Ja bym proponował wizje skrajnie zróżnicowane, i od siebie odmienne, by pokazać jak wielkie jest continuum możliwych (albo juz niemożliwych) przyszłości.
To znaczy:
-"Paryż XX wieku" Verne'a,
-"Nowy, wspaniały świat" Huxley'a,
-"2001 Odyseję kosmiczną" Clarke'a, (podobną wizję roztacza też "Czerwony Mars" Robinsona),
-"Koniec Wieczności" Asimova (imponujący pomysł w którego realność chyba sam autor nie wierzył),
-"Kawalerię Kosmosu" Heinleina, lub (jeszcze lepiej) "Wieczną wojnę" Haldemana,
-"Kantyczkę dla Leibowitza" Millera,
-"Zatopiony świat" Ballarda",
-"Cieplarnię" Aldissa,
-"Ubik" lub "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?" Dicka,
-"Diunę" Herberta,
-"Szpital Kosmiczny" White'a lub "Gwiezdny przypływ" Brina (wizje z gatunku mniej prawdopodobnych, ale oryginalne),
-"Neuromancera" Gibsona,
-i np. "Perfekcyjną niedoskonałość" Dukaja lub "Uśpione archiwum" Podrzuckiego.
Wymieniłem tu świadomie utwory należące do różnych podgatunków SF i znacznie różniące się od siebie poziomem literackim, jednak w sumie pokazujące bogactwo SF jako gatunku oraz pokazujące niezaprzeczalny fakt, że przyszłość jest b. trudna do przewidzenia.