Autor Wątek: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]  (Przeczytany 515344 razy)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #105 dnia: Kwietnia 02, 2012, 07:44:25 pm »
Lecimy dalej...

"Podróż dwudziesta trzecia" (nadal '54).

Początek mocny:
W Kosmozoologii, znanym dziele profesora Tarantogi, wyczytałem o planecie krążącej wokół gwiazdy podwójnej Erpeya, tak małej, że jeśliby wszyscy jej mieszkańcy naraz opuścili domy, nie pomieściliby się na jej powierzchni inaczej, jak tylko podnosząc jedną nogę. Aczkolwiek profesor Tarantoga uchodzi za znakomity autorytet, twierdzenie to wydało mi się przesadne i postanowiłem sam zbadać jego prawdziwość.
Zaczął w wyniku awarii silnika, spadać na gwiazdę (Upał rósł z każdą chwilą i w końcu stał się tak nieznośny, że nie mogłem pracować inaczej, jak tylko wcisnąwszy się do wnętrza małej lodówki, w której trzymam zazwyczaj żywność), ale dał radę.
Dwa słońca - czerwone i niebieskie (jak w "Solaris" potem).
Sama planeta była rzeczywiście tak mała, że odnalazłem ją z wielkim trudem dopiero po przetrząśnięciu całej okolicznej próżni. Mieszkańcy jej, Bżutowie, przyjęli mnie nader gościnnie.
Przedziwnie piękne są kolejne wschody i zachody obu słońc; osobliwe widoki powstają także przy ich zaćmieniach. Przez pół doby świeci słońce czerwone i wtedy wszystkie przedmioty wyglądają jakby skąpane we krwi, w drugiej połowie przyświeca słońce błękitne, tak potężne, że trzeba chodzić z zamkniętymi stale oczami; mimo to widzi się zupełnie znośnie. Nie znając wcale ciemności Bżutowie porę błękitną nazywają dniem, czerwoną zaś nocą. (I Lem uległ magii zachodu Słońca? ;))
Sposób Bżutów na przelu.. przebżucenie:
Oto w odpowiednim urzędzie z każdego mieszkańca planety zdejmuje się za pomocą precyzyjnego aparatu rentgenowskiego tak zwany rysopis atomowy, to jest dokładny plan ukazujący wszystkie co do jednej materialne molekuły, cząsteczki białka i związki chemiczne, z jakich zbudowane jest jego ciało. Gdy nadchodzi pora spoczynku, Bżut wsuwa się przez malutkie drzwiczki do specjalnego aparatu i w środku zostaje rozpylony na drobne atomy. Zajmując w takiej postaci bardzo mało miejsca spędza noc, rano zaś o wyznaczonej porze budzik uruchamia aparat, który na podstawie rysopisu atomowego zespala na powrót wszystkie cząsteczki we właściwym porządku i kolejności, drzwiczki się otwierają i Bżut, tak przywrócony do życia, udaje się, parę razy ziewnąwszy, do pracy.
Bżutowie zachwalali mi korzystne strony tego obyczaju podkreślając, że nie ma przy nim mowy o bezsenności, majakach nocnych, zmorach czy koszmarach sennych, albowiem aparat rozpyla ciało na atomy odbierając mu życie i przytomność. Podobnego sposobu używają oni także w rozlicznych innych okolicznościach, jak na przykład: w poczekalniach lekarzy czy w urzędach, gdzie zamiast krzeseł stoją małe, na różowo i niebiesko pomalowane skrzynki aparatów, na niektórych posiedzeniach i zebraniach, jednym słowem, wszędzie tam, gdzie człowiek skazany jest na nudę i bezczynność i nic zgoła nie robiąc pożytecznego, faktem swego istnienia zajmuje tylko miejsce. W ten sam pomysłowy sposób zwykli Bżutowie podróżować: kto chce udać się gdziekolwiek, pisze na kartce adres, nakleja go na małej kasetce, którą podstawia pod aparatem, wchodzi do środka i rozpylony na atomy przedostaje się do kasetki. Istnieje umyślna instytucja, coś w rodzaju naszej poczty, która ekspediuje takie przesyłki według adresu. Jeżeli ktoś śpieszy się szczególnie, przesyła się telegrafem jego rysopis atomowy do miejsca przeznaczenia, a tam odtwarza się go w aparacie. Oryginalnego Bżuta rozproszkowuje się tymczasem i oddaje do archiwum. Taki sposób telegraficznego podróżowania, jako nadzwyczaj szybki i prosty, ma w sobie wiele kuszącego, kryje jednak i pewne niebezpieczeństwa. Akurat kiedy przyjechałem, prasa donosiła o niesłychanym wypadku, jaki właśnie się wydarzył. Oto pewien młody Bżut imieniem Termofeles miał się udać do miejscowości położonej na drugiej półkuli planety, aby wziąć tam ślub. Pragnąc, z niecierpliwością zrozumiałą u zakochanego, jak najszybciej stanąć przed wybraną, udał się na pocztę i został przetelegrafowany; ledwo się to stało, urzędnika telegrafu odwołują w jakiejś nie cierpiącej zwłoki sprawie, a jego zastępca nie wiedząc nic o tym, że Termofeles został już wysłany, depeszuje jego rysopis po raz drugi i oto przed stęsknioną narzeczoną staje dwu Termofelesów, podobnych do siebie jak dwie krople wody. Trudno opisać przeraźliwe pomieszanie i bezradność nieszczęsnej i całego orszaku weselnego. Usiłowano namówić jednego z Termofelesów, żeby zechciał poddać się rozproszeniu na atomy i tym samym zakończył przykry incydent, lecz spełzło to na niczym, albowiem każdy z nich twierdził uparcie, że on jest właśnie tym prawdziwym, jedynym Termofelesem. Sprawa poszła do sądu i toczyła się przez różne instancje. Już po moim odlocie zapadł wyrok sądu najwyższego, nie potrafię więc powiedzieć, jak się sprawa skończyła.

(Podobnym celom służyły - wiele lat później - słynne Poké Balle w wiadomej kreskówce, acz tam się potworka w Ballu konwencjonalnie przewoziło, nie było oszczędności na czasie podróży, ale i komplikacji mniej. O "ST" już nie wspomnę...)
sam proces nie ma w sobie nic zagadkowego czy nadprzyrodzonego, albowiem, jak dobrze wiadomo, żywe organizmy są zbudowane z tej samej materii, co wszystkie otaczające nas przedmioty, planety jak i gwiazdy; cała różnica leży jedynie we wzajemnym połączeniu i układzie cząstek
Tichy rozumie to doskonale, ale gluchy na namowy, by sam spróbować. (Startrekowi by orzekli, że to Transporter phobia ;D.)
Odwieził znajomego tubylca bez uprzedzenia.
niesłychana, ale normalna w mieszkaniach Bżutów ciasnota
- Uważaj, rozsypujesz mi tatusia!
- To nic, to nic, nie przejmuj się! - Wybiegł na dwór i po kilku minutach wrócił przynosząc sporą bryłę węgla, torebkę cukru, szczyptę siarki, mały gwoździk i przy garść zwykłego piasku; wrzucił wszystko do kasetki, zamknął drzwiczki i nacisnął wyłącznik. Usłyszałem coś w rodzaju głuchego westchnienia czy mlaśnięcia, drzwiczki otwarły się i oto mój znajomy Bżut ukazał się w nich śmiejąc się z mego pomieszania, zdrowy i nienaruszony. Spytałem go później w czasie rozmowy, czy nie uczyniłem mu szkody rozsypując część materii jego ciała i w jaki sposób syn jego tak łatwo mógł naprawić mój niezręczny postępek.
- Ach to głupstwo - powiedział - nie zaszkodziłeś mi w najmniejszej mierze, cóż znowu! Znasz chyba, miły cudzoziemcze, wyniki badań fizjologicznych; powiadają one, że wszystkie atomy naszego ciała nieustannie wymieniają się na nowe; jedne związki rozpadają się, inne powstają; ubytek zastąpiony zostaje dzięki pobieraniu pokarmów i napojów, a także dzięki procesom oddechowym: wszystko to razem zwie się przemianą materii. Tak więc atomy, jakie składały się na twoje ciało jeszcze przed rokiem, dawno już je opuściły i bujają w najdalszych okolicach; nie zmieniona pozostaje jedynie ogólna struktura organizmu, wzajemny układ materialnych cząsteczek. W sposobie, jakim syn mój uzupełnił zasób materii niezbędny dla mego odtworzenia, nie ma nic niezwykłego, ciała nasze składają się przecież z węgla, siarki, wodoru, tlenu, azotu i szczypty żelaza, a substancje, które przyniósł, zawierają te właśnie pierwiastki.

Tichy (dość pokaźnej tuszy, pierwszy raz o tym słyszymy! nie umiem tu zresztą uciec od takich skojarzeń ;D), dał się namówić.
Tego, co się działo dalej, nie pamiętam. Poczułem tylko, że jest mi bardzo niewygodnie i brzeg półki uwiera mnie w ucho, zanim jednak zdążyłem się poruszyć, drzwiczki otwarły się i wydostałem się z aparatu.
Efekt uboczny zegarkowy ;).
opowiadali mi o innych jeszcze zastosowaniach aparatu: panuje u nich zwyczaj, że wybitni uczeni, jeśli trapi ich jakiś problem, którego nie potrafią pokonać, przebywają we wnętrzu aparatów przez lat kilkadziesiąt, potem wskrzeszeni wychylają się na świat, pytając, czy ów problem został już rozwiązany, a jeśli to nie nastąpiło, ponownie poddają się rozatomowaniu i tak postępują do skutku.
Przyzwyczaił się... Po pierwszym pomyślnym eksperymencie takiej nabrałem śmiałości, tak zasmakowałem w nie znanym dotąd sposobie odpoczywania, że nie tylko noce, ale każdą wolną chwilę spędzałem rozatomowany; można to było uczynić w parku, na ulicy, gdyż wszędzie stoją aparaty podobne do skrzynek na listy z małymi drzwiczkami. Trzeba tylko pamiętać o nastawieniu budzika na właściwą porę; osoby roztargnione zapominają o tym czasem i mogłyby spoczywać we wnętrzu aparatu przez wieczność, istnieje jednak specjalna instytucja kontrolerów, którzy co miesiąc sprawdzają wszystkie aparaty.
Ale uzależnienie, wiadomo, zawsze wiedzie do samoośmieszenia... Za tę pochopność przyszło mi, niestety, drogo zapłacić. Oto bowiem pewnego razu aparat, w którym przebywałem, odrobinę się zaciął i kiedy rano budzik włączył kontakty, odbudował mnie błyskawicznie nie w postaci zwykłej, lecz Napoleona Bonapartego w mundurze cesarskim przepasanym trójkolorową szarfą Legii Honorowej, ze szpadą u boku, z kapiącym od złota pierogiem na głowie oraz berłem i jabłkiem w rękach - i tak ukazałem się moim zdumionym Bżutom. Zaraz mi poradzili, żebym się poddał przeróbce w najbliższym aparacie nie popsutym, co nie przedstawi najmniejszej trudności, albowiem stoi do dyspozycji mój wierny rysopis atomowy, aliści tak zraziłem się do samej idei, że zadowoliłem się jedynie przemianą pieroga w czapkę z nausznikami, szpady w komplet nakryć stołowych, a berła i jabłka w parasol.
(Tu znów skojarzenia mam takie... Kapitan Picard rzekł na to ubranie: Ridicolous :P.)
No i mądry Tichy po szkodzie: Kiedym już siedział u steru rakiety i pozostawił planetę daleko za sobą w mrokach wiecznej nocy, przyszło mi nagle do głowy, że postąpiłem lekkomyślnie pozbawiając się namacalnych dowodów, które dodałyby wiarogodności moim słowom, lecz było już za późno.

"Podróż" króciutka. Skojarzenie podstawowe: "Dialogi". Skojarzenia dalsze: startrekowy Transporter oraz teleportacja kwantowa.
« Ostatnia zmiana: Czerwca 28, 2012, 12:53:48 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6888
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #106 dnia: Kwietnia 05, 2012, 03:36:06 pm »
"Podróż" króciutka. Skojarzenie podstawowe: "Dialogi". Skojarzenia dalsze: startrekowy Transporter oraz teleportacja kwantowa.

Mam podobne skojarzenia...a skoro o nich mowa to ilekroć czytam:
Gdy nadchodzi pora spoczynku, Bżut wsuwa się przez malutkie drzwiczki do specjalnego aparatu
widzę:
http://www.joemonster.org/art/12641/Najdziwniejsze_japonskie_hotele

Podobno taki kapsułowy działa już w Warszawie...

Co prawda nie rozbijają tam człeka na atomy, ale wygląda, że gdyby tylko mogli...;) Może to kwestia czasu, gdy będzie się do kapsuły przyklejać adres dostawy i rano pacjent zostanie dostarczony w wybrane miejsce.
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #107 dnia: Kwietnia 05, 2012, 05:32:40 pm »
Szerokiemu światu istnienie w/w hoteli bodaj cyberpunk uświadomił, ot choćby taki kawalek w sztandarowym opowiadaniu Gibsona, "Wypalić Chrom":

"obudziłem się po dwóch dniach w nagim module noclegowym, zupełnie gdzie indziej. Tani lokal, nie było nawet miejsca, żeby się powiesić. Siedziałem sobie na wąskim płacie gąbki i płakałem."
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #108 dnia: Kwietnia 15, 2012, 08:40:02 pm »
Pogoniony:
Skojarzenia mam dwa.
- z dzieciństwem podstawówkowym, gdy tąż podróżą szkoła katowała. Chyba do dziś został mi bżut na... wzniośle się wyrażę, podśladkowości.
- z Japonią, społeczeństwo pracusiów.
Żeby nie spać!?
A marzenia senne, sfera podświadomości, cudowne pierwsze dotknięcie Morfeusza - jeszcze na granicy jawy , drzemeczka poobiednia...
Brrr
Czekanie jest wartością społeczną. Tworzy więzi. To zdolność, umiejętność, która odróżnia istoty żywe od robotów.
I ta noc poślubna.
Zamiast
 - zmęczona, zasnęła w jego ramionach, kręcąc przesennie czułe kędziorki na włochatej piersi. On wpatrzony w nią zamglonym wzrokiem muskał delikatnie...
 -  A teraz, kochana, wejdźmy do aparaciku, rozpylimy się. I migiem wzpyleni (jakie jest przeciwieństwo do rozpylić?) - do roboty.
Parę lat później - kochanie (przesadzam chyba), włóż dzieci do skrzyneczek, bo głowa mnie rozbolała i sama zaraz też się rozpylę.
Od snu - wara!
Non possumus, a nawet - no pasaran.
Nie ma sztuki, poezji, malarstwa abstrakcyjnego i góralskiej muzyki.
Bohater filmu Lecha Majewskiego, reżysera "Ogrodu rozkoszy ziemskich", próbował podobnie ze zmarłą kochanką.
Nasypał czego i ile trzeba do wanny.
Nie wyszło.
Nie miał rysopisu atomowego?
Ogólne  ;)
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 15, 2012, 09:00:51 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #109 dnia: Kwietnia 15, 2012, 09:16:53 pm »
A marzenia senne, sfera podświadomości, cudowne pierwsze dotknięcie Morfeusza - jeszcze na granicy jawy , drzemeczka poobiednia...
Brrr

Z tym snem, to mało realne (z przyczyn oczywistych), no chyba, że ludź/bżut składany byłby na nowo z automatycznie aktualizowanym - do stanu wyspania - rysopisem atomowym*.

(Ciekawe zresztą, czy pojawiałyby się w efekcie lewe, choć zapisane w strukturze mózgu, wspomnienia marzeń sennych?)


* co trochę przypomina sposób w jaki startrekowi choroby wirusowe leczyli:
http://en.memory-alpha.org/wiki/Biofilter
inna rzecz zresztą, że temat "medycyny transporterowej", mimo istnienia - zresztą dopiero u epigonów - stosownie nazwanego urządzenia, nie był w "ST" - jak to w amerykańskiej, powierzchowność lubiącej, SF - zbyt odważnie eksplorowany, ot jakieś wydobycie noworodka bez cesarki, jakieś usuwanie patogenów z ofiar epidemii, i wsio... no w jednej z okołoserialowych powieści pojawił się jeszcze - i to całkiem niedawno, w 2003 bodaj - "odważny" pomysł beziekcyjnego podawania leków... a taka technologia to temat-samograj wszak:
http://spatula-city.org/~im14u2c/exaggerate_with_extreme_prejudice.pdf
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 15, 2012, 10:31:47 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6888
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #110 dnia: Kwietnia 17, 2012, 01:29:31 pm »
Hmm... Dla mnie jednak lemowska groteska traktowana tylko jako groteska (a więc zabawa formą, językiem itp.) oraz żartobliwa aluzja do spraw ziemskich straciłaby sporo ze swego uroku (pewnie przez to ile eSeFów w życiu przyswoiłem; sporo z nich było zresztą - nieintencjonalnie - znacznie umowniejszych niż "Dzienniki..." - intencjonalnie), ale nie o moje gusta tu chodzi... Chodzi raczej o to, że nie wierzę, by Lem - który okazywał programową pogardę historiom ubranym w kostium SF, gdy był on bez znaczenia dla (sensacyjnej czy romansowej) fabuły - sam po ten kostium sięgał chcąc mówić o tu-i-teraz...

Czytam FiFę i ciągle potykam się o groteskę: groteska intencjonalna, nieintencjonalna, niewykorzystana w SF itd...summa summarum pisze Lem:
Groteska nie została jeszcze, jak się należy, właśnie w aspektach poznawczych wykorzystana w science fiction.

Ponadto potykam się w FiFie o takie streszczenia pozycji z zakresu SF, które mocno kojarzą się ze znanymi groteskami Lema. Parę przykładów:
- Ewa przyszłości (1886), którą napisał Auguste de Villiers de L'Isle Adam  (z pięknym fragmentem o niedostrzegalnych sztyfcikach drżących na swych obsadach, poruszanych tajemniczą iskrą) i Kobieta modelowana Luca Vignana - poruszają one temat tworzenia kopii zapasowych, idealnych, do kochania, do bicia i innych dowolnych czynności, odtwarzania żywych i zmarłych ludzi - prawda, że wygląda znajomo?
- opowieść F. Leibera Appointment in Tomorrow (1951) - kryptokracja: państwo rządzone przez komputer, co się fikcją okazuje, bo ludzie ludziom ten los...
- jest streszczenie amerykańskiej pozycji o pięciopłciowych mieszkańcach Marsa ( tutaj sam Lem pisze, że użył tej piątki w Tichości).

Takich przykładów jest mnóstwo - rozsianych po całej FiFie. Do czego zmierzam? Nie, nie do tego, że Lem jest wtórny, że pożycza riffy;)
Tamte utwory były pisane serio, na poważnie - w sumie Lem tym autorom zarzuca, że nie zgłębili tematu, uzyskali efekt komiczny miast tragicznego itd.
Stąd mam wrażenie, że Lem intencjonalnie wykorzystał znane sobie nieintencjonalne groteski:)
Dośmieszał je, doprowadzał do granicy absurdu, pokazał co można z nich wycisnąć, wykręcić (przy robociej kryptokracji - w Polsce - uzyskał dodatkowo piękną metaforę ówczesnej rzeczywistości politycznej), jakie nieoczekiwane wyniki można osiągnąć, do jakich wręcz paradoksalnych sytuacji prowadzą ledwo napoczęte przez innych tematy.
[Z tą granicą -  ciekawe porównanie de Sade'a i jego potworów z fałszowanymi potworami science fiction - te pierwsze sięgają programowo dna (nawet depresji) po coś, te drugie tylko dla pustej rozrywki.]

Stąd te groteski traktuję tak, jak pisałam u zarania i raczej jako dobicie, dookreślenie tematów poruszanych w SF i jednak mówienie o tym co tu i teraz z prawdopodobnymi-nie-prawdopodobnymi konsekwencjami przyszłymi. Taka wykończeniówka;)

O rozbiciu dzielnicowym czy tam atomowym, nic mi już nie przychodzi do...a Wypalić chrom jest całkiem dobrym opowiadaniem - chociaż niczego nowego o człeku i jego przyszłości nie mówi: pieniądze, włamania, handel, brud, pesymizm - taki gatunkowy schemat, ale względnie dobry w czytaniu:)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #111 dnia: Kwietnia 19, 2012, 01:03:01 pm »
Czekając na tzoka i dając szansę włączenia się tym, co zostali o parę "Podróży..." z tyłu... ;)

To wygląda na robotę jednego z tych temporalnych zesłańców z "... dwudziestej" ::):

http://news.bbc.co.uk/2/hi/entertainment/2481749.stm
Myszak Mickey na fresku w XIVwiecznym austriackim kościele.
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6888
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #112 dnia: Kwietnia 24, 2012, 04:15:55 pm »
W oczekiwaniu na tzoka i Innych;) :

Przy okazji omawiania pierwszej czyli Siódmej podróży wspomniałam o Borgesie i jego Tamtym. Kontynuując wątek FiFowy...okazuje się, że sam Lem przyznaje się do zbieżnych z Borgesem pomysłów. Akurat nie w związku z Tamtym, ale tym opowiadaniem:

- Loteria babilońska contra Trzynasta podróż: w której Tichy trafia na planetę, analogicznie losowymi ciągnieniami regulującą wszelkie osobowe role w społeczeństwie. Lem stwierdza jednak, że Borges pomysł wprowadził na wyższy, bo ontyczny poziom. U Borgesa chaos naturalny świata zostaje zastąpiony chaosem wprawdzie najzupełniej nieodróżnialnym, lecz sztucznie, bo loteryjnie sporządzonym.
Tym tropem nawiązuje Lem do Podróży jedenastej i inwersji porządku prawdy - fałszu społecznego.
Kolejne nawiązanie do Borgesa dotyczy Pamiętnika znalezionego w wannie - to może gdzieśkiedyś - chociaż Pamiętnik już tutaj wspominałam - miał powstać z podróżowego  Zaczontku...więc wygląda na to, że tak to się książkowo plecie:)

Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

tzok

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 409
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #113 dnia: Kwietnia 26, 2012, 12:39:33 am »
Dziękuję za oczekiwanie na mnie i przepraszam jednocześnie, że tyle to trwało. Postaram się być dalej na bieżąco już :)


Odnośnie religii, warto zauważyć, że Lem jakby piętnuje każde wtargnięcie jej w rejon empirii. Kiedy religia mówi "smażenie w ogniach piekielnych" to znajduje się rasa, dla której ognie te są rajem. Kiedy mowa o zachowaniu czystości, to znajduje się planeta biorąca to na tyle serio, że grozi jej wymarcie. Moim zdaniem Lem pokazuje, że jeśli spojrzeć z perspektywy obcych ras w kosmosie to każdy religijny konkret może być rozumiany jednocześnie jako dobry uczynek dla jednej rasy i zły dla drugiej. Wniosek z tego taki, że albo religia ma charakter lokalny (a tego chyba nie "chciałaby" żadna religia) albo uniwersalność okupiona jest brakiem jakiegokolwiek konkretnego sformułowania w religijnej wykładni świata - tylko wtedy czy to ma sens?

Przeczytałem ostatnio pracę dyplomową z filozofii autorstwa Michała Kiełbika pt. "Lem kontra Dawkins. Dwie naturalistyczne koncepcje religii" (dostępna na stronie). Bardzo skracając i upraszczając, autor uważał, że główna różnica między Lemem i Dawkinsem polegała na tym, że ten drugi uważał potrzebę metafizyki, za produkt uboczny, szkodliwy, i najlepiej by było się go pozbyć. Natomiast wg Lema miało być tak, że ta potrzeba po prostu jest i będzie oraz że żadne racjonalne argumenty tego nie zmienią. A tu czytamy w "Podróży dwudziestej drugiej", że istnieją rzekomo w kosmosie społeczności, które samym głoszeniem prawdy o świecie i dowodami naukowymi przekonują najbardziej "zatwardziałych" wierzących, nawet tych z objawieniami boskimi ;). Czyli jak to jest w końcu? Czy wystarczy podsumować, że Lem'54 to ktoś inny niż Lem'71 czy może scenariusz zateizowania najbardziej wierzącej osoby jest realny? Wiem, że już o tym pisaliście i np. olkapolka opowiadała się raczej za pierwszą opcją. Ale nawet jeśli, to czy jest to nasza ludzka cecha (ewolucyjna pozostałość może nawet?) czy ogólnorozumowa stała wszechświata?


Powtarzającym się motywem kilku opowiadań u Lema jest pewna inercja technologiczna i społeczna. Jest to niechęć do zmian, albo może niemożliwość przeprowadzenia szybkiej korekty bez poniesienia sporych kosztów? Tutaj mamy program szkolny, który jasno i czytelnie pokazuje, że życia na Ziemi być nie mogło i nie ma. Nawet fakt jakim jest stanie żywego Ziemianina Tichy'ego przed maturzystami nie jest w stanie odejść od już objętego toru myślenia... Lem często pokazuje, że to idee stanowią sens dla wielu, w całkowitym oderwaniu od tego czy idee same w sobie są sensowne. Oprócz tu obecnego programu nauczania, mamy też pożytek ze smoka albo nacjomobilizm w Kurdlandii. Wszystkie tu wymienione przykłady to groteski, ale ta inercja jest pewnym przykrym faktem niestety. Zresztą w takiej "mądrości codziennej" pokutuje wciąż "jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B", tymczasem jest to reguła niemająca nic wspólnego z racjonalnym podejmowaniem decyzji. Wydaje mi się, że nawet w tak wyrachowanej dziedzinie jaką jest ekonomia decyzje obarczone są tym błędem (i chyba pożytek ze smoka pokazuje podobne nastawienie Lema, choć do tego chyba jeszcze dojdziemy analizując "Dzienniki gwiazdowe" :))

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6888
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #114 dnia: Kwietnia 26, 2012, 01:58:41 am »
np. olkapolka opowiadała się raczej za pierwszą opcją

Hm...a która to pierwsza opcja? Bo się pogubiłam:)

Cytuj
autor uważał, że główna różnica między Lemem i Dawkinsem polegała na tym, że ten drugi uważał potrzebę metafizyki, za produkt uboczny, szkodliwy, i najlepiej by było się go pozbyć
Sęk w tym, że tak to wygląda zdaniem Dawkinsa, a nie osób wierzących. Poza tym uznanie - wg siebie - że wszyscy nie potrzebują metafizyki w żadnej postaci to...nadużycie?;)

Cytuj
Czyli jak to jest w końcu? Czy wystarczy podsumować, że Lem'54 to ktoś inny niż Lem'71

Zdecydowanie nie:) Miałam to napisać już jakiś czas temu - kiedyśgdzieś cytowałam w tym temacie Lema z Summy - pewność zabija wiarę, staje się ona zwykłym przedłużeniem doczesności. A teraz chciałam jeszcze dorzucić FiFowe:

Otóż trend religijności musi się albo usamodzielniać stopniowo, od wszelkiej empirii odszczepiany, i tym samym nic takiego, jak „teologia rozumu” w przyszłości bardzo dalekiej nie wydaje się możliwe, albo też wiara, nie rezygnująca z rozumowanych dowodów, jest na fatalne kryzysy narażona. Muszą bowiem ulegać nadszczerbiąjącej je erozji dogmaty, ustalające, czym konkretnie jest cud. Tak np. są do zrealizowania — wskrzeszanie umarłych lub niepokalane poczęcie. Takimi doświadczeniami wiara nie musi jednak zostać dotknięta, ponieważ główny kierunek wycofań i odwrotów, jakie historycznie notujemy w ewolucji spirytualizmu, dostarcza jej wciąż nowych schronień. Dostęp do nich musi być jednak wzbroniony wszelkiemu empirykologicznemu postępowaniu dowodowemu. Ono już nie może być wewnątrz azylu pomocą, świadczoną teodycei przez dyskursywny rozum


Wykraczając bowiem poza formy dane ewolucją — własnego ciała i umysłu — człowiek opuszcza zarazem tamto, czcigodne długowiekową historią, pole aksjologicznych rozwiązań; w tym sensie utworzenie zupełnie nowego programu jako aksjomatycznego jądra zarządzającego długodystansowymi pracami biotechnicznymi — wydaje się konieczne. Na żadną pomoc ze strony wiar takie przedsięwzięcie nie może liczyć; Kościoły bowiem potrafią stać się jedynie hamulcem postępu nakreślonego — przy czym godzi się zauważyć, że rola hamowniczych wcale nie musi być jednoznacznie negatywna. Działania spowalniające typową dla naszych czasów akcelerację procesów zmiany można nieraz właśnie dodatnio oceniać. Jak wiadomo, czas dzielący powstanie nowego odkrycia od jego upowszechnienia coraz gwałtowniej się kurczy. Presja pośpiechu jest przy tym taka, że bardzo wiele środków — np. w farmakologii — notorycznie podlega niedostatecznym sprawdzeniom, co już dało tragiczne rezultaty. Więc aksjologiczny konserwatyzm nie musi być jedynym złem w epoce, jak nasza rozpędzonej.
Ten konserwatyzm będzie jednak musiał tracić utrzymywane dziś jeszcze pozycje. Odwrót na niektórych rozpoczął się i albo będzie trwał, albo nie będzie Kościoła. Nie w granicy stulecia, zapewne, w granicy millennium — na pewno.


A zatem, podsumowując, winniśmy oznajmić, iż cala płaszczyzna transcendencji musi się radykalnie odszczepić od płaszczyzny instrumentalizmów oraz gnostycznych rozumowań właściwych empirii. Mostki, łączące obie, należy rwać, a nie walczyć o ich podratowanie kładzioną pospiesznie faszyną. Powoływanie się doktryn transcendentalnych na dane empirii będzie w miarę postępów tej ostatniej coraz bardziej dla wiary szkodliwe. Oczywiście mamy na myśli jedynie takie odsyłacze, kierujące od doktryny ku nauce albo od nauki ku doktrynie, które chcą dać autentyczną syntezę obydwu, a nie wypowiedzi na tematy naukowe, w kwestii np. konkretnego zastosowania płodów empirii, artykułowane ze stanowiska pewnej etyki, metafizycznie uwierzytelnionej Gdy, powiedzmy, w roku 1948 znakomity o. Dubarle w sławnym już artykule, który zamieścił „Le Monde”, napisał komentarz: do Cybernetyki N.Wienera, przewidując w nim możliwość konstrukcji maszyny do rządzenia państwem, występował jako uczony komentator Wienera, a nie jako teolog. Tak tedy, im dokładniejszy jest rozdział wiary i nauki, tym to zdrowsze dla obu. Na tego rodzaju rozdział, tj. na jego aprobatę, sporo ludzi nie umie się zdobyć.


Następnie wyklucza metafizykę z Solaris, ale to nie miejsce...
Generalnie - zgadzam się.
Więc tak - rozdział  ratunkiem, wycofanie dostarcza religii nowych schronów. Natomiast czy prawdziwa jest ta alternatywa:
Odwrót na niektórych rozpoczął się i albo będzie trwał, albo nie będzie Kościoła. Nie w granicy stulecia, zapewne, w granicy millennium — na pewno.


Czy kościół - by przetrwać - musi być w odwrocie? I cóż ten odwrót oznacza?
Kiedyś rano, przypadkowo puściła się mi  TVP  Religia - usłyszałam końcówkę rozmowy Hołowni i księdza dr Strzelczyka w temacie: czy zwierzęta idą do nieba?
Otóż ksiądz odpowiedział całkiem poważnie, że te które nam się przysłużyły i które kochamy - oczywiście. A co np. z rybkami? Otóż ksiądz powiedział, że te które zjemy (czyli przysłużą się nam) - tak, te też zmartwychwstaną.... Pozostałe - cóż... c'est la vie...Czyli niebo dla tych, których kochamy i przetrawimy (stare porzekadło o miłości i żołądku)?
Czy to było ów odwrót, czy próby racjonalizacji?

P.S. Z komarami nie wie nikt - co będzie.
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #115 dnia: Kwietnia 26, 2012, 10:05:19 am »
Cytuj
P.S. Z komarami nie wie nikt - co będzie.
Ja wiem, te cholery - zmartwychwstają. Albo ktoś je notorycznie z nieba wymiata.
Ksiądz doktor, raczej nie wierzy w to, co sam mówi. Kieruje swój przekaz do pewnej grupy społecznej.
Coraz liczniejszej.
I tu jest pies pogrzebany.
Ludzie nie zachowują się w 100% racjonalnie. Takich jest może promil, albo i mniej.
I ci, dziwują się tej reszcie.
Zajęcie dobre, jak każde inne.
Obalanie dogmatów, metafizyki cudów, nic tu nie zmieni.
Chyba Q, linkował info o jakiejś sekcie, której guru obwieścił datę końca świata. Koniec nie nastąpił, a sekta się rozwinęła.
Rozglądając się, mam czasem wrażenie, że wiara nie jest pochodną rozumu, wiedzy, usposobienia itp.
Jest kwestią wieku (fenotypa :) )
A kościół gra na wielu bębenkach i robi to całkiem sprytnie.
Cytuj
w roku 1948 znakomity o. Dubarle w sławnym już artykule, który zamieścił „Le Monde”, napisał komentarz: do Cybernetyki N.Wienera, przewidując w nim możliwość konstrukcji maszyny do rządzenia państwem, występował jako uczony komentator Wienera, a nie jako teolog.
Czyżby inspiracja do XXIV ?
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 26, 2012, 11:36:24 am wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Hoko

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2949
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #116 dnia: Kwietnia 26, 2012, 02:05:40 pm »

Przeczytałem ostatnio pracę dyplomową z filozofii autorstwa Michała Kiełbika pt. "Lem kontra Dawkins. Dwie naturalistyczne koncepcje religii" (dostępna na stronie). Bardzo skracając i upraszczając, autor uważał, że główna różnica między Lemem i Dawkinsem polegała na tym, że ten drugi uważał potrzebę metafizyki, za produkt uboczny, szkodliwy, i najlepiej by było się go pozbyć. Natomiast wg Lema miało być tak, że ta potrzeba po prostu jest i będzie oraz że żadne racjonalne argumenty tego nie zmienią. A tu czytamy w "Podróży dwudziestej drugiej", że istnieją rzekomo w kosmosie społeczności, które samym głoszeniem prawdy o świecie i dowodami naukowymi przekonują najbardziej "zatwardziałych" wierzących, nawet tych z objawieniami boskimi ;). Czyli jak to jest w końcu? Czy wystarczy podsumować, że Lem'54 to ktoś inny niż Lem'71 czy może scenariusz zateizowania najbardziej wierzącej osoby jest realny? Wiem, że już o tym pisaliście i np. olkapolka opowiadała się raczej za pierwszą opcją. Ale nawet jeśli, to czy jest to nasza ludzka cecha (ewolucyjna pozostałość może nawet?) czy ogólnorozumowa stała wszechświata?

To może być tak, że nie należy utożsamiać wprost poglądów bohatera/narratora beletrystyki z poglądami autora. Zwłaszcza tu, gdzie Lem niejako wypróbowuje rozmaite koncepcje, konfrontuje pomysły itd. Co nie zmienia faktu, że Lem wczesny od późnego trochę się w zapatrywaniach różni, ale to chyba rzecz normalna. A ten Lem "najpóźniejszy", z konca życia, wydaje mi się dla religii łaskawszy niż ten piszący Dzienniki.

A druga sprawa to ta "metafizyka" - co to za pies? Nie przypominam sobie, by Dawkins jakoś szczególnie mówił o metafizyce; mówił o religii - która jakoś się z metafizyką łączy, ale to nie jest to samo. Jesli Dawkins nie ma racji, to myślę, że w tej samej mierze co Kołakowski, który tę potrzebę zawierzenia ideologii uznaje za normę gatunkową, podczas gdy Dawkins przeciwnie, uważa, że stoi za tym jedynie determinizm kulturowy. Tymczasem jest to pewnie osobniczo zmienne i nie ma tu żadnej reguły.



olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6888
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #117 dnia: Kwietnia 27, 2012, 12:42:19 am »
A druga sprawa to ta "metafizyka" - co to za pies?

Przez brak rozwagi chciałem pierwotnie otworzyć ten rozdział skrótową definicją metafizyki i sporo napsułem papieru, żeby się przekonać, że nie jest to rzecz łatwa. A ponieważ w książce tej znajduje się i tak sporo rozważań ogólnych, z wdawania się w definicyjną scholastykę rezygnuję i za księdzem Chmielowskim, który w przepysznej swojej encyklopedii napisał: „Koń, jaki jest, każdy widzi” — proponuję ujęcie, w myśl którego każdy mniej więcej wie, czym jest — metafizyka

Fantastyczny i futurologiczny Lem;)

Cytuj
Jesli Dawkins nie ma racji, to myślę, że w tej samej mierze co Kołakowski, który tę potrzebę zawierzenia ideologii uznaje za normę gatunkową, podczas gdy Dawkins przeciwnie, uważa, że stoi za tym jedynie determinizm kulturowy. Tymczasem jest to pewnie osobniczo zmienne i nie ma tu żadnej reguły.

Dlatego ( przez zmienność i brak reguł) nie można tego psa wszystkim jednako pogrzebać - są tacy, którym jest on potrzebny do nadawania pozorowanego sensu  - ot, spacerkiem przez codzienność:) Wysoce to zindywidualizowane. Nie mówię tutaj o takiej "metafizyce" zinstytucjonalizowanej.

Ludzie nie zachowują się w 100% racjonalnie. Takich jest może promil, albo i mniej.
I ci, dziwują się tej reszcie.
Zajęcie dobre, jak każde inne.
Obalanie dogmatów, metafizyki cudów, nic tu nie zmieni.

Otóż to.Zawsze jakiś wyjdzie z podziemia;)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

tzok

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 409
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #118 dnia: Kwietnia 29, 2012, 01:07:12 am »
Cytat: Hokopoko
Jesli Dawkins nie ma racji, to myślę, że w tej samej mierze co Kołakowski, który tę potrzebę zawierzenia ideologii uznaje za normę gatunkową, podczas gdy Dawkins przeciwnie, uważa, że stoi za tym jedynie determinizm kulturowy. Tymczasem jest to pewnie osobniczo zmienne i nie ma tu żadnej reguły.
Takie postawienie sprawy wydaje mi się niewystarczające. Jesteśmy "drapieżnymi małpami", ale pomimo że ta drapieżność jest osobniczo zmienna (i też bez żadnych reguł), to przez wieki ludzkość starała się kształtować kulturę/prawo dla dobra ogółu. Lepiej lub gorzej to się udaje, ale chyba każdy przyzna, że cywilizacja pozwoliła na względne opanowanie tej drapieżności (opanowanie, a nie wyplenienie z ludzkiej natury). Lem często wplatał motyw technologicznej możliwości ujścia dla tej drapieżności np. sobowtóry do maltretowania, fantomy do dręczenia, itd. Czyli raczej nie zakładał, że drapieżność nam minie (że da się przekonać dowolnego drapieżnego by przestał być jaki jest), ale że mimo wszystko uda nam się to opanować w kontrolowany sposób.

A wracając do tematu. Dawkins postuluje dwie rzeczy: religia zaspokaja pewną powszechną, ludzką potrzebę, ale robi to ze szkodą ORAZ tę samą potrzebę można zaspokoić w inny (w domyśle: lepszy) sposób. Religijność jest osobniczo zmienna, ale jeśli prawdziwe są oba postulaty Dawkinsa to niekoniecznie oznacza, że każdy dzisiejszy wierzący "ma przestać wierzyć". Być może powinno się promować pewne wartości? Albo inaczej rozłożyć naciski w wychowaniu? Tzn. nie chcę tutaj rozwiązywać szczegółowo tej kwestii - wskazuję tylko, że dyskusja na forum nie dotyczy stricte tego czy wierzącego da się przekonać do niewiary.

Poza tym, wiadomo, że ma miejsce ateizacja pewnych społeczeństw. Można się spierać czy to dobrze czy źle, czy to chwilowe czy stałe, itd. ale w moim rozumieniu Dawkins mógłby powiedzieć mniej więcej tak: dla niektórych, wspomnianą potrzebę zaspokaja religia, dla innych XYZ, a ja zauważam tylko, że mogłoby to być także ABC, które ma takie oto zalety, względem religii oraz XYZ.

(podaję XYZ by już nie wnikać co zaspokaja potrzeby w zateizowanych społeczeństwach, bo to nie jest tutaj najważniejsze)

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #119 dnia: Kwietnia 30, 2012, 01:17:56 am »
Cytuj
A wracając do tematu. Dawkins postuluje dwie rzeczy: religia zaspokaja pewną powszechną, ludzką potrzebę, ale robi to ze szkodą ORAZ tę samą potrzebę można zaspokoić w inny (w domyśle: lepszy) sposób. Religijność jest osobniczo zmienna, ale jeśli prawdziwe są oba postulaty Dawkinsa to niekoniecznie oznacza, że każdy dzisiejszy wierzący "ma przestać wierzyć". Być może powinno się promować pewne wartości? Albo inaczej rozłożyć naciski w wychowaniu?
Tego już próbowano.
Robespierre, racjonalizować religię. Eliminować - Stalin.
Tylko, że to co wyszło, apiać wchodziło w stare formy.
Posążki Sophii, posążki Stalina. I kult człowieka wodza.
 Bo ja wiem, czy domysł lepszości słuszny?
Scjentolodzy, New Age, transhumaniści...etc
Może z konsumpcjonizmem inaczej wyjdzie. :)
Modły w markecie do hipersprzedawcy. Albo nadproducenta.
Za bon wieczysty w sklepie szerokim, którego okiem...
A o co będą się zabijać?
Przypomina się pewne opowiadanie Dicka.

Opis Dworca Tęczowego dla Indiotów z XXIV-tej, dziwnie kojarzy się z naszymi stadionami. :)
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 30, 2012, 01:25:31 am wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana