) Drogi!!”
„Pozdrówcie Yodę!”
„I tą …, tą taką z tymi precelkami…”
„Może wam karkówki zapakować, bo sporo zostało?”
I tak dalej.
Czy badanie Układu Słonecznego i Kosmosu ma sens, gdybyśmy mieli nigdy nie postawić stopy na żadnym innym ciele niebieskim - w Układzie lub poza nim?
Oczywiście, że tak.
To, czy gdzieś polecimy czy nie, w żaden sposób nie osłabia sensowności, celowości, piękna, wagi i potrzeby prowadzenia badań !!!.
Człowiek jest tak skonstruowany, że chce zrozumieć świat, rozpoznać i zbadać mechanizmy, reguły, które nim rządzą.
Czy Darwin prowadził swoje badania dla pieniędzy?
Paleontolog, archeolog i antropolog Louis Leakey bardzo pięknie wyraził tę potrzebę wiedzy /.../
Powiedział do swoich studentów; „Chcę wiedzieć kim jestem i dlaczego jestem taki jaki jestem”.
Nauka się opłaca per saldo, opłaca się stukrotnie i tysiąckrotnie, ale nie zawsze wiadomo, które odkrycie przyniesie wymierne korzyści, a które „tylko” zaspokoi naszą ciekawość świata.
Jestem przekonany, że Q (jak chyba wszyscy) doskonale wie, po co mi jest potrzebne wiadro piasku z Marsa i tylko się ze mną odrobinkę droczy, ale poćwiczę kamienną twarz i odpowiem jak gdyby nigdy nic.
Projekt sprowadzenia próbki gleby z Marsa liczy sobie chyba kilkadziesiąt lat.
Jeśli dobrze pamiętam, to gdzieś w połowie lat dziewięćdziesiątych NASA twierdziła, że sprowadzi próbkę gleby marsjańskiej w …. 2005 roku.
Tak się oczywiście nie stało, ale Mars Sample Return jest w dalszym ciągu w planach NASA, a także w planach ESA.
No, ale NASA bała się lądować na ogniu („Na Pirxa”), bo na ogniu można się niestety przechylić, stracić równowagę i roztrzaskać (jak „Ariel” w „Ananke”), a jak się ma poduszki naokoło, to wszystko jedno, czy się spadnie na nogi czy na główkę.
Wyprawa załogowa mogłaby pobrać próbki z wielu miejsc, ale tylko w obrębie kilku kilometrów od bazy, jako że z pewnością astronautów obowiązywałaby taka sama reguła jak na Księżycu, jeździmy tylko tak daleko, żeby w razie awarii pojazdu móc wrócić na piechotę do lądownika.
Nie wiem jak inni, ale ja z racji merytorycznej zawartości jestem skłonny wybaczyć tak obfite postotwórstwo.LAWL
bardzo podoba mi sie Twoje podejscie do inwestowania w nauke i badania naziemne i, jak wspominales przy opisywaniu akceleratorow, w nowe zrodla napedu.
Zgodze sie z Toba, ze poki co nie ma zupelnie sensu latac zalogowo gdziekolwiek dalej. Na Marsie chcialbym widziec ludzi, przede wszystkim z powodow jakos tam romantycznych, pionierskich i zeby ludzkosc zrobila krok naprzod.
Z braku wiedzy technicznej ciezko mi zaproponowac jakis lepszy naped (moze jonowy?)
LAWL
Cetarianie. Wrocilem, by pare swoich groszy wrzucic. Byc moze sprawia one, ze na zagadnienie spojrzymy troche inaczej, ktos inny cos dopowie i dojdziemy do konstruktywnych wnioskow.
Przede wszystkim mysle, ze blednie zakladasz finansowanie NASA i to az do roku 2060 ktoregos roku. To czysta futurologia i to niezbyt naukowa. Bardzo watpie, by gospodarka jakiegokolwiek kraju rozwijala sie w tempie tak liniowym, jak opisujesz, a na pewno nie na przestrzeni tak dlugiego czasu.
w Polsce (o ile nie wejdzie wczesniej do strefy Euro, bo niedlugo nikt normalny sie na to nie zgodzi) katopatrioci beda sie zastanawiac, czy na banknocie 100 000 umiescic podobizne JPII czy jednak Pilsudskiego.
Imponuje mi Twoja wiedza na ten temat
meritum i cale sedno problemu tkwi w tym, ze ludzkosc wydaje pieniadze zupelnie nieracjonalnie i bez pomyslunku i zmiana priorytetow pozwolila by lepiej na projektowanie badan, ekploracji i szeroko pojetego rozwoju, niz gdybanie, czy lepiej wydac 0.6% budzetu NASA na lizak, czy wafelek w polewie. Innymi slowy, czy mniej dotkliwym bedzie dostanie kopa w kontrprzodek, czy piescia w twarz. Zamiast kombinowac jak wyzywic sie ochlapami i resztkami ze stolu skupmy sie na tym, ze amerykanie wydaja gigantyczne pieniadze (nie potrafie okreslic dokladnie jaki to procent budzetu, ale zapewniam, ze duzo wiecej, niz 0.6%) na zbrojenia.
Moge sobie gdybac, ze gdyby uczeni zgodnie z makiawelliczna zasada cel uswieca srodki wmowili narodowi, ze leca porozumiec sie z naocznie przeciez zaobserowanymi przez wiele zrodel zielonymi ludkami (bo wykrywanie bakterii juz nikogo nie ekscytuje) ze swietlistych cygar i prosza o podniesienie podatkow na ten cel o 5%, to nie buntowano by sie zbytnio.
Nie mialbym tez nic przeciw, gdyby Chinczycy skumali sie z Koreanczykami Polnocnymi i rozwineli program lotow kosmicznych (co owocuje nowymi badaniami i technologiami, rozwojem nauki do pozniejszego wykorzystania) tylko po to, by zatknac na Marsie podobizny Kim Ir Sena, Kim Dzong Ila i innych boskich Mao (niech tylko tych biednych ludzi odkarmia, bo to zgroza jest co ci bandyci wyprawiaja). Gdyby Amerykanie ubzdurali sobie, ze nie moga byc gorsi od ich komunistycznych azjatyckich wrogow i wymyslili jeszcze lepsze technologie i dotarli tam przed nimi, by wypic na czerwonej planecie Coca Cole, tez bym byl zadowolony, bo przelozyloby sie to na rozwoj nowych technik, komputerow, napedow i ogolnie technologii.
mozemy sobie gdybac i jako 0.6% sensownie myslacej ludzkosci biadac, ze tempora i mores sa fatalne oraz czy lepiej wyslac mala koparke i badac grunt na Marsie, czy poczekac jak dziecko z biednej rodziny, az sie troche uzbiera na lepsza zabawke i wyslac wiekszy swider, zeby sie glebiej wkrecic i sobie lepiej badac.
Spróbujmy teraz zastanowić się ile będzie wynosił w Stanach PKB per capita w 2067 roku.
Moja caput w 2067 będzie wąchała kwiatki od dołu.
Wyobrażacie sobie jakby by się podniósł hasał, gdyby jakiś Rob z Colorado zaczął nam mówić, że powinniśmy NASZE pieniądze wydawać inaczej?
Tylko że ludzie – i jednostki i masa – nie są logiczni i racjonalni.
A wśród polityków takich typów jest w ogóle mało ;-)
wziąwszy pod uwagę, że w KAŻDYM społeczeństwie osoby zainteresowane takimi badaniami to kilkuprocentowa elita, a „szerokie rzesze podatników” wolą mieć EURO niż program badania Kosmosu.
Aha – i jeszcze pytanie o to, co może zrobić człowiek, czego nie zrobi wysłany na Marsa robot: człowiek zareaguje w sytuacji nieprzewidywalnej. Nie odpowiem ci jakiej, no bo sytuacje nieprzewidywalne są… nieprzewidywalne ;)
Natomiast w chwili obecnej masowe kolonizowanie innych światów przy innych gwiazdach to całkowite mrzonki ze względu na nieusuwalny (przynajmniej w ramach dziesiejszej wiedzy) brak właściwego napędu.
Oczywiście jest na to wszystko prostszy sposób - wojna...
Ja wiem czy Projekt DEDAL jest taki nierealny?W kwestii wywiezienia kilkunastu miliardów ludzi z Ziemi gdzie indziej?
Ja wiem czy Projekt DEDAL jest taki nierealny?W kwestii wywiezienia kilkunastu miliardów ludzi z Ziemi gdzie indziej?
Ja wiem czy Projekt DEDAL jest taki nierealny?W kwestii wywiezienia kilkunastu miliardów ludzi z Ziemi gdzie indziej?
W kwestii wykonania pierwszego kroku ku łażeniu sobie po planetach innych słońc.
Jak czytalem o Dedallusie, nie moglem powstrzymac sie o mysli o Nostromo i jego skrzyzowaniu z pozostalymi pojazdami lemologicznymi (z sondami do napraw, teleskopami, spektrometrami analizujacymi przestrzen itd).
Rzecz względna. Mozna podzielić jego zakładaną masę przez ładowność wahadłowca np...
Jak czytalem o Dedallusie, nie moglem powstrzymac sie o mysli o Nostromo i jego skrzyzowaniu z pozostalymi pojazdami lemologicznymi (z sondami do napraw, teleskopami, spektrometrami analizujacymi przestrzen itd).
To "Nostromo" Lem wymyślił? ???
Q, fantasto. Chodzi mi o realność samego Dedala, nawet bez jednego człowieka, w dającej się przewidzieć perspektywie.Rzecz względna. Mozna podzielić jego zakładaną masę przez ładowność wahadłowca np...
Zara... Zakładamy, że na Ziemi za lat sto czy coś koło tego będą nadal łazić ludzie w obecnym słowa tego znaczeniu. A jeśli istnieć będą postludzie, którzy zrezygnowali z biologicznych ciał i "przepisali się" do wirtualnych światów. Wtedy może się okazać, że od biedy na Dedalu...
Oj no jasne ze nie! Mowie o takich cechach Dedala, jak to, ze leci wiele lat, jest duzy i w ogole przemierza przestrzen - ja tam widze przelatujacy przez ekran "okret klasy Nostromo", no taka fantazja i chciejstwo z gatunku SciFi. I lemologicznie ma skanery, teleskopy i rozne narzedzia badawcze, po lemowemu. No.
Chodzi mi o realność samego Dedala, nawet bez jednego człowieka, w dającej się przewidzieć perspektywie.
Zaraz, zaraz. O jakiej przyszłości mówimy? 50 lat? 150 lat? 1500 lat?
I kto mówił o górnictwie w Pasie?
Trudno przewidzieć skoro taki np. R. Kurzweil przepowiada, że za parę lat "wybuchnie" na Ziemi tzw. Osobliwość Technologiczna i za sprawą SI wszystko przyspieszy w niebywały sposób.IMO zakładanie, że niebawem stanie się coś, czego na razie nie ma i w ogóle nie wiadomo, co to miałoby być, ale od tego zrobi się lepiej to bajanie. Oczywiście może się tak stać, np. jutro ktoś wymyśli jak za pomocą rowerowego dynama i zepsutej żarówki energooszczędnej polecieć do gwiazd.
IMO zakładanie, że niebawem stanie się coś, czego na razie nie ma i w ogóle nie wiadomo, co to miałoby być, ale od tego zrobi się lepiej to bajanie.
Biorąc całą aktywność człowieka w epoce kosmicznej (czyli mniej więcej w czasie zakładanego lotu Dedala) do czego doszliśmy? Nie wiem, możeśmy z 5 tysięcy ton w kosmos wywieźli, może nie, ale i tak większość, kiedy Ruskie z Amerykańcami o prymat się biły. No to zakładając Twoje 20% więcej z roku na rok, ile jeszcze trzeba czekać?
Górnictwo kosmiczne? Miałem na myśli scenariusz na przykład taki: wysłać silnik do planetoidy i spowodowac, aby spadła na Marsa. To w zasadzie dziś już dałoby się zrobić. Ale zrobić na orbicie hutę produkującą wysokojakościowe, wysokoprzetworzone, wielkowymiarowe półfabrykaty jak rury, śruby, blachy itp? O czym mówiemy?
Tak, masz rację, źle zapamiętałem.
Nie założyłem, że 20% z roku na rok, a że 20% światowego (czy przynajmniej amerykańskiego) budżetu szło by tylko na ten cel. (Czyli mówimy o gwałtownym przestawieniu gatunkowych celów.)
Mówimy o czym innym - wydrążyć w asteroidzie co konieczne. Dodać mu tylko reaktor i silnik z tyłu. (Statek nie musi być tak ładny jak na rysunku.) Zamontować dowiezione z Ziemi czy z Marsa komponenty i jazda.Q, w tym projekcie 50 tysięcy ton to samo paliwo. Paliwo dodajmy do fuzji jądrowej, czyli deuter lub tryt. Dodajmy, że fuzja jądrowa to w ogóle święty Graal, nie wiadomo czy realnie istniejący. Co ma do tego drążenie planetoid?
Dodajmy, że fuzja jądrowa to w ogóle święty Graal, nie wiadomo czy realnie istniejący.
Co ma do tego drążenie planetoid?
Te komponenty waża 50 tysięcy ton.
Na wstępie jestem zmuszony wycofać deklarację o niewysyłaniu seryjnych postów;-)
Dzisiaj „tylko” cztery.
Moim zdaniem bardzo ważne, wręcz kluczowe dla naszych rozważań jest rozróżnienie
tego, CO JA (albo każdy uczestnik dyskusji) BYM CHCIAŁ, ŻEBY SIĘ ZDARZYŁO;
Od tego, CO SIĘ PRAWDOPODOBNIE WYDARZY. (I kiedy!)
W pierwszym przypadku, jeśli nie ma ograniczeń i mogę dać upust fantazji, to proponuję przeholować Marsa na orbitę Ziemi, tylko po przeciwnej stronie słońca, nałapać asteroidów, oblepić Marsa, tak, żeby uzyskał masę Ziemi, wytworzyć atmosferę i ekosystem, a kontynenty ukształtować tak, żeby w pasie podzwrotnikowym (po obu stronach równika), wokół całego Zie-Marsa ciągnęły się plaże o klimacie śródziemnomorskiego wybrzeża Francji.
rozważanie tego, co się PRAWDOPODOBNIE rzeczywiście wydarzy w jakimś horyzoncie czasowym.i
Generalnie, prognozowanie czegokolwiek w horyzoncie powyżej dwudziestu-trzydziestu lat tak czy owak zbliża się poziomem prawdopodobieństwa do wróżenia z fusów, nawet jeśli ktoś sobie zbuduje model uwzględniający sto albo pięćset parametrów.
Otóż ja się boję Rosji. I nie jest to moja prywatna fobia. Uważam, że Rosja może, w pewnych okolicznościach i we wcale nie tak odległej przyszłości, stanowić zagrożenie dla Polski.
Dodam jeszcze tylko, że gdyby się jednak koledzy upierali, żeby bez wyodrębniania wątku szukać w dzisiejszych budżetach państw środków na eksplorację, to ja proponuję ciąć dopłaty do rolnictwa.
Wg Wiki
http://en.wikipedia.org/wiki/Agricultural_subsidy
Dopłaty w Stanach wynosiły w latach 1996 do 2002 średnio ok. 16 miliardów dolarów. To byłby drugi budżet NASA.
Unia wydaje
http://europa.eu/pol/financ/overview_en.htm
na dopłaty circa 44 miliardy Euro rocznie.
A z polskiego budżetu dokładamy do KRUS 20 miliardów złotych !! To jest po bieżącym kursie około dziesięciu miliardów dolarów. Sami moglibyśmy wysyłać po dwadzieścia Phoenixów rocznie !! Albo samodzielnie sfinansować wyprawę załogową na Marsa w 2037 roku ;-)
Natomiast podtrzymuję swoją ocenę, że w horyzoncie pojedynczych dziesiątków lat, szanse na znaczący wzrost budżetów na eksplorację są niewielkie i zaklinanie, że dobrze byłoby wyłożyć więcej nic tu nie zmieni.
Natomiast dość często do chęci oglądania ludzkich śladów tu i tam, dorabia się legendę o pożytkach naukowych lub gospodarczych i to akurat jest łagodne przyciemnianie.
Ja wszyscy wiemy, postępy optoelektroniki są ogromne i sądzę, że jest duże, czy wręcz bardzo duże prawdopodobieństwo, że za 10-12-14 czy 16 lat NASA wyśle na marsa łazik, który będzie nadawał transmisję w full HD.
Będzie miał z tuzin mikrofonów, z przodu, z tyłu, przy każdym z sześciu kół i przy każdej z czterech rąk.
Będziemy mogli usłyszeć chrzęst marsjańskiego piasku pod kołami łazika.
I bardzo dobrze!
A ja bym chciał zobaczyć podobną transmisję w full HD z powierzchni Merkurego!!
I z niskiej orbity Wenus!!
I z pobliża pierścieni Saturna!!
I jeszcze z paru innych miejsc w Układzie.
Przy okazji chcę powiedzieć, że zainteresowanie „ludu” lotami załogowymi może się okazać przeszacowane.
Zwracam uwagę, że kiedy astronauci Apollo 13 po starcie, ale przed wypadkiem, przeprowadzili transmisję z pokładu, to ŻADNA amerykańska telewizja tego nie pokazywała.
No bo ile można? Przedtem były nie tylko misje Apollo 11 i 12 z lądowaniami na Księżycu, ale i cztery misje próbne Apollo z numerami od 7 do 10, z czego dwie (8 i 10) obleciały Księżyc.
Ile można oglądać fikołki w stanie nieważkości? Telewizje uznały (być może na podstawie spadających już wcześniej słupków oglądalności) że nie warto. Transmisja szła tylko na magnetowid (o czym astronautom nie powiedziano, żeby im nie było przykro, dowiedzieli się dopiero po powrocie).
Sądzę, że sytuacja może się jakoś powtórzyć.
Po drugie: ktoś o innej dyspozycji (nie ja!!) mógłby zareagować na twój pierwszy komentarz do mojego pierwszego postu, tzn. na tekst:
„Starczy oskubać podatkami kilkudziesięciu miliarderów. (Prosty lud ucieszy się nawet z urawniłowki.) ”
„świętym” (w mniemaniu tego ktosia) oburzeniem i stwierdzić że: „To pomysł godny Gomułki albo i Bieruta. A gdzie państwo prawa !? A święte prawo własności !!?” I tak dalej.
I proszę, flame war jak złoto! ;-)
Może w tym celu należałoby sięgnąć aż do samej podstawy i zastanowić się co to właściwie jest eksploracja.
Według mnie to jest poszukiwanie wiedzy o kosmosie oraz pożytków ekonomicznych z kosmosu.
Nie wydaje mi się sensowne spieranie o nazwę, więc jeśli dla kogoś eksploracja to wbijanie flag i deptanie ludzką stopą innych ciał niebieskich, to niech tak będzie.
Te próby uzasadnienia KONSEKWENTNIE ABSTRAHUJĄ od kwestii ograniczoności środków i związanej z tą ograniczonością konieczności podejmowania decyzji typu albo/albo.
Póki co konieczność wyboru celów jest ewidentna.
Mnie się wydaje, że nie jest aż tak źle jak tam powiedziano, że wszystko zostało już siedemnaście razy przegadane
Moje stwierdzenie o trudności prognozowania nie zwalnia nikogo od przyjmowania jakichś założeń.
Co do pożytków technologicznych z Programu Kosmicznego to chętnie poznałbym jakieś szczegóły, tym bardziej, że rzecz dotyczy przeszłości, więc obliczenia powinny być łatwiejsze. ;-)
Ponieważ ja chyba nie mam zbyt silnie zarysowanej potrzeby posiadania ostatniego słowa (stąd też i post niniejszy po przerwie ponad dwutygodniowej) to poniżej prawdopodobnie jedna z ostatnich prób wytłumaczenia o co mi chodzi w opozycji eksploracja-wbijanie flagi.
Zawartość debaty w debacie nie może być większa, skoro debatujemy o spodziewanych efektach wysiłku umysłowego ciał politycznych
A zresztą - jestem załamany....
http://community.livejournal.com/ru_aviation/894500.html?style=mine
Wodę znajdują bądź ogłaszaja, że jej nie ma w rytmie mniej więcej 2-3 miesięcy od kilku lat...
Nam do gwiazd niespieszno (http://technologie.gazeta.pl/technologie/1,86564,5615630,Naukowcy_sie_nie_ludza__Nigdy_nie_dolecimy_do_gwiazd.html)...Jak dobrze że ktoś to napisał.
Nam do gwiazd niespieszno (http://technologie.gazeta.pl/technologie/1,86564,5615630,Naukowcy_sie_nie_ludza__Nigdy_nie_dolecimy_do_gwiazd.html)...Jak dobrze że ktoś to napisał.
Nam do gwiazd niespieszno (http://technologie.gazeta.pl/technologie/1,86564,5615630,Naukowcy_sie_nie_ludza__Nigdy_nie_dolecimy_do_gwiazd.html)...
ja nie twierdzę, że to nie jest kwestia tysięcy lat.
i hard SF można nadal pisać ;D
Czytam właśnie (i oczywiście oglądam) "Wielki Atlas Kosmosu" Marka A. Garlicka (wyd. Buchmann). Bardzo ciekawa lektura. Po raz pierwszy spotkałam się tutaj ze stwierdzeniem, że Księżyc w porównaniu z Ziemią, jest na tyle duży, że oba ciała powinny być rozpatrywane jako podwójny układ planetarny.
Myslalem, ze to raczej naturalne, ze planety maja satelity i juz.
chodzi mi głównie o to, że nieweryfikowalne dla nas jest czy przedstawiany obraz jest prawdziwy.
Pluton z Charonem to swietny na to przyklad
Definicji nie czytałem bo szkoda mi szukać ale na moje oko:
By były dwie osobne planety muszą być dwie osobne orbity wokół gwiazdy. Jeśli jest jedna orbita i grupa ciał to mamy planetę i satelity. Stawiam że planeta jest najcięższa. A kiedy planeta podwójna? Nie wiem.
A co do zdjęć: (tak trochę żeby poddenerwować Q przykład) w Biblii też jest napisane że prawdziwa a jedni wierzą inni nie. Cóż, kwestia wiary ;)
Ja żadnej argumentacji poza obietnicą treści "zdjęcie zrobione za pomocą teleskopu takiegoitakiego" nie widzę.
Jakies to umowne wszystko, zwlaszcza, ze napisane jest, ze Charon i Pluton wiruja wokol wspolnego srodka masy. Hmmm. Aaa tam :)
Zadziwiajace jest, ze gdy ogladam zdjecia kosmosu, naszego ksiezyca z bliska, mglawic i galaktyk, jakos mi sie to wszystko wydaje bliskie i znajome, az chce sie ich siegnac, a przeciez to szalenie niegoscinne srodowisko, zupelnie nienaturalne dla ludzi.
Dzi, człowiek ma w naturze porządkowanie otaczającego go świata, najłatwiej robi się to definiując go. Dla tych ciał tam, nie ma to najmniejszego znaczenia, ale dla nas już tak, może nie jest to znaczenie praktyczne, ale poznawcze już na pewno – można sklasyfikować i odetchnąć z ulgą, że coś się na ten temat wie (nawet jeśli jest to na razie tylko wrażenie).
Evangelosie, to środowisko nie powinno być nam chyba takie obce, znaliśmy je od zawsze patrząc nocami w niebo. Z tą różnicą, że wcześniej była wyobraźnie, teraz są zdjęcia.
to środowisko nie powinno być nam chyba takie obce, znaliśmy je od zawsze patrząc nocami w niebo.Ladnie powiedziane :) Faktycznie, niebo bylo od zawsze :)
Faktycznie, niebo bylo od zawsze :)
Hehe, na upartego zawsze możesz zweryfikować schematy budowy teleskopu i mechanizmu jego działania.Jak?
Ja przecież nie wątpię w istnienie teleskopu.
O, jednak rozumiesz.Ja przecież nie wątpię w istnienie teleskopu.
Ale wątpisz w to co pokazuje...
z wrodzonej Ci widać przekory bawisz się teraz w adwokata diabłaWcale się nie bawię, tylko stawiasz tezę, że zdjęcie z teleskopu możesz (Ty) zweryfikować, a Bibli nie możesz. Z punktu przyznaję Ci rację co do Biblii. Załóżmy teraz, że masz zdjęcie (nie nie będę złośliwy, nie z Hubble) z Kecka i chcesz je zweryfikować. Podkreślam "Ty" bo w końcu dyskusja jest o tym, komu tacy przeciętniacy jak my mamy wierzyć.
sie tylko zastanawiam gdzie jest granica miedzy satelitarnoscia a juz odrebnoscia planetowa. Pewnie nie ma i to umowne wszystko.Jest jak mówisz. Jedyną powszechnie uznaną (choć pewnie też znajdą się odszczepieńcy ;) ) definicją jest definicja (http://pl.wikipedia.org/wiki/Planeta) planety w Układzie Słonecznym i nie ma tam słowa o planetach podwójnych. Nie ma też definicji "usankcjonowanej" planety podwójnej itd. IMO katalog ciał niebieskich zawiera nieskończenie (no, prawie nieskończenie) wiele ciał różniących się o siebie infinitezymalnie co do poszczególnych cech np. masy, średnicy itd i w związku z tym każda definicja "szufladkowa" powoduje, że wiele z tych ciał znajduje się na pograniczu różnych klas. Można sobie np. wyobrazić układ podwójny planet, z których jedna jest mała ale ciężka, a druga dużo większa ale zdecydowanie lżejsza. No i która będzie planetą, a która księżycem?
O, jednak rozumiesz.
Wcale się nie bawię, tylko stawiasz tezę, że zdjęcie z teleskopu możesz (Ty) zweryfikować, a Bibli nie możesz. Z punktu przyznaję Ci rację co do Biblii. Załóżmy teraz, że masz zdjęcie (nie nie będę złośliwy, nie z Hubble) z Kecka i chcesz je zweryfikować. Podkreślam "Ty" bo w końcu dyskusja jest o tym, komu tacy przeciętniacy jak my mamy wierzyć.
zastanawiam gdzie jest granica miedzy satelitarnoscia a juz odrebnoscia planetowa. Pewnie nie ma i to umowne wszystko.
Cóż, do weryfikacji danych potrzebna jest wiedza, chce się weryfikować, trza te "Postępy fizyki" czytać.. ;)Czyli żeby "Kowalski" zweryfikował fizykę powinien "Postępy fizyki" czytać?
A co do Biblii - "absolutnie" to się niczego zweryfikować nie da, ale wywijając Brzytewką można Biblii nieliche kuku zrobić ;).To może też wystarczy czytać, tylko w tym przypadku "Biblię", a nie "Postępy fizyki"?
Czyli żeby "Kowalski" zweryfikował fizykę powinien "Postępy fizyki" czytać?
/.../
To może też wystarczy czytać, tylko w tym przypadku "Biblię", a nie "Postępy fizyki"?
Załapałem, ale mówiliśmy zdaje się o teleskopie, nie o całości Nauki.Dlatego zadałem Ci konkretne pytanie jak konkretnie Ty zweryfikowałbyć konkretne zdjęcie z konkretnego teleskopu (Kecka). Odpowiedzi nie otrzymałem. To Ty odleciłeś od tematu.
Nie wprowadzaj mnie - prostego chłopa - na grunt weryfikacji zastrzeżonej dla noblistów.Czyżbyś musiał wierzyć im na słowo?
Zresztą powtórzę: zamiast wyszukiwać luki w mojej argumentacji spróbuj sam dla odmiany poargumentować dlaczego mamy wierzyć w obrazki z teleskopów.Ostatnio dość długo dyskutowałem z pewnym kreacjonistą, usiłując mu udowodnić, że kreacjonizm to lipa.
Dlatego zadałem Ci konkretne pytanie jak konkretnie Ty zweryfikowałbyć konkretne zdjęcie z konkretnego teleskopu (Kecka). Odpowiedzi nie otrzymałem. To Ty odleciłeś od tematu.
Czyżbyś musiał wierzyć im na słowo?
Ostatnio dość długo dyskutowałem z pewnym kreacjonistą, usiłując mu udowodnić, że kreacjonizm to lipa.
Okij: bo uczono mnie w szkole podstaw optyki i miałem okazję zweryfikować, że prawdę mi mówią używając takich np. lup czy lornetek.I (pozwolisz, że jeszcze pobędę tym adv diaboli) to Cię przekonuje? Sądzisz, że przed sądem, gdyby Cie poproszono o weryfikację jakiegoś zdjęcia dowodowego mógłbyś przeprowadzić dowód poprzez wykazanie się wiadomościami ze szkoły nt. lornetki? Zdjęcia, które wykonuje teleskop tej klasy co Keck tworzone są przez pojedyncze fotony przez wiele godzin naświetlania lub poprzez wielokrotne ekspozycję dzień po dniu. Nie można zobaczyć tego na własne oczy, jak można zobaczyć księżyce Jowisza przez lornetkę. Potem te dane miele wiele dni bądź tygodni komputer i w efekcie masz kartkę papieru, pokrytą różnokolorowymi drobinami pigmentu (wydruk), na której widać galaktyke odległą o kilka mld lat świetlnych. Czy uważasz, że wiedza nt. lornetki weryfikuje to zdjęcie? Zadam to pytanie inaczej. Powiedzmy, że założę się z Tobą, o dużą sumę pieniędzy, czy będziesz w stanie odróżnić zdjęcie (nigdy dotąd niepublikowane) jakiegoś znanego obiektu astronomicznego od komputerowo sfabrykowanej wizualizacji tego obiektu. Czy widzisz jakąś możliwość falsyfikacji podróbki?
Mogę tylko b. ogólnikowo oznajmić, że widząc na każdym kroku sprawdzalność dostępnych mojemu zrozumieniu naukowych twierdzeń i skuteczność opartej na osiągnięciach Nauki technologii (powodującej np. że domy, które projektujesz nie walą się ;)) jestem skłonny rozszerzyć to zaufanie na obszary niedostępne mojemu bezpośredniemu doświadczeniu.Czyli jednak element wiary musi wystąpić?
Twierdzenia religijne, przeciwnie tej sprawdzalności nie podlegają.Nie ciągnijmy religii, bo też można długo. Pamietasz, umówiłem się z Panem Bogiem, że rozłupie pieniek zawsze, kiedy machnę siekierą. I jak pamiętasz zadziałało, choć czasem pieniek się nie rozpadł. I jak pamietasz tak sie działo, bo taki był plan. Nie wysilajmy sie, żeby to odbić, bo jeszcze nikomu się nie udało.
A teraz go naśladujesz? ;)
ps. ciekaw jestem jaki był wynik dyskusji ;)
Chyba nigdy nie przestaną dziwić mnie mity. Ciekawym jest w jaki sposób ludzie nie rozumiejący otaczającego ich świata starali go sobie za ich pomocą tłumaczyć. Chociaż wtedy pewnie miało to znaczenie równie uspokajające co dla nas dzisiejsza nauka. I tylko my teraz, z naszą wiedzą, czytając możemy się uśmiechnąć (chociaż akurat ten mit jest raczej smutny).
I jeśli jeszcze zdamy sobie sprawę że to napisali ludzie tacy sami jak my i wyraźnie podkreślimy pierwszy akapit to jest to bardzo ważny post. :)
czyli uważasz jednak, że nasza wiedza jest pełniejsza niż ich?A ja pytam czy i oni i my mamy racje? Z tego, co mowi dzi mniemam, ze najwieksza bzdura wypowiadana przez wierzacego w nia kogos jest jednoznacznie prawdziwa i ma taka sama wartosc merytoryczna, jak sprawdzalny fakt.
Czy zmiany ewolucyjne widać na przestrzeni kilkuset czy tysiąca lat?Od kilku dni podniecam się tą informacją...
A ja pytam czy i oni i my mamy racje?
Z tego, co mowi dzi mniemam, ze najwieksza bzdura wypowiadana przez wierzacego w nia kogos jest jednoznacznie prawdziwa i ma taka sama wartosc merytoryczna, jak sprawdzalny fakt.
Nie wierze w takie sprzecznosci - Ziemia jest albo plaska, albo okragla a nie jedno i drugie w zaleznosci kto co uwaza i gdy ktos 5000 lat temu twierdzil to pierwsze, to nie znaczy, ze mial racje. Moze byc przekonany o swojej madrosci i nieomylnosci i na swoje czasy nawet bardzo madry, ale faktu to nie zmienia. Tak?
Z Bogiem podobnie - On albo jest, albo nie. Albo swiat zostal stworzony przez istote wyzsza, albo nie i nie ma to nic wspolnego z tym, w co ktos wierzy.
Czy zmiany ewolucyjne widać na przestrzeni kilkuset czy tysiąca lat?
A co do wiedzy to ok, mamy nowsze modele, zakładam że bardziej precyzyjne, może nie w przytoczonym przykładzie ale już na pewno przy wybuchu bomby atomowej dajmy na to.
Od kilku dni podniecam się tą informacją...
http://archeowiesci.wordpress.com/2008/10/08/dzdzownice-ktorym-niestraszny-olow-czyli-najnowszy-sukces-ewolucji/#more-1421
http://news.nationalgeographic.com/news/2008/10/081007-super-worms.html?source=rss
Choć powstrzymuję się przed ostateczną euforią, ponieważ National Geographic zdarzyło się już palną przedwcześnie. Ale facet, który te badania prowadzi nie jest oszołomem.
Bliższa rzeczywistości nie wiadomo czy jest, wiadomo że daje bliższe wyniki.Ot i cale sedno. Arbitralnie nie da sie nic stwierdzic, ale mozna wykonac pomiary, wymodelowac i jesli zgadzaja sie z obserwacjami, wtedy model przyjmujemy za prawdziwy, dzialajacy i obowiazujacy, dlatego tak nie chce byle farmazonu z sufitu uznac za merytorycznie rownowartosciowy z porzadnie opracowanym modelem. Modelem, bo wiadomo, ze elektrony nie sa kulkami, ktore sobie lataja w kolko jadra (wiekszej kulki), ale jakos trzeba o nich mowic, wiec...
Bede sie upieral tez, ze, aby uniknac polemik zajmijmy sie tematem zamknietym, jednak nie mieli racji ci, ktorzy mowili, ze ziemia jest plaska. Badzmy precyzyjni jezykowo - wydawalo im sie (w swietle owczesnych faktow), ze maja slusznosc. Dzi moze podniesc kwestie kto ma byc podmiotem decydujacym - na to pytanie nie odpowiem. Wiem jedynie, ze korzystamy z najlepszych osiagniec obecnej technologii, fakt potwierdzono empirycznie, zbadano i wszystko sie z naszym zalozeniem zgadza.
Przyroda jest niezwykla w swym przystosowywaniu sie i przetrwaniu.
dlatego tak nie chce byle farmazonu z sufitu uznac za merytorycznie rownowartosciowy z porzadnie opracowanym modelem.
BTW. trochę obok tematu pamiętam jak analizowano kiedyś zjawisko uodporniania się bakterii na leki, i wyszło, że (dzięki procesom koniunkcji przenoszącym genetyczną informację) mozna postrzekać cała ziemską "bakteriosferę" jak swoisty komputer pracujący nad wypracowaniem antidotum na antybiotyki.W jakims filmie dawno temu slyszalem stwierdzenie, ze ziemia ma mechanizm obronny w postaci wirusow uruchamiany, by radzic sobie z zagrozeniami (na przyklad przeludnienie - HIV). Podoba mi sie takie postawienie sprawy (tak zwyczajnie, nie upre sie, ze tak jest).
Szkoda że Q zaczynasz znowu wchodzić w swoją nieprzyjemną taktykę pomijania ważnych części wypowiedzi.....
Bliższa rzeczywistości nie wiadomo czy jest, wiadomo że daje bliższe wyniki.
Procedura fizyki ‘teoretycznej i zarazem matematyki stosowanej jest taka: twierdzenie empiryczne zastępuje się matematycznym (to jest, pewnym symbolom matematycznym przyporządkowuje się fizyczne znaczenia, w rodzaju „masy”, „energii” itp.), uzyskane wyrażenie matematyczne przekształca się zgodnie z regułami matematyki (to jest czysto dedukcyjna, formalna część postępowania), a końcowy rezultat przez ponowne podstawienie znaczeń materialnych zamienia się w twierdzenie empiryczne. To nowe twierdzenie może być przepowiednią przyszłego stanu zjawiska, lub też może wyrażać pewne ogólne równości (że energia równa się iloczynowi z masy przez kwadrat prędkości światła np.), czyli prawa fizyczne.
Tak więc fizykę tłumaczymy na matematykę, z matematyką poczynamy sobie po matematycznemu, wynik na powrót przekładamy na język fizyki i uzyskujemy zgodność z rzeczywistością (jeśli naturalnie działaliśmy w oparciu o „dobrą” fizykę i matematykę). Jest to oczywiście uproszczenie, ponieważ współczesna fizyka tak jest już „przerośnięta” matematyką, że nawet wstępne twierdzenia zawierają jej całe mnóstwo.
Reakcją na podobne tezy może być smętne twierdzenie, że Natura jest niepoznawalna. Jest to przeraźliwe nieporozumienie.
No chyba że Q Ty podchodzisz tak że te atomy tam faktycznie Są, w takim rozumieniu w jakim w Twojej kuchni wisi lampa.
W tym momencie przydaje się zaznaczyć jednak że ogólnie ludzie o tym nie wiedzą, nie uczy się o tym w szkołach itd. Uczy się że aktualnie znamy ostateczną prawdę objawioną i że tak JEST a reszta to debile.
W jakims filmie dawno temu slyszalem stwierdzenie, ze ziemia ma mechanizm obronny w postaci wirusow uruchamiany, by radzic sobie z zagrozeniami (na przyklad przeludnienie - HIV). Podoba mi sie takie postawienie sprawy (tak zwyczajnie, nie upre sie, ze tak jest).
Panie Relatywisto. Ważnych dla Ciebie, z mojego punktu widzenia do tego co ważne się odniosłem.Oczywiście że dla mnie, jakże mógłbym wypowiadać się o tym co jest ważne dla Ciebie skoro postrzegam sobą? ;)
Wyniki bliższe wynikom występującym w rzeczywistości. Nie znaczy to że model dający te wyniki jest rzeczywistością.Bliższa rzeczywistości nie wiadomo czy jest, wiadomo że daje bliższe wyniki.
Bliższe czego zatem?
Czyli na uzyskujemy prawdziwe wyniki. A zatem coś takiego jak prawda istnieje, i nie jest dowolne?No przecież za 20 lat okaże się że w takich a takich to okolicznościach jednak te wyniki nie są prawdziwe. Cały czas o to mi chodzi. Więc skoro nie będą prawdziwe wtedy to nie są prawdziwe (w sensie ostatecznym i obiektywnym) teraz. No tak czy nie do Jasnej Anielki?
I w ramki to proszę ;).To było specjalnie dla Ciebie ;)
Kiedy kuchnia to konstrukt kulturowy (zresztą mój dom był przebudowywany i coś co kiedyś było kuchnią jest łazienką, a dawny pokój kuchnią), a lampa toż to nie lampa a zbiorowisko wirujących cząstek. Te atomy są pierwotniejsze, lampa to tylko określenie.Jeśli tak to mamy jakąś inną percepcję/empirię. Nie dogadamy się. Ja widzę lampę.
Mnie akurat w LO uczono, że stan naszej wiedzy fizycznej jest dobry "na dziś", i że to się zmienia...Trafiłeś na fizyka filozofa ;) Mój był pragmatykiem, bardzo dobrym i przezemnie cenionym zresztą. Uczył nas rozwiązywania zadań fizycznych. Myślę że tak jest w większości przypadków.
Może gdzie indziej jest problem więc coś wyjaśnię: ja nie twierdzę że nie ma prawdy ostatecznej i obiektywnej, właściwie nawet twierdzę że jest. Twierdzę jedynie że niemożliwym jest stwierdzenie czy już się ją poznało czy jeszcze nie. Oczywiście nie ma to zbytniego praktycznego znaczenia, po prostu chcę zaznaczyć ten fakt.O, to ladne, tak trzymaj i uscisnijmy sobie dlonie.
Oczywiście że dla mnie, jakże mógłbym wypowiadać się o tym co jest ważne dla Ciebie skoro postrzegam sobą? ;)
Wyniki bliższe wynikom występującym w rzeczywistości. Nie znaczy to że model dający te wyniki jest rzeczywistością.
/.../
No przecież za 20 lat okaże się że w takich a takich to okolicznościach jednak te wyniki nie są prawdziwe. Cały czas o to mi chodzi. Więc skoro nie będą prawdziwe wtedy to nie są prawdziwe (w sensie ostatecznym i obiektywnym) teraz. No tak czy nie do Jasnej Anielki?
Może gdzie indziej jest problem więc coś wyjaśnię: ja nie twierdzę że nie ma prawdy ostatecznej i obiektywnej, właściwie nawet twierdzę że jest. Twierdzę jedynie że niemożliwym jest stwierdzenie czy już się ją poznało czy jeszcze nie. Oczywiście nie ma to zbytniego praktycznego znaczenia, po prostu chcę zaznaczyć ten fakt.
To było specjalnie dla Ciebie ;)
Jeśli tak to mamy jakąś inną percepcję/empirię. Nie dogadamy się. Ja widzę lampę.
Trafiłeś na fizyka filozofa ;)
Temat relatywizmu dobra/zla, prawdy/falszu wraca jak bumerang co chwila. A przeciez: Niech mowa Wasza bedzie: Tak? Tak. Nie? Nie. Wszystko co ponad to jest, od Zlego jest. ;D
Powstanie pierwszy prywatny port kosmicznyhttp://www.sfora.pl/Powstanie-pierwszy-prywatny-port-kosmiczny,a,360
Firma dostała licencję na loty w kosmos.
Amerykańska Federalna Administracja ds. Lotnictwa (FAA) zapaliła zielone światło dla budowy pierwszej na świecie komercyjnej stacji kosmicznej.
Powstający w stanie Nowy Meksyk prywatny port kosmiczny Spaceport America dostał właśnie licencję na loty.
Ofertą lotów od dawna interesuje się firma Virgin Galactic należąca do miliardera Richarda Bransona. Zapowiedział już, że chce od Spaceport America wynająć kosmodrom.
Virgin Galactic ma oferować pasażerom kilkuminutowe loty na około 100 kilometrów ponad Ziemię.
Taka przejażdżka ma kosztować każdego z chętnych 200 tysięcy dolarów.
Stawiam tezę, że zwiększająca się popularność zwiedzania starych lochów i kopalń pozwoli ludzkości szybciej dotrzeć do środka Ziemi.
a zwiększająca się popularność teleturniej i audiotele podniesie poziom wykształcenia ludności
Pentagon i NASA rzucą rękawicę Chinom?http://www.sfora.pl/Pentagon-i-NASA-rzuca-rekawice-Chinom,a,839
Obama chce podjąć "kosmiczny wyścig".
Nowy prezydent-elekt chce przyspieszyć amerykańską misję księżycową. Specjalnie stworzony zespół rozważa współpracę między Pentagonem i NASA, których programy kosmiczne były dotychczas od siebie odseparowane.
Barack Obama chce również obciąć wydatki na program kosmiczny Pentagonu, który w tym roku podatkowym kosztował 22 miliardy dolarów. To niemal trzykrotnie więcej niż wynosi budżet NASA, której chce przekazać zaoszczędzone środki.
Chiny planują przeprowadzić w 2010 pierwszą próbę automatycznego dokowania dwóch statków kosmicznych w przestrzeni, a w 2013 ukończyć prace nad rakietą o dużym udźwigu. Szef NASA twierdzi, że mogą umieścić człowieka na księżycu zanim Amerykanie powrócą tam w 2020.
Zmiany nadchodzą w trudnym momencie, ponieważ Pentagon jest zaniepokojony szybkimi postępami Chińskiego programu kosmicznego. Uważa, że Chiny są bliskie uzyskania środków wystarczających do uderzenia w satelitarne "oczy" armii USA.
G
Niemniej jednak musimy je <ryzyko> podjac, gdyz koszty zaniechania misji beda rownie wielkie, jak potencjalne zyski z udanej wyprawy.Dalsze opoznienia terminu jej realizacji moga sprawic, ze pierwszym czlowiekiem, ktory stanie na czerwonej Planecie nie bedzie Amerykanin, lecz astronauta z jakiegos innego kraju.
Swoją drogą wydaje mi się, że wyścig kosmiczny/technologiczny/naukowy jest najlepszym możliwym skanalizowaniem ludzkiego instynktu agresji i rywalizacji. I gdyby żołnierzy odwołać z wojen, a kiboli zabrać ze stadionów i kazać im tzw. gwiazdy zdobywać to by fajnie było.... Ech... Rozmarzyłem się...:D Faktycznie marzyciel. Może byłby cień szansy, gdyby co drugi start wychodziło buuuum, rakiety się ścigały a astronauci mogliby miotać czymś w rywali. No im i jeszcze emblematy na szaliki. Już widzę ustawkę kibiców USS Canaveral z kibicami KS Bayconur :D
(Nawiasem mówiąc zauważmy, co stało się z "podbojem Kosmosu" w zbetryzowanym spoleczeństwie...)Była w bardzo starej Fantastyce taka minipowieść pana, który okazał się kobietą. Kosmonauci po długiej podróży wracają na Ziemię (faceci). A tu chłodne przyjęcie, gospodarzy nie widać. Wszystko super czyste, pachnące i sterylne ale zamiast rozwoju stagnacja. Owszem, satelity wokółziemskie tak, jakieś stacje i doki, ale dalej niż Księżyc wara. Ci zdziwieni brakiem rozwoju, wszak tutejszych lat wiele minęło, zimnym traktowaniem, wręcz obawą przed nimi. Wszystko wyjaśniło się jak w końcu poznali gospodarzy. No, ale tu skończę coby się nie narażać.
:D Faktycznie marzyciel. Może byłby cień szansy, gdyby co drugi start wychodziło buuuum, rakiety się ścigały a astronauci mogliby miotać czymś w rywali.
Była w bardzo starej Fantastyce taka minipowieść pana, który okazał się kobietą. Kosmonauci po długiej podróży wracają na Ziemię (faceci). A tu chłodne przyjęcie, gospodarzy nie widać. Wszystko super czyste, pachnące i sterylne ale zamiast rozwoju stagnacja. Owszem, satelity wokółziemskie tak, jakieś stacje i doki, ale dalej niż Księżyc wara. Ci zdziwieni brakiem rozwoju, wszak tutejszych lat wiele minęło, zimnym traktowaniem, wręcz obawą przed nimi. Wszystko wyjaśniło się jak w końcu poznali gospodarzy. No, ale tu skończę coby się nie narażać.
"Houston, Houston, do you read me?", ale nie jestem pewien czy Machulski to znał...Q
U Szulkina istniało coś takiego jako program kolonizacyjno-penitencjarny (trochę na zasadzie osadnictwa w Australli), ale nie było analizowane serio, tylko posłużyło jako punkt wyjścia do gorzkiej satyry społecznej.Tam gdzie Olbrychskiego na pal nadziewali? W "Ga-ga, chwała bohaterom"? Rewelacyjna scena z Danielem przez konotacje z "najbardziej znaną trylogią". Ale i tak wolę "Wojnę światów".
Q
Czy ty musisz wszystko wiedzieć ;).
Tam gdzie Olbrychskiego na pal nadziewali? W "Ga-ga, chwała bohaterom"?
przez konotacje z "najbardziej znaną trylogią".
A tymczasem Niemcy nieśmiało przymierzają się do Księżyca (póki co - werbalnie):Oj, jak oni zaczęli mówić, to już są prawie gotowi.
Zdjęcia są bardzo ciekawe i piękne, z pewnością nadawałyby się do fotokawiarni
Zdjęcia są bardzo ciekawe i piękne, z pewnością nadawałyby się do fotokawiarni, ale wychodzę z założenia, że w kawiarni produkują się autorzy (i –rki) białkowi, a na orbicie Marsa pstrykał robot .…Tkwisz w błędzie ;) - przeczytaj wstępniak ;) . Roboty są bardzo mile widziane :) .
Swoją drogą wydaje mi się, że wyścig kosmiczny/technologiczny/naukowy jest najlepszym możliwym skanalizowaniem ludzkiego instynktu agresji i rywalizacji.
Q
Do poruszonych przez ciebie kwestii odniosę się osobno, ale potrzebuję trochę więcej czasu.
Jest po prostu założenie że wojny w Iraku mogło nie być w ogóle i wtedy można sobie porównać co za to by można było "kupić".Postawie bezczelną tezę, że gdyby nie było wojny w Iraku nie byłoby Stanów. Chodzi mi o to, że żeby były Stany to muszą mieć armię (si vis pacem para bellum) a ogólnikowe "gotuj się do wojny" znaczy tyle co utrzymuj zdatną do boju armię wystarczającą do odparcia ataku. A zdatną do boju to znaczy ostrzelaną. A to oznacza, że poligon odpada, bo tam nikt się nie boi, że zginie. Więc wojny są potrzebne. Salut herr Clausewitz.
Niemniej stawiacie alternatywe albo wojna albo kosmos.Ja nie stawiam takiej alternatywy. Twierdzę, że wydatki "na wojnę" to bezwzględnie stała pozycja w budżecie, a kosmos (taki "zdobywców" a nie przyziemny, praktyczny) - nie. Jeść trzeba a zbierać znaczki można.
A poważnie, to chcę przypomnieć, że moja polemika odnosiła się do tezy Maźka z 12 września (wspartej następnego dnia przez Q), którą niezłośliwe można streścić jako „Dobry Kennedy (bo nakazał lot na Księżyc), zły Obama (bo się nie spieszy na Marsa, jakąś komisję powołał...)Wydaje mi się, że już raz Ci pisałem, że nie chodzi o Kennediego tylko o sytuację - w której jak była potrzeba (polityczna, żeby polecieć na Księżyc) to działano realnie, a jak jej nie ma - to dzialamy pozornie. A głównie chodziło mi o to, że powołanie tej komisji i wyniki jej działania to zwykłe mydlenie oczu.
W największym uproszczeniu: Amerykanie polecieli na Księżyc, żeby wkurzyć Sowietów, a dziś żadnym programem kosmicznym nie można zaimponować państwom, które są albo przeciwnikami jak Iran albo nominalnymi sojusznikami jak Pakistan, tyle że nikt nie zaręczy że za pięć lat nie będzie tam kalifatu.Sam wiec widzisz, że ta komisja to parawan.
W związku z tym polityczny konsensus wtedy był taki, żeby sypać kasą, a teraz jest taki, żeby nie sypać.
Wbrew temu co napisał Maziek wydatki na wojnę, to właśnie niestała pozycja w budżecie.Stała pozycja nie kwota.
Nawet wydatki na obronę są niestałe, w tym sensie, że co roku toczą się dyskusje na temat rozmaitych konkretnych programów,
Natomiast dyskusja o tym czy należało wysyłać polskie wojska do Iraku i Afganistanu to ewidentny offtop. Możemy i o tym podyskutowaćAleż to nie jest offtop tylko przykład jak korzysta się z wojen nie wywołując ich i to jest jak najbardziej w temacie, bo dokładnie to samo robią Stany. Nie mówię, że to jedyny powód, dla którego prowadzą wojnę, mówię tylko, że współczesny świat nie może obyć się bez wojen a wobec tego wydatki na obrone to stała pozycja w budżecie Stanów i tych pieniędzy nie mozna wyjąć.
mówię tylko, że współczesny świat nie może obyć się bez wojen a wobec tego wydatki na obrone to stała pozycja w budżecie Stanów i tych pieniędzy nie mozna wyjąć.
Tym niemniej do czego jest właściwie USA tak rozwinięta armia lądowa (+ marines)? Spodziewają się ataku ze strony Meksyku (który jest de facto ich gospodarczym wasalem) czy Kanady?Myślę że to jest tak: idziesz ulicą, masz zły dzień i chcesz komuś dać w mordę. Kogo wybierzesz?
Stan amerykańskich finansów publicznych jest dość daleki od ideału, ale to właśnie powoduje, że o ile na rozmaite ziemskie sprawy, w tym ubezpieczenia, pieniądze MOŻE się znajdą, to na wbijanie flagi raczej nie.Tego wlasnie nie bylabym taka pewna…ponieważ tym tropem ziemskie sprawy mogą przeslonic kosmiczne praktycznie zawsze…ponieważ jak nie ubezpieczenia to oswiata jak nie oswiata to kolejny konflikt…bessa…itd…i wniosek bylby z tego taki ze albo loty stana się sprawa prestizu?wyscigu koniecznego by utrzymac status mocarstwa i wtedy jest szansa ze cos drgnie…albo nie ma na nie szans bo alternatywa loty kontra rozne aspekty ziemskiego bytowania jest z gory niejako przesadzona;)
Wydaje mi sie po prostu ze zbyt duze mozliwosci...poniekad decyzyjne...przypisujesz podatnikom jesli rzecz w wydatkowaniu pieniedzy.A moim zdaniem punkt decyzyjnosci finansowej w panstwie lezy w innym miejscu.O to, to. Złote słowa.
Zwróć uwagę, że najgorsze nie jest zajmownie terenu, wywalczanie przewagi powietrznej itepe tylko utrzymanie ziemi. Czyli piechota, ta szara piechota. Każdy musi wiedzieć, że nie będzie mu się łatwo posuwać. Zobacz jak marnie wychodzi walka z baz w Afganistanie i Iraku.
Q masz troche racji z tym oddolnym wplywem.Mysle jednak ze to nie moglaby byc jakas wyedukowana wiekszosc a taka ktora ma silne lobby polityczne.Inaczej sie nie przebije z tak kosztownym problemem.
Przecież ja tego zakrywanie nie wymyśliłem......Q masz troche racji z tym oddolnym wplywem.Mysle jednak ze to nie moglaby byc jakas wyedukowana wiekszosc a taka ktora ma silne lobby polityczne.Inaczej sie nie przebije z tak kosztownym problemem.
Jakoś tak opytymistycznie zakładam, że wyedukowana większość (a nawet licząca sie mniejszość) w społeczeństwie obywatelskim umie z siebie wyłonić sensowne elity, ale chyba słusznie mnie zdemaskowałaś, że to dodatkowe założenie...
ps. co do "zakrywania", to w pewnym stopniu (traktujac to jako b. daleko posunięty skrót myślowy) zgodziłbym się - po raz pierwszy - z tym co pisze S.E.; pytanie jednak, czy jest to dobra taktyka (nie uważam tego zresztą za świadomą taktykę, raczej za efekt inercji i lenistwa)...
ps. no i Senyszyn odleciała ;):Jezu, 3 tysiące juro za 20 sekund nieważkości? :o
Każda decyzja wyborcza to agregat, nawet jeśli wyborca podejmuje decyzję nie w lokalu, ale w drodze do niego, a nawet dzień wcześniej.Napisales to Cetarianie w swojej odpowiedzi...stad odpisalam ze :
Jednak pewien związek pomiędzy oczekiwaniami wyborców i działaniami polityków istnieje, nie byłoby go tylko w sytuacji, gdyby polityków losowano.
Tego już zupełnie nie rozumiem, bo według mnie chodzi właśnie o to, że wyborcy nie wybaczyliby politykom podjęcia decyzji o locie na Marsa i dlatego nie zostanie podjęta.Myla sie tutaj dwa odrebne procesy:podejmowania decyzji wyborczej(przez podatnika) i podejmowania decyzji przez polityka.Owszem do pewnego stopnia przenikaja sie i wplywaja na siebie ale nie sa tym samym.To ze wyborcy czegos nie wybaczyliby politykowi nie jest zadna decyzja a tylko moze byc skladowa decyzji podejmowanej przez polityka.Pisalam o tym wczesniej.
ja sądzę, że lobby polityczne nie jest w stanie narzucić takiego programu, jeśli nie idzie za nim jakieś realne uzasadnienie, którym w przypadku Apolla była rywalizacja ze Związkiem Sowieckim, a dziś takiego uzasadnienia brak.Cetarianie...no a jakze narzucac cos bez uzasadnienia?Wlasnie o to chodzi zeby je znalezc.Tez tego nie napisalam.
Moja teza jest taka, że owszem wpływowi politycy i/lub lobbyści mogą zwiększyć wagę jakiejś tezy, ale ta zdolność kreowania ma granice.
Nie można wyciągnąć uzasadnienia z kapelusza jak królika.
Nikt i nic nie zdołałoby przekonać Amerykanów, że zagrażają im różowe smoki i że każdy powinien się zaopatrzyć w ekranującą, srebrną, pozłacaną pilotkę za dwa tysiące USD, żeby mu smoki zdalnie nie wyżarły mózgu.
Ale wbicia flagi też jakoś nie można sprzedać. A przynajmniej ocena jest taka, że próba sprzedaży byłaby nieudana, więc nawet nie warto próbować.
Byłaby nieudana (to nie moja ocena tylko amerykańskich polityków[tzn. moja też, ale ich przede wszystkim]) bo brakuje argumentów.
Ola co najwyżej mogłaby dla mnie być (albo nie być) gazelą, ale nigdy wielbłądem, Q!!!
Ja tu raczej widzę syndrom „Kill (or at least fight) the messenger”.
To ty albo Ola, albo kto chce i czuje się na siłach, niech powie jakich to argumentów mieliby użyć entuzjaści eksploracji załogowej. Argumentów, a nie zaklęć.
Żadnego błędnego koła tu nie ma.
Eksploracja załogowa ma (ewentualne) [czy też raczej miewa] uzasadnienie polityczne, a nie naukowe, bo każde zadanie naukowe można wykonać technikami bezzałogowymi pięć razy taniej.
Jeśli nie każde, to bardzo proszę o konkretny opis misji, której nie da się wykonać robotami.
A z każdym rokiem i dekadą potencjał eksploracji bezzałogowej rośnie.
Tyle, że uzasadnienia politycznego aktualnie (w odróżnieniu od lat sześćdziesiątych) nie ma, więc i decyzji nie ma.
Chyba, że ktoś uważa, że gdyby „zły Obama” ujrzał swoją pomyłkę i wygłosił płomienne przemówienie do Kongresu, to Kongres by się złamał i dał kasę.
Skoro nie możemy uzgodnić nawet tego, że się nie zgadzamy, nie ma innego wyjścia jak dyskutować do upadłego (upadłej ….?).
Nikt i nic nie zdołałoby przekonać Amerykanów, że zagrażają im różowe smoki i że każdy powinien się zaopatrzyć w ekranującą, srebrną, pozłacaną pilotkę za dwa tysiące USD, żeby mu smoki zdalnie nie wyżarły mózgu.Hmmm...a widzisz...wg mnie jesli rzecz w pilotkach za 2 tys dolarow i smokach...zwlaszcza rozowych to banalnie proste:wystarczy zeby Paris Hilton w takowej pilotce (najlepiej ze znaczkiem znanego projektanta mody) i groznym smokiem rozowo-pluszowym...wyszla na zakupy.Media wszelakie to podchwyca.Pozniej pojdzie tak przyodziana na otwarcie kolejnego hotelu...i sam wiesz jak to dziala;)
Każde z nas, a szerzej: każdy z obserwatorów ma jakąś wizję czyli model procesu politycznego.Oczywiscie (przy okazji:tu wielka niescislosc definicji procesu politycznego...inaczej to zrozumialam...politolodzy tez maja z tym klopot) ze tak.Ale nie mozna tym samym zalozyc ze sam proces polityczny jest doskonaly tylko my go zle bo wyrywkowo postrzegamy.A to wlasnie wydaje sie przebijac z Twoich postow:wielka wiara (a co!;)) nie wiem jak to nazwac inaczej jak wiara ze wspaniala teoria panstwa demokratycznego w USA jest tak solidnie przekuta na praktyke.Chcialam tylko odnotowac ze nie dziala proste rownanie: wola podatnika czy nawet podatnikow = decyzja polityka.Sama nazwa wskazuje ze to jest procesdecyzyjny.
I te modele są mniej lub bardziej niedoskonałe.
Z niebaś mi Maźku, spadł …. z odsieczą, …. niczym cegła z gwiazd …Nie wiem, co o tym myśleć ;) .
ale może w tym temacie (a raczej w tym jego zwrocie) to byś poopowiadał więcej o Łunochodzie?
No, no, zaraz ja swoje znaczki wyciągnęhe, jeszcze trochę "kosmicznych" mi zostało. Poza tym są jeszcze pudełka od zapałek. Jak się oninazywali? ;) Filumeniści?
Mnie najbardziej zdziwiło, że kapsuła Glenna, Friendship 7, o której przeczytałem dzisiaj, miała wymiary 2 na 3 metry.
bo w zasadzie nie było tam nic do pilotowania. Ot wystrzeliwano na orbitę faceta w żelaznej trumnie, by se polatał ;), na zasadzie "my też tak umiemy".E no bez przesady. Nawet w misjach suborbitalnych (Shepard, Grissom) pilot mógł wpływać na orientację statku. A w Friendship 7 to Glenn się tak nad tym napocił (bo z wrażenia zapomniał, żeby se chłodzenie w skafandrze podkręcić), że jak się zorientował, to system chłodzący skafander zaczął oddawać tyle wilgoci do kabiny, że się włączył alarm wilgotności ;). W związku z tym Glenn już do końca lotu "prażył się" jak pyry w parowniku. No ale przy tym sterowaniu zużył wiecej paliwa niż było przewidziane i lżejsza kapsuła wylądowała dużo dalej niż miała... Nawet wahadłowcem sobie nie polatasz, bo on po wejściu na orbitę jest pustą skorupką z niewielkim zapasem paliwa tylko na to, aby wyhamować i zejść z orbity. Niestety nadal jesteśmy w tym samym miejscu, jeśli idzie o możliwości. Jak to było powiedziane w Das Boot Buchheima okret podwodny to wówczas nie był prawdziwy okręt podwodny, bo pod wodą mógł pływać najwyżej dzień czy dwa... I góra do 180m czy 200m (na 10 km jakie są do dyspozycji).
E no bez przesady. Nawet w misjach suborbitalnych (Shepard, Grissom) pilot mógł wpływać na orientację statku.
A w Friendship 7 to Glenn się tak nad tym napocił (bo z wrażenia zapomniał, żeby se chłodzenie w skafandrze podkręcić), że jak się zorientował, to system chłodzący skafander zaczął oddawać tyle wilgoci do kabiny, że się włączył alarm wilgotności ;). W związku z tym Glenn już do końca lotu "prażył się" jak pyry w parowniku.
A Amerykanie potajemnie kupowali od Rosjan tytan - z którego zrobili Blackbirda. To kto wygrał w temacie niezestrzeliwalnych samolotów mogących rozwinąc stałą prędkość przelotową 3Mach - Rosjanie? ;)
Tzn. konkretnie jaki?A Amerykanie potajemnie kupowali od Rosjan tytan - z którego zrobili Blackbirda. To kto wygrał w temacie niezestrzeliwalnych samolotów mogących rozwinąc stałą prędkość przelotową 3Mach - Rosjanie? ;)
Rosjanie, bo wymyślili prosty sposób wykrywania tych całych Stealthów ;).
Rosjanie, bo wymyślili prosty sposób wykrywania tych całych Stealthów ;).Tzn. konkretnie jaki?
Mogli se popatrzeć, jak im Kos lata... Kos nie był stealth w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Na radarach był świetnie widoczny. On był Invincible a raczej Unhittable. Nigdy nie został trafiony.
(Ciekawe jest zresztą, że nawet "popularnonaukowy" tekst prostujacy bzdury nic w zasadzie nie mówi o tym co najważniejsze - czyli o tym dlaczego ta odżywka działa tak jak działa. "Prawdopodobnie zakłóca" i szlus. Ot, traktowanie Nauki jak magii - nieważne jak, i dlaczego, ważne, że działa. To już nawet nie przedstawiciele Czwartków piszą, a jakichś Piątków lub Sobót ;D.)
Bo o miotaczach bólu słyszałeś?
(Inna rzecz, że fanatykiem akurat Aresów nigdy nie bylem.)A ja wielkim, gdyż bazując na dobrze doszlifowanych podzespołach z programu wahadłowców dawały szanse zrobienia czegoś zanim szatle odejdą na zawsze. Teraz NASA pozostaje przedłużenie misji wahadłowców (co teoretycznie jest niemożliwe) albo będą wisieć na pasku Rosjan. Albo też ogranicza masę wysyłaną na LEO. W każdym razie w razie czego np. Hubble pójdzie spać. No chyba, że Amerykanie odgrzeją Saturna V, ale nie wiem, czy Werner von Braun nie będzie się nadmiernie kręcił w grobie...
Ciekaw jestem natomiast tych "prywatnych firm" i tego, co też one zaproponują...But what are we talking about? Rozważamy zaoferowanie kilkunastu ludziom lotu suborbitalnego czy wyniesienie/ściągnięcie kilkudziesięciu ton netto na/z LEO? I jaki horyzont czasowy?
"Imagine trips to Mars that take weeks instead of nearly a year; people fanning out across the inner solar system, exploring the Moon, asteroids and Mars nearly simultaneously in a steady stream of firsts ... That is what the president's plan for NASA will enable, once we develop the new capabilities to make it a reality," Bolden said.
Czyli: zbudujmy porządny silnik i będziemy latać daleko, szybko i tanio.
Zakładam wstępnie, że Bolden z grubsza wie co mówi.
Jesteś niezawodny co najmniej jak … Pirx w czarnym swetrze Bregga.Brzmi prawie jak Zawisza Czarny w swetrze Pirxa ;) .
[Tylko dlaczego miałbym z tego powodu kogokolwiek obijać kulami, a już zwłaszcza siebie? ???]Ale osochozi bo nie trybię ;) ?
Po przeczytaniu wnikliwych postów "finansowych" Cetariana, dochodzę do wniosku, że NASowcy lekcję z "Misia" odrobili.Moja teza jest taka, że obecnie to jest trochę taka sytuacja jak przechadzanie się po pustej fabryce czołgów kiedy akurat wojny się skończyły. Lot na Księżyc (i wcześniej w ogólności w kosmos) to było narzędzie polityki. Od kiedy USA udowodniły, że to one są supermocarstwem to sprawa trochę przyblakła. Kasę przymknęli. Zresztą jak się czyta Apollo 13 to widać, że zainteresowanie mas opadło prawie do zera kiedy misja Apollo 8 zakończyła się sukcesem. Apollo 13 zafundował podniesienie oglądalności a ostatnie, już wyprodukowane statki z tego programu po prostu nie poleciały z tego co pamiętam. Z tym, że jednak poszły do Muzeum Trzciny a nie do kasacji ;) .
Miś ma być nasz, ma być drogi, bo wypełnia społeczne zapotrzebowanie. Po robocie Misia odda się do muzeum. W końcu najważniejsze - sporządzi się protokół strat.
Czyżby podbój kosmosu, był tylko kolejną maszynką do kręcenia lodów?
Moja teza jest taka, że obecnie to jest trochę taka sytuacja jak przechadzanie się po pustej fabryce czołgów kiedy akurat wojny się skończyły. Lot na Księżyc (i wcześniej w ogólności w kosmos) to było narzędzie polityki. Od kiedy USA udowodniły, że to one są supermocarstwem to sprawa trochę przyblakła.Teza zapewne słuszna, ale świadczy to o nikłej elastyczności promotorów. Teraz, by wyszarpać kasę, trzeba być narzędziem rozrywki.
Dziś są inne państwa, którym zależy na prestiżu (Indie, Chiny) - ale po zastanowieniu nie sadze, żeby stało się coś błyskotliwego. Mogą powtórzyć to, co we wczesnym okresie zrobili Rosjanie i Amerykanie i koniec.Tu byłbym ostrożniejszy. Chińczycy mają kasę, stosowną dyktaturę i potężną motywację. A co do myśli technicznej?
Z tymi planetoidami to jest dobre porównanie, które kiedyś wyczytałem - snajper strzela do znaczka pocztowego. Ilość trafień absolutnie nie informuje nas, ile razy kula przeleciała o milimetr...Wiec pozostaje miec nadzieje ze Europa...zwlaszcza jej wschodnia czesc nie bedzie w najblizszej przyszlosci robic za ząbki znaczkowe;)
w kontekście tytułu wątku zastanowiło mnie, co tak naprawdę i skutecznie, kogo eksploruje ;)
"Gdy długo patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie"I niechby patrzyła ile wlezie, ale ona naparza kamulcami z lodem. Odwet za te kilka sond?
Q,
Grissom, White i Chaffee zginęli w czasie testu na wyrzutni, a nie w czasie startu.
Obejrzałem kawałek konferencji po starcie.
Najpierw z pięć razy powtórzyli, że start przebiegł „extremely smoothly”, ale potem jeden napomknął, że od głównego zbiornika znowu oderwał się kawał pianki, tyle że tym razem na szczęście nie uderzył w prom.
To jest jednak ruletka.
Poza tym nawet bez uderzeń pianki te płytki żaroodporne trzymają się tak ledwo, ledwo.
Przy każdym locie kilka odpada. Na szczęście w niekluczowych miejscach.
Grissom, White i Chaffee zginęli w czasie testu na wyrzutni, a nie w czasie startu.Oglądałem kiedyś program, w którym opowiedziano o śmierci radzieckiego kosmonauty w podobnych okolicznościach jak w pożarze Apollo 1. Podczas naziemnego treningu (nie w makiecie kapsuły lecz w pomieszczeniu, w którym badano wpływ atmosfery czystego tlenu o obniżonym ciśnieniu na organizm). Kosmonauta znajdował się w tym pomieszczeniu "za szybą" dłuższy czas (wiele dni) i jeśli dobrze pamiętam, m. in. sam sobie pobierał krew do badań, dezynfekując miejsce wkłucia wacikami. W pomieszczeniu znajdowała się też elektryczna kuchenka do podgrzewania posiłków. Nie trafił wacikiem zamoczonym w spirytusie do kosza na odpadki, wacik wylądował na rozgrzanej płytce kuchenki i zaczął się pożar. Mimo natychmiastowej akcji gaśniczej człowiek zmarł po kilku dniach. Co dziwne, nie widzę go na liście wszystkich astro/kosmonautów. Być może nie został uznany za kosmonautę.
Mamy ogromną bazę danych co do zmęczenia materiałów w samolotach, ale promy latają w innych, znacznie bardziej ekstremalnych warunkach.Chodzi mi o to, że zawsze jest tak, że pewne rzeczy wyłażą po dłuższym użytkowaniu. I to promy maja za sobą. Płatowiec jako taki nigdy nie był przyczyną awarii. Natomiast te odpadające płytki... W sumie to nie wiem, czy w tej chwili jest lepsze rozwiązanie. Jakoś nigdy nie drążyłem w tym kierunku.
Przy każdym locie kilka odpada. Na szczęście w niekluczowych miejscach.I to jest właśnie typowa przypadłość wieku siusiumajtkowego. O ile sobie przypominam, założenia projektowe były takie, że te płytki mogą odpadać i konstrukcja ma bez problemu wytrzymać lokalny brak jednej płytki. Tylko nikt nie przewidział wybicia dziury 25 cm w krawędzi natarcia. Ten problem nie istniał w świadomości. Wiadomo było, że płytki mogą odpaść i nic. Do tego stopnia, że zbagatelizowano to w przypadku Columbii (wiedząc, kiedy była już na orbicie, że ta dziura jest). Dokładnie tak samo zbagatelizowana zdanie inżyniera o nadmiernej twardości uszczelek między segmentami rakiet SRB Chellengera z powodu utrzymującej się niskiej temperatury otoczenia. Wiadomo było bowiem, że dopiero wzrost ciśnienia w pracującej rakiecie uszczelnia te segmenty - więc o co chodzi? Poniekąd NASA do tego się otwarcie nie przyznaje, ale obu katastrof promów można było uniknąć rzetelnie stosując jej własne procedury.
Kosmonauta znajdował się w tym pomieszczeniu "za szybą" dłuższy czas (wiele dni) i jeśli dobrze pamiętam, m. in. sam sobie pobierał krew do badań, dezynfekując miejsce wkłucia wacikami. W pomieszczeniu znajdowała się też elektryczna kuchenka do podgrzewania posiłków. Nie trafił wacikiem zamoczonym w spirytusie do kosza na odpadki, wacik wylądował na rozgrzanej płytce kuchenki i zaczął się pożar. Mimo natychmiastowej akcji gaśniczej człowiek zmarł po kilku dniach.
A najkrótsza droga na Marsa wiedzie poprzez hipotezę świata post-scarcity, ale o tym jakoś nikt – włącznie z romantykami – nie ma ochoty dyskutować.
Ależ Ty kombinujesz jak koń pod górę. Skoro tak - wystarczy poprosić ojca Rydzyka, żeby poświęcił i już :) .
Maźku,
Zbiornik można by obłożyć watoliną, ewentualnie wynająć tysiąc właścicielek moherowych beretów, żeby zrobiły na drutach wielki ocieplacz.
Romantyk Q temat post scarcity poruszał.Romantyk Marks, też o tym pisał.
Romantyk Marks, też o tym pisał.
Nie wiem czy w Waszych wydaniach "Obłoku..." też jest (jak w moim, z lat '50) przedmowa, w której Lem dziękuje m.in. prof A. Schaffowi za konsultacje odnośnie tego jak będzie funkcjonować rozwinięte społeczeństwo komunistyczne.A to ciekawe.
ale z czasem i to wyda się monotonneJak wszystko, co wieczne ;)
Schaff "wyparował". Widać był już passe.
- Czy twoim zdaniem robimy (to znaczny głównie NASA) wystarczająco wiele, żeby mieć pod kontrolą rozmaite Everesty lecące z grubsza w naszą stronę?Korzystając z wystawienia na balkon przeczytałem lutową WiŻ, gdzie jest na str. 22 art. "270 metrów strachu" (tytułowym strachem jest planetoida Apophis o średnicy circa 270 metrów). Apophis to egipski demon ciemności i chaosu. Miedzy datą odkrycia (2004) a rokiem 2007 była planetoidą o największym szacowanym ryzyku uderzenia w Ziemię, ale w 2007 wykryto planetoidę 2007 VK184 - która ma to ryzyko szacowane na 1:3000 (kolizja w 2048).
Jednak Apophis jest bardzo groźna, ponieważ wiadomo, że przejdzie bardzo blisko Ziemi 13 kwietnia 2029
1. jak wygrzebał jeden z "moich" Forumowiczów, temat promów nie wszystek umarłNie zaprzeczając tezie przykład na jej poparcie mocno naciągany. Pojazd ten owszem przez jakiś czas projektowała NASA ale obecnie jest on własnością USAF, która sobie go wystrzeli na własnej rakiecie Ariane. Po co nie wiadomo, ale raczej nie chodzi o zaopatrywanie ISS w świeżą sałatę. Dalej, nie bardzo wiem, co artysta chciał powiedzieć w uroczej metaforze o ciężarówkach i wyścigówkach ale CAŁY X-37B mieści się w luku towarowym Szatla (pierwotnie tak miał być wynoszony), czyli z tą ładownością mocna przesada. Bo to jest pojazd eksperymentalny do badania rozmaitych rozwiązań a nie prototyp. W ogóle nic nie wiadomo o co chodzi ale to już jest projekt wojskowych, więc wiadomo o co chodzi ;) .
Natomiast podstawowa wada jest ta, że oni WIEDZĄ, że nie lecą ;) .
Z drugiej strony nawet w czasie wyprawy na Księżyc rzeczywisty czas rozłąki to było kilka dni, a w czasie rekordowych pobytów na orbicie (czy teraz na ISS) w zasadzie w każdej chwili można wrócić.
Taki sam kamień przywieziony w plecaku przez astronautę: 100 miliardów USD.
Dwukilowy kamień z Księżyca, sprowadzony przy pomocy robotów: 0,5 miliarda USD.Troszkę się z Tobą potarmoszę. Po pierwsze Xenotilapie mozna nabyć w Polsce w sklepie za 25 złotych, a żeby ją zobaczyć w środowisku pewnie trzeba wydać z 10 patyków - czy z tego automatycznie cokolwiek wynika?
Taki sam kamień przywieziony w plecaku przez astronautę: 100 miliardów USD.
A taka wyprawa w żaden sposób nie byłaby naukowa, tylko wbijoflagowa.
/.../
A jak chcecie sobie (wy romantycy) popatrzeć jak flaga powiewa, to zróbcie zrzutkę i lećcie za swoje.
Oj tak trochę się potarmosimy bez warunków wstępnych ;) .
Ale, jeśli sobie, Maźku, życzysz, stanę w szranki, na udeptanych elektronach, mam tylko nadzieję, że będziemy się raczej fechtowali na argumenty niż tarmosili za kołnierze wirtualnych judog.
Jeżeli Jana Kowalskiego stać na taką wycieczkę, to może tam jeździć co roku, co kwartał, albo wręcz zamieszkać tam i wychodzić z tego jeziora tylko na posiłki i parę godzin snu.A widzisz, jak sam piszesz, nie chodzi o koszty tylko o spodziewane efekty.
Natomiast jeśli p. doktor Zosia Malinowska chciałaby tam pojechać, żeby BADAĆ xenotilapie na koszt np. Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, to taki projekt byłby procedowany zgodnie z odpowiednimi przepisami i po jakimś czasie by się okazało czy pani Zosia dostała grant czy nie.
„Po drugie to że przywiezienie z Księżyca tego kamienia jest tak tanie - w wielkim stopniu wynika z tego, że rozwinięto technike z powodu polityki - w celu lotów załogowych.”No tak oczywiście, zresztą Braun projektował taką rakietę już w czasie DWŚ (A9/10). Tylko że technikę militarną także rozwijano z powodu polityki (albo odwrotnie, jak uważał Clausewitz) - w każdym razie oczywiście militarna technika rakietowa była "odskocznią" do podboju kosmosu jednak w jej obrębie nie znajdziesz celów takich jak osiągnięcie v2 (II prędkości kosmicznej), miękkie lądowanie na innym ciele kosmicznym, zbadanie pobranie próbek z takiego ciała itd. Te rzeczy zawdzięczamy (patrząc najbardziej pesymistycznie) wyłącznie polityce. Pierwszy sztuczny obiekt, który dotarł do stratosfery to był pocisk działa paryskiego w 1918, a pierwszy obiekt, który wszedł na orbitę Księżyca to Łuna 10, z której pokładu nadano Międzynarodówkę z okazji 23 Zjazdu KPZR w 1966... dość wymowne.
Technikę rakietową rozwijano przede wszystkim z powodów militarnych. Przez pierwsze piętnaście lat po wojnie Von Braun budował rakiety do przenoszenia głowic atomowych.
Równolegle Sowieci robili to samo.
Gdyby w latach sześćdziesiątych USA i ZSRR podjęły niezależnie albo w formalnym porozumieniu decyzję o niewysyłaniu żadnego człowieka w Kosmos, to w dalszym ciągu wysyłano by satelity – [...] więc z pewnością tej wiedzy wystarczyłoby do wysyłania robotów na Księżyc, na Marsa i dalej.Zgadzam się z Tobą w tym sensie, że życie nie znosi próżni i pewien postęp musi nastąpić niezależnie jaką droga się podąża. Co prawda trochę to jest na zasadzie gdyby ciocia miała wąsy ale przypuszczam, że faktycznie tak by było.
A gdyby pojawił się jakiś konkretny problem to należałoby go wtedy rozwiązywać.Ale oni wówczas nie potrzebowali kosiarki, tylko chcieli za wszelką cenę (Amerykanie i ZSRR) posadzić człowieka na Księżycu i pokazać, kto tu rządzi. W związku z tym rozpatrywanie tego etapu w kategoriach sensowności naukowej, poznawczej czy jakiejkolwiek innej jest bez sensu. Gdyby umówić się z ludźmi, żeby nie kradli, to policję można zlikwidować...
Podejście typu: zbudujmy autobus, potem się go przerobi na kosiarkę do trawy i będzie jak znalazł [...] to kompletny absurd.
"Po trzecie - łączące się z drugim - tzw. "Ludzkość" nigdy jak dotąd nie przewidziała, gdzie jest następny popas i w którą stronę w zw. z tym iść - tak było i z prądem i atomem i każdym innym przełomowym odkryciem."Tu się nie zgadzam. Jak nie wiadomo, to nie wiadomo. Podobnie jak Ty myśleli wszyscy, którzy starali się coś przełomowego przewidzieć (w rodzaju naddźwiękowych powozów).
Pełna zgoda, tylko że konsekwencje są akurat odwrotne.
Być może LHC nie wygeneruje bozonu Higgsa.
Może trzeba będzie zbudować większy akcelerator. Powiedzmy trzy razy większy i trzy razy droższy. Czyli wydać 30 miliardów dolarów (LHC kosztował około 10).
30 miliardów USD to jest około 5 (słownie PIĘCIU) procent szacowanego kosztu załogowej wyprawy na Marsa.
A taka wyprawa w żaden sposób nie byłaby naukowa, tylko wbijoflagowa.
Portal kosmoceneo.opz.org (jak zresztą w ogóle serwery OPZ) nie jest dostępny z Ziemi, ale wystarczy sporządzić listę celów NAUKOWYCH wyprawy na Marsa, a następnie wysłać RFP (Request For Proposals) do takich firm jak Boeing czy Northrop Grumman, w dwóch wariantach: manned vs unmanned.Zobaczymy, zobaczymy. Na razie Obama przyciął całkowicie manned missions i zlecił NASA przeprowadzenie przetargu, kto prywatnie za (dużo) mniejszą kasę zrobi to dla niej. Jest kilku konkurentów poza tym jest kilka firm, które chcą uprawiać turystykę. Szacują, że realna cena za wycieczkę (kilkudniową) na orbitę to jest 1 mln dolców i wówczas chętnych będzie wielu...
Wiadomo, że na Marsie prawie na pewno nie ma nic użytecznego ekonomicznie dla ludzkości.
Dzisiaj rano w radiowej Trójce, w okolicznościowym materiale z cyklu "tym żył świat" dali 20 sekundową wypowiedź Lema. Ponieważ nie nagrałem całego pytania (bo wkładałem kasetę to swojego staroświeckiego magnetofonu:)), napiszę, że pytany był o to, czy jest pod wrażeniem, że opisana w "Astronautach" wyprawa w kosmos odbyła się - w namiastce - już tak wcześnie; podobno Lem prorokował pierwszy lot w kosmos w okolicach 1970. Do posłuchania tutaj (http://212.87.226.194/external/Lem_Gagarin.mp3).Cała audycja jest na stronie Polskiego Radia (http://www.polskieradio.pl/9/310/Artykul/349844,Pierwszy-czlowiek-w-kosmosie-odc1-%E2%80%93-Lot) (w ramce "posłuchaj"), ale najistotniejszą część udało Ci się nagrać. Samo pytanie brzmiało dokładnie:
pozdrawiam
Tak naprawdę jeśli żałuję czegokolwiek w rozwoju rosyjskiej/radzieckiej kosmonautyki, to tylko Burana. Ten śliczniutki prom na pewno byłbyW przypadku Burana w wielu aspektach byłoby to porównanie techniki amerykańskiej i amerykańskiej ;) . Aczkolwiek istotnie Rosjanie świetnie poradzili sobie z wieloma problemami u zarania techniki rakietowej - tzn. sobie ich nie stworzyli, i podobnie twórczo podeszli do Burana, z punktu odejmując sobie szereg kłopotów jeszcze na desce kreślarskiej. Przy czym IMO najistotniejsze było to, że Amerykanie rozwijali załogowe wahadłowce i tylko takie wahadłowce, natomiast Rosjanie stworzyli program, w obrębie którego była też modułowa Energia, zdolna do samodzielnych lotów w najsilniejszej konfiguracji zdolna wynieść 170 ton na LEO - ale także były tam "słabsze" konfiguracje. No i jak wspomniał Term Buran mógł wykonywać misje bezzałogowe.
ważny w porównywaniu techniki amerykańskiej i rosyjskiej.
WOSTOK 1
Liczba członków załogi: 1
Data startu: 12 kwietnia 1961
Rakieta nośna: Wostok 8K72K
Data lądowania: 12 kwietnia 1961
Czas trwania: 1 h 48 m
Masa: 4725 kg
Pierwszy lot człowieka w kosmos. Radziecki kosmonauta Jurij Gagarin został wyniesiony na niską orbitę (169-315 km) i sprowadzony z niej po dokonaniu jednego, niepełnego okrążenia Ziemi. Nie było klasycznego lądowania - Gagarin katapultował się z kapsuły powrotnej na wysokości 7 km i lądował na spadochronie. ZSRR przed długi czas ukrywał ten fakt, gdyż w 1961 roku przepisy Międzynarodowej Federacji Lotniczej wymagały, aby kosmonauta lądował z pojazdem.
Ostatnią, szóstą misją programu Wostok był lot Walentiny Tierieszkowej w czerwcu 1963 roku.
WOSCHOD
Liczba członków załogi: 2-3
Pierwszy start załogowy: 12 października 1964
Data lądowania: 13 października 1964
Kapsuła stanowiła modyfikację kapsuły Wostok. Pojazd pozbawiono katapultowanego fotela, zamiast niego zainstalowano we wnętrzu, zależnie od wersji, dwa lub trzy fotele dla załogi. W stosunku do rozkładu miejsc w Wostoku, siedzenia załogi w Woschodzie obrócono o 90 stopni – nie przeniesiono jednak przyrządów pojazdu, skutkiem czego załoga musiała przekręcać głowy w bok, aby je zobaczyć. Woschod 2 był dodatkowo wyposażony w nadmuchiwaną zewnętrzną śluzę powietrzną, odrzucaną po wykorzystaniu. Jako jedyna radziecka kapsuła kosmiczna, Woschod nie posiadał żadnego systemu ewakuacji dla załogi. Kapsułę zasilały akumulatory, dające maksymalny czas lotu w granicach 7-10 dni. Lądowanie następowało w kabinie wyposażonej w dwa spadochrony i rakietowy system miękkiego lądowania. W przeciwieństwie do Wostoka, załoga Woschoda nie opuszczała pojazdu przed lądowaniem, lecz do końca pozostawała w kapsule. Przeprowadzono dwa załogowe i trzy bezzałogowe loty kapsuły Woschod. Loty załogowe to:
Woschod 1 – 12 października 1964 – Start nastąpił o 07:30:01 z kosmodromu Bajkonur. Załogę stanowili wówczas Władimir Komarow, Konstantin Fieoktistow i Boris Jegorow. Lot zakończył się 13 października 1964 o 07:47:04. Był to pierwszy lot kosmiczny z załogą wieloosobową.
Woschod 2 – 18 – 19 marca 1965 – Załoga: Paweł Bielajew i Aleksiej Leonow. Statek wyposażony był w rozwijaną śluzę powietrzną. Podczas lotu Leonow jako pierwszy człowiek wyszedł w otwartą przestrzeń kosmiczną. Leonow używał skafandra typu Bierkut i był połączony ze statkiem liną.
Planowano przeprowadzenie kolejnych misji, zostały jednak odwołane wraz z przerwaniem programu.
SOJUZ
I generacja (Sojuzy 1-11): 1967-1971
II generacja (Sojuzy 12-40): 1973-1981
III generacja (Sojuz-T): 1976-1986
IV generacja (Sojuz-TM): 1986-2003
V generacja (Sojuz-TMA): 2003
Radziecka i rosyjska seria statków kosmicznych i rakiet nośnych. Lot pierwszego, niedopracowanego Sojuza zakończył się katastrofą: podczas powrotu 24 kwietnia 1967 roku nie otworzył się spadochron i kapsuła uderzyła w Ziemię (zginął jedyny pasażer statku, Władimir Komarow). Statki Sojuz wielokrotnie modernizowano. W pierwszej generacji statki zabierały 3 kosmonautów bez skafandrów, lecz rozhermetyzowanie kapsuły Sojuza 11 w dniu 30 czerwca 1971 roku spowodowało konieczność przeprojektowania statku. Druga generacja przewoziła tylko dwóch kosmonautów w skafandrach i nie miała paneli słonecznych. Te pojawiły się ponownie w trzeciej generacji; statki mogły wówczas znowu zabierać trzech kosmonautów. Dziś mimo 40-letniej historii Sojuzy są traktowane jako wyjątkowo bezpieczne statki. Wykorzystuje się je m.in. jako pojazdy ratunkowe Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Wielką - niewybaczalną - wadą kwazarów jest to, że nie da się w nie wbijać flag.
Jednak i na to poczekać będziemy musieli wcale nie krótko, bo to przedsięwzięcie znacznie poważniejsze i chyba jednak kosztowniejsze, niż tylko krótki wypad grupki kosmonautów i powrót.Ależ kosztowny jest własnie powrót. Wystrzelić grupkę emerytów w kierunku Czerwonej Planety żaden szysz :) .
Ależ kosztowny jest własnie powrót. Wystrzelić grupkę emerytów w kierunku Czerwonej Planety żaden szysz :) .
To by bylo super.
Czy ja dobrze pamiętam, NEXUS6, że w swoim czasie prezentowałeś się jako przeciwnik wysokich podatków?
Tak orientacyjnie, z dokładnością do 1.000.000.000.000 dolarów.A jak liczyłeś?
I kto by miał za to zapłacić?
Q,
Ile by to miało kosztować?
Tak orientacyjnie, z dokładnością do 1.000.000.000.000 dolarów.
I kto by miał za to zapłacić?
Poza tym, ryzykujemy, że emeryci ogłosiliby niepodległość Marsa, do czego mieli by pełne prawo... co wtedy:) ?
Poza tym, ryzykujemy, że emeryci ogłosiliby niepodległość Marsa, do czego mieli by pełne prawo... co wtedy:) ?
Makuch mówi „jest dostatecznie wielu bogatych ludzi prywatnych, którzy z zachwytem zgodziliby się na sfinansowanie takiej misji.”
Jakieś nazwiska??
Ciekawe, czy któryś z potencjalnych sponsorów (gdyby się znalazł choć jeden) zada proste pytanie: Jakie są cele naukowe przedsięwzięcia i za ile można je osiągnąć BEZ emerytów?
Q, co brałeś z tym poddawaniem Wszechświata władztwu rozumu?
Dość mam zapowiedzi NASA - jedyna od miesięcy, która na pewno wkrótce się sprawdzi, to ta, iż UARS spadnie nam na łby...
Gdyby tak Amerykanie wyciągnęli rakiety Saturn i statki Apollo z muzeum, przejechali je sprayem, to już byliby na poziomie obecnie okupowanym przez Rosjan.
Widocznie to też za drogie.
Tak, pewnego dnia, skolonizujemy inne planety. Albo przynajmniej jedną.
Jak tylko będziemy mieli wolny trylion (w długiej skali:1.000.000.000.000.000.000) dolarów.
A najpierw wypadałoby odpowiedzieć na pytanie „Po co?”
nawet bardzo bogaci ludzie pytają w sklepie (z prywatnymi odrzutowcami) o cenę.
Pozostałe 99,9 % kupując dom, mieszkanie, samochód, meble, telewizor, komputer, a przy bardziej ograniczonym budżecie także kupując parę butów, albo zimową kurtkę, zadaje sobie pytanie „Ile to będzie kosztowało, czy mnie stać, i czy muszę to kupić akurat dziś (w tym roku, itd.)?.”
A tu się okazuje, że w przypadku projektu o szacowanych kosztach na skalę PKB całej Ziemi (i to wieloletniego) istnieje jakiś tajemniczy zakaz rozmawiania o pieniądzach.
Problem polega na tym, Q, że nie masz większego prawa do wypowiadania się w imieniu ludzkości niż ja.
A co przemawia za kolonizacją takiego Marsa
Zapominasz o amibtnych planach terra-jakmutam-inguNie zapominam, tylko chciałem, żebyś Ty sobie przypomniał ;) ...
Zwł, że Kepler pokazuje coraz ciekawsze planetki:No i załóżmy, że się taka znajdzie 30 lat świetlnych stąd - to co?
http://www.nasa.gov/mission_pages/kepler/news/kepscicon-briefing.html
Tzn. najpierw trzeba to terra-cośtam zrobić - a ile to będzie trwało? Ile to będzie kosztowało? Jaki jest podstawowy cel?
No i załóżmy, że się taka znajdzie 30 lat świetlnych stąd - to co?
To nie są optymiści, tylko wróże. Nie ma większych naukowych podstaw by cokolwiek w tym względzie szacować, a obecne możliwości "ludzkości" są takie, że jej nie stać na wysłanie człowieka na Marsa. Możesz mi powiedzieć, jakim to wzorem te "dane" są ekstrapolowane, że wyszło 100 lat?Tzn. najpierw trzeba to terra-cośtam zrobić - a ile to będzie trwało? Ile to będzie kosztowało? Jaki jest podstawowy cel?
Trwało? Najwięksi optymiści zakładają dobrze ponad setkę lat jak obaj wiemy.
Kosztowało? O tym pisałem TU (http://forum.lem.pl/index.php?topic=502.msg42419#msg42419).Pisałeś, ale nie odpowiedziałeś na pytanie - ile, konkretnie, w granicach rzędu wielkości, to by kosztowało? Może koszt będzie większy, niż jest energii w Słońcu?
Cel? A o tym TU (http://forum.lem.pl/index.php?topic=502.msg42421#msg42421).Na prawdę nie wierzę, że ma dla Ciebie znaczenie, że jakieś tam geny, choćby Twoje własne, gdzieś się dostaną. Co mnie obchodzą moje geny? Moje dzieci mnie obchodzą i ja sam. Zresztą - jeśli to istotnie cel, to dużo taniej i znacznie bardziej skutecznie będzie wystrzelić nasze DNA w kierunku tych "planet Keplera". To już potrafimy i nie jest to drogie.
Możesz mi powiedzieć, jakim to wzorem te "dane" są ekstrapolowane, że wyszło 100 lat?
Może koszt będzie większy, niż jest energii w Słońcu?
Na prawdę nie wierzę, że ma dla Ciebie znaczenie, że jakieś tam geny, choćby Twoje własne, gdzieś się dostaną. Co mnie obchodzą moje geny? Moje dzieci mnie obchodzą i ja sam.
A, czyli nie wiesz...Możesz mi powiedzieć, jakim to wzorem te "dane" są ekstrapolowane, że wyszło 100 lat?
Odsyłam do wyliczeń wróżów ;).
Ha, kiedy umysł ludzki nie tak działa. Niejeden kredytobiorca brał z banku kwotęTo weź kredyt na bilion dolarów... weźmiesz?
Teraz to sobie dworujesz ;D*. Mówiąc geny miałem na myśli (co obaj wiemy raczej ;)) dzieci i dzieci tych dzieci. Miałem też na myśli - od genów już abstrahując - także bagaż cywilizacyjny pewien, którym nawet tu - w ramach luźnych pogaduch - się dzielimy, polerując go przy okazji.Jeśli chodzi o dzieci i dzieci dzieci, a nawet dzieci-dzieci-dzieci, to trzeba się skupić na problemach ziemskich - tzn. żeby nas nie zdmuchnęła wojna. Na ziemi może mieszkać jeszcze znacznie, znacznie więcej ludzi. Pod warunkiem, że się nie pozabijają. I na pewno to zrobi lepiej naszym dzieciom, niż terratransformacja Marsa. Zresztą to jest pełne s-f ze wskazaniem na f. Spuścizna? Po co ona komu, jak nie będzie nas...
A, czyli nie wiesz...
To weź kredyt na bilion dolarów... weźmiesz?
Jeśli chodzi o dzieci i dzieci dzieci, a nawet dzieci-dzieci-dzieci, to trzeba się skupić na problemach ziemskich - tzn. żeby nas nie zdmuchnęła wojna. Na ziemi może mieszkać jeszcze znacznie, znacznie więcej ludzi. Pod warunkiem, że się nie pozabijają. I na pewno to zrobi lepiej naszym dzieciom, niż terratransformacja Marsa. Zresztą to jest pełne s-f ze wskazaniem na f. Spuścizna? Po co ona komu, jak nie będzie nas...
P.S. o:
Zawsze mógłbym posłużyć się wykrętem w stylu "wiem, ale nie powiem" ;) lecz nie zamierzam. Z przyczyn oczywistych: precyzyjnie nie da się bowiem określić nawet ostatecznej ceny - przykład z Twojej branży - inwestycji budowlanejCałkowicie się mylisz, szczególnie w odniesieniu do mojej branży. W mojej branży można niezwykle precyzyjnie wyliczyć cenę inwestycji na konkretny dzień i będzie to wyliczenie ~ścisłe. To o czym mówisz (zmiany czasie miedzy dokonaniem tego wyliczenia a zakończeniem inwestycji to zupełnie inna sprawa). Otóż mi chodzi o wyliczenie na dziś, bo przecież wiem, że nie jesteś wróżką. Ile to by kosztowało - np. aby przechwycić asteroidy lodowe z pasa planetoid, po to żeby w wielkiej liczbie kolizyjnym kursem skierować je na Marsa?
Jak dadzą to choćby dziś i flagowbijactwo za to sfinansuję ;). (O to czy spłacę niech się bank martwi ;).)Ale w przykładzie chodzi o to, że nie dadzą i nie dlatego, że nie wzbudzasz zaufania - tylko dlatego, że nie ma takiej gotówki w Polsce na rynku kredytowym.
W mojej branży można niezwykle precyzyjnie wyliczyć cenę inwestycji na konkretny dzień i będzie to wyliczenie ~ścisłe. To o czym mówisz (zmiany czasie miedzy dokonaniem tego wyliczenia a zakończeniem inwestycji to zupełnie inna sprawa).
Otóż mi chodzi o wyliczenie na dziś, bo przecież wiem, że nie jesteś wróżką. Ile to by kosztowało - np. aby przechwycić asteroidy lodowe z pasa planetoid, po to żeby w wielkiej liczbie kolizyjnym kursem skierować je na Marsa?
Ale w przykładzie chodzi o to, że nie dadzą i nie dlatego, że nie wzbudzasz zaufania - tylko dlatego, że nie ma takiej gotówki w Polsce na rynku kredytowym.
Co do tego zgoda, oczywiście. Myślałem, że masz na myśli koszt całkowity po inwestycji zakończeniu...To jakie to pieniądze, podasz wreszcie jakąś umotywowaną kwotę? Np na zasadzie skoro dostarczenie 1kg na orbitę kosztuje tyle to dostarczenie tylu i tylu kilogramów żeby zbudować te kilkaset pchaczy plus paliwo to będzie tyle i tyle.
Przy okazji chciałem też żartem nawiązać do - niewesołej - rzeczywistości rodzimych przetargów publicznych, gdzie koszt podany w ofercie przetargowej i koszt ostateczny to nagminnie dwie różne kwoty.Na ogół po otwarciu ofert okazuje się, że kwoty proponowane przez oferentów są dużo niższe niż przymiarka zamawiającego. Na ogół też kontrakty mieszczą się w swoich kwotach, pomijając roboty dodatkowe. Ale skoro nikt nie jest wróżką, to jest jasne, że takowe wychodzą.
inwestycje budowlane realizowane są zazwyczaj z użyciem rutynowo stosowanych technik i technologii, tymczasem np. tzw. kosmiczny pchacz (http://www.scientificamerican.com/article.cfm?id=the-asteroid-tugboat), którym można by - wg jednego z proponowanych scenariuszy - te asteroidy przesuwać, testowany nigdy nie byNo własnie, nie był testowany... Przy czym opisywane w tym artykule urządzenie nie nadaje się do tego celu. Ma niewielką masę, która po długotrwałym oddziaływaniu może bardzo nieznacznie zmienić orbitę asteroidy - takiej, która bez tego trafiłaby w Ziemię. Nie nadaje się do w miarę efektywnego przeciągnięcia asteroidy nie zamierzającej wcale uderzyć w Marsa na kurs kolizyjny z nim. Do tego trzeba bardzo dużo energii.
"some researchers have prepared detailed budgets and cost-benefit analyses in order to argue for the superiority of their preferred terraforming, or world-changing, scheme. To be blunt, such an approach appears to be patently absurdAutor tych słów zna jakiś inny sposób?
To jakie to pieniądze, podasz wreszcie jakąś umotywowaną kwotę? Np na zasadzie skoro dostarczenie 1kg na orbitę kosztuje tyle to dostarczenie tylu i tylu kilogramów żeby zbudować te kilkaset pchaczy plus paliwo to będzie tyle i tyle.
Autor tych słów zna jakiś inny sposób?
Onże Hydrops nie jest na szczęście mordercą. Jest szamanem kościoła kolonizacyjnego.
Przewiezienie na Marsa powietrza z pasa asteroidów w przystępnej cenie 700 dolarów za tonę zajęłoby … siedemnaście tysięcy osiemset pięćdziesiąt siedem lat.
albo ludzkość upora się ze swoim ząbkowaniem - wyrówna z grubsza rażące dysproporcje w rozwoju, generalnie zlikwiduje biedę - a co za tym idzie (nieuchronne następstwo dobrobytu) zmniejszy dzietność. Wówczas na bardzo, bardzo długo Ziemi wystarczy, nawet, jak trzeba będzie ją spiętrować.
Tak więc o ile będzie istniało ograniczenie finansowe powodujące, że wciąż będzie to bardzo drogie - to wciąż znacznie taniej i skuteczniej będzie problemy rozwiązywać na Ziemi. Chyba, że odkryjemy niewyczerpaną krynicę energii i będzie nam wsio ryba, czy dobudujemy Ziemi nowy pokład - czy strzelimy sobie Antyziemię za Słońcem...
Rozmawiacie w kontekście nowych planet odkrytych przez Keplera, czy tak sobie jak zwykle:) ?
Rozmawiacie w kontekście nowych planet odkrytych przez Keplera, czy tak sobie jak zwykle:) ?
Cóż, jak na Forum marazm ("Akademia..." np. leży i kwiczy), to można się z nudów o pryncypia pokłócić ;). (Choć o odkryciach Keplera gdzieś tam po drodze mowa była...)
Sorry musiałem doktorat obronić:)
Satelita wirowałby, dając na pokładzie 0,4g. W środku byłyby klatki z myszami, pasza, woda, klimatyzacja.
Jakbyś sobie, Q, obejrzał te potworki, które wyrosłyby po dziesięciu latach i stu dwudziestu pokoleniach, to raz na zawsze odechciałoby Ci się terraformowania Marsa.
O gaddemit, nie mam ci ja takowego rozeznania, tylko to, co mnie kręci.
Oczywiście wielka dwójka, co się zbiegła w czasie, co to już było wspomnienie: Phobos Grunt, i MSL Curiosity.
(włącz HD i full screen).
Instrumenty: http://msl-scicorner.jpl.nasa.gov/
Niebawem spadnie Phobos-Grunt to będzie ciekawie
Trudno dojść, bo brakuje informacji, o fizycznej wielkości detektorów, ale sądząc z kątów widzenia (jeśli podane są diagonalnie) i ogniskowych to szersza kamera jest ~odpowiednikiem 150 mm a dłuższa 500 mm na pełnej klatce - czyli całkiem niezła "lorneta" z tej dłuższej jest, a tej szerszej też daleko choćby do obiektywu normalnego ("normalne" są b/w navicams, ok. 50 mm na FF). Tak więc chipy są ewidentnie malutkie jak z kompaktu :) , rzędu 1/2" - ale mają bardzo duże pixele, jak lustrzanki FF. A zresztą, prawdę mówiąc, panoramy są dla gawiedzi, jak my ;) .
Ciekawe, że jednak zrezygnowali z zumów, mimo wszystko względnie prostych, a nawet po zacięciu nie dyskwalifikujących całkowicie przydatności kamer. A równocześnie zdecydowali się na wiele naprawdę skomplikowanych mechanizmów jak ten z "okienkami" dla mossbauera, gdzie jest kilkadziesiąt mikronów luzu między uziarnieniem próbki a szczeliną pomiędzy "szybkami".