Autor Wątek: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]  (Przeczytany 534145 razy)

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #630 dnia: Lutego 25, 2014, 04:02:30 pm »
Mam jeszcze jeden kawałek a'propos ówże "Kapitan" łukianienkowy (TU linkowany) się bowiem w kontekście buntów lodówek pokładowych przypomina:
Tym tropem to aż się prosi HALa tutaj wpasować.
Chociaż mam wrażenie, że on już tutaj wypływał :-\
Tyle miesięcy się ta tragedia ciągnie, że straciłam wątek;)
Cytuj
W sumie ten Mattras to jest cały transhumanizm w pigułce
Ostatnio powtórzyłam sobie Głos pana i pokojarzyło mi się to z tym fragmentem:
Jedyną nowością były cotygodniowe konferencje robocze, bardzo nieoficjalne, podczas których kolejno omawiało się rozmaite tematy - na przykład takie, jak perspektywy autoewolucji (to jest ewolucji kierowanej) istot rozumnych.
(...) Lecz w społeczeństwie osiągającym fazę rozwoju podobną do naszej pojawiają się przeciwbieżne trendy długodystansowe, których odległego skutku nie można przewidzieć.
Z jednej strony ukształcone już technologie wywierają nacisk na istniejącą kulturę i niejako nakłaniają ludzi do tego, żeby się adaptacyjnie podporządkowali potrzebom uruchomionych instrumentalizmów.
Tak więc pojawiają się oznaki współzawodnictwa umysłowego człowieka z maszyną, a także różnych form symbiozy obojga - i psychologia oraz fizjoanatomia inżynieryjna wykrywają “słabe ogniwa”, kiepskie parametry organizmu ludzkiego, skąd już prowadzi droga do planowania odpowiednich “ulepszeń”. Z tego to kierunku wywodzi się myśl o wyprodukowaniu “cyborgów” jako częściowo sprotezowanych sztucznie ludzi, przeznaczonych specjalnie do prac kosmonautycznych i do penetracji planet o warunkach odbiegających jaskrawo od ziemskich.
Myśl o bezpośrednim podłączeniu mózgu ludzkiego do rezerwuarów maszynowej pamięci, o budowaniu takich urządzeń, w których zachodzi nie znany jeszcze stopień ścisłego zespolenia człowieka z narzędziem, na planie mechanicznym albo intelektualnym. Ten cały pęk nacisków technicznych zagraża potencjalnym rozszczepieniem dotychczasowej jednorodności biologicznej gatunku. Nie tylko jedyna, ogólnoludzka kultura, ale nawet jedyna, uniwersalna postać cielesna człowieka mogłaby pod wpływem takich przemian stać się reliktem martwej przeszłości.
Człowiek efektywnie przekształciłby własne społeczeństwo w psychozoiczną odmianę mrowiska.


Właściwie chodzi mi o ostatnie - tłuste - zdanie. Jak się ma Mattras do mrowiska?;)
O co właściwie chodzi z tym psychozoicznym mrowiskiem? :-\



Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16098
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #631 dnia: Lutego 25, 2014, 10:23:23 pm »
Tym tropem to aż się prosi HALa tutaj wpasować.
Chociaż mam wrażenie, że on już tutaj wypływał :-\

Dlatego i o nim wspomniałem ;)

Tyle miesięcy się ta tragedia ciągnie, że straciłam wątek;)

Zawsze możemy przejść w sprint i przyspieszyć omawianie. Dajmy na to w tempie strona-trzy dziennie.

Człowiek efektywnie przekształciłby własne społeczeństwo w psychozoiczną odmianę mrowiska.

Właściwie chodzi mi o ostatnie - tłuste - zdanie. Jak się ma Mattras do mrowiska?;)
O co właściwie chodzi z tym psychozoicznym mrowiskiem? :-\

Zdaje się, że wreszcie będzie okazja podeprzeć się "Centrum Galaktyki" Benforda (tomami 3-5, zatytułowanymi kolejno "Wspaniała gwiezdna rzeka", "Przypływy światła" i "Wściekły Wir"), o którym dawno temu pisałem. Otóż chodzić może o to, że z czasem - jak opisywał Huxley w "Nowym, wspaniałym...", a i Wells w "Pierwszych ludziach na Księżycu", acz oni tylko materiał biologiczny uwzględniali, a my, w naszych domniemaniach i maszynowy mamy do dyspozycji - przekształcać się zacznie poszczególne jednostki pod kątem wykonywanych przez nie zadań (pomnisz bohatera pohlowego "Człowieka-plus"?), albo i od razu pod przyszłe zadania je tworzyć. Nie zachwalam tego, by jasność była, ba, jawi się to dość niepokojącym zwł. w świetle tego jak pójść to może dalej w kierunku tworzenia odrębnych klas poniekąd (więc nie tak bezklasowo jak Marks chciał) - pomnisz te Alfy i Gammy i Selenitów wielkonosych lub wielkogłowych? - tak jak u owadów społecznych co inne jest robotnica, co inne żołnierz, a co inne królowa...

Tu, oczywiście, musimy zatrzymać się przy królowych (królowcach? ;))... Otóż z pewnego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy będzie się jednostki niższego szczebla ogłupiać (Wells, Huxley) czy tylko te wyższego czynić nad wyraz bystrymi (mózgi im rozbudowując takim czy innym sposobem), czy - chyba najprawdopodobniejsze, przy założeniu technicznej możliwości - jedno i drugie, efektem będzie wybitnie nierówne rozłożenie rozumności, z tendencjami do centralizacji...

I otóż Benford to opisuje (kawałki takie byle jakie, zamiast cytatów soczystych, bo on - cwaniak - rzadko daje partie teoretyczne, zwykle se trzeba obraz z urywków składać; pasuje to zresztą do poziomu percepcji bohaterów; wizja cywilizacji maszyn jest tam jednak solidnie przemyślana):

"Niedaleko dwa robole uciekały drobnymi kroczkami. Oba miały krzyżujące się wzorki na bocznych płytach. Nigdy jeszcze nie widział roboli podróżujących w towarzystwie zmecha wysokiej klasy."

"A potem zmechowe miasta-mózgi powysyłały szczurołapy, żeby rozwalić każdą z rodzinnych Cytadeli. Wykorzenić ludzi, rozpędzić na cztery wiatry." - miasta te zwały się Mudras, Architor i Metametryk? ;) - przyp. Q

Rzecz jasna jednak, że ewolucja techniczna nie musi bezmyślnie naśladować naturalnej (feudalizmów jakichś czy mrowisk), bo więcej ma możliwości... I tu, podpierając się po drodze startrekowym Borgiem i Tiplerem dochodzimy do leninowskiego "jednostka - zerem" ;). Oddajmy ponownie głos Benfordowi:

"Podstawową częścią składową życia organicznego była jednostka. A dla zmechów czymś zupełnie naturalnym były pojedyncze systemy operacyjne o rozmiarach miast."

