Autor Wątek: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]  (Przeczytany 515384 razy)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #120 dnia: Kwietnia 30, 2012, 12:15:25 pm »
Może z konsumpcjonizmem inaczej wyjdzie. :)
Modły w markecie do hipersprzedawcy. Albo nadproducenta.
Za bon wieczysty w sklepie szerokim, którego okiem...
A o co będą się zabijać?
Przypomina się pewne opowiadanie Dicka.

Przecie to już było - początek Zaczontku, wróć, "Pamiętnika...". I zdaje się jest, acz mniej dosłowne (vide procesy co "Amway" wytaczał).

To co, kończymy z religią, wymiatamy komary i startujemy z "Podróżą dwudziestą czwartą" (nadal '54)? ;)

"Dnia tysiącznego szóstego po opuszczeniu układu lokalnego Mgławicy Nereidy zauważyłem na ekranie rakiety plamkę, którą usiłowałem zetrzeć irchową ściereczką. W braku innego zajęcia polerowałem i czyściłem ekran przez cztery godziny, zanim się zorientowałem, że plamka jest planetą, która powiększa się z wielką szybkością. " - fajnie się zaczyna, nawet pirxowato z tą plamką.
Planeta we wzory geometryczne.
Miasta opuszczone (coś jak z Majami? wszystko stało wymarłe, nigdzie ni śladu życia, żadnych znamion gwałtu czy kataklizmu żywiołowego).
Pałac, cały jaśniejący, jakby wyrzeźbiony z jednego diamentu.
Humanoidy (na planie "StarTreka" wylądował? ;D). Wymyślił im nazwę - animal hominiforme (zapobiegliwy: miałem tę nazwę już gotową, albowiem wykoncypowałem sobie w czasie podróży rozmaite określenia, żeby mieć je w zapasie na podobne okoliczności).
Animal hominiforme to było naprawdę dobre, albowiem istoty chodziły na dwu nogach, miały ręce, głowy, oczy, uszy i usta; co prawda usta te znajdowały się pośrodku czoła, uszy pod brodą (i to po parze z każdej strony), oczu zaś aż dziesięcioro, różańcem umieszczonych na policzkach, ale podróżnikowi, który, jak ja, odkrył w swych wyprawach najdziwaczniejsze twory, istoty te do złudzenia przypominały ludzi. - jednak humanoidy tylko relatywne ;).
W lustra (diamentowe) patrzyli. (Byłbyż smurf Laluś piątą kolumną indiotyzmu? ;D).
Indioci, jeden odznaczał się niepoślednim rozumem.
- Obcy wędrowcze! Musisz wiedzieć, że jesteśmy narodem o długiej i wspaniałej przeszłości. - zaczął opowiadać trochę w manierze "Baśni z 1000 i 1 nocy").
Ludność tej planety z dawien dawna dzieliła się na Spirytów, Dostojnych i Tyrałów. (Idee P. Lattona wiecznie żywe? ;))
Wielki Inda ich stworzył (podobno).
W ciągu wieków wynalazcy budowali maszyny ułatwiające pracę i gdzie w starożytności gięły się zlane potem grzbiety stu Tyrałów, tam po upływie stuleci stało przy maszynie ledwo kilku. Uczeni nasi doskonalili maszyny coraz bardziej i naród radował się z tego, lecz nadchodzące wydarzenia okazały, jak okrutnie radość ta była niewczesna.
Albowiem: Oto pewien uczony konstruktor stworzył Nowe Maszyny, tak wyborne, że potrafiły pracować zupełnie samodzielnie, bez jakiegokolwiek nadzoru. I to był początek katastrofy. W miarę jak w fabrykach pojawiały się Nowe Maszyny, rzesze Tyrałów traciły pracę, a nie otrzymując wynagrodzenia stawały w obliczu śmierci głodowej...
Tichy przyniósł im ideę socjalizmu.
Sprzeczną z ich prawami: Wiesz, że prawo nasze najwyższe, zwane zasadą swobodnej inicjatywy obywatelskiej, głosi, iż nikt nie może być do niczego niewolony, przymuszany lub choćby nakłaniany, jeżeli sobie tego nie życzy. Któż by tedy ośmielił się zabrać Dostojnym fabryki, skoro wolą ich było lubować się stanem posiadania?! Byłoby to najokropniejszym pogwałceniem wolności, jakie można sobie tylko wyobrazić. /.../ prawa nadal w pełnym były poszanowaniu, jednakże mówią one tylko o tym, że obywatelowi wolno czynić ze swą własnością i pieniędzmi, co zechce, ale nie o tym, skąd je ma wziąć. Tyrałów nikt nie gnębił, nikt ich do niczego nie przymuszał, owszem, nadal byli zupełnie wolni i mogli czynić, co im się żywnie podobało, a jednak zamiast radować się taką pełnią swobody, ginęli jak muchy.
Położenie stawało się coraz straszliwsze: w składach fabrycznych pod niebo rosły góry towarów, których nikt nie kupował, ulicami zaś wlokły się do cieni podobne chmary zabiedzonych Tyrałów.
By złu zaradzić zwołali Wielki Durynał (ze streszczenia jego obrad to chyba najważniejsze: Sporowi temu kres położył wreszcie pożar archiwum, który strawił wszystkie protokoły posiedzeń, a że nikt z wysokich członków Durynału nie pamiętał, jakie w tej sprawie zajmował stanowisko, rzecz cała upadła. )
Był projekt ustawy, żeby właściciele fabryk oddawali ustaloną cząstkę dochodu Tyrałem, aliści i ten wniosęk upadł, bo jak słusznie podniósł Archispiryta Nolab, takie darmowe dawanie środków utrzymania zdemoralizowałoby i poniżyło dusze Tyrałów.
Tymczasem góry wytwarzanych towarów rosły i na koniec przesypywać się jęty przez mury okalające fabryki, a dręczeni głodem Tyrałowie ściągali ku nim tłumnie, wznosząc groźne okrzyki. Próżno Spiryci z największą dobrocią tłumaczyli im, że w taki sposób powstają przeciw prawom państwa i ośmielają się sprzeciwiać niepojętym wyrokom Indy, że winni los swój znosić w pokorze, gdyż umartwiając ciała, na niepojęte wyżyny podnoszą swoje dusze i zyskują pewność niebiańskiej nagrody. Tyrałowie atoli okazali się głusi na te mądre słowa i dla poskromienia ich złośliwych zakusów trzeba było używać zbrojnych straży.
Zamówili u konstruktora Nowych Maszyn, Maszynę do Rządzenia, bo:
"Nawet najobficiej cnotami obdarzony, doskonały i skończony Indiota daje się powodować uczuciami, bywa chwiejny, stronniczy, omylny i nie może kusić się o decyzję w sprawie zarazem tak zawiłej i doniosłej. Dlatego masz nam w ciągu sześciu miesięcy wybudować Machinę do Rządzenia, precyzyjnie rozumującą, ściśle logiczną, doskonale obiektywną, nie znającą, co to wahanie, emocje i lęk, które mącą zazwyczaj działanie żywego umysłu. Niechaj machina ta będzie tak bezstronna, jak bezstronne jest światło słońca i gwiazd. Gdy ją wzniesiesz i uruchomisz, przekażemy jej brzemię władzy, zbyt ciężkie dla steranych naszych barków"
Maszyna ma jednak przestrzegać swobody obywatelskiej, rządzić - proponując.
Cel ostateczny: "Niechaj Machina zaprowadzi Ład Najwyższy na planecie, niechaj wprowadzi w życie, umocni i ustali Porządek Doskonały i Absolutny"
Dobrowolny Upowszechniacz Porządku Absolutnego.
Maszyna stworzyła automaty co nadmiar dóbr wykupiły (Tyrałów - jeszcze dożyli? - to jakoś nie cieszyło), po czym wzniosła Dworzec Tęczowy i zaprosiła każdego kto zechce wejść.
Grody stołeczne Debilia i Morona.
Tysiące, dziesiątki tysięcy, miliony wreszcie Indiotów wpłynęły do wnętrza Dworca Tęczowego, lecz z tych, co tam wchodzili, nikt nie wracał.
Na koniec kilkaset osób czekało cierpliwie na schodach marmurowych swej kolejności, gdy wtem rozległ się krzyk przeraźliwy, zagłuszający skoczne dźwięki bębnów: “Zdrada! Słuchajcie! Pałac nie jest dziwem żadnym, lecz piekielną pułapką! Ratuj się, kto może! Zguba! Zguba!”
”Zguba!” - odkrzyknął tłum na schodach, zawrócił na miejscu i w rozsypce rzucił się do ucieczki. Nikt mu zgoła w tym nie przeszkadzał.
- Następnej nocy kilku odważnych Tyrałów podkradło się pod Dworzec. Powróciwszy opowiedzieli, iż tylna ściana Dworca z wolna się odemknęła i z wnętrza wysypały się nieprzeliczone stosy lśniących krążków. Czarne automaty zakrzątnęły się koło nich rozwożąc je na polach i układając w rozmaite figury i desenie.

(Spiryci i Dostojni jakoś się dotąd do Dworca nie spieszyli.)
Durynał zajął się sprawą (dowiadujemy się, że wynalazca był uczciwy, jeden z pierwszych do Dworca wlazł).
Maszyna wytłumaczyła swe działania: "”Cóż za niemądre pytanie! - odrzekła Machina. - O jakim ładzie mówię? Spójrzcie na siebie, jak nieporządnie zbudowane są wasze ciała; wystają z nich rozmaite kończyny, jedni z was są wysocy, drudzy niscy, jedni grubi, inni znów chudzi... Poruszacie się chaotycznie, przystajecie, gapicie się na jakieś kwiaty, chmury, wałęsacie się bez celu po lasach, za grosz nie ma w tym wszystkim harmonii matematycznej! Ja, Dobrowolny Upowszechniacz Porządku Absolutnego, przemieniam wasze wiotkie, słabe ciała w solidne, piękne, trwałe formy, z których układam potem lube dla oka, symetryczne desenie i wzory nieporównanej regularności, wprowadzając w taki sposób na planecie elementy ładu doskonałego...”.
Pragmatyzm elit: "My byśmy - rzekli Dostojni - nigdy zbrodni takiej nie popełnili, aliści cała odpowiedzialność spada na Machinę; pochłonęła ona ogromne rzesze gotowych na wszystko Tyrałów, a teraz pozostali przy życiu Dostojni będą mogli pospołu ze Spirytami zażywać pokoju doczesnego, chwaląc niepojęte wyroki Wielkiego Indy. Będziemy - rzekli sobie - omijali z daleka Dworzec Tęczowy, a wtedy nic złego się nam nie przytrafi".
Maszyny planu etap dlaszy:
”Uważajcie teraz pilnie na to, co wam powiem. Muszę kończyć dzieło rozpoczęte. Nikogo z was nie zamierzam zniewolić, namawiać ani nakłaniać do jakichkolwiek czynów; nadal pozostawiam wam pełną swobodę inicjatywy, atoli wyjawię wam, że jeśli któryś zapragnie, by jego sąsiad, brat, znajomy lub inny bliźni wzniósł się na stopień Kolistego Ładu, niechaj zawezwie czarne automaty, które natychmiast zjawią się przed nim i wedle jego rozkazu zawiodą umyślonego do Tęczowego Dworca. To wszystko”.
Archispiryta Nolab (od tyłu czytać? ;)).
Dostojni i Spiryci rozbiegli się po domach i każdy oddał się w czeterch ścianach medytacjom nad przyszłym swoim losem; im dłużej zaś rozmyślał, tym większy ogarniał go strach; każdy obawiał się bowiem, że jakiś sąsiad lub znajomy, żywiąc dlań nieprzyjazne uczucia, zawezwie przeciw niemu automaty, a nie widział żadnego innego dla siebie ratunku, jak tylko ten, aby działać pierwszy. Niebawem też nocną ciszę zamąciły okrzyki. Wychylając z okien wykrzywione lękiem twarze, Dostojni wyrzucali w mrok rozpaczliwe wołania i na ulicach rozległ się mnogi tupot żelaznych automatów. Synowie nakazywali wieść do Dworca ojców, dziadowie wnuków, brat wydawał brata i tak w ciągu jednej nocy tysiące Dostojnych i Spirytów stopniały do małej garstki, którą widzisz przed sobą, obcy wędrowcze. Nowy świt ujrzał pola zasłane miriadami harmonijnych wzorów geometrycznych, w jakie ułożone były lśniące krążki, ostatni ślad naszych sióstr, żon i krewnych.
Maszyna przerwała działalność by wymyślić nowe desenie. Gdy do niej wróciła: wszyscy Indioci porwali się z miejsc i biegiem ruszyli w górę schodów. - Indioto! Indioto! - wołałem, lecz rozmówca mój tylko ręką mi pomachał i wołając: - nie mam już czasu! - pomknął wielkimi susami za innymi i znikł we wnętrzu Dworca. (Bo w końcu szanowała zasadę dobrowolności świętą.)
Tichy odleciał. Nie jest Indiotą.

Bardzo aktualne: postęp, automatyzacja (cetarianowy konik), problemy społeczne (kapitalizm święty), nawet transhumanizm jakby...

Zapraszam do rozbioru i tej "Podróży...".
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 30, 2012, 03:32:10 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

tzok

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 409
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #121 dnia: Maja 02, 2012, 11:00:31 am »
Odnośnie Maszyny do Rządzenia:
"Dlatego masz nam w ciągu sześciu miesięcy wybudować Machinę do Rządzenia, precyzyjnie rozumującą, ściśle logiczną, doskonale obiektywną, nie znającą, co to wahanie, emocje i lęk, które mącą zazwyczaj działanie żywego umysłu."
"Niechaj Machina zaprowadzi Ład Najwyższy na planecie, niechaj wprowadzi w życie, umocni i ustali Porządek Doskonały i Absolutny"


Lem porusza to kilka ciekawych problemów:
  • Czy najważniejszym kłopotem Indiotów-decydentów jest rzeczywiście powodowanie emocjami, lękami, itd?
  • Czy obiektywność komputera wystarczy do sprawiedliwego rządzenia?
  • Czy ostateczny cel jest dostatecznie dobrze określony?

Cel ostateczny jest w istocie postawiony zbyt ogólnie. Maszynę ogranicza tylko obiektywność i poszanowanie wolnej woli Indiotów. To zbyt mało i w efekcie doprowadza do "nieporozumienia" w skali całej planety i ostatecznego jej wyludnienia. Pokazuje to, że początkowi Indioci-decydenci mieli jakiś wspólny zestaw niejawnych założeń w głowie (albo zestaw definicji np. wolnej woli), których nie umieli lub nie mogli przekazać maszynie. I to jest zagrożenie jakie wiąże się z każdym oddaniem maszynie prawa do decydowania. Problem jest tym większy im bardziej ogólnie postawiony jest ostateczny cel, no a "Ład Najwyższy" oraz "Porządek Doskonały i Absolutny" są na tyle ogólne, że aż puste znaczeniowo ;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #122 dnia: Maja 02, 2012, 03:06:54 pm »
Ja bym rzekł, że zarazili ową Maszynę swoją hipokryzją (m.in.) widoczną już choćby w tym, że pożalowali Tyrałom tego, co im samym Nowe Maszyny dały.

A dały im one sytuację opisywaną jako tzw. post scarcity (który to temat był już trochę na Forum wałkowany.

A'propos:
http://reason.com/archives/2001/12/01/post-scarcity-prophet/singlepage
(Zabawnie się czyta to amerykańskie samochwalstwo w dobie wiadomego kryzysu ;).)

Oczywiscie: pytanie czy mówiąc o grożącej indiockim decydentom klęsce dobrobytu, będziemy traktować tąż jako alegorię możliwych problemów ziemskich, czy też potraktujemy literalnie jako przedstawienie dziejów pewnej cywilizacji (wtedy będziemy zmuszeni zwrócić uwagę na jej pogrążenie w quasiplatońskiej socjostazie, obejmujące w dodatku calą planetę - rzecz w świetle ziemskich dziejów raczej niewyobrażalna)*.


* warianty pośrednie proponuję pominąć, jako obarczone na starcie zbyt dużą dowolnością interpretacyjną, wręcz uznaniowością; wersję, że mamy tu do czynienia z czystą zabawą literacką - acz i ta się Mistrzowi zdarzała, vide "Dyktanda" - takoż, jako pustą poznawczo...
« Ostatnia zmiana: Maja 02, 2012, 05:54:20 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

tzok

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 409
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #123 dnia: Maja 04, 2012, 10:07:54 am »
Q, moim zdaniem tu nie chodzi o hipokryzję. U Lema jest sytuacja doprowadzona do ekstremum, Tyrałowie w imię jakiegoś ideału giną z głodu. Ale załóżmy, że na Ziemi jest taki komputer, który oblicza najlepsze, obiektywne decyzje i wprowadza je w życie zgodnie z utylitarną ideą maksymalizacji szczęścia jak największej liczby ludzi. I teraz wyobraź sobie, że komputer informuje nas, że całe bydło świata właśnie zostało wysterylizowane. Komputer potrafi precyzyjnie uzasadnić, że to było najdroższe mięso świata, że niszczyło lokalne ekosystemy, że powodowało globalne ocieplenie, że stosunek ceny do kilograma mięsa był tu najwyższy, itd. itp. Być może i komputer podjął słuszną decyzję, ale wątpię by została ona przyjęta wszędzie z aplauzem, a to dlatego, że mamy pewne niejawne oczekiwania np. by zmiany nie były gwałtowne, by ludzie nie musieli nagle zmieniać całkowicie swojego życia (jak hodowcy bydła w takiej sytuacji) oraz może najbardziej przyziemne, ale istotne - byśmy mogli pozostać przy pewnych swoich upodobaniach, nawet jeśli pozostają nieracjonalnie wbrew celowi nadrzędnemu jaki postawiliśmy maszynie. Samo ostatnie zdanie jest pełne niejasności i innych ukrytych założeń.

Po prostu wydaje mi się, że Lem zauważał niebezpieczeństwo zrzekania się decyzji na teoretycznie lepsze bo obiektywne maszyny. I ostrzegał przed tym m.in. w podróży dwudziestej czwartej, ale nie tylko. Jest to jedna z warstw tego opowiadania i funkcjonuje poza jakąkolwiek oceną Indiotów.

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #124 dnia: Maja 04, 2012, 08:42:07 pm »
Cytuj
ilu ludzi
będzie potrzebnych w 2050 roku, żeby zapewnić co najmniej dzisiejszy standard życia pierwszoświatowym emerytom?
Ciekawy punkt wyjścia. Wyjaśniający przy okazji, po co są ludzie. ;)
Ci emeryci, wszak też chyba...może ich się pozbyć?
Maszyna do rządzenia tak by zrobiła. Absolutnie zbędni i takoż zachłanni. :D
Tabelka mną wstrząsnęła.
Nałożyłem sobie wydarzenia historyczne.
Wygląda na to, że w 1916 skończyła się wolność. A zaczęła wojna. I w ten rytm, podatki góra-dół.
Da się zauważyć wyraźną korelację
I światowa
II światowa
zimna wojna
Od 1981 spadek dość wyraźny. Drugi - 1987.
Jeszcze dziwniejsze, że przy tym kryterium, nie ma "wojny z terroryzmem" - fakt medialny?
Od końca lat 80-tych - luzik.
 Może nie taki, jak w labellnej epoce, aleć...
Inne źródła dochodów waadza wynalazła?

Generalnie Lem bawi się, odwiecznym pytaniem
 - Państwo dla ludzi?
- Czy ludzie dla państwa?
Odpowiedź na nie upraszcza całą resztę.
Zostanie jeszcze kolejne, których?
Bo, że nie wszystkich - wiadomo.
I tak dochodzimy do Marksa. Ciekawe, gdyby dożył?
 Umieściłby tych  sytych emerytów, jako klasę uciskającą? :o
Osobiście uważam, wspieranie przez ludzi systemu, w którym ludzie stają się zbędni, za objaw choroby.
I przed tym, chyba, przestrzega Lem.

I jeszcze pytanie - może macie pomysł.
Roboty z omawianej przypowiastki wykupiły wszystkie towary ("za które płaciły bez ociągania" ::)).
Skąd miały pieniądze?
« Ostatnia zmiana: Maja 05, 2012, 06:00:26 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Hoko

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2949
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #125 dnia: Maja 07, 2012, 11:35:22 am »
Ten "dzisiejszy standard życia" za lat pięćdzisiąt jest trochę bez sensu. To tak, jakby ktoś sto lat temu postawił taką kwestię odnośnie czasów obecnych.

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #126 dnia: Maja 07, 2012, 06:03:55 pm »
Cytuj
ytanie, to samo co powyżej do Liv-a, czy masz jakiś model świata w roku 2050, 2070 albo jakimś innym, wybranym przez Ciebie?   

I czy ten model uwzględnia na serio zajście okoliczności, o których Lem pisze w tonacji groteskowej, czyli dostatku towarów i usług, albo co najmniej mocy produkcyjnych, przy wysokim i trwałym bezrobociu – braku zapotrzebowania na pracę ludzką.

Jeśli nikt nie sądzi, że coś takiego może się wydarzyć, to chyba możemy przejść do następnej podróży?
Nie mam takiego modelu.
Ale dostrzegam problem, trudno nie widzieć. Już jest.
Te wysokie  nieludzkie moce produkcyjne. I ich efekt - masa towarów, maja ludzki finał. Ktoś musi to kupić i skonsumować. I tym kimś, muszą być ludzie.
Nie przypadkiem pytałem, skąd maszyny miały kasę. Tu Lem zastosował unik.
Czyli, muszą mieć środki.
Więc wyzwanie dla rządzących, jak zapewnić te środki potencjalnym niepracującym. Rozwój sfery usług to jedna ze ścieżek. Człowieku, sprzedawaj, co tam masz; wiedzę, talent, ciało, gruby brzuch, duży wzrost, największą stopę w powiecie, emocje...
Druga, to fikcyjne etaty, żeby chociaż udawali pracę (to będzie chyba nasza narodowa specjalność). Tak jak u Zajdla w Limesie. Ministerstwo do spraw wykluczonych to słuszny kierunek. :)
Trzecia - rozdawnictwo.
I pewnie wymyśli się jeszcze czwartą i piątą...
Trudniej będzie znaleźć tym ludziom sens, który wielu, dawała tradycyjnie rozumiana praca. A to ważne, bo jak nie, sami mogą znaleźć. Mało przyjemny dla tych zamożniejszych.
Oczywiście myślę o pierwszym świecie. Ten trzeci ma zupełnie inne problemy. I większe. Tylko nie ma czym płacić.
 A może ma?
To by wiele uprościło.

Tak poza konkursem, nie macie wrażenia (bo ja mam), że raz woła się - jest nas za dużo? A czasem, że za mało? Zależnie od pory roku, albo aktualnie topowej informacji.
To jak jest?
A co do standardu.
Hmm, może nastąpi mechanizm, który Lem widział w kulturze tj, jej opadane. Obecny standard zamożnych, za jakiś czas zostanie standardem dzisiejszych biedniejszych.  Zamożnym, co oczywiste, się podniesie z powodów postępu :)
Taa, bariera energetyczna, surowcowa...
To bardzo optymistyczny widok. Jak na mnie, nawet, za bardzo.
Dawno solidnej wojny nie było.
Albo chociaż epidemii. 8)
« Ostatnia zmiana: Maja 07, 2012, 06:23:10 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Hoko

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2949
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #127 dnia: Maja 10, 2012, 03:42:28 pm »
Ten "dzisiejszy standard życia" za lat pięćdzisiąt jest trochę bez sensu. To tak, jakby ktoś sto lat temu postawił taką kwestię odnośnie czasów obecnych.

Napisałem „co najmniej dzisiejszy” co oznacza „nie gorszy niż dzisiejszy”, a być może dwa, trzy, pięć razy lepszy. A może lepszy o 27,5%?

Pytanie, to samo co powyżej do Liv-a, czy masz jakiś model świata w roku 2050, 2070 albo jakimś innym, wybranym przez Ciebie?   

I czy ten model uwzględnia na serio zajście okoliczności, o których Lem pisze w tonacji groteskowej, czyli dostatku towarów i usług, albo co najmniej mocy produkcyjnych, przy wysokim i trwałym bezrobociu – braku zapotrzebowania na pracę ludzką. 

Jeśli nikt nie sądzi, że coś takiego może się wydarzyć, to chyba możemy przejść do następnej podróży?

Ale tu w ogóle trudno mówić o lepszości, bo jazda wartburgiem czy ferrari wcale nie musi być lepsza od jazdy dorożką, a nadmiar pożywienia od umiarkowanego niedostatku. Na tym gruncie nie ma pola do porównań. Można co najwyżej zestawić jakieś ekstrema, np. ile ludzi umiera z głodu czy żyje w skrajnej nędzy. Ale i to nie jest jednoznaczne, bo co innego porównanie procentowe, a co innego ilościowe - dziś w liczbach bezwzględnych chyba umiera na świecie z głodu więcej ludzi niż tysiąc lat temu, więc całościowy poziom życia może być niższy.

A co do tych pracujących na emerytów za lat pięćdziesiąt, to może się okazać, że wystarczy jeden na stu, a może będzie tak, jak i obecnie. Nie da się przewidzieć postępu technicznego, a od tego to przecież zależy. Może fantomatyka pójdzie tak daleko, że koszta obsługi emeryta będą minimalne.

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #128 dnia: Maja 10, 2012, 11:09:08 pm »
Ha. Z jednej strony nie sposób odmówić Hoko racji (prostoduszną linearność Cetarianowych prognoz krytykowali już - przy róźnych okazjach - i Term, i olka, i niżej podpisany, zresztą pierwszy z krytyką takiej metodologii wystąpiłby zapewne sam Mistrz, który miał o futurologii zdanie, jakie miał), z drugiej jednak "Podróż..." niniejsza stanowi jednoznaczną zachętę do wzięcia pod lupę automatyzacji (zarówno produkcji, jak i zarządzania) więc i Cetarian ma całkiem dobry - z Lema wzięty ;) - powód naprowadzać nas stale na ten temat (acz zdaje się, że ogólna analiza problemu - biorąca stałą poprawkę na to, że nie wykroczymy, siłą rzeczy, ponad pułap pewnej formy pouczającej zabawy - będzie tu lepszym wyjściem, niż silenie się na pseudo-ścisłe, quasi-scholastyczne prognozy).

ps. tymczasem jednak w roli interludium - można pieszo z orbity, można i biegiem na Księżyc:

 ;)
« Ostatnia zmiana: Maja 10, 2012, 11:24:47 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #129 dnia: Maja 18, 2012, 09:49:07 pm »
Ale, Q, gdzie ja się siliłem na pseudo-ścisłe, kwasi-coś tam ???, prognozy? 
Pytałem czy w ramach „pewnej formy pouczającej zabawy”, ktoś zechce się pokusić o stronę, dwie, trzy założeń.

Bałem się, że Kolega astrogator z tymi swoimi prognozami to tak z pełną wiarą w ich prawdziwość, ale skoro to była forma zabawy, to zwracam honor.

Dobra, zatem przystępujmy do zabawy, zanim jednak weźmiemy się do robót futurologicznych, dobrze będzie jak w ramach oczyszczenia przedpola puścimy przodem Czarnego i oczyszczacze.

Zacznijmy od tego w jaki sposób może do naszej 100% automatyzacji dojść. Wariant gwałtowny (cudowny wynalazek i hop-siup, zmiana... realiów) proponuję odesłać do literatury Verne'a, Kuttnera etc., bo ani co teraz tak z nagła powstaje, ani powstałe w 5 minut się wdraża (no, chyba, że Obcy nam to przywiozą w ramach uszczęśliwiania na siłę, jak w "Wieczornym niebie" Czechowskiego czy innym "Końcu dzieciństwa").

