Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 643 644 [645] 646 647 ... 1090
9661
DyLEMaty / Re: Transplantologia
« dnia: Marca 25, 2015, 04:12:48 pm »
Na te tereny, ktore tu roztaczasz, ja w ogole nie bede wchodzil. Licytowanie sie na osoby, na ich wiare, emocje i jakies personalne, wzajemne przepychanki mnie nie interesuje. Nie po to spedzilem tyle czasu na czytaniu o technikaliach, zebym to teraz przekreslil i zeskoczyl pare pieter nizej, na poziom abstrakcyjno-motywacyjny. Mozna, owszem o tym rozmawiac, ale rownolegle i odrebnie od kwestii technicznych, a zarazem na pewno nie na zasadzie: Ktos tam powiedzial cos tam, a ktos inny cos innego, a ja sie podczepiam do sekty tej i sie z ta sekta, oraz z jej pogladami identyfikuje, oraz biore za nie odpowiedzialnosc. W podobne tony uderzal wlasnie ten lekarz, z linka Mazistej.

Ok, już wyjaśniam. Zacznę od tego, że b. mi się podoba - serio - to, że postanowiłeś skupić się na technikaliach. B. to w duchu Konstruktora z "Summy..." (jak sądzę, i dawałem temu wyraz, niedościgłego wzorca, do którego powinniśmy równać w trakcie wszelkich tu naszych poważniejszych rozważań). To jest b. dobre postawienie sprawy.

Teraz wyjaśnię dlaczego wplotłem tu wątek plotkarsko-brukowy (czyli kto w co wierzy i na ile to ew. zabawne, z zewnątrz patrząc)... Otóż, przyznaję bez bicia, że podejrzane wydają mi się wszelkie te sytuacje gdzie ktoś zaczyna od - płynącej z prywatnych, tak ugruntowanych, że w psychice danego ktosia nijak nieobalalnych, przekonań - tezy i stara się do niej dobierać argumenty. Stanowczo wolę sytuacje, gdy teza wynika ze zgromadzonego materiału badawczego. (Dlatego zahaczyłem tu o kreacjonizm, najbardziej chyba osławiony przykład sytuacji pierwszego typu.) Nie znaczy to, oczywiście, że nikt nigdy w dziejach Nauki nie zdołał nigdy udowodnić badaniami czegoś co prywatnie mu świtało, ale podejrzliwość pozostaje (bo osoba taka - z dużym prawdopodobieństwem - będzie, minimum mimowolnie, stronnicza, odległa od naukowego obiektywizmu).
To jednak pół biedy, bo - o czym w sumie była mowa - prywatne oszołomstwo (przykro mi, ale tak muszę zaklasyfikować poglądy zarówno Norkowskiego, jak i Ecclesa), nie ma znaczenia, póki metoda naukowa jest rzetelna (nie słyszałem, by kto podważał dokonania M. Giertycha w zakresie dendrologii, na tej podstawie, że ów pan w smoka wawelskiego wierzy).
Tylko, właśnie, musimy mieć pewność, że stoimy na gruncie naukowym, nie tez metafizycznych (tj. niefalsyfikowalnych).

W związku z czym chciałbym od Ciebie usłyszeć odpowiedzi na kilka pytań (z krótkim uzasadnieniem).
1. Czy w świetle Twojej wiedzy/Twojej interpretacji zgromadzonej wiedzy pozostaje jednoznacznie w mocy maksyma "no brain - no gain" (oczywiście w odniesieniu do organizmów o pewnym stopniu komplikacji budowy, w tym do Ohydka vel Lepniaka); tj. czy istota bezmózga - o ile nie jest pantofelkiem lub orchideą - martwa jest de facto (minimum: trwale nieprzywracalna do - choćby skrajnie zaburzonej - świadomości)?
2. Jeśli tak, to czy - nadal w oparciu o wiedzę medyczną - uznajesz istnienie kryteriów pozwalających na jednoznaczne stwierdzenie, iż mózg jest martwy (z wyliczeniem jakie to są kryteria i dlaczego właśnie one)*?
3. Czy sądzisz, że badania testujące zaproponowane w odpowiedzi na punkt drugi oznaki życia/śmierci są w praktyce realizowalne w Polsce (przy obecnym stanie służby zdrowia, sprzęcie jakim dysponują szpitale, średnim poziomie kwalifikacji kadr medycznej) i to nie od wielkiego dzwonu, na pokaz, w przodujących klinikach, a w zwykłych, przeciętnych szpitalach? (Nie interesują mnie bowiem zapisy idealne na papierze, skazane na pozostanie martwą literą. Konstytucja ZSRR była, bodaj, b. udana, ale co z tego...)

* Tu wyjaśnienie, dlaczego uważam to akurat pytanie za kluczowe: otóż dlatego, bo;) jeśli nie podasz tego jednoznacznie, mogę się obawiać, że będziemy mieć do czynienia z "życiem dziur" (przez analogię do "Boga dziur") czyli przekonaniem, iż może są poniżej obecnego progu wykrywalności jakieś objawy życia, których znanymi dziś metodami badawczymi stwierdzić się nie da) i tak właściwie pewnym być śmierci można dopiero gdy pacjent zacznie gnić (jak szydził maziek pisząc o kościach). Jest to istotne o tyle, że z każdym kolejnym postępem metod diagnozowania, teoretycznie rozwiewającym poprzednie wątpliwości, możemy znów twierdzić, że są objawy kolejne, jeszcze bardziej utajone i tak w koło Mazieju ;), aż zejdziemy na poziom subatomowy, gdzie ruch nigdy nie ustaje (co oznacza, że równie dobrze możemy nieuchwytne objawy owe do wiadomego Czajniczka wsadzić i na orbitę niewykrywalną puścić). Ma to przy tym znaczenie praktyczne dalece głębsze niż tylko sprawa transplantacji - załóżmy nawet, że wszyscy obywatele gremialnie podpiszą, iż nie życzą sobie być rozbierani na półtusze... znaczy... na przeszczepy, pozostanie jednak kwestia blokowania dostępu do respiratorów itp. nowym, rokującym, pacjentom, przez tych, którzy w świetle skumulowanej wiekami wiedzy medycznej szans odżyć nie mają. (Tak, indywidualna delikatność sumienia, i obawa, że może się coś niewykrywalnego przeoczyło, może mieć b. przykre skutki praktyczne. I owocować większą ilością trupów niż ew. niedostatecznie porządna diagnostyka, która raz na n razy zaowocuje uznaniem półżywego za trupa i zaniechaniem udzielania mu pomocy - co też jest, ofkors, tragiczne.)
Oczywiście pozostaje to w związku z pytaniem czy faktycznie znamy udokumentowane przypadki odżycia pacjentów, u których zgodnie z porządnie zastosowaną procedurą stwierdzono BD.

Jeśli już odpowiedziałeś, na któreś z moich pytań, to - z góry przepraszając za fatygę - prosiłbym o powtórną łopatologiczną, odpowiedź, jak dla prostego, przytępego, chłopa (którym jestem).

Tu jeszcze słówko o Ecclesie - jego (i Poppera) tezy z "The Self and Its Brain" są b. w porządku, z punktu widzenia roli jaką miały pełnić - znaleźć lukę w fizykalnym paradygmacie, w który zdoła się wcisnąć WW i dusza ("dusza dziur", znów od "Boga dziur" niedaleko). Filozoficznie można postawić dowolnie niefalsyfikowalną tezę, cała metafizyka na tym polega. Gdybym jednak miał traktować to serio jako Naukę zapytałbym zaraz jakimi metodami da się wykrywać psychony (co by nam zresztą zaraz problem rozwiązało - wykrywamy, że psychonów nie ma, bo się od synaps odkleiły - znaczy: trup 8)).

ps. Jak guglałem sobie nt. mózgu i świadomości taki pan mi się wygrzebał:
http://marcinmilkowski.pl/pl/o-mnie
(Z tematem wiele wspólnego nie ma, ot, tyle, że jego zdaniem da się doskonale wyjaśnić świadomość pracą mózgu, co wszelkie hipotezy duszy czyni zbędnymi, ale zawsze Polak publikujący w MIT Press.)

9662
Lemosfera / Re: Ijon Tichy
« dnia: Marca 25, 2015, 02:59:42 pm »
Jeszcze a'propos nazwiska Tichy, po latach...

Tak się zaczynam zastanawiać czy nazwisko naszego gwiazdokrążcy, poruszającego się po tak tętniącym życiem Kosmosie, nie jest aby żartobliwą aluzją do nazwiska - wspomnianego w sumie na Forum (i to przeze mnie ;D) - wielkiego uczonego radzieckiego Gawriła Tichowa, ojca astrobiologii (który zasłynął hipotezą, że obserwowane plamy na powierzchni Marsa to roślinność):
https://ru.wikipedia.org/wiki/Тихов,_Гавриил_Адрианович
http://adsabs.harvard.edu/abs/2013ahs..book..175B

9664
DyLEMaty / Re: Transplantologia
« dnia: Marca 23, 2015, 01:11:30 pm »
Trudno mi ocenić solidność neurofizjologicznej roboty tego gościa

Jakby byli chętni do oceniania, służę przykładami ;):
- "The Physiology of Synapses" (1964),
- "The Excitatory Synaptic Action of Climbing Fibres on the Purkinje Cells of the Cerebellum", J. Physiol. (1966), 182, pp. 268-296.

Przy czym najciekawsze bodaj, że słynną pracę o tym jak to - świadomie trywializując - dusza mózgiem powoduje, manipulując prawdopodobieństwem zdarzeń na synapsach, "The Self and Its Brain" (1977), napisał do spółki z ulubieńcem Dillingera - Popperem. (Inna sprawa, że Popperowi wolno, filozof... :P)

9665
DyLEMaty / Re: Transplantologia
« dnia: Marca 23, 2015, 10:34:01 am »
A z ta świadomością, "nie definiuję, bo wierzę że jest (bo sam mam)" to jest w sensie podejścia naukowego cofnięcie się do kamienia łupanego (jest to co widzę).

Przy czym - o ironio - mimo takiej postawy, z ocierającej się o obsesję motywacji zrozumienia własnego umysłu - odwalił po drodze kawał solidnej neurofizjologicznej roboty, paradoksalnie dostarczając jakiegoś kawałka układanki tym, którzy w przeciwieństwie do niego, wolą szukać materialistycznego wyjaśnienia świadomości zamiast - z Czwartkiem - wołać "Cud! Cud!".

9666
DyLEMaty / Re: Transplantologia
« dnia: Marca 22, 2015, 10:22:28 pm »
Nie tylko przez szacunek dla ich osobistej prywatnej godności (mam na myśli przy7puszczalny dyskomfort, który mogłoby im sprawiać przedstawienie moich szczerych poglądów)

Jeszcze raz wracając do korespondencji S.L. z M.K. Mistrz tam prawi:

"uważam, że intencja odbierania komuś wiary jest dziwnie podobna do intencji odbierania komuś tego, co mu najdroższe i najbliższe"

Zaś przywołany przeze mnie Eccles to ciekawa postać (na oko blisko mu miejscami do Penrose'a z jednej strony, a do Jacyny z drugiej; do tego kumpel Poppera):
http://en.wikipedia.org/wiki/John_Eccles_(neurophysiologist)
TU jeszcze parę zeń cytatów:
http://adonai.pl/wiecznosc/?id=83

Ale robienie z niego patrona krucjat anty-BD jest jednak naciągane, albowiem rzekł był w jednym z wywiadów:

Zatem nie można uznać świadomości za zjawisko o charakterze materialnym?
J. Eccles: Zawiera ona element materialny wyłącznie w tym sensie, że do jej istnienia niezbędne jest funkcjonowanie odpowiedniej struktury w mózgu.
Jak w takim razie zdefiniowałby pan świadomość?
J. Eccles: Mam złotą zasadę nigdy niczego nie definiować. Wierzę w istnienie świadomości, ponieważ jej doświadczam: to moje codzienne doznanie.
Bądźmy więc bardziej precyzyjni. Która właściwość umysłu, stanowiąca element świadomości, może podlegać kontroli mózgu?
J. Eccles: W oderwaniu od mózgu trudno właściwie mówić o świadomości. To mogłoby być może życie w zaświatach, ale ja nic o tym nic nie wiem. Nie chciałbym, abyśmy zapuszczali się na ten teren. Nie wykluczam możliwości istnienia zaświatów, jednak nie potrafię ustalić tego naukowo. Wszystko, co dzieje się w mózgu, odnosi się do świadomości, i na odwrót - świadomość odsyła do pewnych procesów zachodzących w mózgu. Na przykład, aby wziąć do ręki tę szklankę, muszę najpierw o tym pomyśleć.

http://infra.org.pl/nauka/czowiek/1287-mozg-a-wiadomo-wywiad-z-prof-j-ecclesem.html

(Wywiad do "Paris Match'a", brukowca w sumie, polski przekład na stronie raczej dziwnej, ale zakładam, że myśl Ecclesa może być wiernie oddana. Podobnie zakładam uczciwość cytowania wcześniej zlinkowanej teistycznej strony, acz tam nie wykluczam nadinterpretacji - i tak specyficznych - tez ecclesowych, by było jeszcze bardziej po katolicku.)

9667
DyLEMaty / Re: Transplantologia
« dnia: Marca 22, 2015, 07:31:28 pm »
Musisz rozumować wg logiki innej od mojej

Jest to możliwe. Wgłąbmy się w argumentację przeciwników orzekania BD (bo tak to chyba należy, po imieniu, nazwać), za jej przykład biorąc silący się na zachowanie pozorów obiektywizmu tekst z "T.P.", pisany b. po myśli Norkowskiego (który poniekąd robi za jego bohatera głównego):
http://tygodnik.onet.pl/kraj/zwloki-z-bijacym-sercem/mpbn0

Znajdziemy tam taki passus:

"Słynny neurofizjolog John Eccles, laureat Nagrody Nobla, był przekonany, że się nie da: "Najważniejsza realność mojego doświadczalnego »ja« - głosił - nie może być zidentyfikowana z mózgiem, neuronami i impulsami nerwowymi. Uważam, że w mojej egzystencji leży fundamentalna tajemnica przewyższająca każde biologiczne wytłumaczenie"./.../
O. Norkowski, który wciąż pamięta doświadczenie bostońskiej nocy, sugeruje, że nie sposób zmierzyć się z zagadnieniem świadomości bez wkroczenia na grunt filozofii."


Nie wiem jak w wypadku NEXa, ale w wypadku Ecclesa i Norkowskiego wyraźnie widać, że mamy do czynienia z motywacją - i logiką - mistyków raczej, niż naukowców, przynajmniej w przedmiotowej kwestii. Że dowody - jak u kreacjonistów - będą zawsze dobierane pod przyjętą z góry tezę ( tym wypadku: jakoby mózg nie był w sumie istotny, jak wszystko z dziedziny biologii, zresztą, gdy o świadomości mowa).

(Swoją drogą jest dla mnie ciekawe, że umysł tej miary co Eccles potrzebuje się podbudowywać w sposób charakterystyczny dla faceta, którego rodziciel nie wycofał się, aby tak rzec, w porę, z tej wypowiedzi Tarantogi, com ją ledwo co przytaczał.)

9668
Hyde Park / Odp: Pytam:
« dnia: Marca 22, 2015, 04:48:29 pm »
Ni ma sa tso. Tylko czy, wobec tego, cytat w artykule nie powinien być skorygowany, gwoli uniknięcia faktu prasowego?

(No, chyba, że kto wygrzebie faktycznie wersję czteropytaniową...)

9669
Hyde Park / Odp: Pytam:
« dnia: Marca 22, 2015, 08:54:33 am »
Przekartkowałem "Wizję...", ale nic nie znalazłem. Coś mnie tknęło, by sięgnąć do "Pokoju..." (dla mnie on też jest arcy-). Tam zaś znalazłem:

"U Tarantogi widziałem ciekawą nową encyklopedię, mianowicie Leksykon strachu. Dawniej, jak wyjaśniała ta księga, strach miał źródło w Nadprzyrodzonym: w czarach, urokach, jędzach z Łysej Góry, w heretykach, ateistach, czarnych magiach, demonach, duszach pokutujących, w rozwiązłym życiu, w abstrakcyjnej sztuce, w wieprzowinie, natomiast w epoce przemysłowej przeprowadził się do jej produktów. Nowy strach oskarżał o zgubne działanie pomidory (wywołują raka), aspirynę (wypala dziury w żołądku), kawę (rodzą się po niej garbate dzieci), masło (wiadomo - skleroza), herbatę, cukier, auta, telewizję, dyskoteki, pornografię, ascezę, środki antykoncepcyjne, naukę, papierosy, elektrownie atomowe oraz wyższe wykształcenie. Wcalem się nie dziwił powodzeniu tej encyklopedii. Profesor Tarantoga uważa, że ludziom trzeba dwóch rzeczy. Po pierwsze odpowiedzi na pytanie KTO, a po drugie na pytanie CO. Przy pierwszym pytaniu chodzi o to, KTO jest wszystkiemu winien. Odpowiedź ma być krótka, wskazująca, jasna i wyraźna. Po wtóre, ludziom potrzebne jest to, CO stanowi tajemnicę. Już od dwustu lat uczeni irytowali wszystkich tym, że wiedzieli zawsze więcej i lepiej. Jakże miło ich ujrzeć bezradnych wobec trójkąta bermudzkiego, latających talerzy, duchowego życia roślin. Czy to nie satysfakcjonuje, gdy prosta paryżanka w klimakterze zna całą przyszłość polityczną świata, natomiast profesorowie są w tym ciemni jak tabaka w rogu.
Ludzie, powiada Tarantoga, wierzą w to, w co chcą wierzyć. Wziąć choćby taki rozkwit astrologii. Astronomowie, którzy na zdrowy rozum powinni o gwiazdach wiedzieć więcej niż wszyscy inni ludzie razem wzięci, twierdzą, że gwiazdy mają nas gdzieś. Są to olbrzymie kule rozżarzonych gazów, kręcące się od początku świata i związek ich z naszym losem jest na pewno znacznie mniejszy niż skórki od banana, na której można się pośliznąć i złamać nogę. Jednakowoż nikt nie interesuje się skórkami bananów, natomiast poważne pisma ogłaszają astrologiczne horoskopy i są nawet kieszonkowe komputerki, które można przed dokonaniem giełdowej transakcji spytać, czy gwiazdy jej sprzyjają. Ten, kto głosi, że łupina owocu może wywrzeć większy wpływ na los człowieka aniżeli wszystkie planety z gwiazdami razem wzięte, nie będzie wysłuchany. Facet przyszedł na świat, ponieważ jego rodziciel nie wycofał się, aby tak rzec, w porę, i przez to właśnie został jego rodzicielem. Jego rodzicielka, widząc co się stało, brała chininę, skakała równymi nogami z szafy na podłogę, ale to jakoś nie pomogło. Facet pojawia się więc, kończy jakąś szkołę i pracuje w sklepie z szelkami, na poczcie lub w biurze meldunkowym. Naraz dowiaduje się, że jest całkiem inaczej. Planety tworzyły specjalną koniunkcję, znaki zodiaku układały się z uwagą i wytrwałością w taki szczególny wzór, jedna połowa niebiosów zmawiała się z drugą po to, żeby on mógł powstać i stać za ladą bądź siedzieć za biurkiem. To podnosi na duchu. Cały wszechświat kręci się wokół niego i nawet jeśli mu nie sprzyja, nawet jeżeli gwiazdy ułożą się tak, że producent szelek robi plajtę, a on traci przez to posadę, przecież jest to milsze, niż wiedzieć, gdzie gwiazdy mają go naprawdę i w jakiej mierze się o niego troszczą. Wybij mu to z głowy, razem z wiadomością o sympatii, jaką darzy go jego kaktus w doniczce pod oknem, i co zostanie? Bosa, biedna, goła pustka i beznadziejna rozpacz. Tako rzecze profesor Tarantoga, ale widzę, żem zbyt daleko odskoczył od tematu."


Znaczy, tych pytań egzystencjalnych nieco mniej...

9670
Lemosfera / Odp: Ulubione cytaty z Lema
« dnia: Marca 21, 2015, 03:56:51 pm »
Jako się rzekło, trochę Sekuły.

"Nie pamiętam dokładnie cyfr (pamięć zawodzi mnie ostatnio), ale czytałem, jak nieprawdopodobne jest powstanie żywej komórki ze zbiorowiska atomów… coś jak jedna szansa na trylion. Potem, żeby się te komórki w liczbie iluś tam bilionów odpowiednio zebrały, konstytuując ciało żywego człowieka! Każdy z nas jest losem, na który padła główna wygrana: parędziesiąt lat życia, wspaniałej zabawy. W świecie gazów rozpalonych, wirujących do białości mgławic, twardego mrozu kosmicznego pojawił się wyskok białka, galaretowatej mazi, usiłującej natychmiast rozleźć się w wyziewy bakteryjne i gnicie… Sto tysięcy kruczków utrzymuje ten dziwaczny podskok energii, który jak błyskawica rozdziera materię na trwanie i ład: węzeł przestrzeni pełzający w pustym krajobrazie, i po co? Po to, aby niebo znalazło potwierdzenie w czyimś oku? W oku, rozumie pan? Czy nigdy nie zastanawiał się pan nad tym, dlaczego chmury i drzewa, złotogniade jesienią, bure zimą, ten pejzaż deklinowany przez pory roku, dlaczego wszystko wali w nas pięknem jak młotem, jakim prawem się tak dzieje? Przecież powinniśmy być czarnym prochem międzygwiezdnym, strzępami mgławicy Psów Gończych, przecież normą jest huczenie gwiazd, potop meteorów, próżnia, ciemność, śmierć…"

To by pasowało do "Ludzkość jako gatunek" zasadniczo.

A tu znów Sekuła-holista, czyli Sekuła ciut podejrzany (gdzieś mi się zazębia z tym co kiedyś Term pisał):

"— Niech pan pamięta — ciągnął Sekułowski — że wszystko jest we wszystkim. Najdalsze gwiazdy wpływają na obwolutę kielicha kwiatowego. W rosie dzisiejszego poranka jest wczorajszy obłok. Wszystko splata wszechobecna zależność. Żadna rzecz nie może wyjść spod władzy innych. A tym bardziej rzecz myśląca, człowiek. Kamienie i twarze odbijają się w pańskim śnie. Zapachy kwiatów zakrzywiają drogą naszych myśli."

Ale i jakoś kojarzy się to wszystko i z kolejnym cytatem, tym razem bezpośrednio z Mistrza (znów słowa skierowane do do M.K.):

"Oczywiście, że Kosmos to coś potwornego — z tym że on jest wszędzie, w biurku, w ekskremencie, w zębie, w kościach żywego człowieka, a nie tylko w jakichś tam gwiazdach i innych mgławicach. I zamachy na Kosmos moich postaci muszą się źle kończyć, taki jest porządek rzeczy — nie wydaje mi się, żeby tu można wymyślić cośkolwiek innego (inne wyjście) UCZCIWIE."

(Bo, owszem, Sekuła się zamachiwał...)

9671
DyLEMaty / Re: Transplantologia
« dnia: Marca 21, 2015, 03:39:19 pm »
Pozwolę sobie na drobne dygresje
Cytujac Lema
a raczej Sekułę, by trochę Lema wlać w ten Wasz dialog.

Natomiast pomysl, ze od ustawodawcy  nie nalezy wymagac znajomosci tematu, co do ktorego tworzy prawo, z wszystkimi prawnymi konsekwencjami to jakis kabaret. Tak, tak, wiem: Wspieraja sie expertami. Ale to nie zwalnia ich z obowiazku znajomosci tematu. Oczywista oczywistosc :)

Wymagać to sobie można i od słoni latania. Tymczasem...
- primo (to jest właśnie cytat ;)): "Politycy są ludźmi nazbyt głupimi, aby można przewidywać ich postępki rozumowaniem",
- secundo: sprawa Migalskiego (była o niej na Forum mowa) pokazuje, że nawet w wypadku polityków jako-tako rozgarniętych wypracowanie sobie przez nich znajomości wszystkich, czy choć większości, głosowanych tematów - na poziomie choćby takim, jaki jest konieczny do prowadzenia niniejszej dyskusji - jest fizyczną niemożnością. (Za dużo ustaw, za dużo dokumentów do przeczytania itd.),
- tertio: jak w szpitalu sprzętu diagnostycznego nie ma, to i najlepsze prawo nie pomoże.

A'propos prawa:
http://www.mp.pl/oit/aktualnosci/show.html?id=91891

Przypadek dla mnie podobny do prof. Macieja Giertycha - dobry specjalista w swojej dziedzinie, ale zaraz za nią szaman. To moje zdanie oczywiście, zdanie nikogo. Ale ja nim (prof. Talarem) i jego tezami nie będę się dłużej zajmować, tak jak przestałem się zajmować badaniami zespołu Macierewicza.

Sugerujesz sytuację typu:

"— Tak, tak. Większość naukowców to właśnie tacy rachmistrze. Nie ślinią się wprawdzie, ale zacieśnieni są do swojej dziedziny… miałem znajomego lichenologa. Pan może nie wie. co to jest? — dodał znienacka.
— Wiem — odparł Stefan, który nie wiedział rzeczywiście.
— No… taki chabaźnik, specjalista od mchów i porostów — mimo to objaśnił Sekułowski. — Taki strach, na wróble, konopiasty łeb. Umiał tyle łaciny, żeby klasyfikować, tyle fizjologii, żeby móc pisać artykuły, i tyle znał się na polityce, żeby swobodnie rozmawiać ze swoim woźnym. Kiedy się w dyskusji wyszło za grzyby, tumaniał. Nasz świat roi się od takich „genialnych rachmistrzów”, tylko że oni wykształcili swą biedną umiejętność w kierunku pożytecznym społecznie, więc się ich toleruje. Literatura pełna jest takich, którzy pisząc do praczki stylizują z myślą o pośmiertnym wydaniu listów… no, a lekarze?"


Pytanie poboczne czy chabaźnik to synonim chabadnika, czyli zwolennika tego nurtu?
http://pl.wikipedia.org/wiki/Chabad-Lubavitch
http://en.wikipedia.org/wiki/Chabad
Do czego ciekawostka apropośna:
http://www.jewishjournal.com/the_ticket/item/jon_voight_chabadnik_at_heart

Szkoda życia na bzdury.

Teraz cytując Lema-bez maski - tym razem korespondencja z Kandlem (Kandelem?):

"Po prostu uważam, że na mielenie sieczki i przelewanie z pustego w próżne szkoda w tym krótkim życiu czasu."

ps. Ten cały Sekuła miał zresztą parę fajnych myśli, ale to już temat do innego wątku.

9672
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Marca 20, 2015, 11:17:58 pm »
Eee, nic. Niebiański Wilk wypluł Słońce nawet bez bicia w bębny i strzelania na postrach.

9673
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Marca 20, 2015, 10:55:11 pm »
Mi o zaćmieniu przypomniał w ostatniej chwili, via GG startrekowy współforumowicz. Faktycznie, przez okno było wówczas widać, że niebo jest ciemniejsze. Wylazłem więc przed dom, okazało się, że Słońce zasłaniają cokolwiek drzewa i okoliczne budynki, ale skojarzyłem, że powinienem mieć dobry widok z położonej na samym szczycie mojego domu kuchni (oglądałem z niej też zaćmienia Księżyca i - te dwa razy gdy nie spędzałem Sylwestra balując - noworoczne sztuczne ognie). Pognałem do kuchni jak głupi i z rozpędu popatrzyłem na Słońce gołym okiem (a nawet gorzej, tak się - już patrząc - uparłem, że jednak się na to Słońce pogapię, że choć mnie raziło wpatrywałem się tak w nie relatywnie długi kawałek czasu). Tyle moich obserwacji, bo zanim oczy wróciły mi do normy, zaćmienie zaczęło się kończyć (tzn. nie chodzi mi o to, że zaćmienie całkiem się skończyło, bo - wiadomo - że jeszcze potrwało, a o to, że skończyła się kulminacja; zaćmienie znikomego ułamka słonecznej tarczy to już nie to).

Powinienem był się zawczasu przygotować jak maziek, który - widzę - zdjęcia nawet porobił ::).

9674
Hyde Park / Odp: Fakty medialne
« dnia: Marca 18, 2015, 03:32:28 pm »
De Zad - który "zalecał koprolatrię jako kult łajna, celebrowanego na złocie przy dziękczynnych chorałach, gdyby go bowiem nie było, tłumaczył, koniecznie należałoby je wynaleźć!" - был прав?
http://wyborcza.pl/1,75476,17488473,W_kupie_sila__Uwaga__tekst_zawiera_fekalne_tresci_.html

9675
Hyde Park / Odp: no nie mogę...
« dnia: Marca 17, 2015, 11:18:05 am »
Sądzisz, że fenomenologię kota da się rozumem ogarnąć (choćby i taoistycznym)? ;)

ps. Ciągłość cywilizacyjna:

Strony: 1 ... 643 644 [645] 646 647 ... 1090