"Cywilizacja zmechów pod wieloma względami znajdowała się poza zasięgiem ludzkiego umysłu, ale jednego Killeen był pewien. Maszyny, w pewnym sensie, żyły wiecznie. Miriady ich świadomości zbierały się i przetwarzały w jeden kolektywny umysł. Impuls do takiego działania musiał być prastary i wynikał z tej samej rozpaczy, która dotykała ludzi - zdawania sobie sprawy z bezpowrotnego końca jednostki.
Dlatego zmechy uczyniły nieśmiertelność nadrzędnym celem. Renegaty, które chciały zachować umysł nietknięty, były potępione. Cywilizacja zmechów doszła widać do wniosku, że tylko fragment świadomości osobniczej wart jest przechowania. Obiecała więc swoim członkom takie zbawienie. Killeen przysłuchiwał się tyradom Nialdiego i rozumiał, że idea życia gwarantowanego przez Boga musiała być potężną siłą. Ludzie w to wierzyli. Za sprawą zmechów stało się to rzeczywistością. Szukały i znalazły drogę wyjścia ze śmiertelnej pułapki czasu i materii. Ich świat podporządkowany był wiecznemu posłuszeństwu jednemu rozkazowi, bo sprzeciwienie się oznaczałoby odejście w prawdziwe zapomnienie."


Mamy więc na koniec pewną summę wiedzy, doświadczeń, dla której efemeryczne ciała są jeno efektorami. Solaris też tak powstał?

ps. Parę cytatów z Benforda jeszcze, a'propos możliwych relacji ludzkość-pralniczość, jeśli ta druga zdoła się rozwinąć:

"Choć wiedzieli o wielkich miastach zmechów, o ich zadziwiających konstrukcjach i niezgłębionych przedsięwzięciach, coś w naturze ludzkiej wzdragało się przed przyznaniem, jak nieosiągalne dla człowieka wyżyny mogła zdobyć modliszka."

"znaczenie ludzkości jest tak małe, że nawet robole nie są zaprogramowane na ich obecność. Tylko rabusie miały programy eksterminowania ludzi. Prawdopodobnie nawet straszliwa modliszka nie zajmowała wysokiej pozycji w kulturze zmechów."

"Projektory wyłuskane z wnętrzności rabusiów, lasery wyrwane zmechom ryjącym ziemię w poszukiwaniu rudy. Takie uzbrojenie wystarczało doraźnie, lecz nie nadawało się do ciągle zmieniających się warunków wojny, której końca nie było widać, konfliktu, w którym jedna strona walczyła o życie, a druga prawie go nie zauważała."

"Prawda była o wiele gorsza. Wszechświata wcale nie obchodzili.  Takie właśnie były zmechy. Nieubłagane, chociaż wcale nie obchodzili zmechów jako ludzie. Patrzyły na nich jak na kolejny element płaskiego, pozbawionego znaczenia krajobrazu. Wykonywały swoje obowiązki i nawet nie czuły własnych, dziwnych niby-śmierci."

Tak jest, ludzkość stała się dla robotów czymś na kształt szczurów czy insektów, które się tępi gdy trza, a ogólnie olewa. W tym zresztą siła benfordowej wizji. Szkoda przy tym, że ewolucja większej sprawności mu poskąpiła, bo byłby Lem-bis...

I skądinąd nie jest to niemożliwe o czym - nie pierwszy - pisze, bo wszak i ludzkość pod nogi nie pogląda, chyba, że w żarcia poszukiwaniu:

"- /.../ Aspekty powiedziały, że zmuszaliśmy do pracy coraz więcej zwierząt. Albo je zjadaliśmy. W ten sposób też dla nas pracowały.
- Zjadaliśmy?!
- Tak. To było chyba pierwsze pożywienie człowieka. Toby zmarszczył powątpiewająco czoło.
- Myślałem, że jedliśmy rośliny.
- Na Śnieżniku nie mieliśmy zbyt dużo zwierząt, żeby je zjadać. Pewnie byśmy to robili, gdyby się takie znalazły.
- Śmieszne. Nie jestem pewien, czy miałbym ochotę zjadać coś, co się rusza.
- Najpierw je gotowaliśmy, tak jak większość roślin. Według relacji aspektów prowadziliśmy zwierzęta do fabryk. Dbaliśmy o ich szybszy wzrost, nie pozwalaliśmy im wychodzić i zbyt dużo się ruszać, żeby szybciej rosły. Potem je zjadaliśmy.
Toby popatrzył na Killeena z niedowierzaniem.
- Naprawdę to robiliśmy?
Killeen już miał odpowiedzieć, ale nagle przypomniał sobie groteskowe sceny z kompleksu zmechowych fabryk.
Pompujące nogi. Wieszaki z pęczniejącymi, muskularnymi ramionami. Krypty z zamrożonymi częściami ludzkimi. Rzeźby wykonane przez modliszkę. I w końcu rozpadającą się monstrualną, Fanny.
Czy ludzie zgotowali kiedykolwiek podobny los istotom niższym? Używali ich dla rozrywki albo jako części do produkcji? Trudno uwierzyć, że ludzie robili takie rzeczy zwierzętom. Zaganiali je do boksów, patroszyli i używali jak maszyn."


Pytanie teraz jak się przed takim losem ratować - wyjdzie, że jedyna szansa w rywalizacji z maszynami, to samemu się stać maszyną, co i finał tragiczny "Tragedii..." tłumaczy...

Lecz z drugiej strony bohater "Centrum...", szczuropluskwa w świecie maszyn, która na niepodległość kosmonautyczną ze stronnikami się wybiła, do wniosków doszedł iście ametowych:

"I tu właśnie modliszka najbardziej się myliła. Killeen wiedział o tym, ale nie potrafił tego wyrazić. Najlepiej to odczuwał, gdy kładł rękę na ramieniu syna. To lepiej wyrażało istotę sprawy niż słowa.
Pewność śmierci nie była czystym złem. Dodawała bogactwa każdej chwili życia. Dla śmiertelnika każdy dzień był niepowtarzalny i chwytał za serce. Maszyny nigdy tego nie zrozumieją. One żyły w nieruchomej, szarej śmierci, gdzie żadna chwila nie miała szczególnego znaczenia, bo wszystkie były takie same.
Tylko marzące kręgowce wiedziały, że w życiu jest coś więcej.
To dlatego Argo leciała teraz w dal. Przemierzali ciemne otchłanie pod błyszczącymi gwiazdami, pod wielką rzeką nieba. Zmierzali do spokojnej przystani, która przecież mogła okazać się ostatecznym, czarnym zapomnieniem. Ale naprzód. Ciągle przed siebie."


Tylko: gdzie to jest naprzód? Zwł. dla szczura? :-\
« Ostatnia zmiana: Lutego 26, 2014, 03:33:39 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #632 dnia: Lutego 25, 2014, 10:59:16 pm »
Uniwersalne naprzód to jest w czasie, nie w przestrzeni. Nawet dla szczura.
vosbm
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #633 dnia: Lutego 27, 2014, 02:07:30 am »
Otóż chodzić może o to, że z czasem - jak opisywał Huxley w "Nowym, wspaniałym...", a i Wells w "Pierwszych ludziach na Księżycu", acz oni tylko materiał biologiczny uwzględniali, a my, w naszych domniemaniach i maszynowy mamy do dyspozycji - przekształcać się zacznie poszczególne jednostki pod kątem wykonywanych przez nie zadań (pomnisz bohatera pohlowego "Człowieka-plus"?), albo i od razu pod przyszłe zadania je tworzyć. Nie zachwalam tego, by jasność była, ba, jawi się to dość niepokojącym zwł. w świetle tego jak pójść to może dalej w kierunku tworzenia odrębnych klas poniekąd (więc nie tak bezklasowo jak Marks chciał) - pomnisz te Alfy i Gammy i Selenitów wielkonosych lub wielkogłowych? - tak jak u owadów społecznych co inne jest robotnica, co inne żołnierz, a co inne królowa...
Zadaniowość. Jasne - pewnie o to Lemowi się...z tym mrowiskiem. Ale dla kogo - albo dla czego - te zadania? Skoro nie dla konsumpcji i utrzymania społecznego status quo?
Nawias - już kiedyś pisałam - to nie rozwój - jeśli gatunek własnymi ręcami funduje sobie zagładę. Tylko zbiorowe samobójstwo.
Wg mnie w przytoczonych przez Cię przykładach nie chodzi o zachwalanie czy nie - takie spojrzenie  na cyborgizację zakłada, że pociągnie ona za sobą jakąś formę totalitaryzmu. I Lenin a właściwie - Platon wiecznie żywy. Bo ciągle pętlimy do klas, podziałów itd.
Cytuj
Tylko: gdzie to jest naprzód? Zwł. dla szczura? :-\
W tym sęk z psem - że nie da się powiedzieć niczego sensownego. Tylko ciągłe dominacje maszyn nad ludźmi, wyrywanie spode kontroli i samowolka. Przeca z nieba nie spadły (pewnie spadły ale mniejsza;))) te zmechy.
Zmechyzmechy...proszsz jaka cywilizacja nieśmiertelników, ale koniec końców - bezrefleksyjnych  tępaków i tylko te marzące kręgowce wiedzą co jest na rzeczy.
I tu jakiś błąd - albo cytaty tendencyjne;) - bo z jednej ludzie w totalnej pogardzie, a z drugiej lecą do gwiazd. To sorry WineQ, ale czy szczury mogłyby polecieć? Gdyby szczury nagle zaczęły rozwijać plan podboju kosmosu, to na pewno nie byłoby to niezauważalne dla człeków.
Chyba, że w świecie zmechów i mrówki latają po wszech...;)
Ten Wasz Borg to też taka total kolektywizacja - nie da się wyjść z tego kręgu? Czy co? ;)
No i ta trauma ze spożywaniem mięsa - u Benforda.
Właśnie a propos tego art ze Świata Nauki - z grudnia: Król zwierząt. Jak nasz słaby, bezbronny przodek stał się dominującym drapieżcą.
Krótko mówiąc: przez mięsożerność. Właśnie. Taka teza.
A zmechy pewnie przerabiają mniejsze mechy -  na swoje części i muszą się jakoś zasilać/posilać - chyba, że perpetuum mobile:)

Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16098
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #634 dnia: Lutego 27, 2014, 10:09:09 am »
I Lenin a właściwie - Platon wiecznie żywy.

W SF nad miarę nawet... Taki np. pan Williams w "Aristoi", widzi w platońskich trójpodziałach przyszłość postludzkości, jak pisałem (z tym, że zamiast, po ludzku, pisać o Spirytach, Dostojnych i Tyrałach, woli z cudzoziemska nazywać te kasty Aristoi, Theraponami i Demos):

"- W Gorgiaszu, ale również w innych miejscach - mówił Gabriel, a reno podsuwało mu odpowiednie teksty - Platon, przez osobę Sokratesa, zdaje się opowiadać za całkowitą wolnością sumienia, konieczną do autentycznego rozpoznania prawdy i moralności. Tutaj dyskutuje z Kalliklesem, którego teorie na temat siły woli znajdują odzwierciedlenie w poglądach szanownej Ikony. Nie mylę się, prawda?
- Oczywiście - odparł Sebastian.
Ikona konferowała ze swymi daimonami o Gorgiaszu, ale nim zdążyła powiedzieć, że Kallikles to reakcyjny łotr, Gabriel mówił pospiesznie dalej:
- Urządziłem więc swą domenę zgodnie z zasadami Sokratesa. Każdy członek Demos może rozwijać sumienie i talenty zgodnie ze swą wolą. Nie może jedynie wykorzystywać technik, które uznaliśmy za niebezpieczne dla ludzkości.
- Zaniedbałeś obowiązku prowadzenia ich ku cnocie - stwierdziła Ikona.
- Tutaj zgadzam się z Ikoną - rzekł Sebastian. - Obowiązkiem męża stanu jest prowadzenie ludu ku prawdzie. Mężowie stanu, Aristoi, kierują władzą wykonawczą - Theraponami - w ich wysiłkach oświecania Demos. Jak pokazano w Republice, kształcenie jest najważniejszą funkcją państwa.
- W Republice - ripostował Gabriel - Sokrates przyznaje w końcu, że nie potrafi wskazać absolutnej metody wyprowadzenia postulatów z ostatecznych oczywistych zasad. Po cóż więc kierować Demos ku ideałom, których prawdziwości nie można dowieść?
- Tu ich zażyliśmy! - chichotał Deszcz po Suszy."