Teraz musimy się zastanowić czy realny jest tylko wariant jawnego ewolucyjnego narastania automatyzacji (wtedy problem "nadmiarowych" pojawi sie znacznie wcześniej niż przy automatyzacji pełnej, ba ktoś przywoła Ludda i powie, że już się pojawił), czy uznajemy też za realny wariant, że automatyzacja może faktycznie zaistnieć, jednak w sposób społeczeństwu niewidomy (tu mamy te szkolne wprawki Kołodziejczaka, com je na śmiech wystawił mimo woli nieco). (Po drodze musimy jeszcze zahaczyć o problem, popularnych swego czasu, plotek o silniku na wodę co to go podobno amerykański gang z maszynówki wykupił i w sejfach General Motors schował, czyli o pytanie, czy możliwe jest zakrycie odkryć, czy też zawsze - najwyżej z przesunięciem parowiekowym - łeb z lochu wystawią.)

Wyszło trochę truistycznie, ale trzeba chyba zacząć od przypomnienia oczywistych oczywistości.
« Ostatnia zmiana: Maja 18, 2012, 09:52:37 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #130 dnia: Maja 19, 2012, 02:50:21 am »
Czy mógłbyś się nie odwoływać do tej biblioteki piętnastu tysięcy fabuł, które przeczytałeś?
Bo ja ich zwyczajnie nie znam … Przeczytałem „Fantastykę i Futurologię” i uznałem, że nie warto czytać niczego, oprócz Lema. Trochę przesadzam, oczywiście, ale samo sformułowanie „Szkolne wprawki Kołodziejczaka” umacnia mnie w przekonaniu, że nic nie straciłem, nie  czytając owych wprawek, a zaoszczędziłem czas.

Wolałbym zatem, żebyś pisał „Będzie tak i tak”, a nie, że „Będzie tak jak u” McCrackena, Tomasky’ego, Corlissa i/lub Luscomba.
   
Oczywiście, nie musisz uwzględniać mojego postulatu, ale wtedy tylko ci, którzy przeczytali owych przywoływanych wieszczów/niewieszczów, będą mogli z Tobą dyskutować.

Spokojnie. Tytuły wrzucilem na zasadzie czysto anegdotycznej (znaczy: ich znajomość absolutnie nie jest konieczna do zrozumienia o czym mówię; nb. streszczenie "Końca..." jest w "Fif'ie").

Skoro jednak chcesz „Będzie tak i tak”... Załóżmy sytuację następującą: przyczytawszy niepokojącą relację Tichego o upadku świetnej cywilizacji Indiotów, bierzemy pierwszy z brzegu sprawny gwiezdny korab, trajektorię lotu obieramy tak, by prowadziła przez Vortex Gravitatiosus Pinckenbachii, dzięki czemu przybywamy przed Tichym, i... tu pytanie co zastaniemy...

Wersja pierwsza: tubylec nałgał z indiotyczną przesadą, Nowe Maszyny nie wzięły się bowiem z jednorazowego przebłysku wynalazczego geniuszu, a więc cofając się w czasie raz jeszcze zdążymy Dostojnym i Spirytom przedstawić projekt powolnego demontażu trójkastowego systemu i zastąpienia go adekwatniejszym do sytuacji lub też wcześniej podburzymy Tyrałów do, mniej radykalnego jednak, ale stanowczego, buntu i sami sobie wywalczą konieczną reformę. (Tu musimy się zastanowić jaki plan naprawczy Indiotom przedłożymy.)

Wersja druga: nałgal Tichy; Nowe Maszyny owszem powstały, ale cwani Dostojni i Spiryci rozegrali sprawę tak, że Tyrałowie nadal myślą, iż tyrają, podczas gdy ich produkty idą do niszczarek (wybrane może do muzeum osobliwości), a produkcja od dawna jest umaszynowiona. (Zadanie nasze: ustalić jak przeszedł ten numer.)

Dawałem pod rozważenie także możliwość wersji trzeciej: Tichy nałgał znacznie więcej: owszem, wynalazca przedłożył wiarygodne schematy konstrukcyjne Nowych Maszyn, ale Dostojni wrzucili je natychmiast do sejfu, a ten zamknęli na trzy spusty.

Za totalne zaś nieporozumienie uznałem wersję czwartą: nasz śledztwo wykazało, że Nowe Maszyny nie są produktem tubylczej technologii, ich wynalazca to nie był żaden Indiota tylko dobrze przebrany wielki konstruktor Trurl (względnie słynny mistrz Oh), który obdarował Indiotów kolejnym owocem swego pomyślunku, jednak uciekł haniebnie, własnej - przybranej - persony śmierć sfingowawszy, gdy się tylko zorientował jakiego bigosu znów narobił przez swe dobroczynne zapędy.

Moim zdaniem plotki o silniku na wodę pochodzą z „superekspresu dowożącego antyfakty”.

Moim też, chodziło mi jednak - jak widac powyżej - o sam fakt, czy sytuacja tego typu mieści się w obszarach rozsądnego prawdopodobieństwa, czy też puszczamy ją w dalszą podróż ku Bzdurze (nad Bzurą ;) ), owym ekspresem.

Zgadzam się natomiast, że należy przyjąć jakieś założenie w kwestii dostępności energii.

Wydaje się, że najprościej jest przyjąć, że ta dostępność będzie zbliżona do dzisiejszej

Najprościej zapewne tak, ale pamiętajmy, że ostateczny limit określa jednak wzór E = mc2 i łacno możemy pobłądzić w ekstrapolacji. Zwł, że 100% automatyzacja to też nie jest perspektywa pięciominutowa.

A jeżeli wprowadzisz wiele parametrów istotnie zmienionych wobec ich stanu dzisiejszego, to model zrobi się zaraz bardzo skomplikowany (Trzeba będzie powołać instytut, co najmniej cyfrowy, a może i w realu)

Pytanie jednak czy takie uproszczenie jest jednak prawomocne, choćby tylko w zabawie, o ile nie chcemy na bazie Mistrzowej groteski stworzyć groteski własnej, tym razem nieintencjonalnej. (Bo może w takim wypadku starczy po prostu analizować model indiocki zamiast proponować własny, zagrożony indiotyzmem? ;) )
« Ostatnia zmiana: Maja 19, 2012, 10:17:40 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6888
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #131 dnia: Maja 21, 2012, 12:22:36 am »
Cetarian czy Ty po prostu próbujesz zebrać materiał do swojej książki, bo wydawca terminowo naciska?;) Żartuję - wszak myślenie o przyszłości powinno być czymś normalnym. Ale...

o ile dosyć łatwo wybrać element tech., którego rozwój doprowadzimy do maksimum ( np. biotechnologia, genetyka itd.), o tyle trudno - jeśli nie niemożliwie - przewidzieć jakie zmiany społeczno - polityczne są konieczne by element ten zaistniał i w sprzężeniu - jakich zmian dokonałby. To drugie zdecydowanie  trudniejsze.

Niemniej - przy okazji wątku patriotycznego, pomyślałam sobie, że postulowany przez Ciebie system musiałby być Utopijnym Zautomatyzowanym Socjalizmem ( nomen omen...ZUS ?!;) ).
Cóż z tego, że automaty zrobią wszystko? Skoro trzeba będzie to kupić. I im więcej o tym myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że przy tak dużym bezrobociu...

{Nawias}: nie wiem czy nie byłaby potrzebna weryfikacja języka - bezrobocie kojarzy się pejoratywnie - a miałby to przecież być stan względnego zadowolenia społecznego:) {/Nawias}

...musiałaby zostać wyeliminowana własność i pieniądz - jako czynniki motywujące do działań i (przede wszystkim) różnicujące status społeczny człeka (grupie wykształconej ponad przeciętne standardy może wystarczyłby...prestiż?;)). Dlatego, że każda możliwość posiadania czegoś, kupowania - rodzi konflikty. Jeśli można coś kupić, to można kupić więcej, coś ładniejszego, lepszego ( np. naturalne jedzenie, a nie GMO) itd. Jest to mocny czynnik różnicujący i powodujący u niektórych frustrację, poczucie niesprawiedliwości - stąd prosta droga do przestępstw (a nie chcemy ich przecież). Dlatego - i z obserwacji rzeczywistości ( widmo polskich emerytur w 2040) trochę kpiłam z Twojego pomysłu 10 tysięcznych emerytur - nie bardzo można do nich dorobić, a niektórym na pewno by brakowało pieniędzy do szczęścia:)

By zaś dojść do takiego systemu, jest potrzebny...ostateczny krach systemu korporacji ( to z Kultu - dla jasności;)). Trochę to komplikuje sprawę, bo jak słusznie zauważył Lem: trudno zawrócić cywilizację w biegu, by jej nie zdematerializować:)

Jedynym pomysłem, który przychodzi mi do głowy, by utrzymać własność i pieniądz oraz ludzi we względnym pokoju, to systematyczne przesuwanie ludzi z rynku produkcji, do szeroko pojętego rynku usług ( być może w sektorach, o których teraz nie mamy pojęcia). To się zresztą już odbywa. Pytanie czy rynek usług uniósłby taki ciężar? Chyba tylko przy założeniu rosnących dochodów - ludzie mogliby wydawać na wiele ekstrawaganckich zachcianek, bo ich podstawowe potrzeby byłyby łatwe do zaspokojenia. Chyba, że w Twoim świecie rynek usług i artystyczny również mają być zrobotyzowane. To nie ma ucieczki innej, jak w fantomatykę i dożylne karmienie (Lem w FiFie opisuje taką pozycję - propozycję: tylko niektórzy są wskrzeszani do normalnego życia...pozostali: to jeno mózgi zaopatrywane przez maszyny).

Kończąc - uważam za średnio uprawnione rozpatrywanie jednego elementu układanki – to tak, jakby wziąć  jeden puzzel i wnioskować z niego o puzzlowej budowli 3D. Automatyzacja jest uwikłana w wiele innych procesów. Wiedza potrzebna do full automatic zaowocowałaby na pewno rozwojem wielu innych dziedzin. Rozumiem, że do ogarnięcia tego potrzebny byłby Instytut Planowanie Książek i Scenariuszy SF, ale tak co dostajemy?
Wybierając automatyzację i pomijając inne działy dajemy obraz niczem z Wall - E - sflaczałych człekokształtnych obsługiwanych przez maszyny. Nawet już nie chodzą - jeżdżą na jkis taczkach;) Porzucenie maszyn jest dla nich wyzwoleniem:) Tylko co dalej?:)
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #132 dnia: Maja 28, 2012, 09:39:54 pm »
Może pokusiłbyś się o podobnej objętości własną wizję świata na Ziemi za kilkadziesiąt lat?

Ale realistyczną, a w każdym razie aspirującą do realizmu (jak „Powrót z gwiazd”), a nie groteskową (jak „Podróż XXIV”).

Obiecuję, że cokolwiek napiszesz, nie będę Ci zarzucał nieliniowej bezduszności (ani prostodusznej linearności ::)).

Przyznam, że dużo myślałem nad tym modelem dla Ciebie i powiem Ci, że ilość zmiennych do uwzględnienia mnie rozłożyła...
- Jaka ewolucja społeczna - niezalezna od automatyzacji?
- Jakie źródła energii?
- Czy człek tradycyjno-biologiczny, czy "genetyczny", cyborgiczny, albo maszynowy zgoła?
- Co z kosmolocją?
- Czy po drodze asteroidy się - w samoobronie - rozbijało, czy obeszło się?
- Klęski żywiołowe i epidemie były? a zmiany klimatu? jakie?
- Czy religie wymierały?
- Jaki tempo globalizacji, czy geograficzne różnice pozomu życia są? świat nasz podzielon na większe bloki czy globalny?
- Co z państwami "surowcowymi" typu arabskiego i rosyjskiego?
- Co z Juesej (nie padło aby jak ZSRR)?
etc.
Powiedzmy nawet, że niektóre parametry są pomijalne: które tedy i dlaczego?

Rzec, że w efekcie g*wno wymyśliłem to i tak pochlebic sobie od wynalazcy odchodów ;).
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #133 dnia: Maja 29, 2012, 02:12:28 pm »
Widzisz, rzecz nie w tym, czy stworzenie takiego modelu intelektualnie mnie przerasta (choć - wyprzedzając dalszą część wywodu - powiedzmy wprost, że w istocie tak jest; Mistrz używając sobie na futurologach tlumaczył dlaczego), a w tym, że tworząc go musiałbym parametry dobierać ręcznie, co oznacza, że użyta metoda godna by była raczej - slusznie zganionej przez Ciebie - space opery (w której autorzy przyjmują założenia nawet nie na miarę marzeń, a atrakcyjności dla popkulturowego czytacza, bo nie czytelnika, lub widza).
W ten sposób - w najlepszym wypadku - powstała by wizja SF (SF - jak wiadomo - w teorii wystarcza niezerowe prawdopodobieństwo, w praktyce - ujemne, byle dobrze zamaskowane), może nawet tzw. hard SF, ale nie jakikolwiek sensowny model prognostyczny.

Zauważ przy tym, że najlepsza SF, o ile nie jest rodzajem baśni (expl. Bester) czy świadomej groteski (choćby dzieło służące nam za punkt wyjścia) zasadniczo jest zawsze jedno- góra dwuparametrówką. Autor bierze pewien centralny problem (techniczny, filozoficzny, społeczny) i nim zajmuje się b. serio, całą resztę - świadomie lub nie - lekceważąc. W "Odysei..." (pierwszej i drugiej) absolutna nietrafność społecznego tła i fabularnych dat ma znikome znaczenie, bo rzecz jest w istocie o możłiwościach lotów wewnątrzukładowych w - relatywnie - niedalekiej przyszłosci oraz o ewolucji Rozumu, w "Ubiku" scenografia może być bardziej groteskowa niż we wszystkich "StarTrekach" razem wziętych, bo sednem jest fantomatyka i pytanie o rzeczywistość rzeczywistości ;), w "Lewej ręce..." wzięte z taniej space opery dekoracje (ci zaziemscy królowie i dworacy) nie mają znaczenia, bo rzecz jest o wpływie biologii rozrodu na ludzką świadomość, w "Żuku..." to czy Kammerer duma na ganku daczy czy w nowojorskim apartamencie, a Ekscelencja do zabójstwa używa pistoletu, lasera czy podrasowanej packi na muchy nie ma wpływu na zagadnienie progresorstwa, w "20.000 mil..." przełykamy caly ten - jawnie anachroniczny, jak się rychło wydało - wiktorianizm, bo sednem jest łódź podwodna, a nie to czy zbudował ją radża-mizantrop czy US Navy, Lem jest tu chyba najkonsekwentniejszy amputując ziemskie tło swoich dalej wysuniętych w przyszłość fabuł - cóż wiemy o cywilizacjach, które zrodziły bohaterów "Edenu", "Niezwyciężonego", "Solaris"?
Fantastyka społeczna nie jest inna, wbrew pozorom, albo wyostrza jeden trynd, zwykle postrzegany przez autora jako najgroźniejszy, albo wrzuca nasz świat w jedną arbitralnie przyjętą Zmianę (np. wellsowski najazd z Marsa, epidemia ślepoty u Saramago) badając jej konsekwencje.
Wizje wieloparametrowe jeśli mają jakąś wartość nie leży ona w ich arbitralnej wieloparametrowości, a gdzie indziej (expl. "Ostatni i pierwsi ludzie" Stapledona, czy sławetna "Fundacja", w której nie o imperia, a o koncept ścisłej matematyzacji nauk społecznych chodzi), najczęściej zaś mają charakter czysto ludyczny (na przykłady szkoda czasu).

Jednym słowem: jedyne na co nas stać to przepisanie niniejszej "Podróży..." w tonie niby-serio z podstawieniem w miejsce Dostojnych - Gatesa (czy raczej jakiego jego pociotka), panów z cygarami z Wall Street, króla saudyjskiego i brukselskiej masonerii ;), Spirytów - papieża, dalajlamy i - dajmy na to - paru świeckich myślicieli, Tyrałów zaś - PGRowskich sierot po Lepperze, a raczej sierot po tych sierotach. Pewno się da, ale jaki w tym widzisz sens?
« Ostatnia zmiana: Maja 29, 2012, 06:07:26 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16003
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #134 dnia: Maja 30, 2012, 09:28:42 pm »
Z argumentacją zasadniczo się nie zgadzam, bo „think tanki”, instytuty i Akademie Nauk też dobierają parametry ręcznie

No dobierają, bazujac w dodatku na obecnych tryndach w nadziei, że te się utrzymają. Tylko co potem z tych prognoz zostaje poza szyderstwami Lema?

Największy znany mi pożytek z istnienia RAND Institution, to ten, że - po godzinach - pomagali Roddenberry'emu w wymyślaniu szczegółów startrekowego świata (jak Schaff - Lemowi nie przymierzając).
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki