Ale jak to kupić?
lemologu, jakże fajnie, że ktoś tu jeszcze o Lemie gada. I to takie newsy przynosząc :).
1. Dałbyś na nagrodę Lemoniadową jeden egzemplarz gratis?
2. Sprzedałbyś chętnym parę egzemplarzy? Jeśli tak, to pa skol'ka z wysyłką do Polszy?
3. widzisz szanse na tłumaczenie?
Ale tak sumująco mógłbyś zdradzić jak odpowiadali zapytani, "wygrał" Lem filozof, czy Lem pisarz?
W opiniach sa odpowiedzi i 1), i 2), i fifty-fifty, i wiecej pisarz, i wiecej filozof, i wylacznie pisarz, i wylacznie filozof, i nawet jednoczesnie i nie pisarz i nie filozof....Wyłącznie filozof, to może Sokrates był. Lem jednak coś pisał. Są na to, jak to Rem mówi, dowody materialne. ;)
Moze ktos w Polsce to opublikuje?.....Przydałaby się Twoja książka tutaj. Przetłumaczona. Może ktoś tutejszy zna jakieś wydawnictwo, które by itepe...choćby kilka tysięcy?
http://www.amazon.com/Stanislaw-Lem-Reader-Rethinking-Theory/dp/081011495X/ref=la_B001HPPK8O_1_3?s=books&ie=UTF8&qid=1405961805&sr=1-3 (http://www.amazon.com/Stanislaw-Lem-Reader-Rethinking-Theory/dp/081011495X/ref=la_B001HPPK8O_1_3?s=books&ie=UTF8&qid=1405961805&sr=1-3)Ta ksiazka zawiera dwa bardzo duzych i najciekawszych (i najkorzystniejszych dla wielbicieli Lema) ze wszystkich wywiadow Lema (po "Tako rzecze... Lem" S.Beresia, oczywiscie), najbardziej cytowanych w swiecie angielskojezycznym (prawie kazdy angielskojezyczny artykul o Lemie zawiera odnosnik na ta ksiazke). Pierwszy wywiad od 1993 r. "oczy w oczy" (46 stron w ksiazce), drugi od 1994 r. - pisemna odpowiedz Lema na postawione pytania (jeszcze 25 stron). Calkiem - to takie duze i wazne "Rozwazania o literaturze, filozofii i nauce". Przetlumaczone na jezyk rosyjski i wydane w Izraelu i beda w tym roku wydane w Rosji. Ta ksiazka Petera Swirskiego jest w Bibliotece Narodowej w Warszawie...
CytujZarejestrowane jednym uchem z wypowiedzi gościa .... Przygody profesora Tichego :)
Chyba profesorowi Lesiowi profesor Tarantoga i Ijon Tichy zrośli się w jedną postać :)
Chyba profesorowi Lesiowi profesor Tarantoga i Ijon Tichy zrośli się w jedną postać :)Tak w ogóle, to witaj!
Wybrane tezy Okołowskiego:Też mnie zafrapowało.
- Lem twierdził, że ludzie rodzą się ze skłonnością do zła - czyli rodzą się z gotowym wzorcem tego co jest, a co nie jest wartościowane pozytywnie/ negatywnie w danej kulturze? I Lem tak twierdził?
- Lem popierał kościół w stanowczy sposób (to miała być kontrowersyjna teza) - jak na jeden dzień to niezły - mam na myśli równoległy wątek i wywiad z MP - rozstrzał;))
Prof. Okołowski:Wydaje mi się, że już gdzieś to przerabialiśmy...hm :-\
...A druga teza Lema, no to bym ją tutaj nazwał jakimś pandeterminizmem, albo można powiedzieć: tychizmem, od "Tyche" - słowa greckiego, oznaczającego "los"...
Właśnie przyszło mi do głowy: czy nazwisko Ijona nie stanowi przypadkiem jakiejś aluzji do imienia bogini, greckiej odpowiedniczki Fortuny?
Przecież "właściwie powinien się był zwać Cichy, ale notariusz seplenił"...
Tu chyba mamy do czynienia z fundamentalnym błędem podejścia systemowego, że są jakieś jednolite "poglądy Lema". Dotyczy to też każdego - inne się ma się poglądy będąc nastolatkiem, inne 30/40 latkiem (faza wojujących ateistów ;), inne w wieku dojrzały, a jeszcze inne tuż przed śmiercią. Na to nachodzą bujanki związane z życiopisaniem, depresje, euforie etc.Takie tezy powinny być wygłaszane ze wskazaniem źródeł - to co napisałeś + teksty, w których Lem zajmuje się konkretną książką, zjawiskiem, zdarzeniem - nie można tego rozciągać na jakiś jego system.
Z nowin profesor Gajewskiej zdziwiło trochę, że czekał na wygnanie w 68. Tak, jakby był już na walizkach?68 - nie wiem.
W każdem nie zdziwiłabym się gdyby tak było - seplenienie z podtekstem;)Kod Lema.
Może być:)W każdem nie zdziwiłabym się gdyby tak było - seplenienie z podtekstem;)Kod Lema.
W Podróży dwudziestej ósmej kolejnym słowem po "notariusz seplenił" jest właśnie słowo "los".
Przypadek? Nie sądzę ;)
Tak w ogóle, to witaj!
Ptr (Piotr?)
Co do Lema tychizmu i przekonania o wrodzonej skłonności czlowieka do zła, to, jak sądzę, jest to bardzo trafne.Dzień dobry wieczór:)
- Lem twierdził, że ludzie rodzą się ze skłonnością do zła - czyli rodzą się z gotowym wzorcem tego co jest, a co nie jest wartościowane pozytywnie/ negatywnie w danej kulturze? I Lem tak twierdził?
- Lem popierał kościół w stanowczy sposób
Prof. Okołowski:
...A druga teza Lema, no to bym ją tutaj nazwał jakimś pandeterminizmem, albo można powiedzieć: tychizmem, od "Tyche" - słowa greckiego, oznaczającego "los"...
Właśnie przyszło mi do głowy: czy nazwisko Ijona nie stanowi przypadkiem jakiejś aluzji do imienia bogini, greckiej odpowiedniczki Fortuny?
"właściwie powinien się był zwać Cichy, ale notariusz seplenił"...
cieszy wredną duszę amatora, że przyłapał profesjonalistę na lapsusie.
Wydaje mi się, że już gdzieś to przerabialiśmy...hm :-\
Owszem, Piotr.
W sumie to trochę nieładnie, że się nie przywitałem w stosownym wątku, ale też i nie miałem pomysłu.
* Nawiasem: czy Lehm -> Lem wspólnym źródłem?
"Bezinteresowne mordowanie i zadawanie cierpienia, któremu nie towarzyszy pożeranie, jest wyłącznie specjalnością człowieka" - te słowa Lema (i kilka podobnych - cytowanych fraz) są chyba podstawą tezy o owych skłonnościach. Drapieżna małpa.Niestety chyba tak jest. Jeszcze coś niecoś apropos dobra i zła oraz wrodzonej skłonności człowieka do tego ostatniego, tym razem z innej beczki:
Wszystkich ludzi dzielą na dobrych i złych. Dobry, to – w ich pojęciu – człowiek, który nie ukrywa siedzącego w nim zwierzęcia. A taki, co usiłuje udawać dobrego, jest wręcz niebezpieczny.Wg tego nie ma żadnego podziału. Są tylko źli ludzie. Dobry to też zły - tylko udawacz.
(W. Suworow. "Akwarium")
Pamiętam jak przez mgłę opowiadanie SF z czasów, w których i Mistrz tworzył, choć nie potrafię zidentyfikować jego autora ani tytułu, o pokładowym mózgu elektronowym, któremu zdawało się, że jest człowiekiem
Z takim podejściem może da się egzystować w czasie wojny (to chyba jakiś fragment żołnierski), ale nie w warunkach pokoju.A kto powiedział, że jest? Vivere militare est, a homo homini lupus...
Zresztą - nie byłoby go.
zostanę zdemaskowany ;D
Dopóki mamy dość żywności, ciepła i samic, dopóty stać nas na dobroć i współczucie. Ale gdy tylko natura i los stawiają sprawę na ostrzu noża – jeden ma przeżyć, drugi zdechnąć – bez wahania wpijamy się pożółkłymi kłami w gardło sąsiada, brata, matki.
(ibid.)
Jesteś zbunkrowany?Z takim podejściem może da się egzystować w czasie wojny (to chyba jakiś fragment żołnierski), ale nie w warunkach pokoju.A kto powiedzał, że jest? Vivere militare est, a homo homini lupus...
Zresztą - nie byłoby go.
Twój Suworow twierdzi to samo, co moi startrekowiJestem dziś (w przededniu pełni?:) ) w wyjątkowo podłym nastroju, więc gotowem zgodzić się z moim Suworowem i z Twoimi startrekowymi co do pożałowania godnej natury Ohydka...
Chyba, że pod osłoną nocy - zdobyć coś do zjedzenia?;)Kogoś ;D
Co do stawiania sprawy na ostrzu noża i końca tej umownej dobroci - właśnie...to sytuacje na ostrzu - pisaliśmy: nikt nie wie jakby się zachował.Właśnie. Jedno wiem na pewno: woliłbym nigdy tego nie sprawdzać.
Jestem dziś (w przededniu pełni?:) ) w wyjątkowo podłym nastroju, więc gotowem zgodzić się z moim Suworowem i z Twoimi startrekowymi co do pożałowania godnej natury Ohydka...
Ale czy to oznacza, że jesteśmy z gruntu źli, krwiożerczy? Bo w ekstremalnych sytuacjach niektórzy stają się bezwzględni?
Weźmy np. mojego dziadka - weterana 3 wojen (był w Legionach Piłsudskiego, brał udział w wojnie 1920 roku i II wś.; obwieszony medalami mundur w środku to chyba jego), przypuszczam (bo o przeżyciach frontowych prawie nie opowiadał), że przez te lata na froncie pewnie ze setkę ludzi zabił... Z drugiej strony - był dobrym mężem, ojcem (wychował 4 dzieci), dziadkiem... Nie widać było po nim syndromu Rambo, ani innych patologii, nie bił, nie poniżał, nawet nie klął (zasadniczo). Więc która twarz była jego prawdziwą?
Według mnie Lem zdecydowanie stał na stanowisku 2). Ale trzeba tu zastrzec, że 2) nie oznacza, że człowiek jest predestynowany do czynienia tylko zła, tzn. zły z natury. W większości przypadków może czynić (i czyni) także dobro. Skłonność do zła jednak zawsze pozostanie, bo taka jest ludzka natura.Pesymizm dotyczący człeków? Pełna zgoda.
Ale zdaje się, że Lem był co najmniej sceptyczny w stosunku do takiego typu rozwiązania, i to nie ze względu na ewentualne techniczne trudności w wykonaniu zadania, ale raczej ze względu na cenę - wraz ze skłonnością do zła zginie człowiek taki, jakim go znamy. Akurat ten wątek twórczości Lema jest mi mniej znany, więc może ktoś mógłby skomentować i ewentualnie wyprowadzić mnie z błędu...To chyba rzecz w tym co wyżej napisałam: instynkty, emocje. Czym byłby człowiek bez nich? Wydmuszką? Kluchą?
;DChyba, że pod osłoną nocy - zdobyć coś do zjedzenia?;)Kogoś ;D
...Najstraszliwsze zbrodnie w dziejach cywilizacji są dziełem ludzi, którzy nie pili, nie palili, nie zdradzali swoich żon i karmili wiewiórki z ręki.Zwłaszcza że dobry jest wyjątkowy. Gorzej gdy tego nie wie (i dla niego i dla ofiar).
Jeżeli życie przyciśnie, ludzie dobrzy staną się źli, i może to nastąpić w najbardziej niewłaściwej chwili. Aby nie dać się znienacka zaskoczyć taką przemianą, lepiej nie mieć z dobrymi do czynienia...
(W. Suworow. "Akwarium")
Respekt i szacun dla Twego dziadka. Ecce homo.
Nie sądzę, że robił coś złego, zabijając najeźdców na pęczki.
Nie rozumiem, dlaczego zabijanie uzbrojonego przeciwnika w walce miałoby być czymś złym, albo świadczyć o patologicznych skłonnościach. Zapewne radykalny pacyfista mógłby przeprowadzić takie utożsamienie, ale praktyczny skutek takiej filozofii to bezkarni bandyci strzelający "na ostro" do policji uzbrojonej w gaz pieprzowy. Dla ludzi pokolenia Twojego dziadka taki problem nie istniał. Był obowiązek i trzeba było go wykonać, jakkolwiek przykry by nie był, i własne życie też położyć na szali.
Tu chodzi raczej o to, po której stronie sporu o źródło zła opowiadał się Lem. Zasadniczo są dwa stanowiska:
1) optymistyczne (Wolniewicz i Okołowski powidzieliby "meliorystyczne"), zakorzenione w Oświeceniu i wyrażające się w przekonaniu, że człowiek jest z natury dobry, acz zepsuty przez czynniki incydentalne, takie jak historia, niesprawiedliwe stosunki społeczne, nieprawidłowe wychowanie itp. Innymi słowy, człowiek to "szlachetny dzikus" zdegenerowany przez cywilizację, i jeśli nad tą cywilizacją popracować i odpowiednio ją zmienić, to i człowiek nie będzie czynił zła.
2) pesymistyczne, wedle którego człowiek po prostu rodzi się ze skłonnością do zła, skłonność ta jest nieusuwalnym elementem jego natury, i można jedynie próbować ograniczać możliwości manifestowania się zła, ale nie da się go usunąć ze świata.
Według mnie Lem zdecydowanie stał na stanowisku 2). Ale trzeba tu zastrzec, że 2) nie oznacza, że człowiek jest predestynowany do czynienia tylko zła, tzn. zły z natury. W większości przypadków może czynić (i czyni) także dobro. Skłonność do zła jednak zawsze pozostanie, bo taka jest ludzka natura.
Lem, jak wiadomo, nie tylko przewidział ingerencję technologii w ciało człowieka, ale i uważał to za coś nieuchronnego. Inwazja technologii w ludzkie ciało oznacza możliwość zmiany natury człowieka (np. poprzez zmianę uposażenia genetycznego). W "Powrocie z gwiazd" mamy np. betryzację. Ale zdaje się, że Lem był co najmniej sceptyczny w stosunku do takiego typu rozwiązania, i to nie ze względu na ewentualne techniczne trudności w wykonaniu zadania, ale raczej ze względu na cenę - wraz ze skłonnością do zła zginie człowiek taki, jakim go znamy. Akurat ten wątek twórczości Lema jest mi mniej znany, więc może ktoś mógłby skomentować i ewentualnie wyprowadzić mnie z błędu...
Wg mnie należałoby jeszcze dodać, że zło - na poziomie jednostkowym - jest poniekąd następstwem głupoty. Co najmniej jest z nią związane. Często wynika z ignorancji, niewiedzy.
Zwłaszcza że dobry jest wyjątkowy. Gorzej gdy tego nie wie (i dla niego i dla ofiar).
Wg mnie należałoby jeszcze dodać, że zło - na poziomie jednostkowym - jest poniekąd następstwem głupoty. Co najmniej jest z nią związane. Często wynika z ignorancji, niewiedzy.Istotnie, zło i głupota często idą w parze, korelują ze sobą. Może dlatego, że tak pierwsze jak i druga jest następstwem, "atawizmem", że tak powiem - zwierzęcej natury Homo S.?
Otóż...natura ludzka jest rozciągnięta między różnokulturowo pojętym dobrem i złem - ale między tymi biegunami mamy ocean szarości.
Wg mnie należałoby jeszcze dodać, że zło - na poziomie jednostkowym - jest poniekąd następstwem głupoty. Co najmniej jest z nią związane. Często wynika z ignorancji, niewiedzy.
Istotnie, zło i głupota często idą w parze, korelują ze sobą. Może dlatego, że tak pierwsze jak i druga jest następstwem, "atawizmem", że tak powiem - zwierzęcej natury Homo S.?
Niewątpliwie zło i głupota współwystępują.
Podobnie jednak współwystępują zło i brak głupotyNieco ryzykownym jest stawiać tak ostrą opozycję. A co jeśli np. czynienie bezinteresownego, zła to właśnie głupota? Hmmm, chyba już Sokrates coś o tym... co do kradzieży, przypomniały się wyspy złodziejskie (https://pl.wikipedia.org/wiki/Guam). Są kultury nie znające własności prywatnej, a zatem i pojęcia kradzieży. :-\
A bywa i tak, że zło czyni się bezinteresownie - i własnie tę bezinteresowność, jak sądzę, zauważał Lem.Tez ta myślę.
Stanowisko, wedle którego człowiek czyni źle, ponieważ nie wie, co jest dobre, a co złe, a gdyby wiedział, to już by zła nie czynił, jest bardzo stare, ale według mnie całkowicie błędne. Wystarczy wziąć na tapetę jakiś konkretny przypadek i zadać sobie pytanie, czy sprawca wiedział, że to, co robi jest złe? W przeważającej wielości przypadków odpowiedź brzmi: "tak".
Tylko nie wiem, czy bezinteresownie, czy może my tych interesów nie chcemy zauważyć? Np czynienie zła jako źródło przyjemności.
Tylko, że nie bierzesz pod uwagę, że zwykle w takich razach sprawca ma na względzie nie tylko zło, ale i dobro. Swoje dobro zazwyczaj. Znaczy: jego myśl będzie podążać szlakiem typu: "ukradłem, czyli zrobiłem źle, ale wzbogaciłem się dzięki temu, zatem ze zła wynikło dobro; moje i moich bliskich", "dałem w mordę, czyli zrobiłem źle, ale dałem w mordę takiemu-owakiemu, który od dawna mnie wkurzał, i poprawiłem sobie tym humor, poza tym on się teraz będzie mnie bał, więc za cenę zła dobro uzyskałem". Można to rozciągnąć nawet na seryjnych morderców, którzy drogą zła (hurtowe zabijanie) uzyskują satysfakcję (dobro dla siebie). To nie jest czysty wybór zła przeciw dobru, tylko specyficzny - może atawistyczny właśnie - dobra i zła rachunek.
Ale zdaje się, że Lem był co najmniej sceptyczny w stosunku do takiego typu rozwiązania, i to nie ze względu na ewentualne techniczne trudności w wykonaniu zadania, ale raczej ze względu na cenę - wraz ze skłonnością do zła zginie człowiek taki, jakim go znamy. Akurat ten wątek twórczości Lema jest mi mniej znany, więc może ktoś mógłby skomentować i ewentualnie wyprowadzić mnie z błędu...Czułem, że coś mi ulatuje... Tak, własne tak odbieram stanowisko Lema w rzeczonej książce. Pewnie w dyskusji o niej jest to jakoś lepiej uzasadnione :)
Ogólnie - nie mam zamiaru nikogo "przekonywać" :) Dyskusja, choć interesująca, jest w zasadzie akademicka, a jakby z tym złem nie było w rzeczy samej, chodziło mi raczej o umiejscowenie Lema na mapie tych sporów.Jasność i wizawi :)
Natomiast czynienie zła dla przyjemności to właśnie to, co w moim rozumieniu jest "bezinteresowne", bo w takich wypadkach przyjemność bierze się nie stąd, że się coś uzyskało w rezultacie naruszenia norm (np. pieniądze, władzę etc.), tylko sam fakt naruszenia normy jest źródłem zadowolenia.
Tak, własne tak odbieram stanowisko Lema w rzeczonej książce.
Ogólnie - nie mam zamiaru nikogo "przekonywać" :) Dyskusja, choć interesująca, jest w zasadzie akademicka, a jakby z tym złem nie było w rzeczy samej, chodziło mi raczej o umiejscowenie Lema na mapie tych sporów.Jasność i wizawi :)
Pozwolę sobie się nie zgodzić. Różnice kulturowe manifestują się stosownością lub niestosownością zachowań najczęściej pozamoralnych.Już przykład podany przez Ciebie: jedzenie psów jest wyborem moralnym - przynajmniej w naszej kulturze, gdzie pies to przyjaciel.
Zbrodnie na cywilach czy jeńcach zdarzają się praktycznie na każdej wojnie. Przykłady można mnożyć.Wojna, życie w państwie totalitarnym - sytuacje przymusu - są jakby osobnym nurtem w dywagacjach nad moralnością
Niewątpliwie zło i głupota współwystępują. Podobnie jednak współwystępują zło i brak głupoty - szczególnie w przypadku masowych zbrodniarzy. W żadnym razie nie tłumaczyłbym złych uczynków głupotą, no bo jak wtedy wyjaśnić to, że są ludzie głupi, którzy zła nie czynią? Przyczyna musi zatem być inna.Nie napisałam, że warunkiem koniecznym zła jest głupota. Zaznaczyłam tylko, że zło jest poniekąd następstwem głupoty oraz, że często wynika z ignorancji, niewiedzy.
Podobnie jednak współwystępują zło i brak głupoty - szczególnie w przypadku masowych zbrodniarzy.i
chodziło mi raczej o umiejscowenie Lema na mapie tych sporów.
Bardzo Ci polecam esej Lema "Diabeł i arcydzieło"
Bardzo Ci polecam esej Lema "Diabeł i arcydzieło"
Właściwie ciekawe czy zgodziłbyś się z deprecjacyjną teorią Lema:)
Cytujobszar panowania filozofii sukcesywnie maleje. (...) Nigdy nie twierdziłem jednak, że (...) stan posiadania filozofii (na skutek ekspansji nauki – P.O.) będzie zerowy. (O tej „niezerowości” zaś mówi:) w mojej naturze leży dążenie do ostatecznych wniosków, do ekstremów, skrajności, ale tylko takich, które są umieszczone w obrębie tego, co możliwe.Mowa o metafizyce, rzecz jasna. Całą kwestię autor kwituje tak: „Ja c h c ę w i e d z i e ć, i ta wiedza jest dla mnie wartością per se”. Jest u Lema wyraźna apologia metafizyki.
Kiedyś w jednej z dyskusji sugerowałem, że obszar panowania filozofii sukcesywnie maleje. Arystoteles zajmował się jeszcze ruchami ciał niebieskich i usiłował do tego dojść czystym rozumem, ale następne pokolenia filozofów zostały z tego wyzute. Takie odstępowanie różnych obszarów filozofii na rzecz empirii czy przyrodoznawstwa przecież wciąż postępowało. Nigdy nie twierdziłem jednak, że doprowadzi to do sytuacji, gdy stan posiadania filozofii będzie zerowy.
We "Wschodach i zachodach księżyca" Konwicki pisze o mnie z ogromną sympatią, a równocześnie wyraża chyba całkiem serio przeświadczenie, że oddaliłem się od normalnego pisarstwa taktyką niejako unikową, i nie może zrozumieć, czemu na ten porzucony teren nie wróciłem. Jak gdybym gwiazdy i komputery wziął sobie za azyl. Jakbym pisał książki w duchu eskapistycznym, to znaczy ucieczki od rzeczywistości. Uważam, że tak nie jest. Jesteśmy wszyscy chorzy na polonocentryzm. Są po temu ważne, nieraz tragiczne przyczyny, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. A jednak, mimo tego, co się dzieje w Polsce i z Polską, jest ona tylko malutkim skraweczkiem świata, w którym żyjemy, i to jeszcze tak złączonym ze sprawami globalnymi, że to one będą decydowały w końcu o polskich losach. Dzięki obserwowaniu własnych książek, a nie dzięki doraźnej samowiedzy, dowiedziałem się, że w mojej naturze leży dążenie do ostatecznych wniosków, do ekstremów, do skrajności, ale tylko takich, które są umieszczone w obrębie tego, co możliwe. Tego, co naprawdę może się zdarzyć. Można to nazwać wykraczaniem aż po ostatni horyzont spraw i kwestii, które dziś są jeszcze do pomyślenia i do ryzykownego przewidywania.
Pytanie: Rad bym więc wiedzieć, co pan myśli swoimi dyskursywnymi traktatami i uscjentycznionymi groteskami załatwić?
Odpowiedź: Ha! Uszczęśliwić świat, przepowiadając mu wszystko, co go czeka, jeśli mnie nie posłucha. To są prognozy ostrzegawcze [...] Mógłbym sobie wziąć Kasandrę za patronkę.
Pytanie: Więc, żeby się zdystansować, używa pan groteski?
Odpowiedź: W jakim sensie?
Pytanie: Oscylacja między tragizmem a drwiną chroni pana przed rozpaczą, że i tak nikt pana nie słucha. W porządku, jest w tym jakiś głębszy sens, ale czy nie szkoda chociaż takiej stysfakcji rodzica, który po katastrofie może powiedzieć: „A nie mówiłem”?
Odpowiedź: Po pierwsze, jeśli się zdarzy to, co się zdarzyć może, nie będzie komu powiedzieć: „a nie mówiłem”. A po drugie, pamięta pan na pewno klasyczne powiedzenie Pascala?
Pytanie: O myślącej trzcinie?
Odpowiedź. Właśnie. Jej cholernie zależy na tym, żeby wiedzieć, co ją łamie, prawda? Jest mi to szalenie bliskie. Ja chcę wiedzieć, i ta wiedza jest dla mnie wartością per se [...]
Trochę to wszystko przydługie wyszło, ale chcę, żeby było jasne, dlaczego dla mnie książka odpadła w przedbiegach. To jest kilkaset stron lektury z olbrzymią bibliografią. Nie jestem w stanie każdorazowo weryfikować cytatów, a zaufać autorowi po kilku takich próbkach po prostu nie potrafię.I tak się napracowałeś. :)
I choć widzę zbieżności, nie sądzę by dało się wpasować jednego w system drugiego, tak ot.
Kiedy bardzo prosto być marksistą, nie będąc stalinistą. Wystarczy np. trockistą, albo socjaldemokratą, być. I młody Lem jak najbardziej mógł mieć nadzieję, czy też złudzenia, że Krwawy Ziutek przeminie, ale nawet jego rządy (które - poza zbrodniami - przyniosły przecież Polsce np. reformę rolną czy powszechny dostęp do edukacji, o uwolnieniu od Hitlera nie mówiąc), przybliżą upragnioną obłoczność.
Negacja wydaje się zupełna, ale... pamiętasz zapewne planetę Pintę z - już poodwilżowej - "Podróży trzynastej"? Piewca Ewolucji, Lem, wie doskonale że opisanym sposobem, wzmagając sztucznie presję ewolucyjną, dałoby się minimum próbować wyhodować z jej mieszkańców nowy gatunek, a jednak wykpiwa taki pomysł, i odrzuca ze wstrętem, ze względu na - tak to nazwijmy - koszty humanitarne i absurdy, którymi obrosnąć musi jego realizacja. Podobnie zatem mógł Patron wierzyć w przyszłe nadejście komunizmu, a zarazem negować nie tylko stalinizm, ale nawet całą rzeczywistość radziecką (i satelicką) - czyli tzw. komunę - jako produkt leninizmu z całą jego czernyszewszczyzną, czyli wiarą w ręczne popychanie trybów historii...
Od powrotu z urlopu nachodzi mnie Lem i nawraca. Może nie tyle na sam marksizm, ile na aprobatę marksizmu. Mówi bardzo błyskotliwie, ma zdecydowaną koncepcję przyszłości i koniecznych przeobrażeń kultury. Ma bardzo dużo racji. Jedno jest niepokojące: żaden z aktualnych minusów rzeczywistości nie stanowi dla niego argumentu przeciw teoretycznej zasadzie. Wszystko, co nie wychodzi i nie klapuje, jest winą partaczy i durniów nie umiejących realizować tej zasady
Miczurenko: Fe, fe. Oparłem się o Łysiurina. O, my agrobiolodzy radzieccy możemy wszystko. Wszystko można, co nie można, tylko z Marksem i Engelsem (huczne brawa).
I młody Lem jak najbardziej mógł mieć nadzieję, czy też złudzenia, że Krwawy Ziutek przeminie, ale nawet jego rządy (które - poza zbrodniami - przyniosły przecież Polsce np. reformę rolną czy powszechny dostęp do edukacji, o uwolnieniu od Hitlera nie mówiąc), przybliżą upragnioną obłoczność.Pierwsze dwie, na pewno, a trzecia warunkowo - nie są zasługami Stalina.
Kolejna ciekawa rzecz to autorska próba umieszczenia każdego filozofia-bohatera książki w schemacie pojęciowym myśliciel/autorytet moralny/mędrzec/geniusz/filozof/filozof-logik/filozof-moralista/filozof. Poświęciłem sporo czasu na odnalezienie różnych filozofów na tej "mapie", i muszę powiedzieć, że bardzo dobrze się przy tym bawiłem. Sam Lem w oczach Autora i P. Okołowskiego okazuje się być: myślicielem, autorytetem moralnym, filozofem, twórcą systemu, geniuszem i mędrcem.Czy chodzi o ten schemat z książki Pawła Okołowskiego "Materia i wartości..." ?
Reasumując - książkę W. Jaźniewicza uważam za bardzo dobrą, i polecam ją każdemu, kto czyta po rosyjsku. Sądzę, że nawet najlepsi znawcy twórczości Lema dowiedzą się z niej czegoś nowego i ciekawego.Zapewne, jednak bariera językowa...jest barierą 8)
Czy chodzi o ten schemat z książki Pawła Okołowskiego "Materia i wartości..." ?
https://i.imgur.com/cDWdqHa.jpg
Czy bardziej rozbudowany?
Dobrze by, gdyby powstała wersja polska.
Względem powszechnej edukacji;Drobna offtopiczna uwaga na marginesie.
Obowiązek szkolny i bezpłatny dostęp do szkolnictwa podstawowego zagwarantowany został w konstytucji marcowej (17 marca 1921). 17 lutego 1922 roku uchwalono natomiast ustawę o zakładaniu i utrzymywaniu publicznych szkół powszechnych. W dużej mierze powielała ona postanowienia dekretu Piłsudskiego, uszczegóławiając kwestie związane z organizacją szkoły i jej finansowaniem. Za zapewnienie infrastruktury szkolnej odpowiadać miały gminy. Władze centralne brały na siebie opłacanie etatów nauczycielskich. Z centrali można było także uzyskać dofinansowania do budowy bądź remontów szkół.
https://niepodlegla.gov.pl/o-niepodleglej/edukacja-w-ii-rzeczypospolitej/ (https://niepodlegla.gov.pl/o-niepodleglej/edukacja-w-ii-rzeczypospolitej/)
Ponadto sądzę, że 1951 rok stawiałby młodego Lema w nieco gorszym świetle niż data późniejsza. Naiwność w takim wieku to nie jest w końcu problem, ale oportunizm?
Pierwsze dwie, na pewno, a trzecia warunkowo - nie są zasługami Stalina.
Względem reformy rolnej;
Ustawa w sprawie reformy rolnej - 1920. Realizacja początkowo oporna, ale po dojściu do wladzy przywódcy partii chłopskiej Witosa i porozumieniu z endecją (pakt lanckoroński) ruszyła z kopyta od 1925 (rzad Grabskiego)
Kolejną ustawę w tej sprawie uchwalono w 1925 r. Do 1939 r. reformę zrealizowano w 58% przez przymusową sprzedaż nabywcom lub wykup przez państwo gruntów podlegających parcelacji. Rozparcelowano około jednej piątej ziemi należącej do majątków ziemiańskich.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Reforma_rolna_w_Polsce (https://pl.wikipedia.org/wiki/Reforma_rolna_w_Polsce)
Dodatkowo, dla komunistów "ich" reforma była tylko wabikiem. Elementem "strategii etapu". Docelowa dla komunizmu jest kolektywizacja. Już kilka lat po "daniu" ziemi chłopom te same władze w 1948 zarządziły o jej zabraniu, czyli kolektywizacji właśnie - czynny opór chłopów i wybuch wojny w Korei spowodował jej odłożenie, na "lepsze czasy", które nie nadeszły.
Względem powszechnej edukacji;
Obowiązek szkolny i bezpłatny dostęp do szkolnictwa podstawowego zagwarantowany został w konstytucji marcowej (17 marca 1921). 17 lutego 1922 roku uchwalono natomiast ustawę o zakładaniu i utrzymywaniu publicznych szkół powszechnych. W dużej mierze powielała ona postanowienia dekretu Piłsudskiego, uszczegóławiając kwestie związane z organizacją szkoły i jej finansowaniem. Za zapewnienie infrastruktury szkolnej odpowiadać miały gminy. Władze centralne brały na siebie opłacanie etatów nauczycielskich. Z centrali można było także uzyskać dofinansowania do budowy bądź remontów szkół.
https://niepodlegla.gov.pl/o-niepodleglej/edukacja-w-ii-rzeczypospolitej/ (https://niepodlegla.gov.pl/o-niepodleglej/edukacja-w-ii-rzeczypospolitej/)
Co się naprawdę kryje za pięknym hasłem bolszewików o elimiacji analfabetyzmu i powszechnej edukacij? Głos ma naczelny komunista, twórca rewolucji Włodzimierz Lenin:
„Naszą walkę w sprawie zlikwidowania analfabetyzmu nie należy interpretować jako dążenie do narodzin nowej inteligencji. Eliminacja analfabetyzmu powinna służyć każdemu wieśniakowi, aby każdy pracownik mógł sam, bez pomocy innych, przeczytać nasze rozkazy, dekrety, odezwy. Cel bardzo praktyczny. To wszystko."
(Анненков Ю.П., "Дневник моих встреч. Цикл трагедий")
http://oldifis.up.krakow.pl/studia_sociologica/images/SS_VII_2/Andrzej%20Dróżdż.pdf (http://oldifis.up.krakow.pl/studia_sociologica/images/SS_VII_2/Andrzej%20Dróżdż.pdf), str.4
Kiedy nie widzę tu oportunizmu. Tak jak - fikcyjnemu - Martinowi łatwiej było znosić szykany i tortury, bo żywił nadzieję, że przyspieszy to o dni czy godziny nadejście komunizmu (w znaczeniu obłocznym), tak i młody Lem mógł - oglądając stalinizm - pocieszać się, że wyrośnie z tego wszystkiego przyszłe dobro. Takie quasi-religijne ukojenie.
Szczepański o Lemie w 1952 roku:CytujOd powrotu z urlopu nachodzi mnie Lem i nawraca. Może nie tyle na sam marksizm, ile na aprobatę marksizmu. Mówi bardzo błyskotliwie, ma zdecydowaną koncepcję przyszłości i koniecznych przeobrażeń kultury. Ma bardzo dużo racji. Jedno jest niepokojące: żaden z aktualnych minusów rzeczywistości nie stanowi dla niego argumentu przeciw teoretycznej zasadzie. Wszystko, co nie wychodzi i nie klapuje, jest winą partaczy i durniów nie umiejących realizować tej zasady
"Korzenie":CytujMiczurenko: Fe, fe. Oparłem się o Łysiurina. O, my agrobiolodzy radzieccy możemy wszystko. Wszystko można, co nie można, tylko z Marksem i Engelsem (huczne brawa).
Krótko - nie wierzę, że jedna i ta sama osoba może w 1951 roku napisać "Korzenie", a rok później nawracać najbliższego przyjaciela na marksizm (lub jego aprobatę) i postulować ignorowanie patologii, które marksizm w praktyce rodzi. Ówczesna postawa Lema, jesli wierzyć Szczepańskiemu - to typowe, naiwne i niestety do dziś spotykane "idea jest dobra, tylko ludzie źli". Nie tak jest w "Korzeniu".
Jest tam także wpis z 31 I 1953:
W ubiegłą niedzielę byłem z Lemem w Przegorzałach u Hussarskich. [...] Lem czytał sztukę kukiełkową, którą razem z H[ussarskim] napisali. Bardzo dowcipna i dobra.
Z przypisem: Być może chodzi o satyryczną groteskę „Korzenie”
Czyli "Korzenie" mogą być datowane na rok 1952/1953.
Jest tam także wpis z 31 I 1953:Hm. Znaczy Pani Barbara myli się, datując "Korzenie" na rok 1949?
W ubiegłą niedzielę byłem z Lemem w Przegorzałach u Hussarskich. [...] Lem czytał sztukę kukiełkową, którą razem z H[ussarskim] napisali. Bardzo dowcipna i dobra.
Z przypisem: Być może chodzi o satyryczną groteskę „Korzenie”
Czyli "Korzenie" mogą być datowane na rok 1952/1953.
Kukiełkowa-nie-kukiełkowa...można żywym aktorem zagrać, można kukiełką, osoby drrramatu też dosyć...kukiełkowe.CytujJest tam także wpis z 31 I 1953:
W ubiegłą niedzielę byłem z Lemem w Przegorzałach u Hussarskich. [...] Lem czytał sztukę kukiełkową, którą razem z H[ussarskim] napisali. Bardzo dowcipna i dobra.
Z przypisem: Być może chodzi o satyryczną groteskę „Korzenie”
Czyli "Korzenie" mogą być datowane na rok 1952/1953.
Tylko że "Korzenie" to nie jest sztuka kukiełkowa. Co do współautorstwa z Hussarskim to nie wiem, ale wydawało mi się, że "Korzenie" jest tylko Lema, może się mylę. A przypis czyj i z jakiego czasu?
Hm. Znaczy Pani Barbara myli się, datując "Korzenie" na rok 1949?Nie mam pojęcia.
...a sztuka jest kompletnie trzeciorzędna dla twórczości Lema.Taa... :)
Osobiście wolałbym już dalej nie spekulować na tak skąpym materiale. Żeby iść w to głębiej, wypadałoby poszerzyć bazę: przeczytać nie tylko wszystkie zapisy Szczepańskiego z tych lat, ale także i inne dzienniki przyjaciół i znajomych Lema z tego czasu. Taka śledcza robota dla chętnychJedna ważna informacja - Szcz. prowadzi dziennik od 1945. Poznaje Lema (przynajmniej na tyle by ująć w zapiskach)we wrześniu 52 - to ten pierwszy zapis o namawianiu na marksizm. Taki jest początek, po kilku miesiącach Lem czyta już Szczepańskiemu kawałki swojej prozy, co potem będzie regułą.
Jest tam także wpis z 31 I 1953:Może tyczyć "Korzeni"? IMHO - może.
W ubiegłą niedzielę byłem z Lemem w Przegorzałach u Hussarskich. [...] Lem czytał sztukę kukiełkową, którą razem z H[ussarskim] napisali. Bardzo dowcipna i dobra.
Z przypisem: Być może chodzi o satyryczną groteskę „Korzenie”
Jakoś mi, że z zmarłego Lem nie nabijałby się tak.
Nabijałby się - inaczej.
ten, który publikuje "Jacht Paradise", a do szuflady pisze "Korzenie"
Reasumując - książkę W. Jaźniewicza uważam za bardzo dobrą, i polecam ją każdemu, kto czyta po rosyjsku. Sądzę, że nawet najlepsi znawcy twórczości Lema dowiedzą się z niej czegoś nowego i ciekawego.
czy książka pana Okołowskiego to poniekąd powtórzenie tez z jego poprzedniej publikacji?
Filozoficzny Lem. Wybór tekstów Stanisława Lema i opracowania. Tom 1. - Warszawa: Aletheia, 2021, 555 s.Tak mnie Beckett wybeketował, że uciekłam w Lema - właśnie czytam ten dawno temu nabyty tom - całkiem dobrze skonstruowany i nie przefilozofowany...chociaż wszystkie teksty znam, to w takim układzie sprawdzają się omalże jak nowe:)
Rozejrzałam się za zapowiadanym drugim tomem - ale nic...nic...ktoś coś wie? Wstrzymano? Będzie?
Długa przerwa wydawnicza, ale grunt, że będzie!Rozejrzałam się za zapowiadanym drugim tomem - ale nic...nic...ktoś coś wie? Wstrzymano? Będzie?
Będzie! Najprawdopodobniej w roku 2024...
Tom 1: Naturalne czy Sztuczne? Byt – umysł – twórczość
Planowana treść: Tom 2: Etyka – polityka – religia
Pentalog biolatryczny (https://forum.lem.pl/index.php?topic=1460.msg76348#msg76348) wiecznie żywy, czyli zeszłoroczny wywiad z dr. Okołowskim i - mam wrażenie - ubierania Lema w Wolniewicza cd.*:
https://instytutsprawobywatelskich.pl/glos-pana-lema-latwe-zycie-z-morda-w-smietanie-prowadzi-do-technologicznego-gulagu/
(* Przy czym - by zapętlić do sąsiedniego wątku - doceniam P.O. uczciwe mówienie o potencjale zygoty, bez zrównujących łamańców. Natomiast co do reszty - wygląda mi na to, ze traktuje Mistrzową krytykę pewnych trendów tak, jak traktowano Mistrzową krytykę "ST", bez świadomości, że jednak namiętnie oglądał. Czyli - bazując na twardych lemowych słowach - wyostrza negację, pomijając czynnik fascynacji, bo przecież ani "Summa...", ani "Dialogi", ani wypowiedzi do ustynowiczowych dokumentów antytechnologiczne nie były.)
Ale Kawecki tam oberwał...
Ale Kawecki tam oberwał...
Cóż, zderzyły się dwie uskrajniające interpretacje...
Sądzisz, że Okołowski uskrajnia, przesadza? Dlaczego?