A bohater jego - pozytywny! - nosi otczestwo Wissarionowicz. I spiera się z rzeczoną Ikoną (Cnót, zresztą) niczym Cyrankiewicz z Gomułką:

"- Co zrobiłeś, by służyć Demosowi? - zażądała odpowiedzi Ikona Cnót.
- Przede wszystkim pozwoliłem, by Demos sam sobie służył. I oczywiście dostarczyłem im biosystemów, w których mogą to realizować.
- Obowiązkiem Aristoi jest przewodzić, a nie biernie czekać, by sprawy biegły własnym torem. Poświęcam przeciętnie osiemnaście godzin dziennie, pracując dla dobra ludzi w mojej domenie. Tego samego wymagam od tych, którzy są u mnie na służbie.
- Rozporządzając każdym szczegółem ich prywatnego życia - mamrotał Cyrus. Deszcz po Suszy przesłał jednak inną myśl - zarządzanie cudzym życiem to nie taka zła rzecz.
- Ach, tak - powiedział Gabriel (reno dostarczyło mu najnowszych danych). - Moi urzędnicy przez dwie godziny dziennie wykonują swe zadania, natomiast moich Theraponów nieco bardziej obciążam obowiązkami.
Twarz Ikony, podobna do ostrza, zwróciła się groźnie w kierunku Gabriela.
- Jak wiele tego czasu przeznaczasz na nauczanie Demos, jak uniknąć błędów? Jak odrzucić materializm, kroczyć drogą umiarkowania, służyć sobie nawzajem?
- Miałem wrażenie, ze twój system jest właśnie oparty na materializmie? - rzekł Gabriel. Teraz cytował poprawnie z niemieckiego oryginału (korygując wieki przekłamań): - "Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego pracy". Jeśli pracujesz osiemnaście godzin dziennie, to z pewnością, zgodnie ze swym credo, zasługujesz na tych kilka ogrodów i pałaców.
- My odrzucamy materializm fałszywy. Umiłowanie luksusu, popisywanie się, samo… - Spojrzała na Gabriela, na długie do kostek brokatowe szaty, na wachlarz i kapelusz mandaryna przystrojony pawim piórem.
Gabriel otworzył wachlarz z czarnej laki, demonstrując namalowane na nim złote arabeski.
- Moje ubranie reklamuje Warsztaty Illyrianskie - oświadczył. - One zaś dają możliwość ukazania godności ręcznego trudu.
- Trud zaprzęgnięty do wytwarzania rzeczy zbytkownych jest trudem pozbawionym prawdziwej godności."


Przeca z nieba nie spadły (pewnie spadły ale mniejsza;))) te zmechy.
Zmechyzmechy...proszsz jaka cywilizacja nieśmiertelników, ale koniec końców - bezrefleksyjnych  tępaków i tylko te  marzące kręgowce wiedzą co jest na rzeczy.
I tu jakiś błąd - albo cytaty tendencyjne;) - bo z jednej ludzie w totalnej pogardzie, a z drugiej lecą do gwiazd. To sorry WineQ, ale czy szczury mogłyby polecieć? Gdyby szczury nagle zaczęły rozwijać plan podboju kosmosu, to na pewno nie byłoby to niezauważalne dla człeków.
Chyba, że w świecie zmechów i mrówki latają po wszech...;)

W sumie tego Benforda bronić mi się nie chce, bo z jakichś powodów przywołując go na ewolucję wyrzekałem, ale może streszczę ocotam... Otóż tam nie tyle zmechy z nieba spadły ile ludzkość do galaktycznego Centrum wpadła, gdzie one przodków swych biologicznych wygubiwszy bytowały, a astroinżynierią się parały. Wpadła zaś, bo SETI kody odebrało i cuda sobie obiecywało.
Dalej: z tym lataniem to se statek ocalały po przodkach uruchomili, potem się zresztą przytomnie okazało, że za cichą zgodą tej modliszki co własne plany miała, a i sama pionkiem była, bo są tam różne piętra rozumności i w końcu się pokazało, że tym nawet dla zmechów boskim co to już w czysty elektromagnetyzm poszli (wiry odGOLEMowe i dalsze piętro odysejowe) szczury na coś przydatne (megalomańskie strasznie, ale Pirx by się ucieszył ;)) i potem to skręca w straszne banialuki. Jak tom trzeci jest wybitny na SF standardy, mimo wkosmoswzlotu finalnego, tak szósty, finalny, brednia jest niestrawna.
Co zaś do tępoty, to może być i tak - kłaniają się apsychicznie bystre bystry ;) i wattsowe Wężydła ześlepowidzeniowe - że, przekonanie, iż jest coś ponad nią tylko jest złudzeniem. No i o nieśmiertelnych mówiąc musim wspomnieć znów Borgesa.

Skoro zaś przy nieśmiertelności my są, to wychodzi na to, że w/w Ameta pierwszy był mortalista:
http://www.orionsarm.com/eg-article/47b8f4550f5e3
abo i metamortalista:
http://www.orionsarm.com/eg-article/47b3b5c509659
Killeen zaś Bishop i Kirk startrekowy nurtu tego wyznawcy ;). (Z ektokiem Anixem może być kłopot, bo wybrzydza, ale sam nieśmiertelny. Co cynik jaki mógłby podsumować jak Voltaire fryderykowego "Anti-Machiavela" ;).)

Ten Wasz Borg to też taka total kolektywizacja - nie da się wyjść z tego kręgu? Czy co? ;)

Tennaszborg ;) w sumie nieprzypadkowo tu pasuje, bo Benford to trochę jak towarzysz Waciak (nie mylić ze Szmaciakiem, też towarzyszem) ze starego dowcipu, co to znał wszystkich, bo jak nie postulaty z "Fantastyki..." w Juesej propagował, to z Lemem się listownie na łamach prasowych kłócił, albo robił za literackiego murzyna kończącego po Clarke'u, czy też Le Guin recenzował, no i "StarTreka" był konsultantem naukowym (pierwszym takim advisorem zresztą w dziejach) i ktowi jaki był - w związku z tym - udział jego w Borga wymyślaniu (a obstawić gotowym, że spory).

Z tym Borgiem zresztą, to potem nawet ciekawe wątki były rozwijane:
http://en.memory-alpha.org/wiki/I_Borg_(episode)
http://en.memory-alpha.org/wiki/Unimatrix_Zero_(episode)
http://en.memory-alpha.org/wiki/Unimatrix_Zero,_Part_II_(episode)
http://andromeda.wikia.com/wiki/The_Sum_of_Its_Parts

A zmechy pewnie przerabiają mniejsze mechy -  na swoje części i muszą się jakoś zasilać/posilać - chyba, że perpetuum mobile:)

Były tam i takie co się innymi zmechami posilały, ale to tylko w ramach programu/błędu/raka co ich cywilizację miejscowo toczył powodując, że część zmechowatości wyodrębniła się jakby w mniejsze miasta/mrowiska/jak-zwał-tak-zwał, znacząco od całości głupsze, co wojny - m.in. o części - ze sobą toczyły. Nadto nie gardziły zmechy surowcem ani mineralnym, ani biologicznym, ani jaki tam im był przydatny.

