Właśnie (po raz kolejny) czytam sobie "Ubik". I wiecie co? Doceniam koncepcyjnie, ale nadal (jak za pierwszego i kolejnych razów) odrzuca mnie jego scenograficzna (iście komiksowa) pstrokacizna, przeszkadzając w należytym delektowaniu się jego głębiami
*. Jedyna powieść Dicka, z którą tak mam (choć sporo przeczytałem), a ponoć najlepsza
.
Wiem, że prekursorstwo, wiem, że elementarne pytanie o realność postrzeganej rzeczywistości (zwłaszcza w kontekście rozwoju technik fantomatycznych) stawia, ale do takich pytań jakoś bardziej pasowałaby mi "poważniejsza" scenografia, bez tych strojów jak z parady techno i (zwłaszcza
) wszechobecnej psioniki. Pod tym względem i Lem i Snerg górą. (Inna rzecz, że te jarmarczne dekoracje to nie tyle wina samego thingy'ego
, ile gustu wydawców. i czytelników, dla których pisał.)
* czyli mam ten sam kłopot co Ty,
maźku, ze "Star Trekiem" nie przymierzając... zabawne zresztą, że akurat w "Ubiku" mi to przeszkadza, a w w/w
filmidle jakoś łatwiej podobne rzeczy znoszę...