chciałbym zauważyć, iż Stanisław Lem, jako chyba jeden z pierwszych ludzi, zauważył że w podboju gwiazd bardziej niż ograniczenia techniczne mogą nam przeszkadzać ograniczenia naszych osobowości. Dziś jest to dość oczywiste, ale kiedy to pisał to nie dotarliśmy nawet na Księżyc.
Pełna zgoda. W innych powieściach taki problem nie występuje (zresztą inni pisarze na ogół pomijają sam lot o ile nie dochodzi w nim do walki statków. Wyleciał i doleciał
.
Chyba tylko w "Misji miedzyplanetarnej" Van Vogta również zaistniał problem samotności i konfliktów w podróży.
A ja chciałbym zauważyć, że OM jest to klasyczna powieść SF czyli
naukowo- fantastyczna. Prawie w każdym rozdziale Lem przemyca "dydaktyczny smrodek". Młody czytelnik (zwłaszcza w latach 50 i 60-ch) uczył się z tej powieści niesamowicie wiele. Grawitacja, jej brak, efekt Dopplera i jego praktyczne zastosowanie, a w ostatnich rozdziałach: powstawanie supernowych i najgęstszego rodzaju materii.
Mało który z współczesnych autorów tzw. SF jest zdolny do napisania powieści, która bawiąc, będzie również uczyła.
Wymagałoby to od niego niestety włożenia zbyt wiele wysiłku w własne przygotowanie :/
Lem się tego nie bał i to jest duży plus dla niego.
Druga sprawa, to kolejna errata.
W rozd. Narada astrogatorów Lem wkłada w usta prof. Trehuba (autora pomysłu exodusu całej Ziemi) stwierdzenie, że za 10 - 12 mld. lat Słońce zgaśnie.
Niestety przez te 50 lat okres ten skurczył się drastycznie tj. do ok. 5 mld. lat
Nie jest to wina Lema. Po prostu nauka zrobiła postęp.