Zdaje się jednak, że utknęliśmy niniejszym na "Centrum..." mieliznach, miast o cywilizacji maszyn gadać, ale może i Vinge ma rację, że ona zbyt osobliwa by ją na nasze rozumy brać ::).
« Ostatnia zmiana: Lutego 28, 2014, 09:34:36 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #635 dnia: Marca 19, 2014, 04:50:18 pm »
Zdaje się jednak, że utknęliśmy
::) ;)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16098
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #636 dnia: Marca 19, 2014, 05:34:01 pm »
No, dobra... Pogrzebię trochę w reaktorze i jak z popromiennego choróbska nie zejdę lecimy dalej... ;)

Ale najpierw dokończmy "Pralniczą..."...

"O ile można się było zorientować, Katody Pierwszy A czy też Mattrass zwracał się do kogoś (do innych robotów?) jako do własnych swoich części, mniej więcej tak, jakby ktoś przemawiał do swych rąk czy nóg." - no to jest tej transformerowej względności osobowości ciąg dalszy...
Potem dalsze prawne wygibasy: "ustawa Mac Flacona stanowiła aneks do kodeksu postępowania cywilnego, który traktuje o ruchomościach. W samej rzeczy mózgi elektryczne uważane są za ruchomości, nawet jeśli nie mają nóg. Tymczasem osobliwe ciało w mgławicy rozmiarami dorównywało planetoidzie, a ciała niebieskie, choć się poruszają, uważane są za nieruchomości. Zachodziło pytanie, czy można aresztować planetę, jak również czy może być planetą zbiór robotów, a wreszcie, czy to jest jeden robot rozbieralny, czy też ich mnóstwo."
I dylemat znajomy, przy okazji ektoków poruszany, z "Przekładańcem" też się kojarzący: "Proponowana zrazu przez Wydział Prawny Departamentu Stanu wykładnia tego faktu brzmiała następująco: Mattrass, przerabiając się na roboty, unicestwił tym samym swój żywy organizm, a więc popełnił samobójstwo. Czyn ten nie jest karalny. Robot atoli lub roboty będące kontynuacją Mattrassa zostały przez takowego sporządzone, były więc jego własnością i teraz, po jego śmierci, winny przejść na rzecz skarbu państwa, gdyż Mattrass nie pozostawił spadkobierców. W oparciu o to orzeczenie Departament Stanu wysłał do mgławicy komornika sądowego z poleceniem zajęcia i opieczętowania wszystkiego, co w niej zastanie.
Adwokat Mattrassa złożył apelację, twierdząc, iż przyznanie w sentencji orzeczenia faktu kontynuacji Mattrassa wyklucza samobójstwo, bo ktoś, kto jest kontynuowany, istnieje, a kto istnieje, ten nie popełnił samobójstwa. Tym samym nie ma żadnych „robotów będących własnością Mattrassa”, a jest tylko sam Katody Mattrass, który przerobił się tak, jak mu się to podobało. Żadne przeróbki cielesne nie są i nie mogą być karalne, jak również nie wolno zajmować sądownie części czyjegoś ciała — czy będą to złote zęby, czy roboty."
- komornika nasłać, jak nie wie się co robić - cwane, mówiłem, że cwane.
Potem kwestia definicji życia: "Departament Stanu zakwestionował taką wykładnię sprawy, z której wynikało, że osobnik żywy, w tym wypadku człowiek, może być zbudowany z części najoczywiściej martwych, mianowicie robotów. Wówczas adwokat Mattrassa przedstawił władzom orzeczenie grupy czołowych fizyków z uniwersytetu w Harvardzie, którzy jednogłośnie zeznawali, iż każdy w ogóle żywy organizm, między innymi ludzki, zbudowany jest z cząstek atomowych, a te bez wątpienia należy uznać za martwe."
I rodzicielstwa (przypomina się com wrzucał z Dukaja o ewolucji mód i - oczywiście - poczęcie hydropsowego potomka; byłbyż świat "Cyberiady" wypączkował ze świata Tichego?).
To do porechotania: "Departament odparł, iż wkład sił duchowych w zgodne z literą prawa rodzinnego płodzenie dzieci jest nikły, czynności fizycznych atoli — przeważający. Co w przypadku omawianym nie zachodzi."
To takoż: "Departament, wezwawszy do pomocy biegłych, przygotował obszerną odpowiedź, ilustrowaną odpowiednimi planszami i szkicami topograficznymi, ponieważ jednak autorem głównym tej tak zwanej „Różowej księgi” był osiemdziesięciodziewięcioletni profesor Truppledrack, senior położnictwa amerykańskiego, adwokat natychmiast zakwestionował jego kompetencję w przedmiocie czynności względem rodzicielstwa sprawczo-wstępnych, a to ze względu na fakt, iż wskutek swego niezmiernie podeszłego wieku starzec musiał utracić już pamięć szeregu krytycznych dla rozstrzygnięcia sprawy szczegółów i opierał się na rozmaitych pogłoskach i relacjach osób trzecich.
Departament postanowił wtedy wesprzeć „Różową księgę” zaprzysiężonymi zeznaniami licznych ojców i matek, ale wtedy wyszło na jaw, że ich oświadczenia miejscami różnią się od siebie dosyć znacznie. Niektóre elementy faz wstępnych nie zgadzały się ze sobą w wielu punktach. Departament, widząc, jak zgubna niejasność pochłaniać zaczyna ten problem kluczowy, zamierzał zrazu kwestionować materiał, z którego stworzone zostały tak zwane „dzieci” Mattrassa i Fortinbrass, ale wtedy rozeszły się, rozpuszczane, jak się potem wyjawiło, przez adwokata, pogłoski, iż Mattrass zamówił w Corned Beef Company 450000 ton cielęciny, i podsekretarz stanu czym prędzej z projektowanego kroku zrezygnował."

Po drodze wchodzimy w rejony "Zagadki" często przywoływanej.
By od tego do kwestii z "Powtórki": "adwokat Mattrassa odparował to posunięcie obszernym elaboratem, w którym na podstawie cytatów wykazał, że Pan Bóg zaprogramował Ewę, wychodząc z jednej tylko części i działając, w stosunku do metod używanych zwyczajowo przez ludzi, zgoła ekstrawagancko, a przecież stworzył człowieka, bo wszak nikt zdrowy na umyśle nie uważa Ewy za robota."
Potem znów poplątane więzi rodzinne (pamiętasz, liv, jak z tym u Tichych było): "Podkreślił, że, po pierwsze, z zestawienia pewnych ustępów akt wynika, jakoby, według Departamentu Stanu, Mattrass był własnym swym ojcem i synem równocześnie, stanowiąc zarazem ciało niebieskie; po wtóre — oskarżył Departament o sprzeczną z prawem wykładnię ustawy Mac Flacona. Najdowolniej w świecie ciało pewnej osoby, mianowicie obywatela Katodego Mattrassa, uznane zostało za planetę. Wywód oparty jest na absurdzie prawnym, logicznym i semantycznym. Tak się to zaczęło. Niebawem prasa nie pisała już o niczym, jak tylko o „państwie-planecie-ojcu-synu”."
To kluczowe: "przewrotny Mattrass nie dla płochej igraszki pływa, uwielokrotniwszy się, w Mgławicy Kraba. Szło mu o stworzenie precedensu prawem nie przewidzianego."
Tu wkracza - w końcu! zauważmy, ze dotąd za widza robił - nasz Ijon-kujon. Dostał zaproszenie Asocjacji Adwokackiej na specjalne posiedzenie plenarne, poświęcone problematyce wykładni „Casus Stany Zjednoczone contra Katody Mattrass, vel Katody Pierwszy A, vel owoce związku Mattrass et Fortinbrass, vel planeta w Mgławicy Kraba”.
Teraz będzie robił za słuchacza.
"Niejaki Mattrass przerobił się z pomocą niejakiej Fortinbrass na roboty i zarazem powiększył się w skali jeden do miliona. Tak wygląda rzecz z punktu widzenia laika, kompletnej ignorancji, świętej niewinności, niezdolnej dostrzec otchłani prawnych problemów, jaka otwiera się tu przed naszym wstrząśniętym okiem! Musimy rozstrzygnąć najpierw, z kim mamy do czynienia — z człowiekiem, robotem, państwem, planetą, dziećmi, szajką, konspiracją, zebraniem demonstracyjnym czy rokoszem. Proszę zważyć, jak wiele od rozstrzygnięcia zależy! Jeśli, na przykład, uznamy, że chodzi nie o państwo, lecz o samozwańcze zgrupowanie robotów, rodzaj elektrycznego zbiegowiska, to w tym przypadku obowiązywać będą nie normy prawa międzynarodowego, lecz zwykłe przepisy o naruszeniu porządku na drogach publicznych! Jeśli orzekniemy, iż Mattrass, mimo powielenia się, nie przestał istnieć, a jednak ma dzieci, to z tego będzie wynikało, że osobnik ten sam siebie urodził — sprawiając tym przeraźliwy kłopot legislacji, bo ustawy nasze tego nie przewidują, a wszak nullum crimen sine lege!!"
Potem słowa Pingerlinga, wynika z nich, ze rzecz rozgrywa się w Ameryce. Już nie Merce.
"narodowość jego określimy jako elektryczną" - przyznać się, kto też tej narodowości.
Państwowotwórczość niepoczytalna - tu znów kojarzą się dickowe "Klany księżyca Alfy". Dylemat inny, schemat astropolityczny podobny.
I jeszcze: "miejsce to z jedynego punktu widzenia, jaki nas obowiązuje, to jest: Majestatu Prawa, stanowi pustkę, coś w rodzaju jurystycznej nicości, nicością zaś ani przepisy porządkowe, ani prawo karne, ani administracyjne, ani międzynarodowe się nie zajmują. Tak zatem słowa czcigodnego profesora Pingerlinga nie mogą problemu rozjaśnić, ponieważ problem ten w ogóle nie istnieje!!" - no tak, oczywiste - "tak więc brak nie tylko problemu jurystycznego, ale i fizycznego: gdyż w Mgławicy Kraba w ogóle nikogo nie ma"
No i zmierza ku gombrowiczowskiej kupie: "Już kilka razy zostałem dotkliwie poturbowany przez zaciekłych dyskutantów. Służba porządkowa, jak również sanitariusze, mieli pełne ręce roboty, gdy wtem rozległy się wołania, że na sali znajdują się przebrane za prawników mózgi elektryczne, które niezwłocznie należy usunąć, albowiem stronniczość ich nie ulega wątpliwości, nie mówiąc już o tym, że nie mają prawa uczestniczenia w obradach. Jakoż przewodniczący, profesor Hurtledrops, zaczął chodzić po sali z małym kompasikiem w ręku, a ilekroć igiełka jego zadrgała i zwracała się ku komuś z siedzących, przyciągana skrytym pod odzieżą żelastwem, natychmiast osobnika takiego demaskowano i wyrzucano za drzwi."
"Już służba porządkowa chwytała mnie za kołnierz, gdy wyrzuciwszy z kieszeni scyzoryk, nóż do konserw, dziurkowane jajko metalowe do parzenia herbaty oraz oderwawszy od podwiązek przytrzymujące skarpetki sprzączki niklowane, przestałem oddziaływać na magnesową igłę i zostałem dopuszczony do dalszego udziału w obradach." - szybki był, prawie jak...
"Teraz prześwietlano bez pardonu obradujących i okazało się, że ukrywali pod nieposzlakowanie leżącymi ubraniami części plastikowe, korundowe, nylonowe, kryształowe, na koniec słomkowe. Podobno w jednym z ostatnich rzędów odkryto kogoś z włóczki."
A finał już omówiliście. Tichy wyszedł. (Pochodziwszy wcześniej po sali, widać miał o czym dumać... Sama scena - na mój gust - filmowa, acz to co przed nią, zgoła na odwrót. Ta włóczka...)

Dorzucicie coś czy po prostu ruszamy z "Lymphaterem" za dni parę?

ps. Może jeszcze a'propos tego, co - postukany - zadźwięczał:
Louis de Funes- dead Alien music
« Ostatnia zmiana: Marca 21, 2014, 09:41:59 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #637 dnia: Marca 20, 2014, 12:17:37 am »
Ale najpierw dokończmy "Pralniczą..."...
Właściwie? :-\ Ja już się przyzwyczaiłam do niej;) 2.5 roku z Dziennikami - z czego pół roku tragedii -  w związku z tym nie jestem pewna czy nie omówiliśmy już gdzieś jej końca;))
Cytuj
ps. Może jeszcze a'propos tego, co - postukany - zadźwięczał:
A to dobre! Zapomniałam o tym żandarmie z kosmitami :D
Pasuje też do ewentualnego - dorzucania prania. Przynajmniej u mnie;) Stąd jak dla mnie:
Cytuj
po prostu ruszamy z "Lymphaterem" za dni parę?
Yes,yes,yes!;))
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16098
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #638 dnia: Marca 22, 2014, 03:50:03 pm »
Ok. Zgodnie z rozdzielnikiem...

Formuła Lymphatera [1961]

Zacząć tu trzeba - nietypowo - od poważnej wątpliwości czy rzeczone opowiadanie w istocie do cyklu o Tichym należy?
http://sbsp.up.krakow.pl/article/view/954/pdf
(Autor tekstu, nawiasem mówiąc, pomylił raz - na moje oko - Czwartka z Topolnym, ale argumentuje niezgorzej.)
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #639 dnia: Marca 22, 2014, 03:54:56 pm »
Ja jeszcze precwelowo.
Cytuj
Trochę się naszukałam tego Lym...a tu w masce siedzi - to przez to pewnie:)
W mojej masce, niet - same Tarantogii i podobne Taurogi.
Znalazłem w zbiorze "Opowiadania", WL 1969, cena 18 złotych.
Zakupione w antykwariacie 1986, cena 240 złotych.
Ale ktoś kupił to taniej - świeżynką.
Jest dedykacja:
Łyczewska Łucja za dobrą frekwencję w roku szkolnym 1968/69. Klasa III b (technikum ekonomiczne dla pracujących, dyrektora nie zdradzam). Gdańsk 20-06-1969.
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #640 dnia: Marca 24, 2014, 12:25:59 pm »
Taa...tak przeważnie kończą te nagrody za frekwencję i inne zdolności - antykwarycznie;)
W mojej masce, niet - same Tarantogii i podobne Taurogi.
W Masce z wyborczej - tam te opowiadania.
Formuła Lymphatera [1961]
Zacząć tu trzeba - nietypowo - od poważnej wątpliwości czy rzeczone opowiadanie w istocie do cyklu o Tichym należy?
http://sbsp.up.krakow.pl/article/view/954/pdf
(Autor tekstu, nawiasem mówiąc, pomylił raz - na moje oko - Czwartka z Topolnym, ale argumentuje niezgorzej.)
Ja też mylę Czwartka z Topornym;)
Jakoś nigdy nie łączyłam tego lymopowiadania z Tichym.
Pan Krywak (trudno się z nim nie zgodzić) zwraca uwagę na narrację, na odmienność odkrycia Lymfathera, powagę itd., a ja dodałabym jeszcze - charakter Tichego.
Jakoś nie pasuje mi do Ijona ta początkowa sytuacja -  po kilku słowach obcego oddaje mu swoje świeżo zakupione gazety, zaprasza na kawę, to chce fundować mu jedzenie, to chce mu docukrzać kawę itd...Tyle uprzejmości i zachodu ze strony Tichego? Który raczej bywał zniecierpliwiony spotkaniami, a na wspomnienie finansów jeżył się niczem livovy motyl;)
A jednocześnie coś z klimatu jest:)
Ja bym tego opowiadania nie podpinała pod Dzienniki...ale skoro już tu wylądowało? To dlaczego nie:)
Pan Lym...ma oryginalne imię: Ammon. Sporo odniesień.


Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #641 dnia: Kwietnia 05, 2014, 11:27:49 pm »
Cytuj
Pan Krywak (trudno się z nim nie zgodzić)
Tak właśnie.
Moje skojarzenie wynikłe z formy opowiadania pobiegło w stronę monologu z camusowego Upadku (który skądinąd Lema fascynował).
Tematyka odległa jak moralność od nauki, ale ten upadek... :)
Afinory za to zaprowadziły tutaj:
http://matwbn.icm.edu.pl/ksiazki/pmf/pmf40/pmf4011.pdf
Te akurat skośnie symetryczne.
Nic nie zrozumiałem, bom matematyczny głąb, ale te nazwy - czysta poezja.
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16098
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #642 dnia: Kwietnia 25, 2014, 06:25:25 pm »
Jakoś nie pasuje mi do Ijona ta początkowa sytuacja -  po kilku słowach obcego oddaje mu swoje świeżo zakupione gazety, zaprasza na kawę, to chce fundować mu jedzenie, to chce mu docukrzać kawę itd...Tyle uprzejmości i zachodu ze strony Tichego? Który raczej bywał zniecierpliwiony spotkaniami, a na wspomnienie finansów jeżył się niczem livovy motyl;)

Zdaje mi się, że tu ijonowe uprzejmości mają proste uzasadnienie... Lymphater mu kadził, aż (nie)miło, to i ego Tichego dopieszczone się nad tym L. rozczuliło ;).

Tymczasem jednak poszedłem kroczek dalej, do zdania: "Żebrak, który studiuje Journal of Biophysics i Abstrakty."

Pierwszy tytuł daje się zidentyfikować b. łatwo:
http://www.hindawi.com/journals/jbp/

Z drugim nie jest już tak prosto... Zakładając, że musi to być tytuł w miarę renomowany dogrzebałem się do trzech:
1. "Journal of the Chemical Society, Abstracts":
http://pubs.rsc.org/en/journals/journalissues/ca#!issueid=ca1925_128_0
(jest jednak z nim ten kłopot, że ukazywał się do roku 1925)
2. "The Biophysical Society Abstracts Issue"
http://www.biophysics.org/Meetings/AnnualMeeting/AbstractIssues/tabid/461/Default.aspx
3. "Fuel and Energy Abstracts"
http://www.journals.elsevier.com/fuel-and-energy-abstracts/
(Są jeszcze, co prawda, takie pisma jak "Deep Sea Research and Oceanographic Abstracts", "Dental Abstracts" i "Geomechanics Abstracts", ale chyba można je pominąć?)

Teraz ciekawostka... "To pan? To pan ogłosił w zeszłym roku tę rzecz o komitantach wielokrzywiznowych afinorów? Nie przypominam sobie pełnego tytułu, ale to było ciekawe. Zupełnie inaczej niż Baum. Halloway próbował to zrobić, w swoim czasie, ale mu nie wyszło. Pokraczne te afinory… pan wie, jakie są grząskie układy nieholonomiczne… można utonąć, z matematyką jest tak zawsze, kiedy człowiek pragnie, w pośpiechu, osadzić ją, chwycić byka za rogi… tak."

Znaczy... byłbyż Tichy matematykiem?

Kiedy wpisywałem w Guglę komitanty afinorów odesłała mnie wyłącznie - nie licząc rozważań o "Formule..." - do takiej oto pracy:
http://link.springer.com/article/10.1007/BF02193030
Która ukazała się na łamach "Aequationes mathematicae":
http://www.springer.com/birkhauser/mathematics/journal/10
I stanowi biografię tegoż pana, którego specjalność stanowiła geometria różniczkowa:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanisław_Gołąb
http://en.wikipedia.org/wiki/Stanisław_Gołąb
http://historia.agh.edu.pl/wiki/Stanisław_Gołąb

O samych zaś afinorach zaś wygrzebało mi się ino to:
http://mbc.cyfrowemazowsze.pl/dlibra/plain-content?id=15778
http://matwbn.icm.edu.pl/ksiazki/pmf/pmf40/pmf4011.pdf
http://prace.ippt.gov.pl/IFTR_Reports_1_2007.pdf
http://books.google.pl/books/about/Biblioteka_matematyczna.html?id=ub0vAAAAIAAJ&redir_esc=y

Pewnie bestóż, że teraz używa się chętniej nazwy endomorfizm ;):
http://pl.wikipedia.org/wiki/Endomorfizm
W każdym razie o rachunku tensorowym była mowa.

Tak to więcej mi wyszło grzebania niż czytania ;). Zatrzymałem się tedy zmęczony na kwestii chronologii:
"Zaczęło się to bez mała trzydzieści lat temu. /.../ Proszę pana — to było w latach siedemdziesiątych."
Pytanie teraz tylko: siedemdziesiątych, ale którego wieku? XX?

ps. Po drodze mi się jeszcze Haave znalazł, ale żadna zeń sława (i nie matematyk):
http://archive.rubicon-foundation.org/xmlui/browse?value=Haave%2C+H&type=author
http://archive.rubicon-foundation.org/xmlui/bitstream/handle/123456789/2382/11908696.pdf
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 25, 2014, 07:14:01 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #643 dnia: Kwietnia 25, 2014, 09:19:50 pm »
Moje skojarzenie wynikłe z formy opowiadania pobiegło w stronę monologu z camusowego Upadku (który skądinąd Lema fascynował).
I do wiadomego człeka z..., który również Lema zajmował. Ale Upadek rzeczywiście podobniejszy w narracji.
Cytuj
Afinory za to zaprowadziły tutaj:
http://matwbn.icm.edu.pl/ksiazki/pmf/pmf40/pmf4011.pdf
Między innymi ustalono tutaj (ust. 1,2) odpowiedność miedzy afinorami skośnemi a gęstościami afinalnemi o ciężarze +/- 1.
Phi - gęstości afinalne (takie bez końca?;) ) o ciężarze gatunkowym w przedziale wahaczowym +/- 1? Wykreślone afinorami skośnemi?
Dyć to samo życie - tylko w ładnej metaforze;)
Zdaje mi się, że tu ijonowe uprzejmości mają proste uzasadnienie... Lymphater mu kadził, aż (nie)miło, to i ego Tichego dopieszczone się nad tym L. rozczuliło ;).
Cytuj
Znaczy... byłbyż Tichy matematykiem?
Ale gdzie na początku kadzi? Wręcz przeciwnie - nie poznał Słuchacza. Zaczepił go o gazety, a ten go zaprosił i zafundował kawę, cukrzenie itd. Z napisanego wygląda, że to Słuchacz się przedstawił:
Co? To pan? To pan ogłosił w zeszłym roku tę rzecz o komitantach wielokrzywiznowych afinorów? Nie przypominam sobie pełnego tytułu, ale to było ciekawe.
Ja jakoś nie widzę kadzenia. Raczej zdziwienie.
Poza tym: o ile to Tichy...bo właśnie ta matematyczna profesja + poważna praca naukowa nie pasują mi do Tichego. Może nawet najbardziej.
Poza tym ten wiek, że te 30 lat temu Słuchacz miał 10 lat. Czyli kiedy te wszystkie przygody? Dopiero przed nim?:)
Lym ma lat 60. I wspomina tylko o tej pracy matematycznej - nic o podróżach lub innych wyczynach Słuchacza. Aluzji do pozaziemskich znajomości Tichego itd.
I kwiatek: Pan jest dyskretny.
O Tichym tak?;))
[rzepło się: Nie mam fałszywego wstydu. Prawdziwy mi wystarczy.]
Po prostu powyższe gryzie się mi np. z takim opisem:
http://solaris.lem.pl/ksiazki/beletrystyka/dzienniki-gwiazdowe/405-ijon-tichy
Ale - jak już pisałam - wcale mi to nie przeszkadza - możemy przyjąć, że to Tichy i przejść do adremu:)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16098
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #644 dnia: Kwietnia 25, 2014, 11:47:21 pm »
Phi - gęstości afinalne (takie bez końca?;) ) o ciężarze gatunkowym w przedziale wahaczowym +/- 1? Wykreślone afinorami skośnemi?

Zawżdyć można od podstaw ;):
http://www.grc.nasa.gov/WWW/K-12/Numbers/Math/documents/Tensors_TM2002211716.pdf

Ale gdzie na początku kadzi?

"Łaskawy panie", "Przepraszam za natarczywość", "zmuszony jestem prosić" wielu znasz bezdomnych co tak grzecznie zaczynają i tak kunsztownym językiem?

I potem: "gdyby pan mi pozwolił przejrzeć" oraz - wyobrażam sobie, że na tym etapie Tichy mu jeszcze burkliwie te pisma w garść czy pod pachę wetknął chcąc się pozbyć kolejnego natręta - "Pan mi to daje? Nie wiem, jak dziękować… wyjdę lepiej, kelner nadchodzi, nie chciałbym, aby…"

Gdyby do mnie kto tak uprzejmie, też by mię rozczulił, a ego mam wybujałe, wiem co piszę ;).

Poza tym: o ile to Tichy...bo właśnie ta matematyczna profesja + poważna praca naukowa nie pasują mi do Tichego. Może nawet najbardziej.
Poza tym ten wiek, że te 30 lat temu Słuchacz miał 10 lat. Czyli kiedy te wszystkie przygody? Dopiero przed nim?:)

Może właśnie to Tichy młody, jeszcze nie słynny gwiazdokrążca? Ostatecznie ludzie się zmieniają... W końcu taki Kirk James Tyberiusz - jak koledzy twierdzili - za młodu stanowił "stack of books with legs", Solo Han zaś był - jak z książkokomiksów ;) wynika - dobrze się zapowiadającym pilotem Imperium, a Pirx - potem komandor słynny - wszak uchodził za ciapę ;).
Matematycy zresztą - jak wiadomo - to ludzie do różnych rzeczy zdolni ;).

możemy przyjąć, że to Tichy

Tichy, nie Tichy... Jeden z najlepszych lemów, na moje oko ;).
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 26, 2014, 01:10:34 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki